Mariawita nr 7-9/2004

Pójdźmy za Nim


Gdy w szabat Jezus wszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszy, aby zjeść posiłek, oni Go obserwowali. Był tam właśnie człowiek cierpiący na wodną puchlinę. Jezus, zwracając się do znawców Prawa i faryzeuszy, zapytał: Czy w szabat wolno leczyć, czy nie? Oni jednak milczeli. Wtedy Jezus dotknął chorego, uzdrowił i odesłał. Potem powiedział do nich: Kto z was, jeśli mu dziecko lub wół wpadnie do zbiornika z wodą, natychmiast go nie wyciągnie w dzień szabatu? I nie umieli na to odpowiedzieć.

Patrząc, jak zaproszeni wybierali sobie pierwsze miejsca, dał im taką radę: Gdy ktoś cię zaprosi na przyjęcie, nie zajmuj najważniejszego miejsca, bo może ktoś znaczniejszy od ciebie został także zaproszony. Wówczas ten, kto zaprosił ciebie i jego, powie, byś ustąpił miejsca i wtedy ze wstydem zajmiesz ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, lepiej zajmij ostatnie miejsce. Wtedy gospodarz podejdzie i powie: Przyjacielu, zajmij lepsze miejsce. I zostaniesz uhonorowany wobec wszystkich gości. Każdy bowiem, kto się wywyższa, zostanie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony (Łk 14, 1-11).

Historia o uczcie u dostojnika Rady Żydowskiej, opowiedziana przez ewangelistę św. Łukasza świadczy o tym, jak przewrotny może być człowiek. Faryzeusze gorszyli się, że Jezus uzdrowił w szabat człowieka cierpiącego na wodną puchlinę. Uczynienie w szabat nawet czegoś dobrego uważali za grzech. Dla Izraelitów trzecie przykazanie o święceniu szabatu było jednym z najważniejszych. Przykazanie o święceniu dnia świętego nie zostaje zniesione przez Pana Jezusa, nie można też mówić o jego złagodzeniu. Wolność w stosunku do zakonu uwarunkowana jest przyjściem Syna Bożego, który wnosi w świat nowe rozumienie Dekalogu, który jest też "Panem Szabatu". A władza Chrystusa objawia się nade wszystko w zmiłowaniu nad cierpiącymi, w uwalnianiu ich od niemocy. Reakcja Jezusa na gorszenie się Faryzeuszy jest natychmiastowa: "Któż z was, jeśli jego syn, albo wół wpadnie do studni, nie wyciągnie go zaraz, nawet w dzień szabatu" (Łk 14,5). Pan Jezus przez ten czyn i przez swoje słowo demaskuje obłudę tych, którzy uważali się za pobożnych, a jednocześnie pogardzali drugim człowiekiem.

"Nie zajmuj pierwszego miejsca" (Łk. 14,8) - mówi Pan Jezus obserwując zasiadających do wieczerzy, którzy na wyścigi wybierali pierwsze miejsca, pewnie wśród głośnych sporów. Pan Jezus przyglądał się temu spokojnie i dał im lekcję przyzwoitego i roztropnego zachowania oraz naukę prawdziwej pokory. Jest to zasada roztropności, żeby nie pchać się na pierwsze miejsce, raczej zająć jedno z ostatnich. Wtedy może człowieka spotkać tylko to, że "pan domu" podejdzie i zaproponuje: "Przyjacielu, mam dla ciebie lepsze miejsce". W ten sposób zostanie uhonorowany wobec wszystkich obecnych. A jeśli nie zaproponuje godniejszego miejsca to też nie będzie się czuł pokrzywdzony.

Jest to nie tylko prawo roztropności, ale prawo ducha. Jeżeli człowiek będzie w swoim życiu skromny i pokorny, Bóg sam sprawi, że będzie wywyższony. Zbawicielowi nie chodziło zapewne tylko o to, żeby udzielić uczestnikom uczty lekcji świeckiej przyzwoitości, ale przede wszystkim chciał nauczyć ich prawdziwej pokory. Wzorem i przykładem pokory jest dla nas Jezus Chrystus, który będąc Bogiem "poniżył samego siebie, stawszy się podobny ludziom" (Flp. 2,7). Pycha to grzech aniołów. Wywyższanie się ponad innych ludzi, lekceważenie ich jest grzechem. Pycha jest przyczyną wszelkich nieporozumień, zatargów, sporów, konfliktów.

Pycha, chociaż sobie z tego nie zdajemy sprawy, jest źródłem większości ludzkich grzechów i życiowych tragedii. Człowiek pyszny często nie zdaje sobie sprawy, że takim jest. Gdyby człowiek dojrzał jak odrażającym jest grzech pychy, zapewne przestałby się wynosić nad innych i umiłowałby pokorę. Mędrzec Syrach bardzo dosadnie mówi: "Na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła w nim zapuściło korzenie" (Syr. 3,28).

Miłość i pokora są treścią przytoczonego wyżej fragmentu Ewangelii św. Miłość bez pokory bardzo łatwo zmienia się w człowieku w samouwielbienie, pokora bez miłości jest często obłudną. Wypełnieniem zakonu jest miłość - mówi Jezus. Każdy chrześcijanin, który prawdziwie kocha Chrystusa, ma możliwość przezwyciężenia obłudnej pobożności oraz może szczerze miłować Boga i bliźniego..

"Kto się wywyższa będzie poniżony, a kto się poniża będzie wywyższony" (Łk. 14,11). Każdy otrzyma właściwą zapłatę i swoje miejsce w Królestwie Bożym. Kto w pokorze zrozumie i przyjmie, że wobec Boga jest małym i niczym, Bóg go wywyższy, bo Jezus miłuje tych, którzy są pokornego serca: "Uczcie się ode mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych - mówi Jezus Chrystus (Mt 11,29).

Kapł. M. Karol Babi (Mariawita 7-9/2004)

Misterium różańca świętego


Modlitwa Różańcowa w Kościele zachodnim znana jest co najmniej od początku XIII wieku. Rozpowszechniona została w Europie przez św. Dominika z Guzmany i Zakon Kaznodziejski. O jej wielkiej popularności świadczyć może fakt, że już w XVI wieku papież Pius V ustanowił dzień 7 października świętem ku czci Matki Boskiej Różańcowej, zaś Grzegorz XIII nakazał obchodzić je w pierwszą niedzielę tegoż miesiąca. Szczególne upodobanie do modlitwy różańcowej miał papież Leon XIII. Z jego polecenia od 1885 roku cały miesiąc październik jest poświęcony na odprawianie tej modlitwy.1/

Słowo różaniec wywodzi się od jednego z liturgicznych wezwań do Najświętszej Maryi Panny, a mianowicie Rosa Mistica, co można oddać przez Różo Duchowna lub Mistyczna.2/ Zatem modlitwa ta ukazuje drogę naśladowania mistycyzmu Bogurodzicy. Ta, która zachowała wszystkie słowa Chrystusa Pana w sercu swoim (Łk 2,51), poprzez zaproszenie nas do uczestnictwa w tajemnicach swojego życia, ukazuje ścieżkę prowadzącą do Boga.

Różaniec Święty składa się z trzech części zawierających piętnaście tajemnic. W znaczeniu obiegowym słowo tajemnica oznacza coś zakrytego przed dostrzeganiem naszych zmysłów, coś czego nie zdoła się dotknąć, czy zobaczyć. Treść tajemnicy można usłyszeć od kogoś i przyjąć ją poprzez wiarę lub odrzucić uznając za fantazję. Liturgiczne znaczenie słowa tajemnica jest jednak o wiele głębsze i dotyka istoty tego, co nazywamy w Składzie Apostolskim świętych obcowaniem (łac. communio sanctorum - dosł. komunia świętych).

W Nowym Testamencie wielokrotnie jest mowa o tajemnicach Bożych (np. Mk 4,11) czy tajemnicach objawionych przez Boga (1 Kor 4,1). Paweł apostoł pisze wręcz o Chrystusie Panu, iż jest On wielką tajemnicą pobożności (1 Tm 3,16). W greckim oryginale przywołanych fragmentów zostaje użyty rzeczownik mysterion, który łaciński przekład Nowego Testamentu oddaje poprzez sacramentum lub przyjmuje zhellenizowaną formę misterium. O ile pierwsze określenie w języku polskim tłumaczone jest jako sakrament, o tyle drugie jako misterium, bądź po prostu tajemnica.

Nie wchodząc w szczegóły dotyczące różnic pomiędzy rozumieniem obu słów, należy stwierdzić, iż tajemnica sama w sobie wyjęta jest spod praw czasu. Chociaż wiara w nią odnosi się do rzeczy przeszłych, zaś nadzieja wypełnienia nakazuje nam spoglądać w rzeczy przyszłe, jednakże istota jej pozwala przeżywać w teraźniejszości to, co było i to, co będzie. W liturgii takie pojecie czasu nazywa się pamiątką lub wspomnieniem. Chrystus Pan mówiąc: to czyńcie na pamiątkę Moją (1 Kor. 11, 23-25), nakazał nie tylko sprawować Przenajświętszą Eucharystię, ale i w sposób mistyczny uczestniczyć w tej, którą On celebrował w Wielki Czwartek.

Jednakże św. Paweł pisząc o nadziei i wierze przypomina o najważniejszym przymiocie chrześcijańskiego poznania: miłości (1 Kor 13,1-13). Można bez trudu dostrzec, że zarówno wiara, jak i nadzieja nie mają wspólnotowego charakteru. Można wierzyć samemu i można mieć nadzieję samemu, jednakże nie można samemu kochać. Dlatego apostoł stwierdza: choćbym miał dar prorokowania, i znał wszystkie tajemnice, i posiadał całą wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary (...), a miłości bym nie miał, byłbym niczym (1 Kor 13,2). Bezowocna jest zatem wiara w tajemnice oraz nadzieja w nie pokładana jeśli nie ma miłości, która rodzi wspólnotę.

Wzorem najdoskonalszym Wspólnoty jest Trójca Przenajświętsza, która stworzyła prarodziców naszych, aby czynili ziemię poddaną sobie i służyli Bogu (1 Mojż. 1,28). Chrystus Pan powołując Święty Kościół (grec. ekklesia - zgromadzenie) ustanowił jednocześnie wspólnotę Kościoła Pielgrzymującego na ziemi, Triumfującego w niebie oraz Pokutującego w czyśćcu. Dlatego też mistyczna natura Kościoła pozwala na zaistnienie wspólnych dóbr duchowych pomiędzy jego członkami. Stąd też, choć trojako dzieli się Kościół, wszyscy Jego członkowie mają możliwość wzajemnego wspierania się na drodze do osiągnięcia chwały wiekuistej i uczestnictwa w tym samym misterium.3/

W tajemnicę uczestnictwa w życiu Bogurodzicy wprowadza Skład Apostolski. Jest on wyznaniem wiary Kościoła (pielgrzymującego, cierpiącego i triumfującego) i symbolem jego jedności w kontemplacji radości, boleści i chwały Maryi. Różaniec składa się z czterech modlitw: Modlitwy Pańskiej, Chwała Ojcu, aktu Pozdrowienia Przenajświętszego Sakramentu oraz Pozdrowienia Anielskiego. Modlitwa Ojcze nasz została nam przekazana przez Chrystusa Pana jako wzór wszelkiej modlitwy (Łk. 11, 1-4).

Chwała Ojcu jest doksologią, czyli uwielbieniem, jakie Kościół składa Trójcy Przenajświętszej. Akt Pozdrowienia Przenajświętszego Sakramentu jest wyrazem uwielbienia oraz dziękczynienia, jakie składamy Miłosiernemu Chrystusowi. Ostatnia modlitwa - Zdrowaś Maryjo - uosabia ideę spotkania Kościoła Triumfującego (czyli zbawionych) z Kościołem Pielgrzymującym (czyli z nami na ziemi) oraz obietnicą daną duszom przebywającym w otchłani.

Pierwszą część modlitwy stanowią słowa wypowiedziane przez Archanioła Gabriela: Witaj Maryjo, łaską jesteś przepełniona, Pan jest z Tobą. Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc Żywota Twojego, Jezus. Znamiennym jest, iż pierwsze słowa Gabriela oznajmiającego radosną nowinę brzmiały szalom lah, co znaczy pokój Tobie. Święty Augustyn natomiast mówi, że łacińskie Ave Maria (Zdrowaś Maryjo) po hebrajsku brzmiało hare, czyli żyj. Było ono bowiem aluzją do imienia Ewa, oznaczającego ożywiająca lub matka żyjących, co też w zupełności odnosi się do Maryi.4/ Stąd też w Ewie widzi Kościół matkę wszystkich podległych prawu grzechowemu a zarazem figurę Bożej Rodzicielki. Maryję Pannę natomiast określa jako Nową Ewę przynosząca Zbawienie z grzechów oraz Matkę wszystkich wierzących (J 19, 27).5/

Zrozumiałym w tym kontekście wydaje się odpowiedź Kościoła Pielgrzymującego na słowa anioła i fiat Maryi (Łk 1, 38). Po twórczem "Fiat" - "niech się stanie", gdy Bóg na początku świat stwarzał - nie było skuteczniejszego słowa nad owo Maryi "Niech się mi stanie", pisali pierwsi kapłani mariawici.6/ Dlatego z radością Kościół woła: Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej.

W ten sposób każdy wypowiadając słowa - Święta Maryjo, Matko Boża... - staje się w mistyczny sposób świadkiem zawierzenia Bogurodzicy, uczestnikiem tamtych wydarzeń i współuczestnikiem radości z objawienia światu Tajemnicy Zwiastowania. Podobnie rozważając tajemnicę Nawiedzenia św. Elżbiety staje się świadkiem nie tylko spotkania dwóch świętych niewiast, ale i poczętego w łonie Maryi Zbawiciela. Dlatego nie bez powodu Kościół mówi o Maryi: Tabernaculum Altissimi - Przybytku Najwyższego! A także: Dziewico Bogarodzico! Ten, którego nie mogą objąć niebiosa, zamknął się w Twoich wnętrznościach, stawszy się człowiekiem.7/

Rozważając Różaniec rzeczywiście uczestniczymy w wydarzeniach, które miały miejsce dwa tysiące lat temu. Oczyma duszy przyglądamy się życiu Najświętszej Maryi Panny, która wiernie wypełniła Wolę Bożą. I która wciąż mówi do swoich dzieci: teraz tedy synowie słuchajcie mnie: (...) kto mnie znajdzie, znajdzie żywot i wyczerpnie zbawienia od Pana (Przyp 8, 32.35).

Tomasz Mames (Mariawita 7-9/2004)

Przypisy:
1 Ks. M. Kowalewski, Mały Słownik Teologiczny, Poznań - Warszawa - Lublin 1959, s. 331.
2 Wezwanie to jest zamieszczone m.in. w Litanii do Najświętszej Maryi Panny (zwanej Litanią Loretańską). Zob. Brewiarzyk Mariawicki, Płock 2001, s. 164.
3 ks. G. Rzewuski, Katechizm Rzymsko - Katolicki większy, Warszawa 1898, Nr 362 - 370.
4 Niepokalana Marya Matka Boga... "Maryawita", nr 49/1907.
5 Zob. hymn nieszporny ku czci Najświętszej Maryi Panny Witaj, Gwiazdo Morza (Ave Maris Stella) w: Brewiarzyk..., s. 411 - 412.
6 Niepokalana Marya Matka Boga... "Maryawita", nr 2/1908.
7 Graduał we Mszy św. o Najświętszej Maryi Pannie. Cyt. za: Mszał Eucharystyczny, Płock 1929, s. 81.


O świątyniach Kościoła Starokatolickiego Mariawitów


Mariawici, upowszechniający od 1893 r. cześć Przenajświętszego Sakramentu i kult Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Kościele Rzymskokatolickim, zmuszeni zostali do wyjścia z niego, na skutek Encykliki wydanej 5 kwietnia 1906 r. przez papieża Piusa X . Pozbawieni zostali też Domów Modlitwy, gdyż rząd carski nakazał mariawitom opuścić kościoły nawet w tych parafiach, gdzie stanowili większość. Zaistniała więc konieczność budowy własnych świątyń, aby nowo powstałe wyznanie - Kościół Mariawicki mógł się rozwijać i normalnie funkcjonować.

Pierwszy kościół pobudowano w Łodzi przy ul. Franciszkańskiej 27, jeszcze przed uzyskaniem (28 XI 1906 r.) legalizacji prawnej przez wyznanie mariawickie. Budowę rozpoczęto 8 września 1906 r. na podstawie zezwolenia na postawienie magazynu na zboże. Budynek powstał w rekordowo szybkim tempie, bo w ciągu niespełna dwóch miesięcy - 1 listopada tegoż roku odbyło się jego poświęcenie. Jednonawowy obiekt przybrał niebawem sakralny charakter. 7 listopada 1907 r. poświęcono nowy ołtarz, w 1910 r. dobudowano wieżę, a po II wojnie światowej przebudowano wnętrze na kościół trójnawowy.

W latach 1907- 1910 mariawici wybudowali ponad 40 kościołów i wiele kaplic. Są to przeważnie budowle z cegły, a niektóre drewniane. Wszystkie posiadają elementy podkreślające i wyrażające wiarę wyznawców Kościoła Starokatolickiego Mariawitów. Na zewnętrznych ścianach szczytowych znajdują się zwykle medaliony z Monstrancją i wyobrażeniem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Te symbole w sposób czytelny mówią o głębokiej wierze i czci dla Pana Jezusa ukrytego w Przenajświętszym Sakramencie oraz Matki Najświętszej zarówno tych co wznosili świątynie, jak i tych co się w nich modlą.

Generalnie większe kościoły budowano w stylu neogotyckim. Wysokie, w niebo strzelające wieże zwieńczone krzyżem mają nam przypominać o duchowym obowiązku, o którym apostoł Paweł pisze w Liście do Kolosan (3,1-2): "Szukajcie tego co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego co w górze, nie do tego, co na ziemi." Klasycznym przykładem jest nasz kościół w Łowiczu wybudowany w latach 1907-1909, w którym 4 października 1910 r. odbyła się konsekracja na biskupów dwóch mariawickich księży profesorów: Romana M. Jakuba Próchniewskiego i Leona M. Andrzeja Gołębiowskiego.

Na szczególną uwagę zasługuje katedra mariawicka w Płocku wybudowana w latach 1911-1914, której poświęcenie odbyło się 15 sierpnia już po rozpoczętych na terenie Polski działaniach zbrojnych podczas I wojny światowej.

Ta wspaniała Świątynia, w 1918 r. nazwana została Świątynią Miłosierdzia i Miłości. Jest ogólnomariawickim sanktuarium, do którego przybywają od dawna pielgrzymki mariawitów z całej Polski. Zbudowana z inicjatywy i pod patronatem Założycielki Mariawityzmu, świętej Marii Franciszki Kozłowskiej, urzeka wewnętrznym wystrojem, charakterystycznym dla kościołów mariawickich.

Z reguły w kościołach mariawickich jest jeden ołtarz usytuowany w prezbiterium, na nim znajduje się tabernakulum, w którym przechowuje się Przenajświętszy Sakrament. Podczas Mszy Świętej i innych nabożeństw oraz w określone dni w poszczególnych parafiach, a w Świątyni w Płocku codziennie, Hostia Święta wystawiana jest w monstrancji do adoracji. Pielęgnując wiarę w żywą obecność na ołtarzu Pana Jezusa pod postaciami Chleba i Wina, kapłan wraz z wiernymi modli się obrócony twarzą do Chrystusa w Eucharystii.

W większości kościołów mariawickich jest nad ołtarzem konfesja wsparta na czterech filarach, swego rodzaju tron królewski, zewnętrzny wyraz wiary i miłości wiernych dla Chrystusa Pana w Przenajświętszym Sakramencie. W świątyniach zbudowanych na początku XX wieku na konfesji umieszczona jest tiara papieska z trzema koronami i dwa skrzyżowane klucze. Symbole te podkreślają, że mariawici wierzą iż władzę arcykapłańską, nauczycielską i królewską, ma Chrystus, który jest "Głową Kościoła" (Ef 5,23) a nie -" człowiek, który jak cień przemija"(Dz.M.). Klucze są symbolem miłosierdzia.

W kościołach mariawickich nie umieszcza się dużo obrazów. Jedynie obraz Matki Boskiej Nieustającej Pomocy znajduje się w każdej świątyni. W niektórych kościołach są też obrazy lub płaskorzeźby przedstawiające stacje Drogi Krzyżowej.

Takie założenia podyktowane są troską o to, aby uwaga wiernych nie ulegała rozproszeniu, aby ich myśli i uczucia kierowane były do ołtarza, do obecnego w sakramentalnej postaci Jezusa Chrystusa.

W ciągu prawie stuletniej historii przeżywaliśmy dwie okrutne wojny światowe, podczas których kilka naszych kościołów uległo zniszczeniu. Po wojnach niektóre zostały odbudowane, w wielu innych przeprowadzono generalne remonty. Z Bożą pomocą udało nam się wybudować kilka nowych kościołów, m.in. w Błoniu, Warszawie, Wierzbicy... Troska duchowieństwa i wiernych Kościoła Starokatolickiego Mariawitów o utrzymanie obiektów sakralnych w dobrym stanie świadczy o ich wierze, miłości i przywiązaniu do Dzieła Wielkiego Miłosierdzia, wskazującego światu ratunek we czci Przenajświętszego Sakramentu i wzywaniu pomocy Najświętszej Maryi Panny.

Bp M. Włodzimierz Jaworski (Mariawita 7-9/2004)

BOŻE IGRZYSKO


"...Bo co kiedy tak mądrze człowiek począł sobie
Żeby się Bóg nie musiał śmiać jego osobie..."
Jan Kochanowski "Fraszki"


Kilka lat temu zdecydowałem, że dam mariawickiej młodzieży, uczęszczającej do szkół średnich, komentarz do książki pt. "Boże igrzysko", uznanej przez ministra edukacji narodowej za pomocną w nauczaniu historii. Pod pseudonimem, na łamach niskonakładowego pisma młodzieży mariawickiej, przedstawiłem swoją ocenę wspomnianej książki1/. Z uwagi na kolejne wydania inkryminowanego dzieła2/ i głosy Czytelników zbulwersowanych niektórymi treściami w książce tej zawartymi, wracam do ocen i wniosków płynących z lektury tak nagłaśnianego w Polsce opracowania. Jako autor wspomnianej recenzji dla pisma młodzieżowego nie widzę przeszkód, aby w niniejszym artykule wykorzystać także opinie prezentowane przez mnie w 1995 roku.

Podstawową zasadą, obowiązującą piszących teksty, szczególnie pretendujące do miana naukowych (lub paranaukowych), jest wykluczenie możliwości stosowania tych samych nazw w odniesieniu do różnych bytów, o których traktuje dane opracowanie. Jeżeli zasada ta, z powodów niezależnych od autora nie może być dotrzymana, w opracowaniu należy wyjaśnić skąd wzięła się identyczność terminologii w oznaczeniu różnych podmiotów i co ona oznacza. Zasadę tę Norman Davies pogwałcił, a liczni konsultanci historyczni opracowania przeoczyli. Konsultantów było siedmiu, a już sześć osób - zgodnie z przysłowiem "gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść" - wyklucza pozytywne efekty. Aby nie być gołosłownym udowadniam moją tezę.

Norman Davies, zgodnie z prawdą historyczną podaje, że w XVII wieku istniał w ówczesnej Polsce zakon sióstr mariawitek3/. Zakon ten, założony we wschodnich województwach Polski przedrozbiorowej (tereny Wielkiego Księstwa Litewskiego), posiadał sieć żeńskich klasztorów, których celem było nawracanie dziewcząt żydowskich na rzymskokatolicyzm i wyszukiwanie im, jako nagrody, mężów wśród szlachty. Na terenie obecnej Polski zgromadzenie miało jeden klasztor - w Częstochowie. Ustawy zakonne tego zgromadzenia zatwierdził papież Benedykt XIV, co legitymowało zgromadzenie tak przed władzami kościelnymi, jak i świeckimi4/. Równocześnie Norman Davies bez słowa wyjaśnienia podaje w dalszym ciągu swych wywodów na tle historii Polski, w dalszej części książki, że w końcu XIX wieku powstał w Płocku zakon mariawitów skupiający kobiety i mężczyzn5/. Nigdzie nie znalazłem w ocenianym opracowaniu wzmianki, że przywołane zgromadzenia mariawickie z wieku XVII i XIX to różne byty, nie mające ze sobą nic wspólnego. Uważny czytelnik zwróci uwagę na tę niejasność, ale odpowiedzi u Normana Daviesa na swe wątpliwości nie znajdzie. Uważam, że to nie jest usterka, a błąd merytoryczny rzutujący na rzetelność treści zawartych w książce.

Z problemami związanymi z ruchem religijno-społecznym określanym jako mariawityzm, autor rozprawia się na połowie strony6/. Oceniając rozważania na ten temat zawarte w tej książce nie zarzucam autorowi lakoniczności sformułowań, ale ich błędność merytoryczną, ba - nawet kłamstwo. Zarzut kłamstwa jest poważnym zarzutem, szczególnie dla książki mającej tzw. ambitne cele i dlatego musi być udowodniony. Dokonam tego analizując tekst Normana Daviesa.

Stosując terminologię kościelną7/ (schizma, sekta) dla określenia ruchów religijnych w pracy historycznej w założeniu pisanej z pozycji świeckiego autora, Norman Davies sytuuje się na pozycji osoby nieobiektywnej. Nadto używając w pracy określeń pejoratywnych dla danego języka podważa wartość samego opracowania. Terminy: schizma, a szczególnie sekta (czego cudzoziemiec nie musi wiedzieć) mają negatywny wydźwięk w języku polskim dla oceny działań ludzkich, więc stosowanie tego nazewnictwa prowadzi do naruszenia przykazań Boskich dotyczących miłości bliźniego. Zdziwiony byłem, że to naruszenie Bożych nakazów nie raziło recenzentów, ani wydawnictwa uważającego się za chrześcijańskie i postępowo katolickie.

Autor "Bożego igrzyska " uważa, że ruch mariawicki wywołały "nie tyle nadmierne tendencje narodowościowe, ile nadmiar uświęconej tradycją dewocji". Gdyby autor rzeczywiście zgłębił historię Polski z XIX wieku i historię mariawityzmu, nie mógłby pominąć zasług mariawickich nie tylko w zakresie społecznikowskim, ale i patriotycznym. Wprowadzenie języka narodowego do liturgii w początkach XIX wieku (polskiego na terenach o przewadze ludności polskiej i litewskiego na Litwie) miało ogromne znaczenie nie tylko religijne. Szczególnie, że w tym czasie wielu biskupów rzymskokatolickich nawet nie chciało dopuścić śpiewów w kościołach w języku polskim, lub nakazywało czytać w kościołach komunikaty po rosyjsku ku oburzeniu nawet serwilistycznie do caratu nastawionego ziemiaństwa polskiego8/. Sieć szkół mariawickich, organizowanych na terenach wiejskich, z natury rzeczy w tym czasie gospodarczo i społecznie zapóźnionych, także ma swój wydźwięk. Uznanie ruchu mariawickiego za głównie dewocyjny jest błędem i dowodem na nieznajomość przez autora przedmiotu, o którym pisze.

Nadto autor nie wyjaśnia, co ma na myśli określając ruch mariawicki jako "schizmę szczególnej natury wywołanej nadmiarem uświęconej tradycją dewocji". Sformułowane tak zdanie wymaga wykładni autorskiej (autentycznej), ponieważ nie można zrozumieć w czym przejawia się "szczególna natura" mariawityzmu i "nadmiar dewocji". Mariawici nie byli dewotami, a głosili powrót do źródeł chrześcijaństwa, odrzucając balast naleciałości nie znajdujący uzasadnienia w nauce Chrystusa. Każde wartościowanie wymaga precyzji, której w tym przypadku zabrakło.

Zupełnym minięciem się z prawdą jest twierdzenie Normana Daviesa, że w 1893 roku powstał w Płocku "Zakon Nieustającej Adoracji Najświętszej Marii Panny". Ruch mariawicki miał za zadanie szerzenie szczególnej czci Przenajświętszego Sakramentu i wzywania (a nie adorowania) pomocy Maryi. Zapis o nieustannej adoracji Matki Bożej jest nieprawdziwy. Kłamstwem wymyślonym przez autora jest twierdzenie, że skandalem był wybór własnego biskupa przez zakon mariawitów. Nie mogło być skandalu skoro zakon mariawitów nie obierał biskupa.

Do elekcji pierwszych biskupów mariawickich doszło po wykluczeniu mariawitów interdyktem papieskim z grona wiernych rzymskokatolików. Elekcji biskupów nie dokonał zakon, a nowopowstały związek wyznaniowy. Z ocenianego opracowania dodatkowo można dowiedzieć się, że skandalem jest fakt wyboru władz przez niezależny byt prawny istniejący, ale nie darzony przez Autora sympatią. Muszę przyznać, że takie rozumowanie budzi co najmniej zdziwienie. Uważam także, że autor wprowadza niezmiernie "nowatorską" metodę udowodnienia swych twierdzeń. Nauka zna różne metody w tym zakresie obowiązujące, ale odwołanie się wprost do plotki i wywodzenie z niej nawet domniemań jest chyba pierwszym przypadkiem w pracy uznawanej podobno za odkrywczą. Oczywiście znam potęgę plotki i pomówienia. Odwołanie się N. Daviesa do plotki (czyli fałszywego świadectwa) to naruszenie Dekalogu (Nie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu fałszywego świadectwa -2 Moj. 20,16). Jest to także pogwałcenie zasad, którymi winny kierować się opracowania naukowe, jeśli takimi chcą być. Może też należy wskazać na przyszłość autorowi ocenianego opracowania myśl rzymskiego cezara - filozofa Marka Aureliusza: "Co nie jest prawdą, nie mów tego".

Kolejne zdanie zawarte w w/w książce znowu jest nieprawdą. Mowa w nim o "ataku miejscowych chłopów na mariawicki kościół w Lesznie". Atak był, ale na parafialny kościół rzymskokatolicki w Lesznie w którym schronili się mariawici. W gronie atakujących byli oficjaliści, służba dworska z pobliskiego Zaborowa, a także rolnicy mieszkający poza Lesznem. Rolę wiodącą w tym napadzie odegrali oficjaliści z dworu z Zaborowa. Użycie określenia "miejscowi chłopi" mija się więc z prawdą. Ilość zabitych podczas tych zdarzeń określa się na 8 osób, a nie 12 jak chce Davies, przy ponad setce osób rannych. Napadem kierowali księża rzymskokatoliccy: ks. Mystkowski z Zaborowa, ks.Hubner, jako delegat abpa Chościak Popiela z Warszawy i o. Feliks gwardian kapucyński z Nowego Miasta n/Pilicą9/. Powyższe wyjaśnienie obala kolejne twierdzenie Daviesa, ponieważ siłą sprawczą napadu byli duchowni rzymskokatoliccy.

W celu omówienia kolejnego błędu autora zmuszony jestem zacytować dwa kolejne zdania o mariawitach zawarte w książce i poddać je ocenie. Oto cytat: "Przez większość życia jego założycielki Kościół Mariawitów cieszył się ochroną władz carskich. Potem odziedziczył wielkie majątki ziemskie i rozpadł się na dwie odrębne frakcje". Można przyjąć, że zdanie drugie jest wynikiem treści zdania pierwszego, wobec tego zestawienie ich razem jest uzasadnione.

Nie mogło być inaczej, aby i w tym opracowaniu nie podano, że mariawici działali przy poparciu caratu. Abstrahując od braku dowodów na tę okoliczność muszę autorowi - podobno znawcy historii Polski - (i konsultantom też) - przypomnieć, że gdyby mariawici byli forpocztą działań carskich, Polska Niepodległa po 1918 roku mogła ich zlikwidować. Jeśli tak się nie stało, z tym poparciem musiało być inaczej. Tyle zasady logiki i fakty, a przy braku dowodów twierdzenie autora należy zaliczyć do kolejnego kłamstwa. Mógłbym przywołać szersze argumenty na odparcie twierdzenia o poparciu władz carskich dla mariawityzmu, ale poszerzyłbym ogromnie zakres tego artykułu10/. Uważam, że jeśli autor rzeczywiście chce nadal zachować miano wyroczni w sprawach polskich winien i ten dla niego uboczny temat nieco zgłębić. Wyjdzie to tylko na dobro i autora i jego przyszłych publikacji. Kłamstwo bowiem - jak chce tego polskie przysłowie - ma krótkie nogi, a powtarzanie kłamstwa w kolejnych wydaniach książki obniża rangę wydawnictwa i autora.

Norman Davies twierdzi następnie, że (cytuję) "przez większość życia jego założycielki Kościół Mariawitów cieszył się ochroną władz carskich". Dokonajmy analizy tego zdania. Założycielka F. Kozłowska urodziła się w 1862 roku Kościół Mariawitów jako oddzielny byt prawny powstał w 1906 roku. Od późnego lata 1915 roku na terenach działania tego Kościoła nie było władz carskich (I wojna światowa), a Założycielka zmarła w 1921 roku. Byłbym wdzięczny autorowi i tym wszystkim, którzy dopuścili do wydrukowania takiego absurdu, aby porównali daty i zechcieli ustalić prawdziwość twierdzeń N. Daviesa. Nawet gdyby przyjąć zgraną tezę o poparciu mariawitów przez carat, to mogło ono mieć miejsce przez 9 lat (1906-1915), a nie przez większość życia Założycielki. W domyśle tego zdania kryje się nadto teza, że to Założycielka była agentką carską, ponieważ poparcie rosyjskie było związane z Jej osobą. Takiego kłamstwa do tej pory nie spotkałem w opracowaniach o mariawityzmie.

Autor inkryminowanego opracowania pisze o odziedziczeniu przez mariawitów wielkich majatków - cytat: "Potem odziedziczył wielkie majatki". Zdanie jest zbudowane tak niezręcznie, że nie wiadomo, czy te wirtualne majątki mariawici odziedziczyli po okresie poparcia przez carat. Można też przyjąć, że dziedziczyli majątki w spadku po Założycielce. Nie wiadomo też, co autor uważa za "wielkie majątki", ponieważ zgodnie z logiką formalną określenie "wielkie" jest wyrazem o znaczeniu nieostrym i tym samym nieprecyzyjnym. Także pojęcie "majatku" jest nieprecyzyjne. W języku polskim "majatek" najczęściej oznacza nieruchomość, często rolną. Dlatego autor winien podać, gdzie te majątki znajdowały się, ponieważ wielkiej własności ziemskiej ukryć nie sposób. Istotne też byłoby, aby autor zechciał napisać dokładnie po kim mariawici te majątki odziedziczyli i co stanowiło ich substancję. Faktem jest, że mariawici nie odziedziczyli żadnych majątków, nie mieli nadań, ani darowizn od państwa, czy ziemiaństwa. Wobec tego te dwa zdania napisane przez N. Daviesa są nie tylko sformułowane niezręcznie, ale zawierają zwykłe kłamstwa.

Mariawici jeszcze raz są przywołani, ale bardziej marginalnie, w pracy Daviesa. Cytuję: "dziwniejsze jeszcze być może to, że nadal znajdują wyznawców (w Polsce - przyp. mój) różne peryferyjne sekty w rodzaju adwentystów dnia siódmego, scjentystów, czy mariawitów. Czyniono różne próby zjednoczenia tych niekatolickich Kościołów chrześcijańskich pod egidą kontrolowanej przez państwo Rady Ekumenicznej"11/. Te dwa zdania, podsumowujące życie kościelne w PRL, świadczą nie tylko o braku obiektywizmu wymaganego od autora opracowania, ale o arogancji polegającej na próbie narzucenia czytelnikom swej oceny co do przekonań innych ludzi. Można napisać, że to brzydka cecha oceniać czyjeś poglądy w sposób niehumanistyczny. Nie pomylę się jeśli uznam te sformułowania za dogmatyczne, fanatyczne i aroganckie. Dziwi mnie ogromnie, że mam wierzyć tylko w to, co autor uzna za słuszne. Takie postawienie sprawy przez autora zatrąca inkwizycją. Zapisy wyżej powołane, dotyczące ekumenii polskiej są też kłamliwe, ponieważ ekumenia w rozumieniu nierzymskokatolickim, to nie jedność pod zwierzchnictwem jednej denominacji wyznaniowej. Ekumenia to jedność Chrystusowa dążąca do tego, aby "wszyscy byli jedno" w duchu miłości i wiary. Poza tym myśl o połączenia mariawitów ze scjentystami i adwentystami może świadczyć o nieznajomości idei głoszonych przez te organizacje.

Dodam na zakończenie swych wywodów, że baza źródłowa o mariawityzmie (wymieniona w przypisach recenzowanej książki), jest niezmiernie ograniczona, jednostronna i przestarzała. Co więcej, "najnowsze" z opracowań przywołanych przez autora nosi datę 1927 roku. Powołane przez autora źródła w zasadzie mają charakter antymariawickich wystąpień polemicznych i nie nadają się do uznania za podstawowe materiały źródłowe. Powyższe stwierdzenie także stanowi istotny zarzut dla opracowania Normana Daviesa. Jednak - moim skromnym zdaniem - zarzut ten bardziej uderza w utytułowanych konsultantów historycznych tego opracowania. Nie wykonali prawidłowo swych obowiązków dopuszczając w tak choćby małym tekście do przekazania nieprawdy. Biorąc zaś za swą źle wykonaną pracę konsultantów określone wynagrodzenie, uzyskali nienależne świadczenie.

Na skrzydełku obwoluty książki "Igrzysko Boże" z 2003 roku można wyczytać m.in., że "komentatorzy prześcigają się w podkreślaniu zalet dzieła i jego oryginalności - najpierw brytyjscy, którzy uznają książkę za kluczową przy studiowaniu dziejów Polski, a po wielu latach polscy, kiedy nareszcie ta synteza naszych dziejów mogła pojawić się w krajowych księgarniach". Powyższy tekst ogromnie mnie zastanowił. Nie jestem zawodowym historykiem i nie mogę konkurować ani z polskimi konsultantami historycznymi tego dzieła, polskimi recenzentami książki, ani recenzentami brytyjskimi. Lektura całości opracowania nie zachwyciła mnie, choć moje spotkania z historią Polski noszą znamiona amatorszczyzny. Chyląc głowę przed zachwytami naszych historyków, uwzględniając tezy dotyczące Polski zawarte w tej książce, buduję swe domniemanie, że fakt napisania książki o historii Polski przez cudzoziemca został przyjęty z zachwytem i bezkrytycznie. My Polacy mamy kompleks cudzoziemców i potrafimy ich często bezzasadnie wychwalać, szczególnie jeśli coś o nas napiszą. Piszę to abstrahując w tym miejscu od kłamstw napisanych o mariawityzmie. Swoje uwagi odnoszę do innych tez zawartych w książce, która moim zdaniem, nie jest godna takich zachwytów. Nie dziwię się pochwałom komentatorów brytyjskich. Dla nich tak historia Polski, jak i sama Polska była zawsze większą egzotyką, niż historia Egiptu lub Indii. Odnoszę jednak wrażenie, że wiedza o historii Polski uzyskana z ocenianej książki przez Brytyjczyków może być porównywalna do wiedzy Polaków np. o polityce Wielkiej Brytanii w stosunku do Polski w I połowie XX wieku na podstawie felietonów cenionego przeze mnie publicysty Stanisława Cata-Mackiewicza, ale jednak tylko publicysty.

Na zakończenie niech mi wolno będzie wyrazić zdziwienie, że wydawnictwo "Znak", uważające się za postępowo katolickie, dopuściło do wydania książki z błędami choćby dotyczącymi mariawityzmu. Jeśli takie błędy mamy w tym przypadku, o inne nietrudno, ale to nie temat do tego artykułu. Zaskakuje mnie też decyzja Ministerstwa Edukacji Narodowej o zaliczeniu książki do kanonu książek pomocniczych do nauki historii Polski. Nurtuje mnie w tym przypadku pytanie - komu zależało, aby polska młodzież uczyła się nieprawdy? Mogę zrozumieć, że pierwsze wydanie było dotknięte błędami, ale powtarzanie kłamstw i przeinaczeń w nakładach następnych może być tylko tłumaczone złą wolą. Wobec tego autorowi dedykuję fraszkę Jana Kochanowskiego we fragmencie użytą jako motto artykułu. Warto się głębiej nad treścią fraszki zastanowić. Sądzę, że motyw, iż nasze myśli i uczynki są licha warte obecny w twórczości Szekspira, też jest autorowi znany. Wydawnictwu zaś dodatkowo dedykuję treść Psalmu 2 odwołując się do tłumaczenia Marka Skwarnickiego12/. Treść tego Psalmu niech będzie wskazówką w dalszej drodze wydawniczej.

dr Sławomir Gołębiowski

Przypisy:
1/ Lektor - O "Bożym igrzysku" słów kilka, Nasz głos, czasopismo młodzieży mariawickiej, nr 5-6 z 1995 r.
2/ Norman Davies - Boże igrzysko, wyd. Znak, Kraków 2003 r. stron 1183
3/ tamże str. 173
4/ por wyjaśnienia zasad siedemnastowiecznego zgromadzenia mariawitek zawarte w -"Encyklopedii Powszechnej S. Olgebranda" Warszawa 1884 r. t. VII str. 373
5/ Norman Davies - tamże str. 705.
6/ tamże str. 705
7/ tamże str. 705 i 1062
8/ Maria z Łubieńskich Górska - Gdybym mniej kochała, Warszawa 1997 r. t. II str. 193, 223
9/ por. Ks. Waldemar Wojdecki - Dzieje Leszna i puszczy kampinoskiej, Leszno 1998 r. str. 41-43. Podkreślenia zasługuje okoliczność, że autor był rzymskokatolickim proboszczem lesznowskim.
10/ por. Krzysztof Mazur - Mariawityzm w Polsce, Kraków 1991 r. str. 38 i 49. Środowisku krakowskiemu


CZASOPISMO "MARIAWITA"


Kościół Mariawicki od początku swego istnienia docenia rolę słowa pisanego w krzewieniu ideałów chrześcijańskich. Już w 1906 roku uruchomiono własną drukarnię w budynku parafialnym w Łodzi przy ul. Franciszkańskiej i powołano zespół redakcyjny do wydawania czasopism i innych niezbędnych publikacji religijnych. (Po I wojnie światowej w 1919 roku drukarnia została przewieziona do Płocka. W czasie okupacji po 1939 roku Niemcy zrabowali drukarnię i wywieźli.)

Numer Jubileuszowy "Mariawity" wydany z okazji setnej rocznicy urodzin św. Marii Franciszki (maj-czerwiec 1962 r.)
Numer Specjalny "Mariawity" upamiętniający 75. rocznice powstania Kościoła Mariawickiego
Numer Specjalny "Mariawity" wydany z okazji setnej rocznicy założenia Zgromadzenia Sióstr Marianek
Numer Specjalny "Mariawity" wydany w 100-lecie objawień św. Marii Franciszki

Od początku 1907 roku zaczęło ukazywać się czasopismo "MARIAWITA Czciciel Przenajświętszego Sakramentu" z dodatkiem pt. "Wiadomości". Cel i profil tych publikacji określone zostały w Słowie wstępnym do braci mariawitów. Czytamy tam m.in.:

"Rozpoczynając wydawnictwo pisma naszego, mamy na celu, najmilsi bracia, dać wam doskonalej poznać Boga, Jego przymioty... Chcemy was zaznajomić z Pismem Świętym... Pragniemy w szczególniejszy sposób rozbudzić waszą wiarę w istotną obecność Pana Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie. Podniesienie w waszych sercach czci ku Niemu i rozpalenie najtkliwszej miłości - to jedyne pragnienie nasze, to najświętszy nasz obowiązek, do którego wezwani jesteśmy przez samego Boga.

(...) podajemy szczegółowo Dzieło Wielkiego Miłosierdzia Bożego w "Nieustającej Adoracji Ubłagania i w Pomocy Maryi", objawione od Boga, i dzieje Mariawitów - aby wam i wszystkim ludziom dobrej woli podać w prawdziwym oświetleniu ruch Mariawicki i sprostować to, co ludzie świadomie lub nieświadomie w fałszywym świetle ogłosili światu o sprawie naszej."

Natomiast na pierwszej stronie dodatku Wiadomości Redakcja tak pisze:

"Pragniemy poruszać najżywotniejsze zagadnienia życia społecznego... podawać będziemy wiadomości z chwili bieżącej... powiadamiali o biegu życia i wypadkach u nas i za granicą. Na wszystkie pytania czytelników postaramy się dawać gruntowne i bezstronne odpowiedzi... pragnąc pomagać w zapoznaniu się z polską literaturą będziemy zamieszczać wyjątki z dzieł ważniejszych poetów i prozaików... pragniemy przyczyniać się do tryumfu prawdy i miłości."

Zacytowałam fragmenty programowe wydawnictwa mariawickiego sprzed prawie 100 lat, gdyż zawierają one istotne elementy zawsze aktualne. Reaktywowane w 1958 r., po prawie dwudziestoletniej przerwie, wydawnictwo Kościoła Starokatolickiego Mariawitów nawiązało nie tylko do nazwy czasopisma sprzed I wojny światowej, ale i jego podstawowych założeń. Na początku artykułu wstępnego napisano:

"Po wieloletniej przerwie przystępujemy znów do wydawania pisma, którego brak dotkliwie dał się odczuć w życiu naszego Kościoła. Podejmujemy ten niemały trud z myślą o ideałach chrześcijańskich i z wiarą, że dane nam będzie przyczynić się w pewnym stopniu do ich ostatecznego zwycięstwa. Pragniemy służyć w miarę swych możliwości, ale ze wszystkich sił, sumiennie i wytrwale, wielkiej sprawie oczyszczenia ludzkich serc i wydźwignięcia dusz, co uważamy za nieodzowny warunek zapanowania ładu Chrystusowego na ziemi.

Jesteśmy Mariawitami. Czujemy się powołani do ofiarnej pracy nad odrodzeniem chrześcijaństwa przez ożywienie, pogłębienie i ugruntowanie wiary, oraz życie i działanie zgodne z nauką Jezusa Chrystusa. Za swój szczególny obowiązek uważamy szerzenie czci Przenajświętszego Sakramentu i nieustanne wzywanie pomocy Maryi, w Której widzimy Opiekunkę i Orędowniczkę całego rodzaju ludzkiego. (...) Od Jej imienia pochodzi nasza nazwa."

Takie cele przyświecały i przyświecają redakcji "Mariawity". W ciągu ostatnich ponad 45 lat były one realizowane z większym lub mniejszym powodzeniem. Rzutowały na to obiektywne warunki i trudności wydawnicze. Jednak Bogu dzięki czasopismo "Mariawita" zachowało ciągłość i rozwija się pod względem graficznym i merytorycznym.

Obecnie kwartalnik "Mariawita" zawiera 32 strony A4 i 8 -stronicową wkładkę formatu A5 pt. Mały Mariawita. Wprawdzie nie stosujemy "żelaznego" podziału na rubryki tematyczne ale pismo zachowuje swój profil. Zawsze są artykuły o tematyce biblijnej, homilie stosowne do kalendarza liturgicznego, refleksje z dziedziny moralnej, listy pasterskie itp. Konfesyjny charakter pisma podkreślają artykuły dotyczące mariawityzmu w perspektywie historycznej i współczesnej.

Dużą wagę przywiązujemy do zamieszczania ilustrowanych zdjęciami informacji z życia Kościoła i poszczególnych parafii. Dział ten cieszy się powszechnym zainteresowaniem czytelników i tworzy kronikę, szczególnie cenną dla przyszłych pokoleń. Osobną rubrykę poświęcamy młodzieży.

Wciąż jeszcze istnieje potrzeba prostowania nieprawdziwych informacji o mariawitach pojawiających się w niektórych współczesnych publikacjach. Dlatego zamieszczamy stosowne recenzje pod winietą "Piszą o mariawitach".

Prowadzimy kronikę ekumeniczną - wszystkie ważniejsze wydarzenia w polskiej i światowej ekumenii oraz dotyczące poszczególnych bratnich Kościołów są odnotowywane na łamach "Mariawity".

Cenimy sobie łączność z Czytelnikami i zamieszczamy ciekawe wypowiedzi w dziale "Korespondencja". Pismo "Mariawita" jest jedynym organem prasowym Kościoła Starokatolickiego Mariawitów i na jego łamach zamieszczane są wszelkie urzędowe ogłoszenia i apele. Z racji "okrągłych" rocznic ważnych wydarzeń w dziejach Kościoła mariawickiego wydawane są numery specjalne, tematyczne "Mariawity", np. w 1962 r. na 100. rocznicę urodzin Założycielki mariawityzmu św. Marii Franciszki Kozłowskiej, w 1981 r. na 75-lecie wyodrębnienia się mariawitów z Kościoła Rzymskokatolickiego, w 1987 r. na 100. rocznicę powstania Zgromadzenia Sióstr Mariawitek Nieustającej Adoracji Ublagania, w 1993 r. na 100. rocznicę objawienia Dzieła Wielkiego Miłosierdzia.

W związku ze zbliżającym się w 2006 r. stuleciem Kościoła Starokatolickiego Mariawitów wydane już zostały trzy książki pt.: Św. Maria Franciszka Kozłowska, Dzieło Miłosierdzia i Teologia Miłosierdzia Bożego. Redakcja "Mariawity" stoi przed niecodziennym zadaniem opracowania specjalnego numeru na tę okoliczność.

Czasopismo "Mariawita" adresowane jest przede wszystkim do wiernych Kościoła Starokatolickiego Mariawitów, ale nie tylko, zamawiają je również osoby spoza naszego środowiska, sympatycy i ludzie otwarci na poznawanie duchowości i zasad wiary różnych wyznań.

"Mariawita" dzięki prenumeracie organizowanej przez proboszczów w naszych parafiach oraz bezpłatnej pracy autorów większości artykułów jest pismem samofinansującym się, nie otrzymuje żadnych dotacji.

Pelagia Jaworska (Mariawita 7-9/2004)