Mariawita nr 11-12/2008

Kolędowe Boże Narodzenie


To miała być kolejna zwykła noc. Wszyscy po ciężkim dniu pracy udawali się na spoczynek. Ludzie, zwierzęta i wszystkie istoty na ziemi zapadły w sen. Na niebie świeciły gwiazdy. Cały świat odpoczywał. Nagle ciszę przerwał głos: „Do szopy, hej, pasterze, do szopy, bo tam cud. Syn Boży w żłobie leży, by zbawić ludzki ród.”

Pierwsi zerwali się pasterze, przejęci trwogą. Nie wiedzieli, co się stało. Noc stała się dniem. Spojrzeli w górę: a tam: „anioł Pański sam ogłosił te dziwy, których oni nie słyszeli jak żywi”. W skupieniu wsłuchali się jego słowa a „anioł pasterzom mówił: «Chrystus się wam narodził w Betlejem, nie bardzo podłym mieście, narodził się w ubóstwie Pan wszego stworzenia»”. Prości ludzie nie mogli zrozumieć tego przesłania. Dlaczego to oni doświadczyli takiego wyróżnienia? Przecież są tylko ubogimi pasterzami, a zostali wybrani, aby jako pierwsi poznać Stwórcę. Zgodnie zakrzyknęli: „Pójdźmy za głosem serca, «pójdźmy wszyscy do stajenki, do Jezusa i Panienki, powitajmy Maleńkiego i Maryję, Matkę Jego»”. Nie namyślali się długo. Z radością spojrzawszy na siebie zakrzyknęli zgodnie: „Rzućmy budy, warty, stada, niechaj nimi Pan Bóg włada, a my do Betlejem”. Cały swój dobytek zostawili Bożej opiece, a sami ruszyli w drogę. Prowadziła ich głęboka wiara i gwiazda gorejąca na niebie.

A tymczasem w Betlejem „Jezus malusieńki leży wśród stajenki i drży z zimna, wzdycha nad nim to serce Mateńki”. Trwoga ogarnęła Matkę Bożą o Jej nowo narodzonego Synka. Z pomocą przyszły zwierzęta. Swoimi oddechami ogrzewały maleństwo. A Maryja „rąbek z głowy zdjęła, w który Dziecię uwinąwszy, siankiem Je okryła. Nie ma kolebeczki, ani poduszeczki, we żłobie Mu położyła siana pod główeczki”. „O siano, siano, siano jak lilija, na którym kładzie Jezusa Maryja”. Maryja spokojna o swojego Synka, z miłością popatrzyła na nowo narodzony skarb. Dziecię ogrzane miłością przyjaciół przymknęło oczęta, a Jego Mateńka nuciła Mu do snu: „Lulajże, Jezuniu, moja perełko, lulajże, Jezuniu, me pieścidełko. Lulajże, Jezuniu, lulajże, lulaj.” Minął pierwszy dzień życia małego Jezusa. Gdy Maryja z Józefem stali nad żłóbkiem, nie przypuszczali, jak ten dzień zmieni życie nie tylko ich, ale i całego świata. „Przybieżeli do Betlejem pasterze, grają skocznie Dzieciąteczku na lirze. Chwała na wysokości, chwała na wysokości, a pokój na ziemi”. Jaka wielka była ich radość, gdy przybyli do nędznej szopy. „Ach, ubogi żłobie, cóż ja widzę w tobie? Droższy widok niż ma niebo w maleńkiej Osobie”. Bijąc pokłony wołali: „Witaj, Dziecineczko, w żłobie, wyznajemy Boga w Tobie, coś się narodził tej nocy, byś nas wyrwał z czarta mocy”.

Nie tylko pasterze ruszyli w drogę. Anioł ukazał się też mędrcom. Choć trudna i niebezpieczna była to droga, „nic monarchów nie odstrasza, ku Betlejem spieszą, gwiazda Zbawcę im ogłasza, nadzieją się cieszą. Przed Maryją stają społem, niosą Panu dary. Przed Jezusem biją czołem, składają ofiary”. Wzruszeni powiadają: „To kadzidło, mirrę, złoto, niesiem, Jezu, szczerze. Dajem to z serca ochotą, przyjm od nas w ofierze.”

Uboga szopa stała się niezwykłym miejscem. Swoją maleńką osobą Jezus wszystkich połączył. Patrząc na to niewinne Dziecię, wszyscy zgodnie zakrzyknęli: „Cieszmy się i pod niebiosy wznośmy razem miłe głosy, bo wesoła dziś nowina – czysta Panna rodzi Syna”. A później wspólnie „Go prosili, by błogosławił im. I wspierał w każdej chwili, i oczyszczał z wszelkich win.”

Dziwują się Maryja z Józefem. Nie mogą pojąć dlaczego spotkało ich takie wyróżnienie. Nie wiedzą, co ma ono oznaczać w przyszłości. Na razie dla Nich, jako Matki i Opiekuna, najważniejsze jest, aby nowo narodzone Dziecię wzrastało w miłości i zdrowiu. I gdy „cicha noc, święta noc, pokój niesie ludziom wszem”, to „u żłobka Matka święta czuwa sama uśmiechnięta nad Dzieciątka snem”.

Marzena Warmińska

Święty Mikołaj Cudotwórca


Pomimo, że nie zachowały się bliższe przekazy na temat jego osoby, święty Mikołaj z Miry jest jednym z najpopularniejszych świętych Zachodu i Wschodu. Bez wątpienia jest świętym, którego zna każde dziecko. Od wieków kojarzony jest z tymi cechami, które są w człowieku najbardziej wartościowe: dobrocią, nieograniczoną gotowością do pomocy innemu człowiekowi, a także wrażliwością na potrzeby bliźniego.

Święty Mikołaj urodził się ok. 270 roku w Patarze (Patras – Grecja). Wychowywał go brat matki, biskup Miry. Po śmierci wuja to właśnie Mikołaj został wybrany nowym biskupem Miry. Na temat jego życia powstało wiele legend, które najprawdopodobniej powstały w toku przemieszania się jego historii życia z biografią innego Mikołaja, pochodzącego również z tych okolic. Według niektórych przekazów Mikołaj był ciężko dręczony w więzieniu w czasie prześladowań za czasów Galeriusza Waleriusza Maksymina. Brał on również udział w słynnym soborze w Nicei w 325 roku. Zmarł 6 grudnia w 327 roku (niektóre źródła podają, że jego śmierć mogła nastąpić między rokiem 342 a 351). Mniej więcej w ciągu dwóch wieków po jego śmierci kult Mikołaja rozprzestrzenił się. Najpierw objął cały Kościół grecki, a później także narody słowiańskie. Bez wątpienia największą czcią cieszył się on od VIII wieku w Rosji. Do Niemiec, Francji oraz Anglii jego kult dotarł około X wieku, dzięki cesarzowej Teofano. W 1087 roku włoscy żeglarze wykradli z Miry szczątki świętego i w drewnianej beczce przewieźli je do Apulli, z obawy przed zbezczeszczeniem przez muzułmanów, którzy okupowali Mirę. Dla przechowywania relikwii, w Bari wzniesiono bazylikę św. Mikołaja. Konsekrował ją papież Urban II w 1089 roku. Od tego czasu cześć dla biskupa znacznie się zwiększyła, powstało bardzo dużo świątyń pod jego wezwaniem.

Również w Polsce od czasów średniowiecza nieprzerwanie trwa kult tego świętego. Od Bałtyku po Tatry rozsianych jest ponad 300 kościołów poświęconych biskupowi Miry, ponad tysiąc jego figur i liczne obrazy. Obecnie sławę kultu Mikołaja dzielą między siebie dwa miasta: Mira (obecnie Demre, Turcja) i Bari (Włochy).

Z osobą św. Mikołaja związanych jest wiele pięknych zwyczajów, dotyczy to zwłaszcza Europy. Tego świętego kojarzymy przede wszystkim z przynoszeniem podarków. W dniu 6 grudnia albo na „Gwiazdkę” białobrody starzec w czerwonym płaszczu obszytym futrem rozdaje prezenty dzieciom, które były grzeczne… albo rózgi tym niegrzecznym, za złe zachowanie. Zwyczaj obdarowywania dzieci prezentami pojawił się już X wieku. W szkołach klasztornych znana była tzw. „zabawa w biskupa”. Polegała ona na tym, że raz w roku jeden z uczniów przejmował funkcję opata albo biskupa i „rządził” klasztorem lub szkołą. Pierwotnie dzień ten obchodzono 28 grudnia, natomiast od XIV wieku dniem dziecięcego biskupa jest 6 grudnia. Zaś już w XIII wieku pojawił się zwyczaj rozdawania w szkołach zapomóg i stypendiów pod patronatem św. Mikołaja.

Jak już wcześniej wspomniałam, na temat życia św. Mikołaja powstało wiele legend. Jedna z nich mówi o tym, że kiedyś biskup z Miry uratował trzech uczniów przed zabiciem i zapeklowaniem w beczce przez właściciela gospody, w której się zatrzymali. Według kolejnego podania Mikołaj uratował marynarzy przed niebezpieczeństwem grożącym im na morzu. Wszystkie te opowiadania wywarły wpływ na opisy i przedstawienia świętego.

Na Wschodzie kult tego świętego bardzo mocno wrósł w obyczaje, język, przysłowia a także sztukę. Na niezliczonych ikonach zazwyczaj przedstawiany jest on w czerwonych biskupich szatach liturgicznych. Prawą rękę ma złożoną w błogosławieństwie, zaś w lewej, zakrytej biskupią stułą, trzyma Ewangelię. Często jest on łysy i posiada charakterystyczną siwą i krótką brodę.

W sztuce zachodniej przedstawiany jest w stroju biskupa z krótką lub długą brodą. Na obrazie może mu towarzyszyć trzech chłopców siedzących w beczce, statek z kotwicą albo trzy przedmioty np. trzy złote kule na księdze, trzy woreczki z pieniędzmi, trzy bochenki chleba, trzy sztaby złota, trzy jabłka. Przedstawiany może być również jako wspomożyciel w otoczeniu czternastu orędowników od beznadziejnych przypadków.

Św. Mikołaj jest patronem Rosji, Lotaryngii, dzieci, ministrantów, podróżujących i pielgrzymów, panien, notariuszy i sędziów, aptekarzy, kupców, oberżystów, rybaków, piekarzy oraz marynarzy. To także opiekun szczęśliwych małżeństw, proszony także o pomoc w odzyskaniu skradzionych przedmiotów. Chroni przed niebezpieczeństwami związanymi z wodą i zagrażającymi na morzu, przed kradzieżą i złodziejami.

Mimo tego, że święty Mikołaj żył tak dawno temu, to udzielił on nam bardzo drogocennej lekcji o miłości do drugiego człowieka. Za jego przykładem wiemy, jak dzielić się z innymi tym, co mamy.

Milena Oliszewska

Kapłan jako członek konsylium lekarskiego


Kilka lat temu przeżyłem oryginalną przygodę. Odwiedziłem w Szwajcarii znajomego księdza, a ten mnie zaprosił na obiad do stołówki szpitalnej, gdzie miał etat. Było dla mnie osobliwe, że w tej stołówce za stołami zasiadali razem pacjenci, którzy mogli chodzić i personel leczący. Przy obiedzie można było z lekarzem porozmawiać inaczej, bliżej niż w czasie obchodu. Ale jeszcze bardziej się zdziwiłem, gdy mi ów ksiądz wyjawił, że jest tu nie tylko kapelanem, nie tylko dba o duchowe i sakramentalne potrzeby pacjentów, o co się zresztą troszczą i inni duchowni, bo pacjenci należą do różnych wyznań, ale bierze udział w ścisłych naradach lekarskich jako etatowy kapłan odpowiednio do tego przeszkolony.

Był to szpital działający systemem Ity Wegman. Znałem elementy tego, co się u nas nazywa medycyną pastoralną i wiedziałem, że daje ona, a raczej powinna dawać, umiejętność odróżniania przeżyć mistycznych od psychicznych urojeń, znajomość typów upośledzeń umysłowych, czyli umiejętność określania w jakim stopniu dana osoba jest odpowiedzialna za swoje postępki, oraz pewnych elementarnych wiadomości z dziedziny seksuologii, potrzebnych konsultantowi spraw małżeńskich. Tu się dowiedziałem, że lecznictwo systemem Ity Wegman stawia wobec kapłana wymagania większej wiedzy. Miałem się niedługo możność zapoznać z używanym tu podręcznikiem medycyny pastoralnej znacznie szerszej potraktowanej od tego, co jest wykładane w polskich instytucjach kształcących duchowieństwa starokatolickie lub rzymskokatolickie. Nie będę tu usiłował przedstawić podstaw tak rozszerzonej medycyny pastoralnej. Nie mam do tego kompetencji. To, co poniżej, to po prostu moje osobiste wrażenia.

Jako podstawę bierze się fakt uznawany przez wszystkie znane mi odłamy chrześcijaństwa, że dusza człowieka powinna go prawidłowo łączyć zarówno ze światem ducha, jak i światem fizycznym. Tak nie jest, z powodów znanych wszystkim czytelnikom Biblii. Stąd - cierpienia człowieka i choroby. Kapłan znający „anatomię” i „fizjologię” duszy wpływa na usuwanie z niej nieprawidłowości zarówno przez sakramenty, jak i przez przyczynną modlitwę, ale przede wszystkim przez wzmocnienie w chorym świadomości właściwymi prawdami duchowymi, odpowiednimi tekstami słowa Bożego, czyli przez rozmowę, z pacjentem. Dotyczy to również pacjentów niewierzących, z którymi rozmowa musi być szczególnie ostrożna. W ten sposób kapłan stara się usunąć lub zmniejszyć podstawowe przyczyny choroby. Rozmowa nie ma być po prostu ogólną pociechą typu: „ufaj Panu!” ale jest dostosowana do rodzaju choroby. Inne treści Boże przekazuje się choremu na serce, inne - pacjentowi okulistycznemu lub choremu na raka. Jeśli jednocześnie lekarze stosują odpowiednie środki dla usunięcia lub zmniejszenia cielesnych objawów tejże choroby, leczenie następuje sprawniej niż w przypadku samotnego działania tylko środkami medycznymi. Zarazem w czasie rozmowy kapłan zdobywa ważne informacje użyteczne dla diagnozy, jakich nie da formalny, „rzeczowy” wywiad z chorym, ani tym bardziej fizykalna aparatura medyczna.

Oczywiście kapłan pracujący w takim lecznictwie musi mieć jakieś pojęcie o medycynie, a lekarz o teologii. Ale zwraca się ogromną uwagę na to, aby kapłan nigdy nie występował w roli lekarza - byłby wtedy „uzdrawiaczem”, znachorem, ani lekarz nie wchodził w kompetencje kapłana - stawał by się wtedy samozwańczym kaznodzieją. Bo kapłaństwo, podobnie jak medycyna, to nie tylko powołanie, ale i konkretny fach wymagający wiedzy. W konsyliach, naradach o każdym pacjencie bierze udział kapłan, jako jeden ze specjalistów, wyraża swoją opinię, ale nigdy nie wychodzi poza własne duchowne kompetencje.

Obiad zjedzony wówczas w tej szpitalnej stołówce, wspólnie z lekarzami i pacjentami, mającej zewnętrzny charakter raczej miłej restauracji hotelowej niż szpitalnej, późniejsze rozmowy z owym księdzem i - niestety pobieżne - zapoznanie się ze stosowaną tam medycyną pastoralną, utkwiło mi głęboko w pamięci.

Ale dalsze zrozumienie sprawy przyszło do mnie w czasie popularnego odczytu pewnej lekarki wysłuchanego kilka lat później w Dreźnie. Między innymi mówiła o tym, że w jednej z klinik na części oddziału chirurgicznego przeszkolono cały personel lekarski i pielęgniarski nie tylko w uprzejmym, ale w szczególnie serdecznym traktowaniu pacjentów i tak ułożono im czas pracy, że nie śpiesząc się mogli każdemu pacjentowi poświęcać tyle czasu na rozmowę, ile sobie pacjent życzył. A niektórzy pacjenci są gadatliwi! W czasie trwania tego eksperymentu, na tej części oddziału, rany pooperacyjne goiły się dwa razy szybciej niż na pozostałej.

W tym przypadku działano tylko dobrym słowem ludzkim. O ileż więcej może zdziałać u chorego użycie słowa Bożego.

kapł. M. Paweł

Ważne odkrycie z historii mariawityzmu


Jeden z istotnych wątków prac Komisji Mieszanej do Dialogu Teologicznego między Kościołem Rzymskokatolickim a Kościołem Starokatolickim Mariawitów dotyczył powodów, dla których mariawityzm został potępiony z tak wielką surowością przez Watykan (czego rezultatem była m.in. imienna ekskomunika większa nałożona na naszą świętą Matkę Feliksę Marię Franciszkę Kozłowską i o. Jana Marii Michała Kowalskiego). W czasie obrad, wśród dokumentów dostarczonych nam przez stronę rzymsko-katolicką znalazła się łacińska broszura z roku 1904 „De visionibus et revelationibus Feliciae Koztowski” („O wizjach i objawieniach Felicji Koztowskiej”), tajna, wydana w bardzo małym nakładzie dla potrzeb członków Świętego Oficjum, które miało zawyrokować o dalszym losie mariawitów.

Zawiera ona rzekomy tekst znanej wszystkim mariawitom księgi Objawień Mateczki „Początek zawiązku Zgromadzenia Kapłanów”. Otóż przy pobieżnym przejrzeniu broszury, nie rzuca się to w oczy, natomiast przy dokładnym porównaniu go z tekstem łacińskim tej księgi dostarczonym przez samych mariawitów (a odnalezionym i opublikowanym przez ks. Wojciecha Różyka w roku 2006) oraz ze znanym z licznych wydań tekstem polskim okazuje się, że jest to tekst nieautentyczny, specjalnie spreparowany, czyli po prostu sfałszowany. Pozostawiono w nim wszystkie miejsca, które świadczą o powołaniu św. Marii Franciszki do konkretnych zadań w Dziele Wielkiego Miłosierdzia, usunięto natomiast wszystkie teksty, które dotyczyły pokory Założycielki, bądź określały właściwy Jej stosunek do Matki Najświętszej. Usunięto miejsce, gdzie Objawienie mówi, że Mateczka będzie naśladować Matkę Najświętszą najdoskonalej, tak samo, jak święty Franciszek najdoskonalej naśladował Jezusa Chrystusa. Skoro świętego Franciszka uznajemy za doskonałego naśladowcę Pana Jezusa, ale nie za równego Mu, wynika z tego określenia, że św. Maria Franciszka jest doskonałą naśladowczynią Najświętszej Marii Panny, ale bynajmniej nie jest Jej równa. Ten ważny fragment więc opuszczono. Podobnie nie znajdujemy tam przestrogi, żeby Mateczka pamiętała, że Najświętsza Panna była Niepokalanie Poczęta, podczas gdy Ona sama jest grzesznicą. Pamiętamy pewnie wszyscy miejsce tej księgi objawień, gdy Bóg wystawiając naszą Założycielkę na próbę pyta Ją, czy Jej wystarczy, gdy otrzyma wielkie zaszczyty ziemskie, jako przełożona wszystkich zgromadzeń zakonnych, na co Mateczka odpowiada, że nie zależy Jej na zaszczytnych stanowiskach ziemskich, ale pragnie być stale przy Bogu. Tej wspaniałej, a także wiele mówiącej rozmowy z Bogiem nie znajdziemy tam również.

Po usunięciu w ten sposób jedenastu podobnych miejsc tekstu, m.in. błogosławieństwa Trójcy Przenajświętszej, które otrzymała po spisaniu Objawień, to co pozostało czyta się jak tekst, który nie oddaje pokory i głębi duchowej św. Marii Franciszki, a także Jej posłuszeństwa wobec Boga. Nic dziwnego, że Święte Oficjum w taki sposób „poinformowane” o objawieniach Mateczki uznało je za błędne i nie tylko nakazało rozwiązanie Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów, ale usunięcie Jej od jakiegokolwiek kontaktu z kapłanami i siostrami zakonnymi. Sprawy po stu latach zaczynają się wyjaśniać.

Nie mamy tymczasem pewności kto, kiedy i w jaki sposób usunął w czasie przygotowań do druku tej broszury oryginalny tekst mariawicki, a podsunął swój sfałszowany. Możemy tylko stawiać hipotezy. Dalsze badania niech będą domeną wnikliwych historyków.

bp M. Ludwik Jabłoński
Współprzewodniczący Komisji Mieszanej do Dialogu Teologicznego między Kościołem Rzymskokatolickim a Kościołem Starokatolickim Mariawitów


Mariawityzm 100 lat temu

KALENDARZ MARYAWICKI


Sto lat temu ukazał się pierwszy książkowy kalendarz naszego Kościoła. Wydany on został w Łodzi nakładem ks. Tomasza Krakiewicza (o. M. Gabriela), drukowany zaś w drukarni ks. Jana Kowalskiego (o. M. Michała) w Łodzi przy ul. Franciszkańskiej 27. Kalendarz ukazał się w formie książkowej formatu zbliżonego do A4.

Kalendarz zawierał w sobie wiele informacji. Na początku, ze względu na sytuację panującą w kraju, przedstawiony jest „Dom Cesarsko-Rosyjski”. Jest to zestawienie dat urodzin i imienin panującego wówczas cara Mikołaja II Aleksandrowicza oraz członków jego rodziny.

Spośród kolejnych 12 stron każda była poświęcona innemu miesiącowi danego roku. W każdym miesiącu podany został kalendarz liturgiczny świąt katolickich nowego stylu (gregoriańskie), w następnej rubryce – święta katolickie starego stylu (juliańskie), w ostatniej – święta zakonu świętego Franciszka z Asyżu. Niżej widniały fazy księżyca: nów, pierwsza kwadra, pełnia i druga kwadra. Zamieszczone były także zmiany powietrza tzn. oczekiwane zmiany w pogodzie i święta wyznania mojżeszowego. Taki rozkład dotyczył wszystkich miesięcy, natomiast w miesiącach, kiedy wypadała uroczystość związana z panującym carem i jego rodziną, podane były również dni galowe i tak np. dla miesiąca maja: „Dnia 6 maja imieniny Jej Cesarskiej Mości Najjaśniejszej Pani Maryi Teodorówny. Dnia 19 maja rocznica urodzin Jego Cesarskiej Mości Najjaśniejszego Pana Mikołaja II Aleksandrowicza. Dnia 27 maja rocznica koronacji Ich Cesarskich Mości Najjaśniejszego Pana Mikołaja II Aleksandrowicza i Najjaśniejszej Pani Aleksandry Teodorówny.” W niektórych miejscach umieszczono cytaty z L. Siemieńskiego, A. Mickiewicza, K. Węgierskiego i I. Krasickiego.

Po miesiącu grudniu wydrukowano podobiznę Matki Najświętszej ze św. Józefem oraz nowo narodzonym Chrystusem i aniołami, a w podpisie – „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” oraz wiersz „Nowy rok”.

Na stronach 21-40 zamieszczono artykuł „Z niedalekiej przeszłości”. Artykuł ten informuje o niedawno zaszłych zmianach w Kościele i wyłączeniu się mariawitów spod władzy arcybiskupa warszawskiego z dniem 1-go lutego 1906 roku. Donosi również o prośbie skierowanej do papieża w Rzymie o rozstrzygnięcie „naszego z biskupami zatargu”. (Liczne parafie, wypowiadające posłuszeństwo Kościołowi „prawowiernemu” były wyrzucane z zajmowanych budynków.) Przedstawione zostało również dramatyczne i krwawe wyłączenie się niektórych parafii oraz pogromy np. w Lesznie, Błoniu, Grębkowie. W dalszej części umieszczono opis nowo powstających kaplic i kościołów mariawickich, ochronek, szkół oraz poinformowano o rozpoczęciu działalności wydawniczej. Pod artykułem nie umieszczono podpisu autora.

Kolejne strony to historia „Nammana Abbas”. Opisywała ona zdarzenia z roku 1860, walki Turków z chrześcijanami. Jednym ze świadków tych wydarzeń był 8-letni chłopczyk Namman, który w wyniku krwawej rzezi stracił prawie całą rodzinę, swoją odwagą zdołał ocalić jedynie matkę. Mija 21 lat, Namman Abbas w czasie powrotu do domu z podróży służbowej uratował w czasie burzy śnieżnej turecką dziewczynę. Ranną zabrał do domu. Młodzi ludzie darzyli się dużą sympatią, jednakokazało się, że Dilruba była córką człowieka odpowiedzialnego za śmierć rodziny Nammana. Młodzieniec za wszelką cenę pragnął pomścić swoich bliskich i w związku z tym zorganizował napad na Salima Paszę, ojca swojej wybranki. Zamach zakończył się niepowodzeniem, w efekcie czego Namman uciekł z Dilrubą. Dziewczyna w Port-Said przyjęła chrześcijaństwo i na chrzcie św. otrzymała imię Maria. Historia skończyła się szczęśliwie, młodzi pobrali się. Autor także tego artykułu nie jest znany.

„Z życia górników – zdarzenie prawdziwe” to relacja przedstawiająca wydarzenia z miasteczka Bonneville bogatego w kopalnie. W marcu 1907 roku, po wielkich suszach i upałach, nastąpiło oberwanie chmury, w wyniku czego kopalnia została zalana wodą. W czasie akcji ratunkowej nie udało się jedynie wydostać z kopalni pracującego tam Włocha – Verischettiego. Dopiero po przybyciu ekipy nurków, po dziewięciu dniach, uratowano uwięzionego.

Następna strona to rycina przedstawiająca Ostatnią Wieczerzę, podpisana tekstami z Ewangelii św. Łukasza (rozdz. XII) i Mateusza (rozdz. XXVII). Po nich umieszczono wiersz „Na tronie Pan”.

Kolejnym ważnym artykułem była relacja „Pierwsze zebranie Ogólne Księży Maryawitów (Kapituła Generalna)”. Opisała ona najważniejsze wydarzenie w życiu mariawickim z roku 1907. Zebranie odbyło się 10 października 1907 roku przy mariawickiej kaplicy na Pradze, na ul. Inżynierskiej 5. Organizatorem zebrania był ks. Roman Próchniewski (M. Jakub). Oprócz kapłanów, obecni byli także delegaci ze wszystkich parafii mariawickich. Kapitułę poprzedziła Msza św. celebrowana przez ks. Próchniewskiego „a wszyscy inni kapłani Maryawici przybrani w ornaty współodprawiali. Rzewny był to widok”. Po modlitwie kapłani i delegaci udali się do obszernego chóru nad kaplicą. Pierwszym punktem był wybór przełożonego odbywający się poprzez tajne głosowanie. Wybrany został jednogłośnie ks. Jan Kowalski. Nowy przełożony zajął prezydialne miejsce i przewodniczył dalszym obradom. Podczas kapituły poruszono m.in. problem podziału administracyjnego Związku Mariawitów na prowincje, okręgi i gminy, sprawę urzędu Ministra Generalnego, kustoszów, wikarych oraz proboszczów, kwestie dotyczące sakramentu małżeństwa oraz języka liturgicznego (został nim język narodowy), a także sprawę wychowania i edukacji kleru. Kapituła zakończyła się odśpiewaniem hymnu „Ciebie, Boga, chwalimy” w kaplicy. Artykuł z posiedzenia kapituły opatrzony jest zdjęciami wnętrza kaplicy, kapłanów i delegatów, Wikarego Generalnego, ks. Roman Próchniewskiego (M. Jakuba) oraz zdjęciem Ministra Generalnego Związku Mariawitów ks. Jana Kowalskiego. Wyżej wymienieni kapłani ubrani są w habity i szkaplerz koloru szarego z wyhaftowaną monstrancją.

Po tej relacji został zamieszczony artykuł „Ks. Jan Stefan Wydżga. Arcybiskup Gnieźnieński (+1684)”, poświęcony epizodom z życia tego hierarchy. W dalszej części znalazły się krótkie teksty: „Nasz kraj”, „Odpowiedź chłopa”, „W wagonie (obrazek z życia)”.

Artykuł „Wrażenia z podróży do Ameryki” opatrzony inicjałami F.S. relacjonował wyjazd w marcu 1906 roku do Ameryki. Autor opisał swoje odczucia ze statku parowego Seydlitz i pobyt w Nowym Jorku. Komentował również życie swoich rodaków tam mieszkających, dochodząc do wniosku, że nie warto emigrować. Po artykule ponownie wydrukowano myśli i fraszki autorstwa Legatowicza, Ignacego Krasickiego i Antoniego Góreckiego. Strona zamykająca różne wiadomości opatrzona była awersem mariawickiego medalika.

Kalendarz zamykał rozkład jarmarków w poszczególnych guberniach, ich powiatach oraz miejscowościach Królestwa Polskiego. „Kalendarz Maryawicki” wydawany był w formie książkowej w latach 1907-1914.

Kapł. M. Mirosław