Mariawita nr 10-12/2003
- 20-lecie sakry biskupiej bp. M. Wł. Jaworskiego i bp. Romana Nowaka
- Nie wie lewica, co czyni prawica?
- 45-lecie "MARIAWITY"
20-lecie sakry Biskupiej Bp. M. Włodzimierza Jaworskiego i Bp. M. Romana Nowaka
W niedzielę, 23 listopada 2003 roku w Świątyni Miłosierdzia i Miłości w Płocku odbyła się uroczystość jubileuszowa z okazji 20. rocznicy otrzymania sakry biskupiej przez Biskupa Naczelnego Kościoła Starokatolickiego Mariawitów M. Włodzimierza Jaworskiego i bp M. Romana Nowaka. Obydwaj duchowni otrzymali święcenia biskupie tego samego dnia - 20 listopada 1983 r. w mariawickiej katedrze w Płocku z rąk biskupa M. Tymoteusza Kowalskiego. Współkonsekratorami byli biskupi: bp M. Innocenty Gołębiowski i bp M. Andrzej Jałosiński.
Na uroczystość do Płocka przybyli kapłani oraz świeccy przedstawiciele wszystkich mariawickich diecezji, a szczególnie licznie wierni z parafii w Łodzi, Radzyminku, Raszewie, Cegłowie, Lesznie, którzy przyjechali w zorganizowanych grupach autokarami. Obecne były delegacje z wielu parafii, nie tylko z tych, w których Jubilaci pełnili duszpasterską posługę.
W uroczystości wzięli udział także przedstawiciele bratnich Kościołów chrześcijańskich: bp Mieczysław Cieślar - Biskup Diecezji Warszawskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, ks. dziekan Anatol Szydłowski i ks. Eliasz Tarasiewicz z Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego i Andrzej Wójtowicz - Dyrektor Biura Polskiej Rady Ekumenicznej. Władze państwowe i samorządowe reprezentowali: Małgorzata Bebelska - Dyrektor Generalny Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego, Michał Boszko - Starosta Powiatu Płockiego, Stanisław Nawrocki - Przewodniczący Rady Miasta Płocka, Tomasz Kolczyński - Wiceprezydent Miasta Płocka. (...)
Dostojni Jubilaci otrzymali także wiele listów gratulacyjnych i kart z życzeniami od tych, którzy nie mogli osobiście uczestniczyć w obchodach ich święta. Część nadesłanych pozdrowień zostało odczytanych w kościele przez bp. M. Ludwika. Swoje najserdeczniejsze życzenia "obfitych łask Bożych, daru dobrego zdrowia, wszelkiej pomyślności i dalszej owocnej służby dla większej chwały Boga i pożytku ludzi" nadesłali m.in. biskup Andrzej Le Bec z Paryża, Biskup Płocki Kościoła Rzymskokatolickiego Stanisław Wielgus, Zwierzchnik Kościoła Polskokatolickiego w RP bp Wiktor Wysoczański, Zwierzchnik Kościoła Katolickiego Mariawitów abp M. Rafael Wojciechowski, Dyrektor Generalny Towarzystwa Biblijnego w Polsce Barbara Enholc-Narzyńska i Patron Towarzystwa bp Janusz Narzyński. (...)
Dziękczynną Mszę św., która rozpoczęła się o godz. 11.00 celebrowali obydwaj Jubilaci: bp M. Włodzimierz i bp M. Roman oraz Biskup Diecezji śląsko-łódzkiej bp M. Ludwik Jabłoński. Podniosły charakter nabożeństwa podkreślał śpiew Chóru Diecezji Śląsko-Łódzkiej, którym dyrygował dr Henryk Kapusta oraz muzyka w wykonaniu orkiestry parafialnej z Łodzi, pod batutą mgr Piotra Brzezińskiego. Na organach grał kapł. M. Zenon Miklus. Uroczystość była rejestrowana przez ekipę II programu TVP. (...)
(Alina Boczkowska, fragmenty "20-lecie sakry biskupiej", "Mariawita" nr 10-12/2003)
Biskup Zdzisław Maria Włodzimierz Jaworski - Biskup Naczelny Kościoła Starokatolickiego Mariawitów w RP. Urodził się 2 stycznia 1937 roku w Łęce, gm. Piątek k/Łęczycy. W latach 1953-56 pobierał naukę w mariawickim Seminarium Duchownym w Płocku. Od 1956 do 1960 r. uczęszczał do Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi. W latach 1964-69 studiował na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. W 1974 r. obronił pracę magisterską na temat "Mariawicka myśl społeczna w teorii i praktyce".
20 listopada 1983 r. otrzymał sakrę biskupią w Świątyni Miłosierdzia i Miłości w Płocku. Swoją kapłańską posługę w parafiach rozpoczął w 1960 roku jako proboszcz parafii w Radzyminku, gdzie pracował do 1983 r. Jednocześnie pełnił funkcję proboszcza w parafiach: 1961-63, 1976-78, 1981-83 w Raszewie, 1969-72 w Wierzbicy, 1979-80 w Łowiczu. W latach 1983-97 sprawował urząd biskupa ordynariusza Diecezji Śląsko-Łódzkiej i proboszcza parafii w Łodzi, Piątku i Pabianicach. 31 lipca 1997 wybrany został na Biskupa Naczelnego Kościoła Starokatolickiego Mariawitów. Od tego roku jest także Przewodniczącym Rady Kościoła, Biskupem Ordynariuszem Diecezji Warszawsko-Płockiej i Lubelsko-Podlaskiej oraz proboszczem parafii w Płocku. Zaangażowany w ruch ekumeniczny. W latach 1991-95 pełnił funkcję Przewodniczącego Łódzkiego Oddziału Polskiej Rady Ekumenicznej Od 1993 do 2001 był sekretarzem Polskiej Rady Ekumenicznej w Warszawie. Obecnie, od 2001 roku sprawuje funkcję skarbnika PRE.
Biskup Antoni Maria Roman Nowak - urodził się 16 listopada 1931 r. we wsi Dobra, woj. łódzkie. Do Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów wstąpił 16 listopada 1949 r. Święcenia diakonatu otrzymał 11 listopada 1950 r. Jako diakon przebywał przez pewien czas w Żarnówce pod opieką kapł. M. Anioła Miazgi, a gdy w 1952 roku zorganizowano Seminarium Duchowne przeniósł się do Płocka. W latach 1954-1958 studiował na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Chylicach k. Warszawy. Po ukończeniu studiów, 4 października 1958 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Od 1958 do 1986 pełnił funkcję proboszcza w parafii Żarnówka. Od 26 października 1972 roku jest członkiem Rady Kościoła. 20 listopada 1983 roku otrzymał sakrę biskupią i nominację na Biskupa Diecezji lubelsko-podlaskiej. W latach 1986-1992 mieszkał w Cegłowie, pełniąc również funkcję proboszcza w tamtejszej parafii. W roku 1992, ze względu na zły stan zdrowia, zrezygnował z pełnienia obowiązków biskupa diecezjalnego oraz proboszcza i zamieszkał przy Świątyni Miłosierdzia i Miłości w Płocku.
NIE WIE LEWICA, CO CZYNI PRAWICA?!
Idea ekumenicznej jedności chrześcijan, zrodzona poza Kościołem rzymskokatolickim, jest przez tenże Kościół - przynajmniej oficjalnie - uznawana i ceniona. Kościół rzymski, uważając ruch ekumeniczny za dzieło Ducha Świętego przyjmuje jednak, że pełnię Kościoła Powszechnego, Kościoła Jezusa Chrystusa, można znaleźć tylko w nim.
Kościół ten dopuszcza, że pewne ważne elementy Kościoła Powszechnego mogą się znajdować także poza nim (w domyśle w innych Kościołach chrześcijańskich). Celem zaś ekumenizmu winna być pełna i widoczna jedność Kościoła, to jest pełna komunia eklezjonalna w jednej wierze, z tymi samymi sakramentami i urzędami wzajemnie uznawanymi. 1/ Teza ta prowadzi do istotnego twierdzenia prezentowanego przez stronę rzymskokatolicką, że ekumeniczna jedność chrześcijaństwa może się zrealizować przez jedność z Watykanem. Podejmując polemikę z tymi twierdzeniami odwołać się należy do dokumentu watykańskiego "Dominus Iesus". Nie miejsce tu jednak na taką dyskusję, a po szczegóły zainteresowanych odsyłam do stosownego artykułu w "Mariawicie". 2/ Jeżeli jednak ekumenizm choć w części traktuje się w Kościele rzymskim poważnie, zastanawiają fakty, z którymi spotykamy się prawie na co dzień. Warto nad nimi się zatrzymać.
"Ekumenizm" na łamach
Każdy dialog międzyludzki wymaga, aby między stronami prowadzącymi rozmowy była choćby odrobina zaufania. Za tym idzie obopólne poszanowanie się uczestników dialogu, które musi polegać na powstrzymaniu się od nietolerancji i inwektyw pod adresem drugiej strony. To są fundamenty każdej rozmowy, jeśli ma ona przynieść najmniejsze choćby wyniki. Dodać do tego należy, że w dialogu z udziałem chrześcijan obowiązywać winna zasada miłości bliźniego, w tym i miłości nieprzyjaciół.3/
Od kilku lat, poza dialogiem ekumenicznym (ogólnym), toczą się między Kościołem Rzymskokatolickim i Kościołem Starokatolickim Mariawitów międzykonfesyjne rozmowy w Komisji Mieszanej do Dialogu Teologicznego, mające za zadanie szukanie dróg porozumienia. Tak to wygląda w teorii, ale praktyka narzuca inne wnioski.
Nie od dziś wiadomo, że określone instytucje Kościoła rzymskiego prowadzą tzw. studia nad "sektami". Przoduje w nich dominikański ośrodek krakowski, co nie dziwi, zważywszy na inkwizycyjne tradycje tego zakonu. Nie można nikomu zabronić studiów religioznawczych, rozumianych nawet w szerokim znaczeniu tego terminu. Jednak bulwersuje, że w tych "badaniach" używa się terminologii ubliżającej ludziom z uwagi na pejoratywne znaczenie w języku polskim terminu "sekta". Nie próbuje się w praktyce użyć innego określenia, które nie dyskryminowałoby inaczej wierzących, niż nakazuje Kościół rzymski, choć w gronie niektórych ludzi nauki zaczęto zdawać sobie sprawę z niestosowności tego określenia.4/
Wobec powyższego, w zakresie prac rzymskich nad "sektami" mamy pierwsze i zarazem oczywiście negatywne zderzenie teorii ekumenicznej z praktyką. W początkach 2003 r. o. St. Obirek (jezuita) w wywiadzie prasowym przyznał, że mariawici są traktowani przez rzymskokatolickich braci jako grupa ludzi gorszych. O. Obirek stwierdził także, że pewien rzymski "naukowiec" uznał, że ruch mariawicki to głupia herezja.5/ Z tezą tą współbrzmi tekst ks. Stanisława Nabywańca zamieszczony w "Leksykonie teologii fundamentalnej". "Leksykon" ma, moim zdaniem, szczególne znaczenie, został bowiem dedykowany "Chrystologowi dziejów, Kolumnie Kościoła, Janowi Pawłowi II na 25-lecie pontyfikatu".6/ Tego rodzaju dedykacja, a także dofinansowanie wydawnictwa przez państwowy Komitet Badań Naukowych (czyli z kieszeni podatnika), powinny zobowiązywać zarówno autorów, jak i wydawcę. Okazuje się jednak, że górnie i barokowo brzmiące objaśnienia odnoszące się do papieża, są jedynie zasłoną dla fanatyzmu i kłamstwa. Zastanawiam się także, wobec niektórych treści zawartych w "Leksykonie", czy nie są one ukrytą kpiną z papieża. Jeśli bowiem uznaje się Jana Pawła II za człowieka ekumenizmu i dedykuje się papieżowi to dzieło, to choćby "leksykonalne" treści o mariawitach, w których naruszane są zasady chrześcijańskie i ekumeniczne, są zaprzeczeniem oficjalnych nauk papieskich.
Zatrzymajmy się pokrótce nad tekstem dotyczącym mariawityzmu. Oto dla ks. Nabywańca mariawityzm to jedyna polska herezja i do tego poparta przez carat. Jeżeli doda się podkreślenie dokonane przez ks. Nabywańca, że sakrę bp Kowalski otrzymał od biskupa jansenistycznego (dlaczego nie starokatolickiego?) co ma wykazać samozwańczość biskupów mariawickich i obniżyć rangę sukcesji apostolskiej uzyskanej przez Kościół mariawicki, mamy dokładny obraz rzymskokatolickich praktyk "ekumenicznych". Stronniczością i nierzetelnością naukową tchną dalsze sformułowania z notki ks. Nabywańca, a punktujące domniemane poparcia mariawityzmu przez tzw. siły wrogie narodowi polskiemu. Oto według twierdzeń tegoż księdza, mariawityzm poparty przez carat, został następnie uznany przez niemieckie władze okupacyjne, a później przez władze Polski Ludowej. Błędność i tendencyjność tych twierdzeń jest oczywista. Teza o carskim poparciu mariawityzmu, mająca wykazać antypolskie korzenie tego ruchu, lansowana jest od wielu lat przez określone środowiska, mimo że nikt tej tezy nie udowodnił. Wydawało się, że ostatecznie wyjaśniono tę sprawę i odparto zarzuty dotyczącego carskiego poparcia dla mariawityzmu w publikacji naukowej powstałej na Uniwersytecie Jagiellońskim.7/ Tak się jednak nie stało, a ks. Nabywaniec odgrzewa temat prezentując nieprawdziwe tezy. Ks. Nabywaniec zapomina także, że chronologicznie, po okresie zaborów, powstała II Rzeczpospolita, która mogła, gdyby mariawityzm był antypolskim wytworem zaborcy, zlikwidować go. Abstrahując od głębszego wywodu na temat sytuacji prawnej Kościoła mariawickiego w II RP, należy podnieść, że Kościół ten był w Polsce przedwojennej tolerowany8/.
Ks. Nabywaniec odwołuje się także do uznania mariawitów przez okupanta niemieckiego. Każda nieprecyzyjna teza budzi wątpliwości i w tym przypadku powstaje wątpliwość, którą okupację tenże ksiądz ma na myśli. Były bowiem dwie okupacje niemieckie: miedzy 1915 r. a 1918 r. i w latach 1939 - 1945. Podczas tej pierwszej nie było żadnego oficjalnego aktu prawnego władz niemieckich dotyczącego statusu prawnego Kościoła mariawickiego. Był za to zakaz działania mariawitów na terenie okupowanym przez bardzo zbliżone do Watykanu Austro-Węgry (m.in. Lubelszczyzna).W czasie drugiej okupacji niemieckiej (1939-1945) Kościół mariawicki znalazł się zarówno na terenach włączonych do Rzeszy, jak i w tzw. Generalnej Guberni. Na terenach włączonych do Rzeszy wyznania zrzeszające ludność polską były przeznaczone w przyszłości do likwidacji i w tej grupie znalazł się też Kościół mariawicki, któremu odebrano obiekty klasztorne w Płocku, a Świątynię zamierzano przeznaczyć na teatr lub kino. Mieszkańców płockich obiektów mariawickich przesiedlono do Generalnej Guberni, zniszczono archiwa kościelne. W Łodzi kościół i budynki parafialne i klasztorne włączono do terenów getta żydowskiego, wcześniej przesiedlając proboszcza mariawickiego i siostry. W Generalnej Guberni zaś Kościół mariawicki był jedynie tolerowany, ponosząc określone starty materialne i ludzkie, i w dalszej przyszłości, jako instytucja skupiająca ludność polską, przeznaczony do likwidacji.9/ Nasuwa się wobec powyższego pytanie, w którym miejscu ks. Nabywaniec znalazł uznanie władz okupacyjnych niemieckich (w obu okupacjach) dla Kościoła mariawickiego?
Inną kwestią jest podkreślenie przez ks. Nabywańca, że władze Polski Ludowej w 1947 r. uznały prawnie Kościół mariawicki. Ks. Nabywaniec winien wiedzieć, że po 1945 r. wiele związków wyznaniowych (nie tylko mariawici) uzyskało pełne uznanie na terenie całej Polski, co nie było łatwe w II RP, wykonującej zalecenia nuncjusza papieskiego w Warszawie. Okres Polski Ludowej był kontynuacją państwowości polskiej i tylko ludzie nie mający instynktu państwowotwórczego, okres ten negują. Wydaje mi się, że ks. Nabywaniec ma chęć do tej grupy dołączyć, co może powodować dla niego zabawne, a czasami nawet dotkliwe rezultaty. Jeśli bowiem uzna, że w okresie Polski Ludowej wszystko było nielegalne, albo naganne, to niweczy w ten sposób te decyzje, które w tym okresie tyczyły wyłącznie jego, np. zdobyte wykształcenie gwarantowane, finansowane i firmowane przecież przez Polskę Ludową. Musiałby także podważyć wiele dokumentów ważnych dla Kościoła rzymskiego (w tym i majątkowych), powstałych w wyniku działań władz tzw. "ludowych". Sądzę, że zbyt pochopnie ks. Nabywaniec wszedł na teren mało mu znany i tym samym może Kościołowi rzymskiemu także wyrządzić krzywdę, poddając w wątpliwość jego prawa nabyte za czasów PRL. Gdyby tak się stało, pewnie dosięgnęłaby ks. Nabywańca kara kościelna, wprawdzie nie za grzeszenie przeciw bliźnim, ale za podważanie materialnych, a wiec istotnych, interesów Kościoła rzymskiego. To byłoby nieco na zasadzie bumerangu rzuconego niewprawną ręką. Bumerang wracając może zrobić krzywdę niewprawnemu użytkownikowi tego narzędzia.
Ks. Nabywaniec zapomniał także, że władze Rzeczpospolitej Polski w 1997 r. ustawowo uznały Kościół mariawicki za prawnie istniejący w RP.10/ Zdaję sobie sprawę, że duchowny może nie być obeznany z tematyką prawnopaństwową. Jednak wchodząc na grunt sobie obcy, każdy piszący winien na tym gruncie poruszać się niezmiernie ostrożnie. Wszelkie improwizowanie, obciążone do tego stronniczością, może doprowadzić do błędów merytorycznych, negujących wartość opracowania, albo do grzechu pomówienia bliźniego. Dla duchownego oba przypadki są groźne, bowiem niszczy on swój wizerunek "naukowca" i popełnia grzech naruszając ósme przykazanie Dekalogu, co także rzutuje na księżowski portret. Zupełnie prywatnie podejrzewam, że wspomniany przez o. Obirka "naukowiec" rzymski, stawiający zarzut herezji mariawitom, to właśnie ks. Nabywaniec. Wniosek ten wyprowadzam z podobieństwa sformułowań zawartych w obu określeniach oceniających ruch mariawicki. Pełno w tej ocenie nieprawdy, pogardy i arogancji. Brak zaś miłości chrześcijańskiej, przyzwoitości i obiektywizmu, a także tego, co jest obowiązkiem człowieka piszącego, czyli rzetelności. Dlatego komentarz do tej wypowiedzi ks. Nabywańca, dokonany przez red. G. Polaka na łamach powołanych "Studiów i dokumentów ekumenicznych", uważam za niezmiernie trafiony.11/ Red. Polak podsuwa nawet stronie mariawickiej pytanie do wspomnianej wyżej Komisji Mieszanej ds. Dialogu Teologicznego mariawicko-rzymskiego: "Czy Kościół rzymskokatolicki prowadzi zaawansowany dialog z Kościołem Starokatolickim Mariawitów, czy z heretykami?". Ja także uważam, za red. Polakiem, że jest to kłopotliwe pytanie dla strony rzymskiej i zarazem kolejny dowód na rozmijanie się ekumenicznych poglądów oficjalnie głoszonych przez Kościół rzymski, a praktyką codzienną funkcjonariuszy (sensu largo) tego Kościoła. Na marginesie dodam, że red. Polak jest rzymskokatolikiem (czyli jednym z nielicznych sprawiedliwych?!).
Prawo dla maluczkich
Powyższe rozważania podsunęły mi inny problem, który zapewne nie mieści się w zakresie pytań kierowanych przez stronę mariawicką do strony rzymskokatolickiej podczas obrad wspomnianej Komisji Mieszanej, ale warto się nad nim zastanowić. Oto przed II wojną światową powróciło do Kościoła rzymskokatolickiego kilku kapłanów mariawickich, wywodzących się z grupy, która opuściła Kościół rzymski w 1906 r. Księża ci, jako wiano i dar pokutny, wnieśli do Kościoła rzymskiego kilka mariawickich obiektów sakralnych. Wynikało to z tzw. niejasności stanu prawnego Kościoła mariawickiego. Obiekty te (dwa kościoły w Łodzi, dwa w pow. łukowskim i kościół w Zgierzu) były wybudowane przez społeczność mariawicką i jedynie z powodów formalnych zapisane na imię tych duchownych. Można nad ta sprawą dywagować wiele, ale jedno jest pewne. Wspomniane obiekty prawem kaduka znalazły się we władaniu rzymskokatolickim. Nie jest możliwe, aby rzymskokatolickie władze kościelne w Polsce nie zdawały sobie sprawy z zagarnięcia mienia bezspornie mariawickiego. Tłumaczenie zaś, że formalnie księża - odstępcy mieli prawo oddać majątek mariawicki i obiekty sakralne władzom Kościoła rzymskokatolickiego, jest nie tylko pokrętne, ale merytorycznie błędne. Który to bowiem duchowny jest rzeczywiście właścicielem budynku kościelnego? Czy księża - odstępcy od mariawityzmu i biskupi rzymscy przyjmujący ich napowrót do jedności z papieżem nie mieli świadomości, że obiekty te powstały z darów wiernych, a nie z osobistego majątku tych duchownych?! Zresztą, nie tylko mariawici doświadczyli zaboru majątku przez Kościół rzymski. Przykładowo można przywołać tu zabory dokonane na niekorzyść Kościołów protestanckich i prawosławnego.
Przez minione lata opluwano mariawityzm i jak wyżej pokazałem, czyni się to nadal pod pretekstem tekstu quasi naukowego. Rabowano majątek tego Kościoła, czyniono wiele zła mariawityzmowi jako idei i mariawitom jako ludziom. To jest bezsporne. Łatwiej było jednak biskupom polskim przebaczać narodowi niemieckiemu krzywdy wyrządzone Polakom w II wojnie światowej i prosić go o przebaczenie, niż uderzyć się w piersi i naprawić krzywdy wyrządzone mariawitom. Prywatne bowiem deklaracje duchownych rzymskokatolickich niskiego szczebla, mówiące o przyjaźni i współczuciu dla mariawitów, nie są równoznaczne z oficjalną deklaracją Kościoła, jako organizacji. W tym miejscu pragnę podnieść, moim zdaniem, istotną kwestię merytoryczną i dotykająca kwestii rzetelności wiary. W wydanym ostatnio Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy,12/ że "wiele grzechów przynosi szkodę bliźniemu. Należy uczynić wszystko, co możliwe, aby ją naprawić (na przykład oddać rzeczy ukradzione, przywrócić dobrą sławę temu, kto został oczerniony, wynagrodzić krzywdy, również moralne).Wymaga tego zwyczajna sprawiedliwość. Ponadto grzech rani i osłabia samego grzesznika, a także jego relację z Bogiem i z drugim człowiekiem. Rozgrzeszenie usuwa grzech, ale nie usuwa wszelkiego nieporządku, jaki wprowadził grzech. Grzesznik podźwignięty z grzechu musi jeszcze uzyskać pełne zdrowie duchowe. Powinien zatem zrobić coś więcej, aby naprawić swoje winy: powinien "zadośćuczynić" za swoje grzechy".
W moim skromnym przekonaniu te słuszne wywody dotyczą nie tylko wiernych, ale i w równym stopniu kleru i całego Kościoła rzymskiego, jako osoby prawnej. Dając do rąk wyznawców tak istotny i nowoczesny dokument w pierwszym rzędzie winni zastosować go do siebie duchowni rzymskokatoliccy. W przeciwnym przypadku te słuszne chrześcijańskie zalecenia będą martwe i nie spełnią swego zadania. Pominiecie w praktyce przez stronę rzymskokatolicką wskazań powołanego Katechizmu przy rozmowach ze stroną mariawicką stawia, moim zdaniem, te rozmowy na rozdrożu. Także dogłębne poznanie cytowanego tekstu "Katechizmu" przydałoby się ks. Nabywańcowi i wszystkim tym, którzy dopuścili do wydrukowania tekstu tak nieprawdziwego merytorycznie i grzesznego, z powodu naruszenia ósmego przykazania Dekalogu. Dodam, że wykazana przez ks. Nabywańca wiedza i swoiste "zaangażowanie" w tematykę plasuje go w tej grupie badaczy kościelnych, "którzy drastycznie odstają od poziomu ogólnie przyjętego na świecie". To opinia nie moja, ale cenionego naukowca prof. Ewy Wipszyckiej, odnośnie poziomu prac historycznych powstających w kręgach z Kościołem związanych.13/ Nie wierzę także, że przywołany tekst ks. Nabywańca to swoista secesja "intelektualna" w łonie Kościoła. Szczególnie, że imprimatur (zgodę) na publikację dali: bp dr Cisło i ks. lic. Nowak - notariusz z archidiecezji lubelskiej, kierowanej przez abpa J. Życińskiego, podobno wyróżniającego się wśród biskupów intelektualistę, pragnącego ponadto uchodzić za światowca. Poza tym, w tak sprawnym organizmie jak Kościół rzymskokatolicki, nic nie dzieje się przez przypadek i "nie może nie wiedzieć lewica, co czyni prawica".
Moralność Kalego
Na zakończenie nie mogę powstrzymać się od pewnych ogólnych rozważań. Oto wszyscy ci, którzy z uporem wiążą mariawityzm z działaniami władz zaborczych rosyjskich, lub niemieckich, nie chcą w tej sprawie - mimo faktów - przeprowadzić logicznego historyczno-prawnego rozumowania. Dawno minęły czasy, gdy papiestwo decydowało o obsadzie tronów, czy władzy państwowej i narzucało swą wolę jako prawo obowiązujące kler i świeckich. W nowoczesnym państwie właściwa władza świecka ustala zasady uzyskiwania podmiotowości prawnej przez organizacje różnego rodzaju. Państwo więc suwerennie decyduje, jakie organizacje na obszarze podległym jego jurysdykcji mogą działać i być podmiotem praw i obowiązków. Mariawityzm powstał na terenie ówczesnego zaboru rosyjskiego i w celu uzyskania prawa do działania musiał mieć przyzwolenie ówczesnej władzy świeckiej, a tym było cesarstwo rosyjskie, w skrócie i pejoratywnie przez Polaków zwane caratem.
Obowiązuje także zasada, że brak takiego uznania prowadzi do zakazu działalności na terenie państwa. Mariawici byli potępieni przez papieża, a więc ewentualny, dodatkowy "carski" zakaz prowadzenia działalności nie tylko zniszczyłby cały ruch mariawicki, ale naraził jego członków na prześladowania, które w ówczesnych czasach miały jednoznaczny i tragiczny wymiar. Dodam także, że nawet papieskie uznanie dla mariawityzmu, przy braku legalizacji "carskiej", powodowałoby likwidację tego ruchu. Takie są bowiem logiczne konsekwencje tego, że w ramach danego państwa suwerenem jest jego władza świecka, a nie kościelna. W tym miejscu wszystkim przeciwnikom mariawityzmu i zwolennikom zgranej tezy o poparciu mariawityzmu przez zaborców pragnę przypomnieć wiedzę, którą powinni wynieść z lekcji historii, a może i religii. Oto punktem zwrotnym dla rozwoju chrześcijaństwa w antycznym świecie był edykt cesarsko-rzymski z 313 r. (tzw. edykt mediolański). Edykt ten dawał chrześcijanom tolerancję i równouprawnienie z poganami i od tego edyktu datuje się jawny rozwój chrześcijaństwa. Nikt jednak nie chce pamiętać, że ten ważny dokument dla chrześcijaństwa wydał wraz ze swym współrządcą Licyniuszem rzymski cesarz, poganin Konstantyn Wielki. Cesarz ten chrzest przyjął dopiero przed śmiercią (337) i to z rąk ariańskiego biskupa Euzebiusza,14/ czyli - według systematyki stosowanej przez ks. Nabywańca - "heretyka". Nie słyszałem jednak zarzutu, że chrześcijaństwo uzyskało prawa obywatelskie w cesarstwie rzymskim przy poparciu cesarza-poganina, późniejszego "heretyka", ponieważ winien nim się stać cesarz w oczach Kościoła rzymskiego przez przyjęcie ariańskiego chrztu. Taka bowiem byłaby logiczna teza, gdyby zastosować rozumowanie tych, którzy w dekretach carskich przyznających mariawitom prawo tolerancji na terenie cesarstwa rosyjskiego, upatrują poparcia dla tego ruchu. Pragnę dodać, że przez wieki papiestwo swe prawa do przewodzenia w ówczesnym świecie chrześcijańskim wywodziło z głośnego dokumentu tzw. Donatio Constantini (Darowizna Konstantyna). W dokumencie tym rzekomo wspomniany cesarz Konstantyn (poganin i "heretyk" , jak wyżej wykazałem) miał w IV w. darować papieżowi Sylwestrowi: Rzym, Italię i cały Zachód. Dość późno wykryto, że wspomniane Donatio jest fałszerstwem sporządzonym w celu ugruntowania prawa papieży do władzy świeckiej.15/
Okazuje się, że gdy Kościołowi rzymskiemu i jego zwolennikom pewne fakty są przyjazne, nie ważne jest, kto te fakty stworzył, ale ważne są korzyści dla Kościoła z faktów tych płynące. Dla uzyskania władzy świeckiej Kościół rzymski nie brzydził się odwoływać nawet do sfałszowanego dokumentu i wywodzić swe prawa od cesarza poganina i "heretyka". Wszyscy ci oszczercy mariawityzmu hołdują zasadzie przyjętej przez kościelnego filozofa Escobara "że sumiennie jest zabić człowieka za rzecz wartości jednego talara"16/ jeżeli to ma Kościołowi przynieść zysk. Nasuwa to analogie do tzw. "moralności Kalego" z sienkiewiczowskiej "W pustyni i w puszczy". Poniżyć przeciwników ideologicznych, gdy nie sposób wykazać im błędu w nauczaniu, to cel, który wywodzi się z tez Escobara. Wobec tego zwolennikom tezy o powstaniu mariawityzmu przy poparciu władz antypolskich zalecam nie tylko znajomość historii i zasad logicznego rozumowania, ale odwołując się do słów Jezusa Chrystusa (Medice, cura te ipsum - lekarzu ulecz samego siebie - Łk 4,23), w pierwszym rzędzie znajomość zasad chrześcijańskich.
A. Starczewski "Mariawita" 10-12/2003
Przypisy:
1/ Kard. Walter Kasper - Zaangażowanie ekumeniczne Kościoła katolickiego, Studia i dokumenty ekumeniczne nr 1 z 2003 r., Warszawa 2003 str. 19-32.
2/ I.W. - Szczególna "deklaracja" - Mariawita nr 10-12 z 2000 r. str. 11-12.
3/ "Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu fałszywego świadectwa" Wj 20,16. "Miłujcie nieprzyjaciół waszych i dobrze czyńcie" Łuk. 6,35.
4/ Przykładowo por. wywody o sektach: Tadeusz Paleczny - Sekty, w poszukiwaniu utraconego raju, Kraków 1998, Robert Janik - Sekty i związki religijne, Lublin 2002 r. O zmianie terminologii "sekciarskiej" na bardziej ogólną i niepejoratywną wspomina prof. M. Libiszewska-Żółtowska. - Kościoły i związki wyznaniowe w Polsce, Mały Słownik, Warszawa 2001 r., str. 9
5/ Por. wywiad red. K. Mazura z o. Obirkiem "Tygodnik Siedlecki" nr 1 z dnia 5.I.2003 r. i A. Starczewski - Piszą o mariawitach, Mariawita nr 4-6 z 2003 r., str. 24. W tym miejscu pragnę dodać, że hierarchowie rzymscy inne mniejszości wyznaniowe też traktują z lekceważeniem. Przykładem niech będą rozmowy prowadzone w minionych latach w sprawie stosunku Państwa do Kościoła. Gdy w 1989 r. wyniknęła m.in. kwestia transmisji nabożeństw w Polskim Radiu, odpowiednią petycję w tej sprawie złożyła Polska Rada Ekumeniczna. Petycję tę ówczesny sekretarz episkopatu rzymskokatolickiego w Polsce, bp Bronisław Dąbrowski podsumował podczas obrad Komisji Wspólnej rządu i episkopatu - "dać im odcinki 10-minutowe" -patrz "Tajne dokumenty Państwo Kościół, 1980-1989", Londyn -Warszawa 1993, str. 91. Zabrzmiało to jak ironiczna jałmużna dawana nadto nie ze swojego (radio jest państwowe), a więc miało posmak sienkiewiczowskiego darowania Niderlandów królowi szwedzkiemu przez Zagłobę.
6/ Leksykon teologii fundamentalnej, praca zbiorowa pod red. Ks. Mariana Ruseckiego, Lublin-Kraków 2002 r., str. 1079.
7/ Krzysztof Mazur - Mariawityzm w Polsce, Kraków 1991 r., str. 49 i nast.
8/ Henryk Świątkowski -Wyznania religijne w Polsce, Warszawa 1937 r. str. 207-214, Michał Pietrzak - Prawo wyznaniowe, Warszawa 1993, str. 113-116.
9/ Henryk Światkowski - Wyznaniowe prawo państwowe, Warszawa 1962 r., str. 53-57 i Michał Pietrzak - tamże str. 151-153. Por. także o martyrologii Kościołów mariawickich w czasie II wojny światowej: Jacek E.Wilczur - Kapitulacji nie było, historia dotąd przemilczana, Warszawa, bez roku wydania, wyd. I, str. 73-91.
10/ Ustawa z dnia 20.II.1997 r. o stosunku Państwa do Kościoła Starokatolickiego Mariawitów w Rzeczpospolitej Polskiej (Dz.U.nr 41 poz. 253 ze zm.).
11/ Grzegorz Polak - Leksykon teologii fundamentalnej pod red. ks. M. Ruseckiego, recenzja w Studiach i dokumentach - tamże str. 199-200.
12/ Katechizm Kościoła Katolickiego, Pallotinum, Poznań 1994 r. & 1459 - str. 49; & 2412 - str. 543; & 2187 - str. 557.
13/ Ewa Wipszycka - Kościół w świecie późnego antyku, Warszawa 1994 str. 339-341.
14/ Aleksander Krawczuk - Poczet cesarzy rzymskich (dominat) Warszawa 1991 r., str. 242-246.
15/ Mieczysław Żywczyński - Papiestwo i papieże w średniowieczu, Kraków 1995, str. 20-21. Dodam gwoli jasności, że ks. dr M. Żywczyński był profesorem KUL i znanym historykiem
16/ B. Pascal - Prowincjałki, Warszawa
45-lecie "Mariawity" 1959-2003
Rok bieżący - 2003, jest 45 rokiem wydawania przez Kościół Starokatolicki Mariawitów czasopisma "Mariawita". Należy jednak przypomnieć, że rok wcześniej, w 1958 r. wznowiono, po kilkunastoletniej przerwie spowodowanej II wojną światową, działalność wydawniczą i drukowano (niestety, już nie we własnej drukarni, którą zrabowali i zniszczyli Niemcy) kwartalnik "W imię Boże".W 1959 r. na prośbę Czytelników zmieniono nazwę na "Mariawita", nawiązującą do pierwszego organu kościelnego z lat 1907-1913 i uczyniono pismo dwumiesięcznikiem. Zeszyty publikowane w ciągu roku oznaczone są kolejnymi liczbami porządkowymi. Na stronie tytułowej podano, że jest to I rok wydawnictwa.
Bogu dzięki, że czasopismo "Mariawita" utrzymało się przez 45 lat, chociaż w ciągu tego czasu były okresy trudne i nieraz ważyły się jego losy. Rzutowało to na ilość i objętość numerów wydawanych rocznie.
Do połowy 1964 r. pismo "Mariawita" było dwumiesięcznikiem zawierającym zasadniczo 22 strony A-4. W latach od 1960 do połowy 1964 r. była dodatkowo czterostronicowa wkładka "Małego Mariawity". Od lipca 1964 r. "Mariawita" stał się miesięcznikiem 16-stronicowym. Nie zawsze ukazywał się co miesiąc, niekiedy wydawano numery podwójne, potrójne...
Od roku 1989 "Mariawita" ukazuje się kwartalnie. Do 1997 r. zawierał 16 stron, a w latach następnych sukcesywnie zwiększał swoją objętość. Wzbogacała się też szata graficzna poprzez wprowadzenie kolorowych stron. Obecnie, z reguły, zawiera 28 lub 32 strony i 8-stronicową wkładkę formatu A-5 "Małego Mariawity". (...)
W latach ubiegłych nie podawano w redakcyjnej stopce nazwiska redaktora naczelnego, dlatego prezentujemy wszystkich dotychczasowych redaktorów naczelnych naszego czasopisma.
Redaktorzy Naczelni "Mariawity" w latach:
Bp. M. Bartłomiej PRZYSIECKI 1959-1961 | Bp. M. Michał SITEK 1961-1965 | Bp. M. Innocenty GOŁĘBIOWSKI 1965-1970 |
Bp. M. Andrzej JAŁOSIŃSKI 1970-1976 | Br. Władysław Stanisław GINTER 1986-1989 | kapł. M. Wawrzyniec ROSTWOROWSKI 1990-1997 |
Pelagia JAWORSKA 1977-1986 i od 1997 |
W latach 1959-82 w Redakcji pracowali też redaktorzy techniczni, którymi kolejno byli:
- kapł. M. Wiesław Urbas,
- kapł. M. Tymoteusz Kowalski (późniejszy Biskup Naczelny),
- kapł. M. Łukasz Kaczorek
Od początku do chwili obecnej "Mariawitę" redaguje zespół, którego skład osobowy zmienia się i nie sposób tu wymienić wszystkich współpracowników.
red. Pelagia Jaworska
("Mariawita" 10-12/2003)