Migawka z Międzywodzia

18 lipca - 8 sierpnia 2004

NA OBOZIE:

Słońce, plaża, piękna pogoda.
W Międzywodziu Cię czeka przygoda.
Każdy znajdzie tu coś dla siebie
I poczuje się jak w niebie.

Brat Kapłan konkursy nam organizuje
I "Grześkami" częstuje
Ten kto zna Biblię dużo ich dostanie
Lecz musi najpierw rozwiązać zadanie.

Dziki co wieczór do nas przychodzą
A nasze dzieci wcale ich nie głodzą
Kanapki, arbuzy i pyszne banany
Tak oto nasze świnki rozpieszczamy

A kto chce się zmierzyć
ze śmiałym wikingiem
Niech z nami na Wolin
uda się migiem.

Tak oto w skrócie życie wygląda
Na naszych cudownych,
słonecznych koloniach.



Do tych poetyckich opisów obozowego życia i wspaniałych przygód należy jeszcze dodać eskapadę na wyspę Bornholm - czuliśmy się jak na "Titanicu", z tym że szczęśliwie wróciliśmy w obozowe pielesze - oraz wyjazd do "Heide Park" w Niemczech - kosmiczne loty, największa kolejka górska, która pomyka z prędkością 120 km/godz. i wiele innych atrakcji.

Był też czas relaksu na słonecznej plaży oraz chwile wieczornego wyciszenia i refleksji podczas modlitwy w blasku zachodzącego słońca powoli "zatapiającego się" w Bałtyku. Jednakże na obozie nie zapomnieliśmy o tym, że po wakacjach wrócimy do naszej codzienności, w tym również do zwyczajnych problemów i różnych niebezpieczeństw. Poważnym współczesnym zagrożeniem dla młodych ludzi są narkotyki. Każdego dnia narażeni jesteśmy na zaczepki na ulicy, niekiedy i w szkole. Musimy się uczyć, jak bronić się przed nimi, żeby mieć odwagę powiedzieć: "Przepraszam, nie biorę". Tę sprawę omawialiśmy podczas szczególnej "lekcji" z aktorami krakowskiego teatru. Taka nauka asertywności jest bardzo potrzebna.

Udaliśmy się także w świat iluzji za sprawą polskiego "Dawida Coperfielda" (należy oczywiście zachować właściwą skalę porównawczą do tego światowego fenomenu magii). Odbył się "chrzest kolonijny", podczas którego pełno było śmiechu, krzyków, radości... Szaleliśmy na dyskotekach prowadzonych przez wspaniałych "disc jockeyów" - Michała Jankowskiego i Adriana Koszewskiego, przekomarzając się z kapłanem o przedłużenie czasu na tańce, zresztą z miernym skutkiem.

Medyczną opiekę i 24-godzinny dyżur matczynej dobroci sprawowała siostra Kasia Rek, aplikując potrzebującym witaminkę C i jakieś straszne pigułki... Z miłością patrzyły na nas spokojne, dobre i wyrozumiałe oczy siostry Marty, siostra Ewa "Stułbia" prowadziła wykłady z biologii dla zafascynowanych sobą par. W Międzywodziu były także siostry: Ania, Ela, Aneta i bracia: Łukasz oraz Michał, nasi młodzi wychowawcy, którzy nie tak dawno sami byli obozowiczami. Teraz oni stanęli po drugiej stronie "barykady" i wywieść ich w pole było trudno. Wszystkie fortele kolonistów znali doskonale ze swojego doświadczenia obozowego. Jesteśmy wdzięczni całej kadrze! Było wspaniale!!!

Gościliśmy ojca biskupa M. Ludwika i kapłanów: M. Bernarda i M. Ładysława. Także wielu rodziców przekonało się na własne oczy czym jest dla nas, młodych, kolonijna rodzina w Międzywodziu. Obozowicze z wcześniejszych lat, dziś tatusiowie i mamusie odwiedzając swoje pociechy wypoczywające na obozie, z łezką w oku wspominali własne młodzieńcze wakacje w Filipowie, w Ostrowi k/Jastrzębiej Góry...

Szybko i wspaniale minęły nam trzy tygodnie na obozie. Żegnaliśmy się ze smutkiem i łzami pocieszając się, że niedługo zobaczymy się znowu. Do zobaczenia za rok w Międzywodziu! Ale zanim nadejdą wakacje 2005, będziemy mogli uczestniczyć w spotkaniach organizowanych w parafiach.

Robert Ceregra - wieloletni uczestnik

(fragment "Mariawita" 7-9/2004)