Mariawita nr 1-3/2005

A gdy to mówili, stanął Jezus w pośrodku nich i rzekł im:

Pokój wam!

(Łk 24, 36; tłum. mariawickie)

Na Bliskim Wschodzie od czasów biblijnych patriarchów był zwyczaj, że gdy ludzie się spotykali, życzyli sobie pokoju. Tak jak u nas życzymy sobie dobrego dnia, tak tam życzono sobie pokoju i pozdrawiano się słowem "Szalom!" Ludzie Wschodu wiedzieli, czego przede wszystkim potrzeba ludzkiemu sercu. Dopóki człowiek żyje na ziemi serce jego bywa szarpane różnymi kłopotami, rozterkami, bólem, smutkiem i niepewnością. Jest wiele powodów, przyczyn obiektywnych i subiektywnych, dla których ludzkie serce jest niespokojne. Św. Augustyn mówił, że niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Panu.

O, jak bardzo potrzebowali tego słowa uczniowie Pana Jezusa. Oni w Wielki Piątek przeżyli prawdziwy wstrząs. Spodziewali się, że ich Mistrz odkupi naród Izraela, założy nowe królestwo, a oni w tym królestwie zajmą poczesne miejsce. A oto stali się świadkami poniżenia, męki i w ludzkim rozumieniu, haniebnej śmierci Pana Jezusa na drzewie krzyża. Ich marzenia, nadzieje i aspiracje rozwiały się jak bańka mydlana, lub piękny sen.

Dni poprzedzające święta Paschy były ciężkimi i ostatnimi dla Pana Jezusa. On wykazał i dał dowody, że umiłował prawdę i wolę Ojca i wypełnił ją do końca. Nie wahał się podjąć męki i ponieść śmierć na krzyżu, aby wyzwolić z pęta grzechu rodzaj ludzki. Wielki Piątek jest tym dniem, w którym Pan Jezus zawisł rozpięty na krzyżu na górze Golgocie. Jego męka i śmierć budzi w sercu człowieka wierzącego współczucie oraz pragnienie współcierpienia z Chrystusem, by ulżyć Mu w męce.

Świadomość, że to także za nasze grzechy Pan Jezus cierpiał, pobudza nas do podejmowania pokuty oraz nowego życia z Chrystusem, położenia swej nadziei w Bogu i Jego Wielkim Miłosierdziu. Pan Jezus powiedział: "Kto chce Mnie naśladować, niech bierze swój krzyż i idzie za Mną". Jak Chrystus dźwigał swój krzyż słyszeliśmy z Ewangelii św. w czasie nabożeństw Wielkiego Tygodnia. Każdy człowiek musi dźwigać swój krzyż, tzn. swoje cierpienia związane z brakiem zdrowia - chorobą, brakiem pracy i możliwością zdobycia uczciwie środków finansowych, aby zapewnić utrzymanie sobie i swojej rodzinie.

Niemniej bolesne bywają cierpienia psychiczne związane z niedostosowaniem do środowiska, w którym się żyje, lub brakiem akceptacji i spokoju w domu, w rodzinie. Nie brakuje też cierpienia związanego z niepewnością, czy i jak długo jeszcze będzie się miało pracę. Jedni przyjmują te problemy ze spokojem, inni popadają w zniechęcenie, frustrację i rozpacz. Człowiekowi wierzącemu łatwiej jest pogodzić się z trudnościami i problemami codziennego życia. Te swoje problemy przedstawia na modlitwie Bogu i stara się je rozwiązywać zgodnie z prawem Bożym i własnym sumieniem.

Zmartwychwstały Pan Jezus ukazując się apostołom pozdrawiał ich słowami "Pokój wam" i wprowadzał do ich zatroskanych, zrozpaczonych serc upragniony pokój. W kościele w czasie Mszy św. i innych nabożeństw biskup kieruje do wiernych słowa "Pokój wam", a kapłan "Pan z wami" po to, aby pokój Chrystusowy zamieszkał w nich.

Czy pamiętamy, aby w każdą niedzielę i święto uczestniczyć w modlitwie z całą wspólnotą parafialną? Opuszczając bez ważnego powodu modlitwę we wspólnocie kościelnej, sami się wyłączamy z Kościoła. Jak więc i gdzie usłyszymy słowa "Pokój wam"? Zawsze, a szczególnie w trudnych chwilach swego życia nie opuszczajmy społecznej modlitwy. Świat i dobra materialne, choć są potrzebne do życia, nie dadzą sercu człowieka prawdziwego pokoju. Zmartwychwstały Pan i do nas mówi: "Pokój wam".

Cieszymy się, że w każdej parafii mamy dobrych kapłanów. Ceńmy ich sobie i szanujmy, pomagajmy im w ich niełatwej pracy. Wszyscy chcielibyśmy mieć zawsze dobrych duszpasterzy i oby ich nie zabrakło. Problem powołań kapłańskich kładziemy na serce zarówno: kapłanom, rodzicom i młodzieży. Kapłani niech uwrażliwiają młodzież na głos Bożego powołania. Rodzice niech nie utrudniają swoim dzieciom podjęcia decyzji o wstąpieniu do naszego seminarium duchownego. Powołana przez Pana młodzież niech się nie lęka podjąć trud związany z przygotowaniem się do pracy w Winnicy Pańskiej. Za to, czy i jakich kapłanów będzie miał nasz Kościół za kilka lat, czujmy się odpowiedzialni już dziś wszyscy.

bp M. Włodzimierz Jaworski

(List Pasterski Biskupa Naczelnego Kościoła Starokatolickiego Mariawitów na Wielkanoc 2005 r., Mariawita 1-3/2005)


Pójdźmy za Nim


Potem Duch zaprowadził Jezusa na pustynię, aby został przez diabła poddany próbie. Po czterdziestu dniach i nocach postu Jezus poczuł głód. Wtedy zbliżył się do Niego kusiciel i powiedział "Jeśli jesteś Synem Boga, rozkaż aby te kamienie zamieniły się w chleby. Lecz On odparł: Jest napisane: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Boga (Pwt 8,3). Potem diabeł zabrał Go do świętego miasta, postawił na szczycie świątyni i powiedział: Jeśli jesteś Synem Boga, rzuć się w dół. Napisane jest bowiem: Aniołom swoim rozkaże i będą Cię nosić na rękach, abyś nie uderzył nogą o kamień (Ps 91 [90], 11-12). Jezus mu odpowiedział: Jest też napisane: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana Boga swego (Pwt 6, 16). W końcu diabeł wziął Go na bardzo wysoką górę i pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz całą ich wspaniałość i oznajmił: Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz na twarz i złożysz mi hołd. Na to Jezus mu odpowiedział: Odejdź szatanie! Jest bowiem napisane: Panu Bogu twemu będziesz oddawał hołd i Jemu samemu będziesz służył (Pwt 6, 13). Wtedy diabeł odstąpił od Jezusa, aniołowie zaś zbliżyli się i Mu usługiwali.
Ewangelia wg św. Mateusza 4, 1-11

Okres Wielkiego Postu, zaczynający się od środy popielcowej, poprzedza Święta Wielkanocne. Jest to czas rozważania zbawczej męki i śmierci Pana Jezusa w nabożeństwach zwanych Drogą Krzyżową i Gorzkimi Żalami. W tym czasie chrześcijanie nie biorą udziału w żadnych hucznych zabawach. Powstrzymujemy się w ogóle od nadmiernego spożywania pokarmów, w piątki nie spożywamy pokarmów mięsnych, postanawiamy zerwać ze swoimi nałogami.

Przykład umartwiania ciała przez nie przyjmowanie pokarmów i trwanie na modlitwie zostawił nam Pan Jezus. On swą publiczną działalność rozpoczął od przyjęcia chrztu, udzielonego przez Jana w rzece Jordan, oraz czterdziestodniowego postu. O poście i kuszeniu Pana Jezusa mamy opisane w trzech ewangeliach - według św. Mateusza (4,1-11), św. Marka (1,12-13), i św. Łukasza (4,1-13).

Pan Jezus nie musiał umartwiać swojego ciała, by odnieść zwycięstwo nad pokusami szatana, a jednak odbywał post na pustyni, w samotności. Nikt z ludzi nie był świadkiem postu Pana Jezusa i kuszenia przez szatana. O swej zwycięskiej walce z pokusami zapewne On sam opowiedział apostołom. Z tego względu ta opowieść ewangeliczna jest bardzo cenna, bo mówi o przeżyciach Pana Jezusa i Jego zwycięskiej walce z pokusami szatana. Była to walka wewnętrzna, duchowa, chociaż obrazowo przedstawiona przez ewangelistów - wprowadzenie Jezusa na ganek kościelny, na wysoką górę... W świecie materialnym nie ma przecież takiej góry z której można oglądać wszystkie królestwa świata. Nasza walka ze złem toczy się również najpierw w duchu, w umyśle, sercu, sumieniu...

Pan Jezus był świadomy swej Boskiej mocy i Boskiego posłannictwa. Przyszedł na ziemię z miłości do Boga Ojca i do ludzi. Nie został posłany na ziemię za karę. Pokusy szatana, by zamienił kamienie w chleb i wzbudził sensację skokiem z ganku kościelnego miały na celu zniweczyć plany Boże. Miały wprowadzić Pana Jezus na drogę zaspakajania materialnych potrzeb i roszczeń ludzi oraz zdobywanie ich przez dostarczanie im wciąż nowych sensacji. Przy trzeciej pokusie szatan odsłonił swoje rzeczywiste zamiary - za jeden pokłon oddam ci wszystkie królestwa świata.

Zastanawia fakt, że szatan posługuje się Pismem Świętym, by zwieść Pana Jezus z drogi, którą miał iść, drogi krzyżowej, poprzez którą miał dokonać zbawienia rodzaju ludzkiego. Odpowiedź Pana Jezusa jest jasna: - Nie samym chlebem żyje człowiek, ale wszelkim Słowem Bożym, nie będziesz wystawiał Pana Boga na próbę, idź precz szatanie, Panu Bogu będziesz się kłaniał i Jemu samemu służyć będziesz. "Idź precz ode mnie, szatanie!- powiedział też Pan Jezus do Piotra, gdy ten próbował Go odwieść od oddania się w ręce nieprzyjaciół, którzy zadadzą Mu wiele cierpień i zamęczą na śmierć: -Jesteś mi zgorszeniem, bo nie myślisz o tym, co Boskie, lecz o tym, co ludzkie" (Mt 16, 21- 23). Pan Jezus wiedział, że królestwo Jego nie jest z tego świata.

Jeśli szatan mógł kusić Pana Jezusa to znaczy, że ma przystęp do każdego człowieka, może usiłować sprowadzić go z drogi Bożej, drogi prawdy na manowce, na drogę buntu przeciw Bogu czyli grzechu.

Umartwienie naszego ciała przez zachowanie postu i gorącą modlitwę wzmacnia nasze siły duchowe i pozwala przy łasce Bożej odnieść zwycięstwo nad pokusami, którymi szatan nas doświadcza. Pan Jezus powiedział apostołom, że jest pewien rodzaj duchów, który może być zwyciężony właśnie przez post i modlitwę.

Wyrabiajmy w sobie wobec Boga postawę miłości, wdzięczności i ponoszenia ofiar. Bo to Bóg pierwszy umiłował nas i przyjął ofiarę Swego Syna Jezusa Chrystusa jako zadośćuczynienie za nasze grzechy. Postawa roszczeń i żądań wobec Boga i ludzi nie jest drogą Bożą. Gdy zachowujemy w swoim życiu przykazania Boże, dążymy do poznania woli Bożej i ją wypełniamy, to odnosimy zwycięstwo nad szatanem i wzrastamy w świętości. Do świętości wszyscy jesteśmy wezwani, bo nasz Ojciec w niebie jest święty. Dobra doczesne zdobyte uczciwą pracą będą nam pożyteczne, ale zdobyte za cenę oddania pokłonu szatanowi szczęścia nam nie przyniosą lecz zgubę i hańbę.

Z Chrystusem podejmujmy trud naszego życia i dźwigania swego krzyża, by z Nim umierać, ale i zmartwychwstać. Przez umartwienie - post, modlitwę i pokutę przygotujmy się do radosnego obchodzenia Świąt Zmartwychwstania Pana Jezusa.

Bp M. Włodzimierz Jaworski (Mariawita 1-3/2005)

Czy potrafimy odczytywać znaki Jezusa Chrystusa?


Potem Jezus poszedł na drugą stronę Jeziora Galilejskiego, czyli Tyberiadzkiego. Szło za Nim mnóstwo ludzi, bo widzieli znaki, jakich dokonywał, uzdrawiając chorych. Jezus zaś wszedł na górę i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżała się Pascha, święto żydowskie. Gdy Jezus podniósł oczy i zobaczył, że liczny tłum przyszedł do Niego, powiedział do Filipa: Gdzie kupimy chleba, aby dać im jeść? Zapytał tak, aby wystawić go na próbę, sam bowiem wiedział, co miał czynić. Odpowiedział Mu Filip: Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy mógł otrzymać choć trochę. Jeden z uczniów, Andrzej, brat Szymona, powiedział do Jezusa: Jest tu chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby. Ale cóż to jest dla tak wielu? Jezus polecił: Każcie ludziom usiąść! Było zaś tam dużo trawy. Usiedli więc mężczyźni, a było ich około pięciu tysięcy. Jezus wziął chleby, odmówił modlitwę dziękczynną i rozdał siedzącym. Podobnie uczynił z rybami i rozdał, ile kto chciał. Gdy się nasycili, powiedział do uczniów: Pozbierajcie pozostałe okruchy, aby nic się nie zmarnowało. Zebrali więc i napełnili dwanaście koszy okruchami, jakie pozostały po spożyciu pięciu chlebów jęczmiennych. Kiedy ludzie zobaczyli, jakiego znaku dokonał, mówili: Ten jest prawdziwym prorokiem, który miał przyjść na świat. Gdy jednak Jezus poznał, że zamierzają przyjść i porwać Go, aby obwołać królem, znowu udał się samotnie na górę (J 6,1-15).

Jezus Chrystus w czasie życia na ziemi w ludzkim ciele nauczał. Nauczał swoich uczniów, a do ludzi gromadzących się wokół Niego przemawiał w przypowieściach przez obrazowe opowiadania. Trafiały one do wyobraźni słuchających i przepajały je określonymi uczuciami, przygotowywały serca i dusze do przyjęcia wiary. Pan Jezus w nauczaniu używał jeszcze jednego sposobu - nauczał poprzez czyny. Pismo Święte nazywa je znakami, po grecku semeion, co w polskim przekładzie Pisma Świętego oddane jest wyrazem cud.

Przytoczony wyżej fragment Ewangelii św. opisuje nam cud, w którym Jezus karmi zgłodniałe rzesze słuchające Jego nauki. Jak mówi Ewangelia pięć tysięcy ludzi nakarmionych zostało pięcioma bochenkami chleba i dwiema rybami. My nie byliśmy świadkami rozmnożenia chleba i ryb, ale ten cud działa na nas do głębi istoty, gdy tylko uświadomimy sobie, jak potężne to było wydarzenie. Znak, który objął 5 tysięcy ludzi.

Co mówi nam ten znak, jak potrafimy odczytać jego treść? Na pewno każdy z nas może dostrzec w nim coś innego zależnie od usposobienia, posiadanego wyczucia spraw religijnych, czy w miarę rozwinięcia miłości i wdzięczności do Boga. Możemy tu ujrzeć obraz Komunii Świętej, gdzie Chrystus jest pożywaniem niezniszczony, ni łamaniem podzielony, lecz się cały daje nam - jak mówi nam hymn "Chwal Syonie Zbawiciela". Możemy w tym znaku dostrzec również potężny symbol opatrzności Bożej, zwracającej uwagę na potrzeby, nawet najprostsze, każdego człowieka. Jezus Chrystus troszczy się o wszystkich - nauczając napełnia ducha, karmiąc nasyca ciało. Pokładając w Nim nadzieję jesteśmy pełni ufności w to, że dar dla ciała lub duszy naszych bliźnich ofiarowany Chrystusowi może im przynieść pożytek. Jak to dziecię, które ofiarowało 5 chlebów i 2 ryby, aby przez Chrystusa zostały nakarmione rzesze głodnych ludzi.

Każdy z nas może dać ludziom tak wiele przez Chrystusa. Czasem nawet w naszym otoczeniu widzimy kogoś potrzebującego - próbujemy mu pomóc. Ale czy nie jest to tylko zaspokojenie naszych ambicji, chęć bycia kimś ważniejszym, który więcej może uczynić dla innych?

Działanie przez Chrystusa daje dopiero wymierne korzyści. To miłosierdzie ogarniające cały świat. Jako mariawici mamy obowiązek błagania Jezusa o miłosierdzie dla całego świata. Ofiarujmy więc ten dar modlitwy dla innych.

W godzinnej adoracji Przenajświętszego Sakramentu uwielbiajmy i błagajmy Chrystusa, aby zagubieni ludzie odnaleźli drogę prawdy w Ewangelii Chrystusowej. Wielki Post to czas zadumy i refleksji,. Uczestnicząc w nabożeństwach Drogi Krzyżowej i Gorzkich Żali rozpamiętujemy Mękę Pańską. Tak wiele Chrystus Pan uczynił dla naszego zbawienia. Wciąż się o nas troszczy, wciąż jest z nami i wciąż nas kocha.

Kapł. M. Wiesław Kowalczewski (Mariawita 1-3/2005)

Panie, zasiądź z nami przy rodzinnym stole


W tym samym dniu dwaj z nich szli do wioski zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jeruzalem. Rozmawiali z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz ich oczy były jakby zasłonięte, tak że Go nie poznali. (...) Gdy przybliżyli się do wioski, do której zmierzali, On sprawiał wrażenie, że chce pójść dalej. Oni jednak nalegali: Pozostań z nami, bo dzień mija i nadchodzi już wieczór. Wszedł więc, by zostać z nimi. A gdy zasiadł z nimi przy stole, wziął chleb, pobłogosławił, połamał go i podał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On stał się dla nich niewidzialny. (...) Powstali i o tej samej godzinie wrócili do Jeruzalem (Ł k 24, 13-33).

Jeszcze w pamięci naszej nie zatarły się obrazy i fakty, które towarzyszyły nam podczas przeżywania uroczystości Wielkiego Tygodnia. Wówczas to kroczyliśmy po drodze wiodącej od Wieczernika, poprzez Ogrójec, Golgotę aż do ciemności Grobu Chrystusowego. Liturgia drugiego dnia Zmartwychwstania Pańskiego, a szczególnie słowa Ewangelii według świętego Łukasza, przenoszą nas na kamienistą drogę wiodącą z Jerozolimy do Emaus, po której podążali dwaj uczniowie Jezusa Chrystusa - Łukasz i Kleofas. Wychodzą z Jerozolimy w poranek wielkanocny i kierują się do Emaus.

Jak ryba raniona ościeniem zaszywa się w głębinie, tak oni wychodzą z niegościnnego miasta, które kamienuje proroków i które zabiło ich Pana. Może chcieli odejść jak najdalej, aby pozbierać myśli, a może wrócić do swoich rodzinnych stron.

Nie mogą jeszcze zrozumieć tego, co się wydarzyło w Wielki Piątek, próbują w rozmowie między sobą znaleźć sens tragicznych zdarzeń. Nagle przyłącza się do nich Nieznajomy. To normalne? że chcą z nim iść. W większej grupie wędrowało się bezpieczniej i szybciej mijał czas wypełniony rozmową. Są zaskoczeni, że ów Nieznajomy nie wie, co się wydarzyło w ostatnich dniach w Jerozolimie. Pomyśleli, że to ktoś obcy. Przecież wszyscy słyszeli o ukrzyżowanym Jezusie z Nazaretu.

Podczas rozmów Nieznajomy nazywa ich "nierozumnymi", wyrzuca "opieszałość serc", "wyjaśnia pisma proroków". Powoli przechodzą od smutku do entuzjazmu. Dobrze im było iść z Nieznajomym. Ale dochodzą do Emaus, a ich Towarzysz podróży chce iść dalej. Prawie zmuszają Go, aby wszedł z nimi do domu i spożył wieczerzę. Nagle otworzyły się ich oczy. Widzą, że ów Nieznajomy to Jezus, ich Nauczyciel i Mistrz. Poznają Go przy "łamaniu chleba". Wracają do Jerozolimy, aby oznajmić Apostołom: "Widzieliśmy Pana".

Emaus od Jerozolimy dzieli 60 stadiów, to jest 12 km. Wędrówka trwa około 3 godziny. Mimo tego, Łukasz i Kleofas nie rozpoznali w drodze swego Mistrza, gdyż "oczy ich były niejako zakryte". Poznali Go dopiero przy stole, podczas wieczerzy, gdy Jezus "łamał chleb", a więc sprawował Eucharystię.

W dzisiejszym świecie ludzie są szczególnymi wędrowcami. Rodziny mijają się w swoich domach, sąsiedzi na klatkach schodowych. Wszyscy żyją w pośpiechu. Rodzice wydają dzieciom tylko polecenia, na dłuższe rozmowy nie mają czasu. Może dlatego starsi nie rozumieją dzieci i młodzieży, gdyż w drodze, w pośpiechu nie załatwia się najważniejszych spraw. Żeby porozmawiać, trzeba zasiąść do stołu. W dawnych rodzinach polskich stół spełniał ważną rolę. Przy nim nie tylko spożywano posiłki. Przy stole spotykali się wszyscy domownicy, rozwiązywano sprawy nurtujące całą rodzinę, żywy był kontakt osób z różnych pokoleń.

Z czasem stoły w domach rodzinnych zostały zastąpione przez niewygodne "ławy", często ustawione w pobliżu telewizora, który zagłusza wszelkie rozmowy i "zakrywa oczy" na potrzeby bliźniego. Nie ma więc czasu i miejsca na rodzinne dyskusje, stąd tyle nieporozumień w polskich domach. Najpiękniejsze zaproszenie do stołu wypowiedzieli dwaj uczniowie w Emaus: "Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił"(Łk 24, 29). Kierujmy i my to zaproszenie często. Zwłaszcza w te święta wielkanocne zaprośmy do stołu rodzinnego Zmartwychwstałego Jezusa.

Ale najpierw spotkajmy się z Nim w kościele na Mszy świętej, przy eucharystycznym stole, a potem prośmy: "Panie, zasiądź z nami przy rodzinnym stole". Wówczas serca zapałają w nas i otworzą się oczy dusz naszych.

Tylko od naszej wiary i zaangażowania zależy, czy uda się nam rozpoznać "stojącego pośrodku nas" Jezusa, czy też nadal pozostaniemy obojętni i ślepi. Postępujmy tak, byśmy wypełnili testament naszej Założycielki, św. Marii Franciszki, która jednego tylko pragnęła: "...żeby wszyscy ludzie poznali i umiłowali Pana Jezusa Utajonego w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza... i w Nim Samym zostali zjednoczeni..."

Kapł. M. Bernard Kubicki (Mariawita 1-3/2005)

Święty Józef i siedem boleści Najświętszej Maryi Panny


Według mariawickiego kalendarza liturgicznego, w tym roku ruchome święto kościelne - 7 boleści Najświętszej Maryi Panny - obchodzone zawsze w piątek przed Palmową Niedzielą, wypadło 18 marca. Poprzedza więc dzień św. Józefa Oblubieńca NMP - stałe święto obchodzone 19 marca. Zbieżność tych dat upoważnia niejako do łącznego przybliżenia treści, jakie Kościół wnosi do depozytu wiary przez ustanowienie tych świąt. Dotyczą one Świętej Rodziny, postaci nierozerwalnie związanych - Jezusa, Maryi i Józefa.

W Piśmie Świętym jest niewiele informacji o św. Józefie. Z rodowodu podanego przez ewangelistę Mateusza dowiadujemy się, że pochodził z królewskiego rodu Dawida, był synem Jakuba (wg Ewangelii Łukasza - Eliego) i że był "mężem Maryi, z której narodził się Jezus nazywany Chrystusem" (Mt 1, 1-16). W opisie sceny zwiastowania w Ewangelii wg św. Łukasza wspomniane jest, że Maryja była "zaślubiona Józefowi z rodu Dawida" (Łk 1, 27).

Na nasuwające się pytania o okoliczności zaślubin Józefa z Maryją - kiedy, gdzie, w jaki sposób się odbyły, w jakim wieku byli narzeczeni itp. -nie znajdziemy odpowiedzi w Piśmie Świętym. Lukę tę wypełniła literatura apokryficzna i prywatne objawienia, których treści przeniknęły do hagiografii, ikonografii, poezji i beletrystyki. W księdze "Żywoty świętych Pańskich" wydanej w 1894 r. z aprobatą kardynałów i biskupów znalazłam szczegółowe, barwne opisy tych wydarzeń.

Czytamy tam m.in.: "Maryja przebywszy 11 lat w świątyni, ukończyła szkołę i miała już 14 lat. Wtedy arcykapłan oświadczył jej, że nadszedł czas, aby opuściła świątynię i według prawa żydowskiego poszła za mąż. Nieśmiało i pokornie prosiła Maryja, aby jej pozwolono całe życie przebyć w świątyni i służyć Bogu, albowiem ślubowała czystość dozgonną; lecz jeśli Bóg chce czegoś innego - dodała - niechaj się dzieje Jego wola. Arcykapłan zdumiony tą mądrą odpowiedzią przedłożył ją wszystkim kapłanom do rozstrzygnięcia.

Głosy były podzielone, bo jedni mniemali, że nie wypada ani w użyciu było, aby dziewica w tym wieku pozostała nadal w świątyni, a wreszcie w Izraelu uchodzi za grzech, jeśli niewiasta nie obdarzy narodu potomstwem. Drudzy mniemali, że nie powinno się nikogo zmuszać do małżeństwa, zwłaszcza Maryi, względem której, jak się zdaje, Bóg ma nadzwyczajne zamiary, ponieważ świętość jej jest niezwykłą. Inni wreszcie radzili, aby we wspólnej modlitwie prosić Boga o objawienie Jego woli. To zdanie podobało się wszystkim.

Wszyscy kapłani wobec zgromadzonego ludu poczęli się modlić, a wtem z najświętszego miejsca odezwał się głos, aby arcykapłan zwołał wszystkich młodzieńców z pokolenia Dawidowego; każdy ma przynieść suchą gałązkę palmową; którego gałązka się zazieleni, ten ma być oblubieńcem Maryi. Na wezwanie stawili się młodzieńcy. Każdy na swej gałązce napisał swe imię i oddał arcykapłanowi, który zabrawszy gałązki, złożył je na ołtarzu.

Nazajutrz zasmucił się arcykapłan, gdyż żadna z nich nie zakwitła. Ukląkł więc do modlitw i znowu usłyszał głos z miejsca najświętszego, że jednego młodzieńca brakuje. Po długim szukaniu znaleziono wreszcie Józefa, który na zapytanie, czemu się nie stawił odpowiedział, że nie czuł się godnym, a wreszcie postanowił przepędzić życie w bezżeństwie. Na rozkaz jednak stawił się, a kiedy powtórnie gałązki na ołtarzu złożono, oto gałązka Józefa się zazieleniła i piękną lilią zakwitła. (...) Niebawem zawołano Maryję, która z dziewiczym rumieńcem podała rękę swemu oblubieńcowi. A tak wobec licznych świadków odbyły się zaręczyny. Zaślubiny następowały w 10 do 12 miesięcy później, do której ustawy i nasi święci oblubieńcy się zastosowali. (...)" A więc to podanie wyjaśnia, dlaczego na wielu obrazach widzimy św. Józefa z lilią w ręku.

Powstała też w XVIII w., głównie za sprawą franciszkanów, uroczystość kościelna - Zaślubiny NMP ze św. Józefem, obchodzona 23 stycznia. W roku 1725 papież Benedykt XIII rozszerzył ją na cały Kościół. W mariawickich kalendarzach figuruje ona do tej pory. W Kościele Rzymskokatolickim została zniesiona w 1913 r. przez papieża Piusa X (Encyklop. Kat. t. 8, s. 125).

Kolejny tekst biblijny z Ewangelii wg św. Mateusza mówi o problemie, nad rozwiązaniem którego zastanawiał się Józef. Zbliżył się czas kiedy, zgodnie z obowiązującym wówczas prawem żydowskim, powinien wprowadzić małżonkę do domu, upłynęło bowiem 12 miesięcy od zaręczyn. Tymczasem dowiedział się, że jego oblubienica spodziewa się dziecka. Nie wiadomo, czy powiedziała mu o tym Maryja, czy sam zauważył jej odmienny stan. Jeśli nawet uwierzył w cudowne poczęcie dziecka, to nie wyobrażał sobie, jaka byłaby jego rola przy boku Maryi. Sytuacja była trudna, bo Józef wiedział, że jeśli ten fakt się ujawni, to Maryi grozi ukamienowanie - takie były ortodoksyjne przepisy. On był sprawiedliwy, jak go określa ewangelista i pragnął zapobiec tragedii. Ale jak?

W dawniejszych przekładach Pisma św., również mariawickim, powiedziane jest, że Józef zamierzał potajemnie opuścić Maryję - po prostu uciec gdzieś w nieznane, a wtedy wina spadłaby na niego. W Biblii Tysiąclecia i najnowszym przekładzie ekumenicznym czytamy: "Jej mąż Józef, jako człowiek sprawiedliwy nie chciał narazić jej na zniesławienie i zamierzał oddalić ją potajemnie" (Mt 1, 19). Jeśli ta wersja jest poprawna, to już chyba tylko św. Józef mógłby powiedzieć gdzie miałaby schronić się ciężarna, samotna kobieta, bo mnie trudno to sobie wyobrazić i nie spotkałam jeszcze komentarzy na ten temat. Podkreślić należy fakt, że Józef kierował się miłością i szukał najlepszego, uczciwego rozwiązania trudnej sytuacji. To bardzo piękna cecha charakteru i szlachetna postawa godna naśladowania.

Pan Bóg, który dopuścił to doświadczenie, hojnie wynagrodził Józefa powierzając mu opiekę nad Bożą rodzicielką i wcielonym Zbawicielem. Poprzez anioła powiedział mu: "Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus. On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów" (Mt 1, 20-21).

"Nadasz mu imię Jezus" - to wspaniała nominacja, będziesz pełnił rolę ojca ziemskiego, będziesz powiernikiem wielkich tajemnic Bożych, do pewnego czasu ukrytych przed światem. Będziesz "Cieniem Ojca" - jak zatytułował o nim książkę Jan Dobraczyński. Odtąd św. Józef był wciąż z Tą, "której Pan uczynił wielkie rzeczy" (Łk 1,49). Troskliwie opiekował się Maryją podczas uciążliwej podróży do Betlejem, miejsca ich pochodzenia, na spis zarządzony przez cesarza rzymskiego. Szukał gospody, by mogli spocząć, cierpiał z powodu braku godniejszego niż szopa miejsca dla narodzin Bożej Dzieciny. Ósmego dnia, zgodnie z Prawem, dokonał obrzędu obrzezania i nadał Dziecku imię Jezus, jak zapowiedział anioł. Maryja i Józef wiedzieli, że zrodzone w stajni niemowlę jest Synem Bożym, ale wypełniali wszystkie przepisy Zakonu dotyczące każdego pierworodnego chłopca. Zanieśli więc Go 40 dnia po urodzeniu do świątyni w Jerozolimie i złożyli ofiarę wykupu.

Józef był świadkiem tzw. pierwszej boleści NMP, słyszał bowiem jak w świątyni natchniony Duchem świętym starzec Symeon, skierował do Niej prorocze słowa: "Oto Ten przeznaczony jest i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu" (Łk 2, 34-35).

Kolejne trudne przeżycia Świętej Rodziny to ucieczka do Egiptu. "Oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: - Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić. On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu" (Mt 3, 13-14). Perspektywa nagłego opuszczenia ojczyzny na czas nieokreślony musiała bardzo dotkliwie poruszyć patriotyczne uczucia Józefa i Maryi. Jednak świadomość, że Boże Dziecię już jest prześladowane, że król żydowski czyha na Jego życie, to straszna boleść dla Matki i ojca. To drugi symboliczny miecz, który wbił się w serce Maryi.

Możemy się tylko domyślać, jak wielką zapobiegliwością musiał się wykazać św. Józef, ile ponosić trudu i ciężkiej pracy, aby zapewnić bezpieczeństwo i utrzymanie swojej rodzinie w obcym kraju. Słusznie zyskał sobie miano najlepszego opiekuna. Do powrotu wezwał go głos posłańca Bożego: "A gdy Herod umarł, oto Józefowi w Egipcie ukazał się anioł Pański we śnie i rzekł: Wstań, weź Dziecię i Jego matkę i idź do ziemi Izraela (...). Przybył do miasta zwanego Nazaret i tam osiadł" (Mt 2, 19-23).

Jeszcze tylko raz na kartach Pisma św. jest mowa o Józefie. Mianowicie, gdy dwunastoletni Jezus pozostał bez wiedzy rodziców w Jerozolimie podczas dorocznej pielgrzymki na uroczysty dzień Paschy. Maryja i Józef zrozpaczeni szukali Go przez trzy dni. Gdy znaleźli Jezusa w świątyni nauczającego grono uczonych i doktorów zdziwili się. Uradowana, ale jeszcze rozgoryczona Maryja powiedziała: "Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie" (Łk 2, 48). Wydarzenie to uznano za trzecią boleść NMP - prawdopodobnie najdotkliwszą, bo spowodowaną pewnym poczuciem winy, że jako matka nie dopilnowała swego dziecka w powrotnej drodze do domu.

Powyższe trzy boleści przeżywała Maryja mając u boku wiernego Przyjaciela, Oblubieńca, troskliwego Opiekuna, który współcierpiał z Nią i starał się pocieszać zbolałą Matkę.

Lapidarne stwierdzenie ewangelisty Łukasza: "Poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany" można rozbudować puszczając wodze wyobraźni przedstawiającej życie codzienne tej Świętej, a jednocześnie bardzo zwyczajnej rodziny izraelskiej. Tradycja ukształtowała postać Józefa jako rzemieślnika - cieśli, żywiciela rodziny, któremu pomaga Jezus i Maryja. Nie jest znana data śmierci Józefa, bo z okresu życia ukrytego w Nazarecie w Piśmie św. nie ma żadnych relacji. Niewątpliwie miała ona miejsce zanim Pan Jezus w 30 roku swego życia zaczął publicznie nauczać. Żaden z czterech ewangelistów opisując trzyletnią działalność Zbawiciela nie podaje informacji o Józefie. Przypuszcza się, że Józef miał szczęśliwą śmierć umierając na rękach Maryi i Jezusa. Z tego względu uznawany jest za patrona dobrej śmierci.

Cztery kolejne miecze boleści przeniknęły serce Maryi w czasie Drogi Krzyżowej Pana Jezusa, Jego śmierci na krzyżu i składania Go do grobu.

IV boleść NMP - Maryja spotyka Jezusa wiedzionego na górę Kalwarię

Matka Najświętsza Najukochańszemu Synowi Swemu drogę zabiegła, wielkim smutkiem strapiona, ciężko wzdychała i najpiękniejszego między synami ludzkimi jedynaka żałując, w Sercu Swoim bolesnym często powtarzała: Synu mój, Jezu, Jezu, Synu mój, któż by mi to dał, ażebym z Tobą umarła, albo Ciebie śmiercią własną zastąpiła?

Święta Rodzina
I boleść NMP
II boleść NMP
III boleść NMP
IV boleść NMP
V boleść NMP
VI boleść NMP
VII boleść NMP

V boleść NMP - Śmierć Jezusa

Podnosi z krzyżem jezusowe Ciało,
Które się zewsząd Krwią Najświętszą zlało,
Stawia je wpośród dwóch łotrów w dół skały
Lud zbyt zuchwały.

Patrzy na wszystko Matka Boska z Janem,
Ta nad Swym Synem, ten płacze nad Panem,
Że tak okrutnie na krzyżu rozpięty
Zbawiciel Święty.

VI boleść NMP - Przebicie boku Jezusa i zdjęciez krzyża

Już dług wypłacił śmiercią Pan na drzewie
Za grzech nieszczęsny w Adamie i Ewie;
Zdejmują Ciało nie bez łez wylania
Do pochowania.

Matka Bolesna mając na swym łonie
Syna zmarłego, niemal we łzach tonie,
Płacze, narzeka, ręce załamuje,
Rany całuje.

VII boleść NMP - Złożenie Jezusa do grobu

Obmywszy Ciało Jezusowe łzami,
Matka stroskana, z świętymi uczniami
Niesie do grobu i w nim ze czcią składa,
Mdlejąc upada.

Kult Matki Boskiej Bolesnej rozwijał się spontanicznie od pierwszych wieków chrześcijaństwa. Przejawiał się przez obchodzenie świąt pod odmiennymi nazwami i w różnych terminach w wielu krajach. Papież Benedykt XIII wprowadził 22 kwietnia 1727 r. Święto Matki Boskiej Bolesnej w całym Kościele wyznaczając dzień obchodów zgodnie z tradycją Dominikanów na piątek przed Niedzielą Palmową. Papież Paweł VI, reformując w 1969 r. kalendarz rzymski skasował to święto. (Encyklop. Kat. t. 2, s. 755)

Kościół Starokatolicki Mariawitów nadal obchodzi święto 7 boleści NMP w piątek przed Niedzielą Palmową.

Pelagia Jaworska (Mariawita 1-3/2005)

60. rocznica wyzwolenia niemieckiego obozu zagłady - Auschwitz

Kto "wymyślił" Auschwitz?!

Przed sześćdziesięciu laty, 27 stycznia 1945 r. został wyzwolony największy hitlerowski obóz koncentracyjny znajdujący się na terytorium okupowanej Polski - Auschwitz. Ta nazwa do dziś budzi grozę. Stała się symbolem okrucieństwa zgotowanego ludziom przez ludzi. Auschwitz to największy cmentarz bez grobów. Ziemia nasycona jest tutaj prochami ponad 1,5 mln ludzi różnych narodowości, którzy zostali w bestialski sposób zamordowani przez niemieckich nazistów.

27 stycznia 2005 r. kilka tysięcy osób, wśród nich byli więźniowie KL Auschwitz, a także ponad 40 szefów państw, rządów i przedstawiciele rodów panujących zgromadzili się na terenie byłego obozu, aby uczcić 60. rocznicę "wygaszenia na zawsze krematoriów Auschwitz-Birkenau" i oddać hołd cierpiącym i zamęczonym tu ludziom.

Ta rocznica spowodowała w wielu krajach Europy oraz w USA wzrost zainteresowania mediów i opinii publicznej faktem istnienia w czasie II wojny światowej obozów koncentracyjnych. Liczne publikacje na ten temat potwierdziły niestety, że istniejące na Zachodzie od dłuższego już czasu tendencje fałszowania historii, wybielania oprawców i zrzucania odpowiedzialności na ofiary nazistów wcale nie maleją, a wręcz przeciwnie. W mediach zachodnich, w tym również w Niemczech, funkcjonuje określenie "polski obóz koncentracyjny". To sformułowanie sugeruje, jakoby to Polacy zbudowali obozy koncentracyjne.

Kombinat śmierci

Konzentrationslager Auschwitz był pierwszym obozem koncentracyjnym założonym na terenie zajętej przez Niemców Polski. Myśl o jego utworzeniu powstała w 1939 r. w urzędzie Wyższego Dowódcy SS i Policji we Wrocławiu. Konieczność utworzenia obozu tłumaczono tym, że w związku ze wzmagającym się ruchem oporu na Śląsku i w Generalnej Guberni muszą nastąpić masowe aresztowania Polaków, a istniejące na tym terenie więzienia są już przepełnione.

Jako miejsce założenia obozu wybrano Oświęcim, m.in. ze względu na dogodne położenie komunikacyjne oraz znajdujący się na jego przedmieściach kompleks zabudowań koszarowych nadających się do zakwaterowania więźniów. Początkowo zakładano, że będzie to jedynie obóz przejściowy, w którym więźniowie będą odbywać kwarantannę przed skierowaniem ich do obozów koncentracyjnych znajdujących się w głębi Niemiec.

14 czerwca 1940 r. przywieziono tu pierwszy transport 728 Polaków, więźniów politycznych z Tarnowa. Od tej daty napływały do obozu coraz liczniejsze transporty z całej Polski. Osadzano tu członków organizacji ruchu oporu, zakładników, ludzi pojmanych w czasie ulicznych łapanek, w 1942 r. rozpoczęto akcję deportacji do obozu części Polaków wysiedlonych z Zamojszczyzny, w 1944 r. napływały liczne transporty ludności cywilnej aresztowanej po wybuchu Powstania Warszawskiego...1/

Przez pierwsze 15 miesięcy funkcjonowania obozu przebywali w nim prawie wyłącznie Polacy. Mimo dostarczenia na Zachód przez polski ruch oporu informacji o tragicznym losie więźniów obozu w Auschwitz nie było ze strony niedawnych "sojuszników" żadnych reakcji.

Po napaści Niemiec na Związek Radziecki obóz stał się również miejscem zagłady obywateli radzieckich. W 1942 r. do KL Auschwitz zaczęto przywozić Żydów. Wiele transportów więźniów kierowano wprost z rampy do komór gazowych, inne essesmani poddawali selekcji dzieląc ludzi na tych, którzy są zdolni do pracy i na przeznaczonych do natychmiastowej zagłady. Więźniowie, którzy przeżyli selekcję wstępną ginęli wkrótce na skutek ciężkich warunków życia: głodu, pracy ponad siły, bicia, chorób, braku odpowiedniej odzieży i pomieszczeń mieszkalnych...

Wbrew przysłowiowemu wręcz niemieckiemu ordnungowi tysiące więźniów nie było zapisanych w ewidencji. Trudno jest ustalić prawdziwą liczbę ofiar, podawane liczby są jedynie szacunkowe. Przyjmuje się, że w hitlerowskim obozie koncentracyjnym w Auschwitz zginęło: ok. 1 mln Żydów, 75-80 tys. Polaków, 21-23 tys. Romów, 15 tys. jeńców radzieckich i tysiące osób innych narodowości.

"Polskie obozy koncentracyjne"

Kilka cytatów z zachodnich mediów:

"Moja babcia zginęła, a ciotka ledwo uszła z życiem w polskim obozie koncentracyjnym" (Michael Howard, przywódca brytyjskich konserwatystów, 2004); "Papież pochodzący z kraju, który wymyślił Auschwitz" (beligijski Le Soir Illustrre, 2000); "Film Pianista (...) o muzyku, który przeżył w nazistowskiej Polsce, został nagrodzony na festiwalu w Cannes" (The Australian, 2002); "W Polsce nie ma Żydów, ponieważ wszyscy zostali zabici przez Polaków. Obozy koncentracyjne, a były to polskie obozy koncentracyjne, były obsługiwane przez Polaków. Hitler nie musiał zabijać Żydów w Polsce, bo zrobili to za niego Polacy. To Polacy, i tylko Polacy, są winni eksterminacji Żydów (Howard Ster, znany amerykański dziennikarz talk-show, 1998).2/

Te kłamstwa i obelgi pod adresem Polski pojawiające się w mediach są wyjątkowo niebezpieczne w dobie coraz większej ignorancji historycznej. W świadomości milionów widzów i słuchaczy utrwala się fałszywy obraz II wojny światowej, w której Polacy wyrastają na głównych sprawców Holokaustu. Zachodnie społeczeństwa mają raczej mgliste pojęcie o tym, że to właśnie polski naród był w czasie tej wojny szczególnie prześladowany przez Niemców, a mimo doznawanych cierpień heroicznie bronił swojej Ojczyzny i walczył o wolność swoją i innych narodów na wielu frontach Europy.

Zagraniczni dziennikarze używający obelżywego dla Polaków określenia o "polskich obozach" tłumaczą się stosowaniem swoistego skrótu myślowego: skoro Oświęcim leży w Polsce to dla nich jest oczywiste, że można określić go mianem "polskiego", z racji położenia geograficznego. Na takie "tłumaczenia" oburzył się na łamach "Rzeczpospolitej" minister spraw zagranicznych Adam Rotfeld: "Przecież nikt ze względu na to, że w obozach mordowano Żydów - nie określi Auschwitz "żydowskim obozem koncentracyjnym". Trudno zgodzić się z tezą, że określenie "polskie obozy koncentracyjne" wynika tylko z niechlujstwa językowego. Wielu siłom politycznym na Zachodzie zależy na relatywizacji wydarzeń z okresu II wojny światowej. Szczególnie niepokojące są tendencje obserwowane w ostatnim czasie w Niemczech zmierzające do zrzucenia odpowiedzialności za popełnione wówczas zbrodnie na inne narody.

Przykładem na to jest również walka w Parlamencie Europejskim o brzmienie rezolucji uchwalonej dla uczczenia 60. rocznicy wyzwolenia Auschwitz. W zgłoszonym projekcie założycieli obozu określono jako "hitlerowscy naziści", polscy deputowani upierali się, aby zapisać, że były to nazistowskie Niemcy. Po wielu zabiegach udało się w końcu przeforsować zapis, zaproponowany przez Polaków, w którym podkreślono, że Auschwitz-Birkenau był niemieckim obozem śmierci.

W obronie prawdy i dobrego imienia

Na pojawiające się na Zachodzie kłamliwe określenia pod adresem Polski zawsze żywo reagowała tamtejsza Polonia. Jednakże wszelkie dementi były jak walenie grochem o ścianę. W ostatnim czasie w obronę prawdy historycznej i godności Polaków zaangażowały się różne środowiska w naszej ojczyźnie. Protestacyjny list skierowany do znaczących dzienników w wielu krajach, jak "Die Zeit", "Le Monde", "Le Figaro", "International Herald Tribune", "New York Times", "Washinton Post" wystosował w styczniu 2005 r. redaktor naczelny dziennika "Rzeczypospolita".

Pisze w nim m.in. o martyrologii Polaków w czasie II wojny światowej i zwraca się z następującym postulatem: "Apeluję do was w imię przyzwoitości zawodowej: piszcie jak najczęściej i o obozach, i o zagładzie, aby się już nigdy nie powtórzyły. Ale piszcie prawdę". Wszyscy, którzy chcieliby własnym nazwiskiem poprzeć apel "Rzeczpospolitej" mogą to uczynić na stronie internetowej: www.rzeczpospolita.pl/przeciw/

Powstał też pomysł, aby każdemu, kto szkaluje Polskę wytaczać procesy sądowe. Miałyby to czynić niezależne od rządu, specjalnie powołane do tego celu instytucje. Zdaniem Janusza Kochanowskiego, członka powstałego niedawno Stowarzyszenia Pamięci Narodowej kilka wygranych procesów byłoby dobrym przykładem odstraszającym. Ten pomysł popiera też Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie, której przedstawiciele uważają, że oświadczenia i sprostowania w prasie są pożądane, ale jedyne co może być skuteczne, to pozwy sądowe i konieczność płacenia wysokich odszkodowań.

Swoją pomoc zadeklarowała Naczelna Rada Adwokacka zobowiązując się do bezinteresownej pomocy wszystkim instytucjom, które podejmą kroki prawne przeciwko osobom wypaczającym pamięć historyczną. Pojawiła się też propozycja, aby określenie "polskie obozy koncentracyjne" włączyć do pojęcia "kłamstwa oświęcimskiego", które w wielu krajach jest przestępstwem.

Może takie zdecydowane działania skutecznie zahamują zakusy, aby "tworzyć" historię w zależności od aktualnych potrzeb politycznych i nie dopuszczą do bezczeszczenia pamięci setek tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci - bezbronnych ofiar nazistowskiego okrucieństwa.

Alina Boczkowska (Mariawita 1-3/2005)

Byli polscy więźniowie hitlerowskich obozów opowiadają się za ustanowieniem Dnia Polskich Ofiar Nazizmu, który byłby obchodzony 14 czerwca. Tego dnia w 1940 r. dotarł do Auschwitz pierwszy transport 728 polskich więźniów z Tarnowa.

Przypisy:
1/ Piper Franciszek, "Zatrudnienie więźniów KL Auschwitz", Państwowe Muzeum w Oświęcimiu, Oświęcim 1981
2/ Rzeczpospolita nr 20 z 25.01.2005r., s. 1


Chrystus i kobiety


A pierwszego dnia tygodnia, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, przyszła Maria Magdalena do grobu i ujrzała kamień odwalony od grobu. Pobiegła więc i przyszła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego miłował Jezus, i rzekła do nich: Wzięli Pana z grobu i nie wiemy, gdzie go położyli. Wyszedł tedy Piotr i ów drugi uczeń, i szli do grobu. A biegli obaj razem; ale ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i pierwszy przyszedł do grobu, a nachyliwszy się, ujrzał leżące prześcieradła; jednak nie wszedł. Przyszedł także i Szymon Piotr, który szedł za nim, i wszedł do grobowca i ujrzał leżące prześcieradła oraz chustę, która była na głowie jego, nie leżącą z prześcieradłami, ale zwiniętą osobno na jednym miejscu. A wtedy wszedł i ów drugi uczeń, który pierwszy przybiegł do grobowca, i ujrzał, i uwierzył; albowiem jeszcze nie rozumieli Pisma, że musi powstać z martwych. Odeszli więc znowu uczniowie do domu. Ale Maria stała zewnątrz grobu i płakała. A płacząc nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli siedzących, jednego u głowy, a drugiego u nóg, gdzie leżało ciało Jezusa. A ci rzekli do niej: Niewiasto! Czemu płaczesz? Rzecze im: Wzięli Pana mego, a nie wiem, gdzie go położyli. A gdy to powiedziała, obróciła się za siebie i ujrzała Jezusa stojącego, a nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł jej Jezus: Niewiasto! Czemu płaczesz? Kogo szukasz? Ona, mniemając, że to jest ogrodnik, rzekła mu: Panie! Jeśli ty go wziąłeś, powiedz mi, gdzie go położyłeś, a ja go wezmę. Rzekł jej Jezus: Mario! Ona obróciwszy się, rzekła mu po hebrajsku: Rabbuni! Co znaczy: Nauczycielu! Rzekł jej Jezus: Nie dotykaj mnie, bo jeszcze nie wstąpiłem do Ojca; ale idź do braci moich i powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego, do Boga mego i Boga waszego. I przyszła Maria Magdalena, oznajmiając uczniom, że widziała Pana i że jej to powiedział. (J 20, 1-18)

Perykopa z Ewangelii wg św. Jana, podana wyżej, przedstawia wydarzenia poranka wielkanocnego, w których szczególną rolę odgrywa Maria Magdalena, nazywana też Marią z Magdali. Niewiele o niej wiemy poza tym, że pochodziła właśnie z tej miejscowości handlowej położonej nad Jeziorem Genezaret, i że po spotkaniu z Jezusem życie jej zupełnie się odmieniło. Chociaż ewangeliści piszą, że Maria zwana Magdaleną została przez Jezusa uleczona od złych duchów "z której wypędził siedem demonów" (Mk 16,9 Łk 8,2) często niestety imię jej łączone jest z niemoralnością, tak jakby przedtem była kobietą lekkich obyczajów. Pogląd taki utrwala się przez nazywanie imieniem Marii Magdaleny specyficznych zakładów, tak np. w 1324 r. "ochrzczono" dom dla upadłych dziewcząt w Neapolu.

Maria z Magdali od chwili uzdrowienia przez Jezusa chodziła za Nim. Niemal we wszystkich miejscach w czterech Ewangeliach, w których mowa o grupie kobiet idących za Jezusem, Maria z Magdali wymieniana jest pierwsza - z wyjątkiem opisu Golgoty, gdzie wśród osób stojących pod krzyżem jako pierwsza wymieniona została oczywiście Matka Pana Jezusa.

Z relacji ewangelisty św. Jana, uzupełnionej tekstami z ewangelii synoptycznych, wynika, że Maria Magdalena pozostała pod krzyżem, aż Jezus powiedział "Wykonało się", była na Jego pogrzebie i pozostała przy grobie nawet kiedy inni odeszli, aż do sabatu. Pogrzeb odbywał się w pośpiechu, nie było czasu na namaszczenie Ciała Pana Jezusa wonnościami. Dlatego Maria Magdalena wraz z kilkoma niewiastami w niedzielę przed świtem udała się do ogrodu, gdzie był grób Pana Jezusa. Chociaż wiedziała, że wejście do grobu zawalone było ciężkim głazem, nie rezygnowała, miłość podpowiadała jej, że pokona wszelkie przeszkody. Nie brała pod uwagę faktu, że opowiadając się jawnie za Jezusem naraża się na śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony Jego przeciwników. Gdy zauważyła, że kamień został odwalony pozostawiła współtowarzyszki i szybko pobiegła powiadomić o tym uczniów Jezusa. Wraz z Piotrem i Janem przyszła do grobu, a gdy uczniowie stwierdzili, że grób jest pusty i wrócili do miasta, ona została, bo nie mogła pogodzić się z myślą, że bezpowrotnie straciła Jezusa, wiedziała, że musi Go odszukać. Szlochając rozpaczliwie jeszcze raz zagląda do grobu i w rozmowie z siedzącymi tam aniołami wyraża przekonanie, że ktoś wziął, wykradł Pana, a ona chce się koniecznie dowiedzieć gdzie jest teraz położony.

Odwraca się i zauważa jakiegoś mężczyznę. W sercu Marii obudziła się iskierka nadziei, sądziła bowiem, że to ogrodnik i wskaże jej gdzie jest ciało Jezusa. Ośmielona jego ciepłym, współczującym głosem nie odpowiada na pytanie dlaczego płacze, ale woła błagalnie: "Panie! Jeśli ty go wziąłeś, powiedz mi, gdzie go położyłeś, a ja go wezmę". Znowu działa spontanicznie, uczucia panują nad rozsądkiem - przecież nie udźwignęłaby ciała dorosłego mężczyzny. Jest roztargniona rozgląda się na wszystkie strony i wtedy... słyszy swoje imię "Mario". Nie ma wątpliwości, że to żywy, zmartwychwstały Jezus. Pada na kolana, pragnie objąć nogi Mistrza i w zachwycie woła "Rabbuni"... Nie dotykaj mnie... ale idź do braci moich i powiedz im...

Maria Magdalena pierwsza spotkała zmartwychwstałego Pana i otrzymała od Niego misję głoszenia Chrystusa Zmartwychwstałego, tej fundamentalnej prawdy chrześcijańskiej. Ponieważ zaniosła tę nowinę uczniom Jezusa św. Augustyn, Ojciec Kościoła żyjący w latach 354-430, nazwał ją "Apostola Apostolorum", czyli "Apostołka apostołów".

Pelagia Jaworska (Mariawita 1-3/2005)

(fragment kazania wygłoszonego podczas ekumenicznego nabożeństwa Światowego Dnia Modlitwy w Płocku 5 marca 2004 r.)