Mariawita nr 10-12/2012

MARANATHA


Ewangelia I Niedzieli Adwentu może napawać nas grozą. Jeszcze brzmi w naszych uszach słowo Chrystusa, które usłyszeliśmy poprzedniej niedzieli – zapowiedź kataklizmów, jakich świat dotąd nie widział.

Dzisiaj również Chrystus nie oznajmia nastania czasu spokoju. Oto ziemia zostanie poruszona. Jakże teraz nie przypomnieć sobie słów z pogrzebowego Wybaw mnie, Panie... – „drżę i lękam się [...] kiedy niebo i ziemia wzruszone będą”. Jezus mówi: nie przeminie ten rodzaj, aż się wszystko to spełni. I wtedy Pan nasz przyjdzie w obłoku chwały.

My, chrześcijanie, oczekujemy przez całe swe życie przyjścia Chrystusa. Wyglądamy końców czasu, wpatrując się w znaki przybliżającej się paruzji. Podczas liturgii mszalnej wyczekujemy Jego zstąpienia na ziemię, aby przyjąć Baranka Wielkanocnego w Jego Eucharystycznych Postaciach. I każdego roku, rozpoczynając Adwent, oczekujemy na święta upamiętniające Jego przyjście na Ziemię.

Chrystus – Ten sam, który narodził się w Betlejem (mieście chleba) ponad dwa tysiące lat temu. Ten sam, który pozostał wśród nas pod postaciami Chleba i Wina. Ten sam, który przyjdzie na końcu czasów. Ten sam, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami.

Ten sam, który nas odkupił, nieustannie się za nas ofiaruje we Mszy świętej i pragnie zbawić każdego. Tylko On w swym życiu Eucharystycznym udziela nieskończonego miłosierdzia i niezmierzonej miłości.

Miłosierdzie chroni przed sprawiedliwością. Jeśli dosięgnie mnie sprawiedliwy (a jakże słuszny) gniew Boga – to już tu i teraz powinienem „drżeć i lękać się”. Jednak pomimo mojej niewdzięczności, pomimo grzechu i nieustannego upadania, Bóg porusza niebo i ziemię – nie po to, by mnie zgładzić, lecz odkupić. Miłość nie zna strachu. Niebo i ziemia będą poruszone, aby mnie oczyścić z grzechu. Wszak „tak Bóg umiłował świat, że Syna Swego Jedynego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie umarł, ale miał życie wieczne” (J 3,16).

Dziś, w I Niedzielę Adwentu, Bóg poruszył i niebo, i ziemię, abyśmy przygotowali dusze nasze na przyjście Jego Syna. Teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen, niech się tak stanie. Maranatha! Przyjdź Panie Jezu i nie zwlekaj!

kapł. M. Daniel

Opłatek wigilijny


Boże Narodzenie to szczególny czas. Maleńkie Dzieciątko, położone w żłobie, zbliża wszystkich. W ten szczególny dzień - dzień wigilii - koncentrujemy się na cudzie narodzin oraz swoich bliskich. Otwieramy się na potrzeby innych. Szczególny czas spędzony w gronie rodziny, przy wigilijnym stole zacieśnia więzi. Wyrazem tego jest mały, skromny opłatek.

Opłatek - cieniutki, przaśny, (czyli niekwaszony i niesolony), biały płatek chlebowy. Wypiekany z białej mąki i wody. Jest symbol pojednania i przebaczenia, znakiem miłości i przyjaźni.

Sam fakt dzielenia się chlebem był znany od początków Kościoła. Nie był on jednak związany z Bożym Narodzeniem. Eulogia, czyli błogosławieństwo chleba, była symbolem komunii duchowej wspólnoty. Na msze wigilijne przynoszono chleb, którym po błogosławieństwie dzielono się. Zabierano go także do domów, aby podzielić się z tymi, którzy nie byli w kościele, na znak przynależności do wspólnoty chrześcijańskiej.

Łamanie się opłatkiem w tradycji chrześcijańskiej nawiązuje do Ostatniej Wieczerzy, na której Jezus dzieli się chlebem z Apostołami. Zgodnie z tym testamentem „To czyńcie na moją pamiątkę” / Łk.22,19/ wierni obdarowywali się tym, co dla nich było istotne – chlebem, czyli symbolem życia. Początkowo używano prażma, czyli ziaren poświeconych i wykruszonych z najdorodniejszych, świeżych kłosów pszenicznych, uprażonych na ogniu lub okrągłych spłaszczonych chlebków przaśnych, upieczonych na gorących kamieniach. Z czasem pojawiły się płytki chlebowe (z ciasta przaśnego) posiadające wręby ułatwiające ich dzielenie.

Dopiero w średniowieczu pojawiło się pieczywo na wzór dzisiejszych opłatków. Miały one swoją symbolikę, która miała zapewnić domowi dostatek i obfitość chleba. Na opłatkach znajdowały się scenki z życia Jezusa, symbole religijne oraz ornamenty roślinne. Na opłatki brano najlepsze ziarna, mielone w specjalnych młynkach. Wypiekane zaś były w specjalnych formach żelaznych tzw. żelazkach przez zakonników. Technologia ta nie zmieniła się do dziś.

Starochrześcijańska tradycja łamania chleba na gruncie polskim stała się niepowtarzalnym, uroczystym obrzędem sprawowanym w wieczór wigilijny. Jak wspominał Ursyn Niemcewicz „Niecierpliwie czekano pierwszej gwiazdy, gdy ta zajaśniała zbierali się goście i dzieci…rodzice wychodzili z opłatkiem na talerzu – a każdy z obecnych biorąc opłatek obchodził wszystkich zebranych … i łamiąc go powtarzał „bodaj byśmy na przyszły rok łamali go ze sobą”

Najstarsza wzmianka dotycząca dzielenia się opłatkiem w Polsce pochodzi z końca XVIII w. Zwyczaj ten najpierw rozpowszechnił się w miastach i na dworach, a w początkach XIX w. na wsiach. Jak pisał Łukasz Gołębiewski (1830r.) „Proboszcz i z pobliskich miejsc duchowni roznoszą po domach pęk opłatków białych, żółtych i czerwonych. Na tacy przykrytej je ofiarują i dostają za to nagrodę, a za perorę i życzenia podziękowania”. Początkowo ograniczano się do samego łamania opłatkiem, dopiero z czasem zaczęto dodawano życzenia „abyśmy przyszłego roku doczekali”.

Opłatkowi przypisywano tez wiele różnych właściwości. Obecność w domu miała zapewnić dostatek, błogosławieństwo, ochronę przed pożarem, piorunem lub innymi nieszczęściami. Wierzono, że, gdy szczerze połamiemy się opłatkiem, czeka nas rok dobrobytu i nie zaznamy głodu. Zwyczajem bardzo rozpowszechnionym w Polsce, było dzielenie się opłatkiem ze zwierzętami gospodarczymi. W tym celu były wypiekane specjalne kolorowe opłatki.

Opłatki miały tez zastosowanie w polskim zdobnictwie świątecznym. Stosowane były do dekoracji mieszkań w wielu regionach kraju. Najpopularniejsza była tzw. „świata” – konstrukcja z opłatka, w formie kulistej zawieszana w izbach podczas świąt. Miały one zastosowanie w czasach, gdy nie było jeszcze choinek. Symbolizowały wszelkie dary zsyłane na ludzi przez Boga oraz walkę dobra ze złem. Dzielenie się opłatkiem podczas wieczerzy wigilijnej jest wielkim przeżyciem. Dlatego zgodnie z tradycją przekazywaną nam już od pokoleń, w ten niezwykły wieczór , przełammy się opłatkiem – znakiem pokoju i pojednania, przebaczenia i miłości. Niech będzie to wstęp do wspólnego przeżywania radości płynącej z Bożego Narodzenia.

Marzena Warmińska

Bóg jest Miłością


Nauczycielu, które jest wielkie przykazanie w zakonie? (Mt 22, 36)

Dla ludzi żyjących w czasach Chrystusa, przestrzeganie Przykazań zapisanych w Prawie Mojżeszowym było bardzo istotnym elementem religii judaistycznej. Całe życie duchowe Izraelitów toczyło się wokół przestrzegania Bożych zakazów i nakazów. Było to podejście bardzo powierzchowne, gdyż wiara ludzi ograniczała się jedynie do zewnętrznych praktyk religijnych określonych przez Prawo, nie opierała się na osobistej relacji człowiek - Bóg. Brakowało w niej tego osobistego elementu zjednoczenia człowieka z Bogiem.

Faryzeusze, pytając Jezusa o najważniejsze przykazanie, mieli nadzieję, że otrzymają powód do oskarżenia Go o bluźnierstwa. Przypuszczali, że Jezus nie będzie traktował wszystkich przykazań jednakowo. Niestety ich fortel się nie udał, ponieważ uzyskali jakże piękną odpowiedź:

Będziesz Miłował Pana Boga twego ze wszystkiego serca twego i ze wszystkiej duszy twojej i ze wszystkiej myśli twojej, a bliźniego twego jako samego siebie (Mt 22 37, 40).

Jednak Pan Jezus zamknął im usta, ponieważ otrzymali taką odpowiedź, w której zawiera się wszystko: na tym dwojgu przykazań wszystek Zakon zawisł i Prorocy. W tych dwóch przykazaniach zawierają się pozostałe, które są esencją całego Dekalogu.

Będziesz miłował Pana Boga – jakie jest głębsze uczucie od miłości? Czy istnieje jeszcze jakieś wyższe uczucie? Otóż nie! Święty Paweł powiada „Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość” (1Kor 13,13). Miłość jest tym uczuciem, które daje największe szczęście człowiekowi i to na nim powinno się budować życie, naszą relację z Bogiem i bliźnim, ponieważ to miłość nadaje sens naszemu życiu.

Miłość do Boga polega na wypełnianiu Jego przykazań, Jego woli ukazanej nam przez nauczanie Jezusa. W pełni miłuje Boga ten, kto każdą swoją czynność stara się wykonać zgodnie z życzeniem Ojca niebieskiego, czyli tak, aby się Jemu podobała.

Będziesz miłował ze wszystkiego serca twego i ze wszystkiej duszy twojej i ze wszystkiej myśli twojej - miłować sercem, duszą, myślą- a więc miłować całym sobą, całym swoim życiem.

W pełni mamy się poświęcić Bogu, zjednoczyć z Nim wszystkie swoje myśli i działania „wszystko na większą Chwałę Bożą”. Bóg nas kocha niezmierną miłością, więc jak my możemy nie odpłacić się Mu tym samym?

Bóg jest miłością, kto w miłości mieszka ten w Bogu mieszka, a Bóg w nim (J 4,16) - naucza Apostoł św. Jan. Jednak czy my na co dzień kierujemy się tą miłością i zawsze w tym, co robimy, widzimy Chwałę Bożą?

Czy nie spychamy Boga na drugi plan w naszym życiu? Przestajemy mieć dla Niego czas, zajmujemy się tym, co doczesne i przyziemne. Myśli zaprzątają nam problemy życia codziennego, a gdzie tu znaleźć czas dla Boga i Jego uwielbienie?

Codziennie biegamy między pracą, szkołą, hipermarketem, galerią handlową, dyskoteką. Realizujemy swoje pragnienia, aspiracje, talenty. Pędzimy za karierą, uznaniem, szacunkiem. Jesteśmy w biegu, czegoś szukamy, tylko że ten bieg zamiast nas do czegoś zbliżać, to wręcz przeciwnie - oddala od Boga i stajemy się duchowo oziębli. Przestajemy zauważać bliźnich i ich potrzeby i stajemy się egocentryczni. Nastawiamy się na branie, a nie chcemy nic dawać z siebie.

Nowe przykazanie daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem; abyście się i wy wzajemnie miłowali. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie (J 13,34-35).

Każdy z nas jest chrześcijaninem i to nas zobowiązuje do tego, abyśmy wszędzie tam gdzie jesteśmy, siali miłość, braterstwo i zrozumienie.

A to przykazanie mamy od Niego, aby ten, kto miłuje Boga, miłował i brata swego (J 1 4,21).

Znajdźmy w swoim życiu czas na miłość dla Boga i bliźniego. Przestańmy patrzeć na życie przez pryzmat czubka własnego nosa, dostrzeżmy otaczających nas ludzi. Każdy zasługuje na miłość i szacunek bez względu na to, kim jest, jakie ma poglądy, czy kolor skóry. Bóg nas kocha, jak prawdziwy Ojciec. Chce dla nas jak najlepiej. Odwdzięczmy się Mu za Jego ojcowską miłość również miłością, a najlepiej to wypełnimy w codziennym życiu:

O Panie uczyń z nas narzędzia Twego pokoju, abyśmy siali miłość, tam, gdzie panuje nienawiść; wybaczanie tam, gdzie panuje krzywda; jedność tam, gdzie panuje zwątpienie; nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz; światło tam, gdzie panuje mrok; radość tam gdzie panuje smutek. Spraw, abyśmy mogli nie tylko szukać pociechy, co pociechę dawać, nie tylko szukać zrozumienia, co rozumieć, nie tylko szukać, co kochać.

(Modlitwa św. Franciszka)

KOCHAĆ CIEBIE I BLIŹNIEGO.

kapł. M. Dominik

I dziś Emmanuel przychodzi do serc


Postaram się opowiedzieć dlaczego zdecydowałam się, pomimo moich uprzednich obaw, przyjąć Chrzest św., w Kościele Starokatolickim Mariawitów we Francji. Moje obawy na drodze nawrócenia się były spowodowane wychowaniem ateistycznym, jakie otrzymałam zarówno w rodzinie, jak i w szkole, gdzie nauczyciele nastawieni antykatolicko i antyklerykalnie, pozostawili swój ślad na moim młodzieńczym wieku.

Również towarzyszyła mi obawa, że z chwilą przyjęcia Chrztu, będę wyrwana z moich korzeni irańskich. Obawy moje okazały się niesłuszne, o czy mogę dzisiaj zaświadczyć. Ponadto, w końcu mogłam wybrać, ten „własny Kościół”, mimo iż w Paryżu można znaleźć wszelkiego rodzaju wspólnoty, począwszy od Kościoła rzymskokatolickiego.

Zaczęłam czuć wezwanie Chrystusa trzy lata temu. Chociaż nie pociągało mnie chrześcijaństwo, moje zainteresowania skupiały się wokół hinduizmu, Iranu, zoroastryzmu.

Podczas sporadycznych odwiedzin i modlitwy w różnych kościołach odczuwałam dziwną sympatię, wewnętrzne zaproszenie, jak gdyby pochodzące od Jezusa: do pokochania Go i do przyjęcia Jego miłości do mnie. Daleka byłam od narcyzmu. Byłam przekonana, że Bóg nie potrzebuje ludzi, może się łatwo obejść bez nich. Bardzo rzadko zdarzało się, by uczestniczyć we Mszy św. i słuchając homilii - szczególnie o. bp Andrzeja Le Bec, biskupa Prowincji Kościoła Starokatolickiego Mariawitów we Francji – skupiła się moja uwaga na nauczaniu Jezusa Chrystusa.

Z czasem wzrastała we mnie bardzo pozytywna opinia o chrześcijaństwie, jakże bardzo różna od stereotypów, które mi wpajano. Po raz pierwszy usłyszałam na Mszy św., że kapłani mówią, iż to Bóg pierwszy nas umiłował. Ogromnie mnie to ucieszyło. Niemniej jednak, mimo mojego podziwu dla tej religii i mojego pragnienia, by kochać Jezusa, opierałam się wezwaniu Chrystusa prawie dwa i pół roku.

W ciągu pierwszego roku, natrafiłam na postać św. Teresy od Dzieciątka Jezus i odczułam sympatię do niej. W przeddzień mojego ślubu udałam się do bazyliki Matki Bożej Zwycięskiej, Sanktuarium w Paryżu, by przy relikwiach „Małej Tereski”, wyprosić sobie łaski i opiekę. Tej samej nocy, śniłam, że ojciec bp. M. Andrzej zapytał mnie, czy chcę być ochrzczona. Ale ja odmówiłam...

Z czasem, ta mała święta, patronka misji powszechnej, zareagowała na moją modlitwę i (sama nie wiem jak) doprowadziła mnie do Jezusa. Rzeczywiście, następnego roku, a było w czasie nowenny do Matki Bożej Zwycięskiej, poczułam po raz pierwszy wyraźnie zaproszenie od Jezusa. Ostatni dzień nowenny, który zbiegł się ze świętem Wniebowstąpienia Pańskiego i z rocznicą objawienia Matki Boskiej Teresie i w Fatimie (13 maja), odczułam silne natchnienie promieniujące przy ołtarzu Serca Jezusowego. To tak, jakby Jezus poprosił mnie w ostatni dzień nowenny, by odpowiedzieć na Jego miłość.

Po przeczytaniu opisu objawień św. Małgorzaty Marii Alacoque, której objawił Jezus swoje Serce, odkryłam w nich formę wyrażania miłości Jezusowi, do której On mnie zapraszał. A to wymagało przyjęcia Chrztu świętego. Byłam niezdecydowana, a nawet walczyłam z tą myślą. Będąc w takim nastroju, udawałam się na adorację Przenajświętszego Sakramentu, gdzie bardzo odczuwałam obecność Chrystusa i marzyłam gościć Go w swoim sercu.

Jednak nie byłam w stanie oddać się Jezusowi, gdyż chodziły mi po głowie sprzeczne argumenty. Nie umiałam się pogodzić z przekonaniami chrześcijan odnośnie spraw grzechu, faktu zmartwychwstania, nie darzyłam zaufaniem Kościoła, znając niepochlebne fakty z jego historii. A ja, szczególnie obawiałam się utraty moich korzeni kultury irańskiej.

Ale w ciągu tych wszystkich miesięcy modlitwy Jezus uświadomił mi, że nie powinnam pozostać poza Kościołem, bo w Kościele mam zagwarantowaną Jego Naukę. Nie mogę robić sama „kościelnej kuchni”. On również powymiatał me obawy, co do utraty korzeni kulturowych, nie będę opowiadać tutaj, jak to się stało. Trwając w osobistych nie formowanych pojęciach religijnych dokonałam aktu poświęcenia się Sercu Jezusa w 2011 roku, bez przyjęcia Chrztu św. Jakiś czas później zdałam sobie sprawę z powagi mojej decyzji. Dzięki modlitwie, choć uspokojona, zrozumiałam jednak, że powinnam spełnić obietnice poświęcenia się, ale po chrzcie...

Pośrednictwo św. Teresy i wpływ Jezusa pozwoliły mi uświadomić sobie, że obecność Boga towarzyszyły mi w ciągu mego życia, ponieważ Bóg jest miłosierny. Miłosierdzie Boże promieniuje z Jego Serca.

Z chwilą decyzji i pragnienia Chrztu św. zrodziło się pytanie, w jakim Kościele o niego prosić –(ileż Kościołów tu w Paryżu?). Zaczęłam się modlić do Matki Bożej o ukierunkowanie mnie według woli Bożej i odpowiadające mojej osobowości.

Nazajutrz, w czasie modlitwy o godzinie 15.00 zrozumiałam, że poza myślami: jestem Francuzką, Iranką itp., Kościół, który odpowiadał mojej osobowości to Kościół mariawicki, gdyż tu doświadczyłam natchnienia od Chrystusa i tu wielokrotnie doświadczałam miłosierdzia, dzięki posłudze bp Andrzeja. Jego posługa modlitewna wsparła mnie ponad wszelkie oczekiwania. Moje życie się zmieniło, ale o tym nie będę pisała...

Co się tyczy chrześcijańskiej wiary, z którą nie jestem jeszcze całkiem zaznajomiona, zrozumiałam, że Jezus mnie zaprasza z miłości do mnie, by być członkiem Kościoła. Dla mojego dobra On chce mnie obdarzyć w tym Kościele Swoją prawdziwą nauką. Uświadomiłam sobie, że zawierzając Jemu, powinnam zawierzyć Jego nauce. Ponadto jest to nie do pomyślenia, by deklarując miłość Jezusowi, poddawać w wątpliwość nauczanie i bogactwa, które powierzył Kościołowi. Uprzednio czułam pewien dystans do określenia –„dogmaty”, obecnie w postawie zawierzenia Jezusowi przyjmuję nauczane prawdy Kościoła.

Zaczęłam uczęszczać na katechezę, która prowadzi br. kapł. M. Antoni. Po pewnym czasie na katechezie dostrzegam jej konieczność, by bardziej przylgnąć do wiary, by sobie wyjaśnić pojęcia, które trudno mi było sobie przyswoić. Cierpliwość prowadzącego katechezę pozwala na stawianie pytań i otrzymanie poszerzonych wyjaśnień. Jestem przekonana, że brak pogłębionej znajomości prawd wiary, może narazić na braki w życiu duchowym.

Przyjęłam Chrzest św. w Wielką Sobotę 2012 roku. Przeżyłam obrzęd Chrztu jako zaślubiny z Jezusem Chrystusem. Odczułam, że jest On i ja: jesteśmy we dwoje. Obecnie przygotowuję się do Sakramentu Bierzmowania, wzmocnienia pełnią darów Ducha św., by w przyszłości stać się jedno z Nim; tylko Chrystus.

Pewnego dnia, wyraziłam br. kapł. Antoniemu pragnienie udania się na pielgrzymkę do Polski. Ów kapłan, o zapale misjonarza, nie wahał się towarzyszyć mi i mojemu mężowi w tej pielgrzymce.

Duchowe przeżycia były głównym celem tej pielgrzymki. Ponadto pragnęłam poznać rodzime środowisko Kościoła, do którego należę przez Chrzest. Prowincja Kościoła mariawitów we Francji, a szczególnie wspólnota parafialna w Paryżu, nie składa się tylko z Polaków. Przeważająca większość parafian nie ma korzeni w polskiej tradycji, więc nie miałam żadnego pojęcia, jak żyją Mariawici w Polsce.

Po przylocie do Polski mieliśmy zaszczyt być bardzo gorąco i serdecznie przyjęci przez br. kapł. M. Daniela. Tym bardziej mile byliśmy zaskoczeni, bo nasz przyjazd do ostatniej chwili nie był pewny. Pokonując trasę z lotniska do Nowej Sobótki, mogliśmy oglądać wioski i okolice, co nie byłoby możliwe na zorganizowanej wycieczce. Odkrycie warunków życia księży robi ogromne wrażenie. Po tej podróży wyrobiłam sobie opinię, że księża to dusze wybrane, są niezwykłymi ludźmi.

Brat kapł. M. Stanisław również nas bardzo ugościł w swojej rodzinie w Grzmiącej. Szczególnie dzięki niemu mieliśmy zaszczyt spotkania jego parafian w Grzmiącej i okazję porozmawiania z nimi po niedzielnej Mszy świętej.

Kapłan M. Stanisław zawiózł nas do Łodzi w odwiedziny o. bpa M. Włodzimierza, jak również do Płocka, gdzie uczestniczyliśmy w Nieszporach w Świątyni Miłosierdzia i Miłości. Potem rozmawialiśmy podczas gościnnego podwieczorku z Biskupem Naczelnym M. Ludwikiem Jabłońskim. Nie wiem, czy wszyscy Ci, co nas gościli i przyjmowali, zdają sobie sprawę, jak spotkanie z kapłanami, w ich warunkach kapłańskiej posługi, jest dużym i ważnym doświadczeniem dla mnie.

Bywa tak, że kiedy jestem w Paryżu, w mariawickim kościele p.w. Maryi Panny, powracam myślą do nich. Wspominanie tego, promieniuje i wpływa na moją modlitwę. Na przykład, kiedy modlę się, za pośrednictwem bł. Marii Franciszki, naszej Mateczki, stoi mi przed oczyma Jej celka, grobowiec, przy którym się modliłam; to mnie wzmacnia... Również, kiedy podczas Mszy św. są wypowiadane modlitwy w intencji Biskupa Naczelnego, moja modlitwa jest jakże żarliwa.

Zachwyciła mnie niedzielna Msza św. celebrowana przez br. kapł. M. Stanisława w jego parafii. Wzruszający jest widok obrazów Serca Pana Jezusa w kościołach mariawickich, gdzie Boże Miłosierdzie jest tak bardzo czczone.

Jestem bardzo szczęśliwa, że Matka Boża zaprowadziła mnie do Kościoła mariawitów. Przekonana jestem, że dzięki Miłosierdziu Bożemu mogłam uczestniczyć w tej pielgrzymce. Niedawno uświadomiłem sobie, że nie tylko Chrzest zmienił moje życie, ale uczestniczenie w katechezie ukierunkowuje i ubogaca mnie wewnętrznie darami Kościoła i chroni przed jałowym szukaniem treści poza Kościołem.

Łaska Chrztu św. wszczepiła mnie w Winną Latorośl, co pozwala mi uczestniczyć w największym skarbie Kościoła, czego nie posiada żadna inna religia - Eucharystię.

Padoue z Paryża

***

Nabożeństwa w Paryżu w rycie polskim

W związku z planowaniem w Paryżu rozpoczęcia odprawiania nabożeństw w rycie polskim, o. bp M. Andre Le Bec prosi mariawitów narodowości polskiej o kontakt z naszą parafią Ste Marie w Paryżu.
Bliższe informacje można uzyskać w kancelarii pafialnej, przy 47, rue de l’ Échiquier, stacja metra: Bonne nouvelle:
w godz.: pon. 9.00-11.30 i 13.30-17.30, śr. 13.30-17.30,
czw. 9.00-11.30 i 13.30-17.30, tel. [+33] 0140-229-325
lub pisząc na adres: Église Sainte Marie, 47, rue de l’ Échiquier -
75 010 PARIS albo na e-mail: mariavite@mariavite.org

KALENDARZ MARYAWICKI na rok zwyczajny 1912

(Rocznik Piąty)

W 2012 roku mija setna rocznica piątego wydania kalendarza mariawickiego. Został on wydany przez Wydawnictwo oo. Mariawitów, w drukarni katolickiego biskupa mariawitów o. J.M.M. Kowalskiego, w Łodzi, ul. Franciszkańska 27. Miękka okładka kalendarza jest koloru ciemnoniebieskiego, na froncie znajduje się zdjęcie kościoła w Sobótce Nowej, zbudowanego w stylu gotyckim oraz grupa wiernych.

Wydanie piąte jest podobne do wydań z lat poprzednich - na wewnętrznej stronie okładki zamieszczono informacje „o przesyłkach korespondencji pocztą wewnątrz państwa”, dokończenie tych informacji umieszczono na wewnętrznej okładce końcowej. Strona tytułowa zawiera rewers medalionu mariawickiego, rok wydania i adres redakcji. Tak, jak w poprzednich kalendarzach, znajduje się rozkład ewangelii na wszystkie niedziele i uroczystości 1912 roku. Jest też spis dni galowych dworskich, które należy obchodzić przez zwolnienie uczniów z lekcji szkolnych. Następnie znajduje się spis „Dom Cesarsko-Rosyjski”, który wyszczególnia członków rodziny „Jego Cesarskiej Mości Mikołaja 2” (data urodzin, imienin).

Dalej umieszczony jest kalendarz juliański i gregoriański na cały rok, z zaznaczeniem świąt, wschodów oraz zachodów słońca i księżyca. Dodatkowo pod każdym miesiącem uwzględniono: dni galowe, zmiany księżyca, zmiany powietrza (długoterminowa prognoza pogody) oraz pustą rubrykę na notatki. Kalendarium od informacji o Kościele oddziela wiersz „na nowy rok” bez podania autora.

Od strony 21 do 31 jest opis ważnego dla mariawitów wydarzenia - „Złożenie kamienia węgielnego i poświęcenie fundamentów pod kościół katedralny w Płocku”, udokumentowany zdjęciami i projektem katedry i klasztoru (uroczystość ta była już opisywana w „Mariawicie” nr 4-6, 2011 roku, z okazji stulecia tego wydarzenia).

Znajduje się też artykuł „Kościół Mariawicki w roku 1911”, zawierający informacje na temat prac i działalności Kościoła, wznoszenia i dokańczania budowy kościołów (np. w roku 1911 pobudowano murowany kościół w Pabianicach, drewniany w Czerwonce oraz rozpoczęto budowę kościołów murowanych w Woli Cyrusowej i Wólce Jeruzalskiej) oraz różnych budowli użyteczności publicznej, zakładania instytucji kulturalno-oświatowych, rolnictwa, rzemiosła, przemysłu i handlu - udokumentowane zdjęciami.

Wiersz Adama Mickiewicza „Hymn Na Zwiastowanie Najświętszej Maryi Panny” oddziela od obszernego artykułu „Święto Ludowe - obrazek z życia mariawickiego”. Opisana historia dzieje się w listopadzie 1906 roku, a jej bohaterem jest mariawita, Stanisław S. Z rodzinnego Leszna wyjechał jako rekrut do Władywostoku. Leszno było dla niego całym światem, jedynym miejscem jakie znał. Na myśl o wyjeździe odczuwał strach i smutek. Nieznany autor przedstawia Leszno jako brudną przyfabryczną miejscowość, w której panuje bieda i cierpienie. Opisany jest kościół z czerwonej cegły, dwór i pałac miejscowego potentata. Przytoczne są również prześladowania, jakich doświadczali mariawici w tamtym czasie (pogrom 22 kwietnia 1906 r.). Przed wyjazdem do Warszawy, gdzie miał się stawić na punkt zborny, Staś uczestniczył w Mszy Św., modlił się gorliwie i z uwagą słuchał słów kapłana podczas kazania. W dzień wyjazdu z Leszna Stanisław długo żegnał się z bliskimi. Rodzice i siostra odprowadzili go aż do Warszawy, skąd pociągiem pojechał do Moskwy wraz z innymi rekrutami.

W czasie podróży bohater myślami był cały czas w Lesznie, po dojechaniu do Moskwy został skierowany do Władywostoku, tam rozpoczął ciężką, sześcioletnią służbę wojskową. W czasie jej trwania skończył szkołę podoficerską i stał się dzielnym żołnierzem. Był lubiany za swoją szlachetność i poczucie godności. Zawsze kierował się zasadą braterstwa i chrześcijańskiej miłości. Jako świetnego żołnierza wysyłano go kilka razy do Pekinu i Tokio.

Stanisław nie przestawał myśleć o tym, co się dzieje w Lesznie i jak żyją mariawici. Tymczasem w jego rodzinnej miejscowości odbywały się prześladowania mariawitów. Usuwano ich z fabryk i miejsc pracy. Listy pisane przez Stasia nie były dostarczane rodzinie.

Wreszcie nadszedł czas powrotu do domu. Młody żołnierz nie mógł doczekać się spotkania z bliskimi. W czasie podróży myślał o tym, co może zrobić dla mariawityzmu, jak pomóc swoim współwyznawcom. Po powrocie do Leszna ujrzał zupełnie inną miejscowość - zamiast starych drewnianych domów stały piękne, czyste budynki, pojawiły się nawet instytucje i zakłady kulturalnooświatowe. Staś zrozumiał, że Leszno zmieniło się dzięki mariawityzmowi. Pierwsze kroki skierował do świątyni, skąd rozlegał się śpiew i modlitwa. Wzruszony dziękował Bogu i słuchał kapłana, który pięknie mówił o braterstwie mariawitów i Dziele Wielkiego Miłosierdzia. Po skończonych Nieszporach lud wesoło wracał do domów, a Stanisław myślał o tym, co zrobić dla mariawityzmu i dziękował Bogu za posłannictwo, jakim go obdarzył.

Po artykule z Leszna, jak co roku, znajduje się zestawienie danych statystycznych Kościoła, parafii i duchowieństwa w Królestwie Polskim, Litwie i Rusi. W dalszej części przedstawiony jest spis i dane Kościoła Starokatolickiego Holandii, Szwajcarii, Niemiec, Austrii i Francji oraz Kościoła Katolickiego Polsko - Narodowego Ameryki. Wśród ogólnych wiadomości umieszczono artykuły o pomocy doraźnej w wypadkach i zasłabnięciach zwierząt domowych, apteczkę domową, a także informację o przepisach prawnych, opłatach rejentalnych w Królestwie Polskim. Do publicznej wiadomości podano także przepisy „o wynagrodzeniach poszkodowanych skutkiem nieszczęśliwych wypadków robotników i oficyaliści jako też członków ich rodzin w przedsiębiorstwach przemysłu fabrycznego, górniczego i hutniczego”.

Kalendarz kończy rozkład jarmarków z podziałem na gubernie. Tak jak poprzednie kalendarze i ta publikacja jest dla współczesnych źródłem wiedzy i informacji o naszym Kościele z tamtych lat.

kapł. M. Miroslaw