Zimowisko w Zakopanem
16-28 stycznia 2006
Zimowiska trwające od 16 do 28 stycznia 2006 r. spędziliśmy w Zakopanem. Gościli nas państwo Galicowie, ale trafić do bacówki po nazwisku gospodarzy było trudno. W Polsce podobno najwięcej jest Kowalskich i Nowaków, ale w Zakopanem dominujące nazwisko to Galica. Dlatego trzeba znać przydomki górali, żeby wiedzieć o kogo chodzi. My przebywaliśmy u "Tirlików". Pradziad naszych gospodarzy miał smykałkę do zaśpiewów i kończył je zawsze słowami: tirli, tirli, trili. I stąd wziął się ich przydomek?
W tym roku zima nie żałowała nam swych uroków. Było śnieżnie i mroźno. Wiele czasu spędzaliśmy więc na sankach i nartach. Szusowaliśmy też na pontonach w lodowatym kanionie, co szalenie podnosiło adrenalinę i wyzwalało nie lada emocje. Miłych wrażeń dostarczały nam piękne górskie widoki, a także spotkania przy kominku i radosne śpiewy polskich kolęd. Wielką gratką dla kibiców narciarskich była obecność na konkursie Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem. W naszej grupce panowała ciepła, rodzinna atmosfera. Bawiliśmy się razem, pomagaliśmy sobie, starsi uczestnicy zimowiska troszczyli się o młodszych, czego wyrazem było m.in. czytanie przez nich młodszym dzieciom bajek na dobranoc.
Każdy dzień zaczynaliśmy od modlitwy i przyjęcia Komunii Świętej. Kapłan M. Grzegorz Dróżdż, kierownik naszego zimowiska, zawsze rano przed Mszą św. opowiadał nam pouczające historie, aby wzmocnić naszą wiarę w Boga, nauczyć nas miłości i szacunku do Sakramentu Eucharystii oraz Dzieła Wielkiego Miłosierdzia. Jedna z opowieści dotyczyła zdarzenia z okresu II wojny światowej.
Grupa polskich żołnierzy, którzy po kampanii wrześniowej dostali się do niewoli niemieckiej, w heroiczny sposób udowodniła swoją wielką cześć dla Przenajświętszego Sakramentu. Działo to się gdzieś na tyłach Rzeszy Niemieckiej. Esesmani prowadzili polskich jeńców do pracy, a naprzeciw nim szedł kapłan niemiecki z wiatykiem do chorych. Żołnierze na ten widok rzucili się na kolana. Mimo bicia pejczami i gryzienia przez psy, trwali tak, aż duchowny z Przenajświętszym Sakramentem oddalił się.
Już po wyzwoleniu Polacy odwiedzili owego kapłana, aby podziękować mu za pomoc, jakiej udzielał im w czasie niewoli. Wówczas on bez słowa pokazał im księgę pamiątkową. Przeczytali opis wydarzenia z drogi do chorych i ostatnie zdanie: Naród, który tak kocha Eucharystię nie może zginąć. Istotnie, naród polski i jego cześć do Przenajświętszego Sakramentu nie umarła.
Ten duchowny niemiecki może nie wiedział, że Polka, św. M. Franciszka otrzymała od Pana Jezusa Objawienie Dzieła Wielkiego Miłosierdzia, w którym wszyscy dostaliśmy pouczenie, że ostatni ratunek dla ginącego w grzechach świata jest we czci dla Przenajświętszego Sakramentu. Proboszcz niemieckiej parafii nie wiedział, ale my wiemy i jesteśmy przekonani, że cały świat, w tym i nasza ojczyzna może skorzystać z Miłosierdzia Bożego. Wiele było takich patriotycznych i religijnych akcentów podczas naszego zimowego wypoczynku w górach.
Kapł. M. Grzegorz pragnąc zaszczepić w nas umiłowanie pracy, wytrwałości i poczucia obowiązku dawał nam za przykład górali. Przytaczał różne opowieści, niektóre bardzo zabawne, jak ta o jesiennej powodzi i góralskim kapeluszu. Po spienionej wodzie, która rozlała się szeroko po polach, kapelusz nieustannie pływał z prądem i pod prąd. Ze zdziwieniem przyglądał się temu turysta.
- A cóż to takiego? - spytał spotkanego górala.
- A to nic, panocku, jeno Franek Gąsienica orze swoje pole - brzmiała odpowiedź.
O tym, że górale to pracowici ludzie mogliśmy przekonać się naocznie obserwując, jak nasze "Tirliki" uwijają się codziennie niczym mróweczki, by zaspokoić wszystkie pragnienia ceprów z Mazowsza.
A tak już poza kwestią wychowawczą, to podróże kształcą, umacniają naszą wiarę, dzięki nim zawiązują się przyjaźnie. Uczą również pracy nad sobą, o czym przekonaliśmy się na przykładzie jednego z naszych kolegów. Na początku zimowiska był totalnym laikiem narciarskim, a na zakończenie już narciarzem "pełną gębą", szusujący odważnie z Kotelnicy czy Bani.
Pobyt w Zakopanem dostarczył nam wszystkim wspaniałych przeżyć i niezapomnianych doznań. Mam nadzieję, że spotkamy się tam znów za rok.
Uczestniczka Paulina (Mariawita 1-3/2006)