Mariawita nr 7-9/2005

Do wszystkich czcicieli Przenajświętszego Sakramentu

Pragnę przypomnieć słowa objawień Założycielki naszej św. Marii Franciszki Kozłowskiej z dnia 2 sierpnia 1893 r.:

Widziałam Sprawiedliwość Boską wymierzoną na ukaranie świata i Miłosierdzie, dające ginącemu światu, jako ostatni ratunek, Cześć Przenajświętszego Sakramentu i Pomoc Maryi. Po chwili milczenia przemówił Pan: "Środkiem szerzenia tej czci, chcę aby powstało Zgromadzenie Kapłanów pod nazwą Mariawitów, hasło ich: Wszystko na większą Chwałę Bożą i Cześć Przenajświętszej Panny Maryi, zostawać będą pod opieką Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, bo jako są nieustanne wysiłki przeciwko Bogu i Kościołowi, tak jest potrzebna Nieustająca Pomoc Maryi".

oraz ich uzupełnienie:

"Jak Syn Boży, żyjąc na ziemi, nie szukał Swojej chwały, lecz uwielbił Ojca, tak teraz Ojciec chce, aby Syn Jego był uwielbiony na ziemi, Utajony w Przenajświętszym Sakramencie. Poznałam, że wielka chwała Boża polegać będzie na wskrzeszeniu i rozpowszechnieniu czci Przenajświętszego Sakramentu, i poznałam, że pomimo przeszkód Cześć ta musi się rozpowszechnić, i że ogarnie cały świat" (Dz M s. 54).

Nasza Świątynia w Płocku, zbudowana w latach 1911-1914, została poświęcona w czasie burzliwym, w czasie pierwszej wojny światowej. Na ziemiach polskich były walki zbrojne, przemieszczał się front, mariawici pielgrzymowali do Świątyni na poświęcenie. Potem także było wiele walk i zawieruch wojennych, a ten przybytek ocalał. Nazwany został przez Pana Jezusa Świątynią Miłosierdzia i Miłości. Tutaj Bóg dawał naszej Matce swoje objawienia dotyczące odrodzenia życia chrześcijańskiego i zlecenia urządzenia naszego życia mariawickiego tak, aby chwałę odbierał od nas Pan Bóg.

W objawieniu wskazał Pan Jezus, że właśnie przez cześć dla Przenajświętszego Sakramentu, Bóg - druga osoba Trójcy Przenajświętszej Syn Boży - będzie odbierał chwałę, że ta cześć musi się rozpowszechniać na świecie pomimo różnego rodzaju przeszkód. Po blisko stu latach istnienia naszego Kościoła i walk z przeciwnościami oraz zakusami na jego likwidację, Bóg w swoim Miłosierdziu daje nam, w zmieniającym się wciąż świecie, możliwość funkcjonowania życia, pracowania dla chwały Bożej i dla pożytku zbawiennego dusz ludzkich.

Troskę o cześć dla Chrystusa ukrytego w Przenajświętszym Sakramencie wciąż przechowujemy. Wciąż uważamy za swój święty obowiązek i powinność uczyć nowe pokolenia mariawitów, aby oddawały cześć Chrystusowi Panu, odprawiając adorację Najświętszego Sakramentu i godnie przyjmując Komunię Świętą do swoich serc. Nikt i nic nie przesłania nam w naszym świętym Kościele mariawickim osoby Chrystusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Jakże łatwy mamy do Niego przystęp, może niekiedy za łatwy i może niekiedy z tego powodu nie cenimy sobie bardzo tego, że Chrystus Pan jest tak blisko nas. Kult dla Eucharystii i Matki Bożej jest tym drogocennym skarbem naszej mariawickiej wiary.

Ceńmy to sobie, drodzy Bracia i Siostry, jako nasz największy skarb. To, co jest drogie dla człowieka, każdy ceni, troszczy się, aby nie zginęło, nie chce tego stracić. Taką troskę przejawiajmy także w zachowaniu naszej wiary, naszej tożsamości wyznaniowej. Bez względu na to, gdzie się znajdujemy: czy w rodzinnej parafii, czy poza nią, daleko od społeczności, skupisk mariawickich, czy w innym kraju. Wszędzie w sercu swoim wiarę naszą mamy pielęgnować, zachowywać, dokładać trosk i starań, aby jej nie utracić. Łaskę Bożą Bóg daje za darmo.

Wiara jest tą właśnie drogocenną łaską Bożą. Możemy ją przyjąć, możemy odrzucić, możemy stracić, ale też możemy i powinniśmy zachować. Bóg ceni tych, którzy dochowują wiary, którzy za wiarę poświęcają swoje życie. Takich mamy od początku chrześcijaństwa w wielkiej czci i poszanowaniu, nazywamy ich nawet męczennikami. Mieliśmy i w naszym gronie mariawickim męczenników ciała. Chrystus Pan powiedział w objawieniu do Matki naszej o kapłanach, że będą męczennikami ducha. Niektórzy z nich byli też męczennikami ciała.

Dziś nikt od nas nie oczekuje ani nie wymaga aż tak wielkiego poświęcenia, by przelać krew za wiarę swoją. Ale wiara domaga się poświęceń różnego rodzaju, także poświęcenia się pracy w winnicy Pańskiej. Młodzi ludzie powinni być bardziej wrażliwi na głos Boży i szukać swojego miejsca u Chrystusa, nie tylko na dzień świąteczny, ale na każdy dzień swojego życia.

Cieszymy się, gdy razem modlimy się w Świątyni i tak jak apostoł Piotr możemy powiedzieć: "Panie, dobrze nam tu być". Apostołowie widzieli wtedy rozjaśnioną twarz Jezusa Chrystusa, przemienioną. Na moment ukazał im Chrystus Pan swoje bóstwo, objawił kim naprawdę jest. Jakaż radość i wesele w ich sercach zagościło. Słyszeli bowiem niedawno, że ma On iść do Jeruzalem i tam ponieść śmierć. Smucili się z tego powodu. To widzenie na Górze Przemienienia Chrystusa jaśniejącego miało umocnić ich wiarę w Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego, Mesjasza, Zbawiciela wszystkich ludzi.

I my, drodzy Bracia i Siostry, widzimy w Najświętszym Sakramencie postacie chleba i wina. Chrystus wyniszczył samego siebie i pod tak skromnymi postaciami ukrył swoje Bóstwo i człowieczeństwo. Niektórym ludziom daje jednak odczuć w szczególny sposób swoją obecność, gdy godnie przyjmą Komunię Świętą do swoich serc. Wówczas zapalają się oni miłością, radością, gorliwością i chęcią poświęcenia się służbie dla chwały Bożej, dla Chrystusa Pana. Nie wszyscy apostołowie byli świadkami przemienienia - tylko trzej. Pozostali apostołowie przyjęli za prawdę ich widzenie i tak samo gorliwie pracowali dla sprawy Bożej.

Myśmy mieli świętą Matkę, do której Jezus Chrystus przemawiał, objawiał się jej także i w czasie Komunii Świętej. Mamy w objawieniach napisane, że widziała Boga w Trójcy Świętej Jedynego jako Wielkość, Światłość i Miłość. Święty Jan powiada, że Boga nigdy nikt nie widział. Bóg w całej istocie nie objawił się jeszcze człowiekowi. Poszczególne osoby Boskie objawiły się: Syn Boży w osobie Jezusa Chrystusa, Duch Święty w postaci gołębicy podczas chrztu Pana Jezusa w Jordanie oraz w szumie wiatru i ognistych językach, gdy zstąpił na apostołów i wszystkich zgromadzonych na modlitwie w wieczerniku w Zielone Święta. Głos Boga Ojca Apostołowie słyszeli na Górze Przemienienia: "Ten jest Mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie" (Mt 17, 5). Niech więc was nikt nie zwodzi inną nauką o Bogu, bo wiara, że Bóg jest jeden, ale w trzech osobach jest istotą chrześcijaństwa.

Modlimy się o Boże miłosierdzie dla siebie, rodzin swoich i dla wszystkich ludzi. Chcemy dobra dla samych siebie i to jest normalne, i naturalne, ale chcemy też aby wszyscy ludzie byli zbawieni, by doznali łaski Bożego Miłosierdzia. Pragniemy, aby wszyscy nawrócili się do Boga i zaufali Chrystusowi ukrytemu w Najświętszym Sakramencie, położyli w Nim nadzieję, uwielbiali i kochali Go za Jego miłość, która skłoniła Go do przyjścia na ziemię i do przedłużenia swojej obecności w Eucharystii.

Mamy Świątynię, którą Pan Jezus w 1918 roku, w 25-lecie objawienia Dzieła Wielkiego Miłosierdzia nazwał w objawieniu danym naszej świętej Matce, Świątynią Miłosierdzia i Miłości. Obiecał wszystkim odpuszczenie grzechów, którzy będą się tu spowiadać, wyznawać przed Nim swoje przewinienia, szczerze modlić się, przyjmą Komunię Świętą. Udzieli im też obfitych łask i spełni prośby, jeśli będą one zgodne z Wolą Bożą.

Te nasze prośby zanosimy w intencji świata i ojczyzny naszej, nas samych i Kościoła naszego świętego. Dziękujemy Bogu, że nam wciąż okazuje swoje miłosierdzie i pozwala nam w tym świecie żyć i działać. W świecie, w którym od czasu do czasu widać jakby tę dosięgającą sprawiedliwą rękę Bożą, jakby miłosierdzie na moment zostało zawieszone. Ludzie pozostawieni samym sobie dokonują różnych zbrodni - stosują przemoc, wzniecają wojny lokalne i światowe. Teraz słyszymy o nowym rodzaju wojen - terroryzmie, który zagraża małym krajom i mocarstwom, a także każdemu człowiekowi. Nikt nie wie, gdzie i w którym momencie jakiś szaleniec zaatakuje. Nasze modlitwy o Boże Miłosierdzie muszą więc trwać zawsze. W tym celu każdy dzień miesiąca poświęcony jest na adorację w innej parafii, abyśmy wszyscy o to Boże Miłosierdzie mogli prosić i błagać. Czyńmy to z ochotnego serca, drodzy Bracia i Siostry, bo czas poświęcony na modlitwę w Świątyni, w kościele, w parafii swojej to nie jest czas stracony. To jest ten czas, który będzie decydować i o naszej wieczności.

Drodzy Bracia i Siostry, w przyszłym roku obchodzić będziemy setną rocznicę samodzielnego istnienia naszego Kościoła Świętego. Przez ostatnie kilka lat przygotowujemy się tutaj w Płocku do tej rocznicy, troszcząc się o Świątynię Pańską, dokonując koniecznych i potrzebnych remontów. Wszystkie ofiary Wasze, które składaliście, i które mam nadzieję będziecie składać, przeznaczane są na ten cel. Troska o przybytek Pański jest ciągła. Kładąc nową blachę, zabezpieczyliśmy dach przed przeciekaniem, zabezpieczyliśmy przed wilgocią fundamenty, wymienione zostały tzw. "media". W dalszym ciągu są prowadzone prace, które mają na celu, aby ten Boży Przybytek, chluba całego Kościoła Mariawickiego, został utrzymany w należytym stanie, by mogły się nim szczycić i następne pokolenia. W tym trudzie błogosławi nam Pan Bóg, dając m.in. ludzi - parafianki i parafian, zdolnych i chętnych do pracy społecznej. Na tę setną rocznicę chcielibyśmy odnowić ołtarz i konfesję, w których trzeba wiele elementów pozłocić. Są to prace drogie i stąd prośba o to, abyście w miarę możliwości zechcieli przyjść z pomocą składając ofiary. Tak jak dotychczas będą one kwitowane w naszym czasopiśmie "Mariawita". Ołtarz mamy piękny, to jest tron Chrystusa Pana, ale czas robi swoje - niezbędna jest konserwacja i odnawianie.

Drodzy Bracia i Siostry, życzę wam wszystkim, abyście byli przez Chrystusa Pana umocnieni, pocieszeni i przekonani, że Dzieło objawione naszej świętej Matce ma przyszłość. Troska o cześć dla Jezusa ukrytego w Przenajświętszym Sakramencie jest i musi być podstawowym zadaniem dla nas, duchowieństwa i dla wszystkich wyznawców Kościoła. Naszym obowiązkiem jest też misyjność, czyli przede wszystkim wychowywanie naszych dzieci w wierze i miłości do Dzieła Wielkiego Miłosierdzia, ale również pozyskiwanie bliskich i znajomych do powiększania grona czcicieli Przenajświętszego Sakramentu. Miłość niech skłania nas do tego, abyśmy prowadzili także innych ludzi do Chrystusa.

bp M. Włodzimierz JAWORSKI

(Obszerne fragmenty kazania wygłoszonego przez bp M. Włodzimierza Jaworskiego, 15 sierpnia 2005 roku w Płocku) Mariawita 7-9/2005


Pójdźmy za Nim

Gdy w szabat Jezus wszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszy, aby zjeść posiłek, oni Go obserwowali. Był tam właśnie człowiek cierpiący na wodną puchlinę. Jezus, zwracając się do znawców Prawa i faryzeuszy, zapytał: Czy w szabat wolno leczyć, czy nie? Oni jednak milczeli. Wtedy Jezus dotknął chorego, uzdrowił i odesłał. Potem powiedział do nich: Kto z was, jeśli mu dziecko lub wół wpadnie do zbiornika z wodą, natychmiast go nie wyciągnie w dzień szabatu? I nie umieli na to odpowiedzieć. Patrząc, jak zaproszeni wybierali sobie pierwsze miejsca, dał im taką radę: Gdy ktoś cię zaprosi na przyjęcie, nie zajmuj najważniejszego miejsca, bo może ktoś znaczniejszy od ciebie został także zaproszony. Wówczas ten, kto zaprosił ciebie i jego, powie, byś ustąpił miejsca i wtedy ze wstydem zajmiesz ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, lepiej zajmij ostatnie miejsce. Wtedy gospodarz podejdzie i powie: Przyjacielu, zajmij lepsze miejsce. I zostaniesz uhonorowany wobec wszystkich gości. Każdy bowiem, kto się wywyższa, zostanie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony (Łk 14, 1-11).

Długa historia ludzkości pokazuje, jak błogosławione skutki dla człowieka miał i ma dzień świątecznego odpoczynku. W Starym Testamencie z dniem odpoczynku, szabatem, związane było szczególne błogosławieństwo Boże. Był on dniem Pana, ale równocześnie miał wymiar humanitarny. Był wytchnieniem i odpoczynkiem dla ludzi i zwierząt. Był czasem radości oraz dobroci i życzliwości. Zapominały jednak o tym niektóre ugrupowania religijne istniejące w czasach Chrystusa: faryzeusze, esseńczycy, uczeni w prawie. Szabat stał się dla nich celem samym w sobie. Utracił swój wymiar teologiczny, a szczególnie humanitarny. Zamiast być radością i wytchnieniem dla człowieka, stał się nieznośnym ciężarem. Jezus Chrystus wystąpił przeciw formalistycznemu rygoryzmowi faryzeuszy i esseńczyków. Dokonał humanizacji bezdusznej faryzejskiej teologii szabatu.

Przykładem tej walki o ludzkie oblicze szabatu jest przytoczony wyżej fragment Ewangelii. Jezus spożywa posiłek w szabat w domu przywódcy faryzeuszy. Świadomy jest, że faryzeusze Go śledzą. Korzystając z obecności chorego człowieka celowo prowokuje dyskusję: czy wolno w szabat uzdrawiać czy też nie. Uzdrawia, a słowem komentującym pozytywnie odpowiada na postawione pytanie. Zbawiciel podkreśla przy tym podstawową zasadę: szabat ustanowiony został dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Często mówił o tym w polemikach z faryzeuszami.

Jezus przywrócił prawu szabatu jego pełny wymiar humanitarny. Nauczył nas przy tym, że Bogu oddajemy cześć również przez czynienie dobrze człowiekowi, przez miłość i miłosierdzie. I to jest o wiele ważniejsze niż skrupulatne zachowywanie martwej litery prawa. Nie ma konkurencji między czcią Boga, a miłością do człowieka. Prawdziwa teologia szabatu: dzień odpoczynku obejmuje Boga i człowieka, Boga przez modlitwę i ofiarę szabatową, a człowieka przez miłość i radość. I jak nie ma miłej Bogu ofiary i modlitwy bez dobroci i miłosierdzia w stosunku do człowieka, tak samo nie ma prawdziwego przeżywania dnia świątecznego, bez tych dwóch elementów: czci Boga i miłości ludzkiej. Jezus mówiąc o czci należnej Bogu w dzień świąteczny nigdy nie traci z oczu człowieka. W szabat nie tylko można, ale i trzeba czynić dobrze, ponieważ przykazanie szabatu jako pozytywne prawo Boże podporządkowane zostało dobru człowieka.

Chrystus, jako Pan szabatu miał prawo i moc przykazanie to zmieniać i uchylać. W oparciu o to Kościół pierwotny zniósł zachowywanie szabatu, wprowadzając jako dzień święty, Pański - niedzielę, którą winniśmy zachowywać nie po faryzejsku lecz zgodnie z duchem Chrystusa. Czy wolno w szabat uzdrawiać, inaczej: czy wolno w dzień Pański czynić dobrze? Faryzeusze milczeli, nie potrafili na to pytanie odpowiedzieć. My, chrześcijanie, mariawici, pouczeni przez Chrystusa wiemy, że można, a nawet należy dobrze czynić. Dzień Pański winien być pełen Boga i człowieka. Przypomina nam o tym Msza święta, w czasie której spotykamy się z Bogiem i braćmi przy jednym stole eucharystycznym, a także adoracja Przenajświętszego Sakramentu, kiedy błagamy o miłosierdzie dla nas i świata całego.

Kapł. M. Robert Żaglewski (Mariawita 7-9/2005)

CHRYSTUS I KOBIETY


Następnie Jezus udał się do miasta zwanego Naim. Razem z Nim szli Jego uczniowie i wielki tłum. Gdy zbliżył się do bramy miasta, właśnie wynoszono zmarłego, jedynego syna matki, która była wdową. Razem z nią szedł z miasta znaczny tłum. Widząc ją, Pan wzruszył się bardzo i powiedział do niej: Nie płacz. I podszedł, dotknął pogrzebowych noszy, a ci, którzy je nieśli, zatrzymali się. Wtedy powiedział: Młodzieńcze, tobie mówię, wstań! A ten, który był martwy, usiadł i zaczął mówić. I Jezus oddał go jego matce. Wszystkich ogarnął lęk, wysławiali Boga i mówili: Wielki prorok powstał wśród nas i Bóg wejrzał na swój lud (Łk 7, 11-16).

Nie płacz! - takie słowa słyszymy często od bliskich i przyjaciół, gdy jesteśmy pogrążeni w smutku z powodu przeżywania jakiegoś nieszczęścia, gdy do oczu cisną się nam łzy. Słowa te wyrażające współczucie, niekiedy przynoszą ulgę i pociechę, ale nie zawsze zapowiadają konkretną pomoc. Pan Jezus po słowach "nie płacz" wskrzesił jedynego syna wdowy i oddał go matce, bo wiedział jak niezbędną jest dla niej jego opieka.

Niewątpliwie największym bólem dla matki jest śmierć dziecka, a szczególnie dla wdowy odprowadzającej na cmentarz jedynego syna. Starotestamentowi prorocy przedstawiając obrazowo bezmierny ból i skargę goryczą zaprawioną porównywali je z bólem i żałością matki po stracie jedynego syna.

"Okryj się smutkiem, jak po synu jedynym, gorzką żałobą" (Jr 6,26). "...i uczynię żałobę jak po jedynaku" (Am 8,10). "...boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym" (Za 12,10).

Pan Jezus doskonale rozumiał ogrom cierpienia wdowy z Naim. Wzruszył się ogarnięty miłością i litością. Być może widział w bolejącej niewieście obraz własnej matki wdowy (Maryi), która wkrótce miała Go - jednorodzonego syna - odprowadzić do grobu wśród jeszcze tragiczniejszych okoliczności.

Znamienny jest fakt, że Jezus nie czeka na prośbę o pomoc, o manifestowanie wiary w Jego moc, ale czyni z litości pierwszy cud wskrzeszenia człowieka zmarłego, z troski o los samotnej wdowy.

"I oddał go matce jego". Było to nowe dobrodziejstwo wyświadczone matce wdowie. Dlaczego Jezus nie zażądał jak niegdyś od bogatego młodzieńca, by i wskrzeszony poszedł za Nim i poświęcił się na Jego służbę? Wszakże obdarzył go nowym życiem, mógł zatem domagać się, by Mu je oddał. Przecież kiedy indziej oświadczył, że kto opuści ojca i matkę dla Jego miłości, "sto razy tyle weźmie i żywot wieczny odzierży"(Mt 19,29). Byłoby jednak fałszywe, gdyby się stosowało słowo Jezusowe bez względu na okoliczności. Prawo naturalne, zatem i wola Boża wskazywały wskrzeszonemu młodzieńcowi jako pierwszy obowiązek, opiekę nad samotną matką. I tak naucza Kościół Chrystusowy do dziś dnia. Nakazuje dziecku troskę o rodziców, starych, chorych, niezaopatrzonych. (...)

Ewangelista nic nam nie mówi, jak matka i syn okazali Jezusowi wdzięczność za łaskę, natomiast opowiada, jak wielki był rozgłos tego cudu, skoro wieść o nim, o pierwszym wskrzeszeniu, rozeszła się daleko poza granicami kraju.1/

Dotychczas Chrystus Pan rozkazywał chorobom i niemocom ludzkim, teraz pokazał, że ma moc nawet nad śmiercią. Wskrzeszenie młodzieńca z Naim jest chronologicznie pierwszym z trzech tego rodzaju cudów uczynionych przez Pana Jezusa (wskrzeszenie córki Jaira Mt 9, 18-26; Mk 5, 21-43; Łk 8, 40-56, wskrzeszenie Łazarza J 11, 1-46). Świadkowie tego niezwykłego wydarzenia przekonali się, że "Bóg wejrzał na swój lud", bo widzieli jak Jezus czynił to własną mocą. Okazał się wobec ludu daleko większym, niż prorok Elizeusz, który wskrzesił pewnej matce jedynaka w niezbyt od Naim odległej wiosce Sunem. Wówczas nalegała niewiasta i skłoniła po wielu prośbach męża Bożego, by spróbował przywrócić życie jej synowi. Po modlitwach i kilkakrotnych usiłowaniach udało się Elizeuszowi uzyskać pomoc Bożą i spełnił się cud.

Ten cud z młodzieńcem w mieście Naim niech skłania nas do głębokiej wiary w Jezusa Chrystusa. Pokładania w Nim nadziei i ufności, także w trudnych sytuacjach naszego życia, nawet wtedy, gdy nam się zdaje, że wszystko się na nas wali, że nie ma wyjścia. Właśnie wtedy należy ufać Chrystusowi Panu i Jemu powierzać losy swojego życia i swojej śmierci. Bo On zawsze jest Panem i życia, i śmierci.

Pelagia Jaworska (Mariawita 7-9/2005)

Przypis
1/ Dr Piotr Ketter "Chrystus a Kobiety" s.381

Miasteczko Naim leży na szlaku u stóp Małego Hermonu, odległe kilkanaście kilometrów na południe od Nazaretu, 7 km od góry Tabor (na południowy zachód) i 50 km na południowy zachód od Kafarnaum. Dzisiaj również nosi nazwę Naim. Osada liczy zaledwie kilkuset mieszkańców. Na domniemanym miejscu cudu jest kapliczka.

Święta kościelne w III kwartale, które nie są dniami wolnymi od pracy

 2 lipca - Nawiedzenie św. Elżbiety przez Najświętszą Maryję Pannę

"W tych dniach Maria nie zwlekając udała się w góry, do miasta w Judei. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Marii, poruszyło się w niej dziecko, a duch Święty napełnił Elżbietę. I wykrzyknęła: Błogosławiona jesteś między kobietami i błogosławiony jest owoc twojego łona! Czemu to zawdzięczam, że odwiedziła mnie matka mojego Pana? Gdy tylko usłyszałam słowa Twego powitania, dziecko z radości poruszyło się we mnie. Szczęśliwa jesteś, bo uwierzyłaś, że spełnią się słowa, które Pan powiedział do ciebie. Wtedy Maria powiedziała: Wysławiam Pana z głębi duszy! Bóg, mój Zbawiciel, radością przepełnia mojego ducha, bo wejrzał na pokorę swojej służebnicy. Odtąd błogosławioną będą mnie nazywać wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, święte jest Jego imię" (Łk 1, 39-49).

Pod wezwaniem Nawiedzenia NMP jest nasz kościół w Pepłowie.

16 lipca - N.M.P. Szkaplerznej

Szkaplerz (łac. scapularis vestis - nosznona na plecach szata); 1. W niektórych zakonach szata nakładana na habit. Ma ona formę długiego prostokątnego sukna z otworem na głowę; 2. Szkaplerzem nazywa się też dwa małe kwadratowe lub prostokątne kawałki sukna połączone tasiemkami, zwisające na piersiach i plecach, noszone pod ubraniem.

W "Żywotach Świętych" czytamy, że św. Szymonowi Stock dnia 16 lipca 1251 roku w angielskim mieście Cambridge ukazała się Najświętsza Panna i wręczając mu szkaplerz przemówiła: "Bierz ten szkaplerz jako sukienkę bractwa Mojego. Jest on oznaką zbawienia, obroną w niebezpieczeństwach, rękojmią pokoju(...); kto szkaplerz nosić będzie nosić godnie aż do śmierci, ten wiecznego ognia obawiać się nie potrzebuje". Początkowo 16 lipca był świętem dla zakonu karmelickiego, a w XVIII wieku papież Benedykt XIII ustanowił je świętem dla całego Kościoła.

Pod wezwaniem NMP Szkaplerznej jest nasz kościół w Lipce.

26 lipca - Anny i Joachima, rodziców N.M.P.

Anna i Joachim z rodu Judy, królewskiego domu Dawida są czczeni przez Kościół jako rodzice NMP, która była prawdopodobnie ich jedynym dzieckiem. O ich życiu Ewangelie nam nic nie mówią. Z literatury apokryficznej dowiadujemy się, że doznawali przykrości z powodu braku potomstwa i gorliwie modlili się, aby Bóg obdarzył ich dzieckiem i obiecali, że ofiarują je na służbę w świątyni. Chociaż byli w podeszłym wieku zostali rodzicami i dotrzymali swojej obietnicy. 3-letnią Maryję odprowadzili do świątyni w Jerozolimie.

Św. Annę czczono od wczesnego okresu chrześcijaństwa. Poświęcono jej liczne kościoły. Ojcowie Kościoła, zwłaszcza Wschodniego, wiele mówili o jej świętości i przywilejach. Przedstawia się ją często jak uczy swoją małą córeczkę czytać Pismo Święte. Św. Joachim był od niepamiętnych czasów czczony w Kościele Wschodnim, a od VI w. rozpowszechnił się jego publiczny kult we wszystkich krajach.

Pod wezwaniem św. Anny są nasze kościoły w: Strykowie, Raszewie i Piasecznie.

2 sierpnia - M.B. Anielskiej i Objawienie Dzieła Wielkiego Miłosierdzia

W domu zaraz przeczytałam żywot Najświętszej Panny Maryi Anielskiej i znowu w duszy przemówił Pan: "Jak Święty Franciszek w dzień Przenajświętszej Panny Maryi Anielskiej otrzymał wielką łaskę dla ludzi, tak i tobie w ten dzień oznajmione zostało wielkie Miłosierdzie dla świata, ten dzień ma być początkiem zawiązku Mariawitów" (DzM s. 6).

Królowej Anielskiej śpiewajmy,
różami uwieńczmy Jej skroń;
Jej serca w ofierze składajmy,
ze łzami wołając doń:
O Maryjo, bądź nam pozdrowiona,
bądź Ty zawsze Matką nam.
O Maryjo, bądź nam pozdrowiona,
bądź Ty zawsze Matką nam.
Przez Ciebie o Matko miłości
łask wszelkich udziela nam Bóg;
A my Ci hołd dajem wdzięczności,
upadłszy do Twoich nóg,
O Lilijo, jakżeś Ty wspaniała,
wszelkich cnót rozlewasz woń.
O Lilijo, jakżeś Ty wspaniała,
wszelkich cnót rozlewasz woń.

6 sierpnia - Przemienienie Pańskie

"Po sześciu dniach Jezus wziął ze sobą Piotra, Jakuba i jego brata Jana i zaprowadził ich na wysoką górę na miejsce odosobnione. Tam w ich obecności został przemieniony: Jego twarz zajaśniała jak słońce, a szaty stały się białe jak światło. Ukazali im się też Mojżesz i Eliasz, którzy z Nim rozmawiali. Wtedy Piotr powiedział do Jezusa: Panie dobrze, że tu jesteśmy. Jeśli chcesz postawie tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. A kiedy to jeszcze mówił, osłonił ich świetlisty obłok i z obłoku rozległ się głos: Ten jest Mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie"(Mt 17,1).

Pod wezwaniem Nawiedzenia NMP są nasze kościoły w: Wierzbicy i Żarnówce.

12 sierpnia - św. Klary

Św. Klara urodziła się w 1193 roku w Asyżu w zamożnej rodzinie mieszczańskiej. Zachwycona przykładem św. Franciszka, postanowiła poświęcić swe życie Chrystusowi. W 1211 roku przyjęła z rąk tego świętego w Porcjunkuli habit zakonny, dając początek zakonowi "ubogich pań", zwanych później od jej imienia klaryskami. Wraz ze swymi naśladowczyniami, które wkrótce zaczęły się do niej przyłączać, prowadziła życie w ubóstwie przy kościele św. Damiana pod Asyżem, gdzie zmarła 11 sierpnia 1253 roku. W dwa lata później papież ogłosił ją świętą.

W "Żywotach Świętych" opisany jest następujący epizod z życia św. Klary. Kiedy część wojska, które cesarz Fryderyk III prowadził przeciw papieżowi zaatakowała klasztor, aby go splądrować, św. Klara, wówczas obłożnie chora, trzymając przenajświętszą hostię w srebrnej kapsułce kazała się zanieść pod bramę klasztorną i uklęknąwszy przed nią zaczęła się modlić. Żołnierze w popłochu uciekli.

23 sierpnia - Krwi Przen. Zbawiciela, rocznica śmierci św. Marii Franciszki

Św. Maria Franciszka Kozłowska urodziła się 27 maja 1862 r. Dnia 2 sierpnia 1893 r. otrzymała objawienie o Dziele Wielkiego Miłosierdzia. Po 1906 r., gdy powstał Kościół mariawicki stała się jego duchową przewodniczką i niekwestionowanym autorytetem. Zmarła 23 sierpnia 1921 r. po ciężkich cierpieniach, wynikających z faktu nieprzyjmowania leków i żadnej pomocy lekarskiej.

W Kościele Mariawickim, nawiązując do tradycji z pierwszych wieków chrześcijaństwa, w 1922 r. zaczęto udzielanie Komunii św. nie tylko pod postacią Chleba, ale i Wina (List Pasterski abp. M.M.Kowalskiego z 18.05.1922 roku). Postanowiono także, że od 1923 r. dzień 23 sierpnia będzie świętem dla uczczenia Krwi Przenajdroższej.

8 września - Narodzenia N.M.P.

Rodzicami N.M.P. byli małżonkowie Joachim i Anna. Swojej córce, zgodnie z przepowiednią anioła, nadali imię Maryja, co w jęz. hebrajskim oznacza "władczyni" i "nadzieja". Święto Narodzenia N.M.P. zaistniało w liturgii już w VII wieku. W polskiej tardycji ludowej zwane jest świętem Matki Boskiej Siewnej. W przeddzień tego święta rolnicy starają się rozpocząć wysiewanie zbóż ozimych.

Dnia 8 września 1887 roku św. Maria Franciszka Kozłowska założyła w Płocku Zgromadzenie Sióstr Ubogich św. Klary, które później przybrało nazwę Zgromadzenia Sióstr Mariawitek.

Pod wezwaniem Narodzenia NMP są nasze kościoły w: Mińsku Mazowieckim i Woli Cyrusowej.

14 września - Podwyższenie Krzyża Św.

Krzyż, na którym umarł Chrystus dla naszego zbawienia, jest najdroższą relikwią świata chrześcijańskiego. Po zakończeniu długiego okresu prześladowań matka cesarza Konstantyna, św. Helena, kazała zbudować na Kalwarii bazylikę (320).Św. Helena rozpoczęła też starania o odnalezienie drzewa krzyża, zakończone odzyskaniem tej relikwii. Inwazja Persów na Ziemię Świętą (ok. 600 r.) doprowadziła do zburzenia kościołów chrześcijańskich. Wówczas także został zrabowany krzyż Chrystusa. Po zwycięstwie cesarz Herakljusza krzyż powrócił na dawne miejsce. Na tę pamiątkę obchodzona jest uroczystość Podwyższenia Krzyża Świętego. Tradycja podaje, że cesarz pragnął osobiście wnieść krzyż na Kalwarię, ale nie był w stanie go udźwignąć. Wówczas biskup Jerozolimy poradził mu, aby zdjął szaty królewskie i sandały, a upodobniwszy się do cierpiącego Jezusa będzie mógł unieść świętą relikwię.

Pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża św. jest nasz kościół w Grzmiącej.

Oprac. P.J. (Mariawita 7-9/2005)

Naśladownictwo wskazane


Ogarnęło mnie wielkie i pozytywne zdumienie po przeczytaniu pierwszych wierszy "Noty" Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Zgierza, poprzedzającej publikację materiałów z sesji popularno naukowej zorganizowanej w tym mieście/1.

W swym życiu przeczytałem wiele publikacji naukowych i popularno-naukowych (publicystycznych też) krajowych oraz zagranicznych i rzadko spotykałem się z analogicznym założeniem, które legło u podstaw powyższej publikacji. Oto Zarząd Towarzystwa w Zgierzu napisał, że organizatorom i autorom przyświecało założenie "aby w miarę istniejących możliwości uniknąć błędów, które przez publikację mogłyby wejść do publicznego obiegu i których usuniecie wymaga później ogromnego wysiłku"2/.

Szczytna to i rzadko spotykana zasada wśród piszących na tematy wyznaniowe w Polsce. Pilnie bym polecał jej stosowanie wszystkim "religioznawcom i wyznanioznawcom" świeckim i duchownym, których tak wielu było dawniej i dziś na nowo się ujawniło. Uczcie się więc "piszący tego świata" od Towarzystwa w Zgierzu, ponieważ to (parafrazując "Pana Tadeusza") ostatni, co tak poważnie wiedzę i słowo pisane traktują".

Inną zaletą wspomnianego opracowania jest, że organizatorzy sesji i autorzy referatów przygotowanych na sesję zgierską potrafili dokonać właściwego rozdziału terminu "religia" od "wyznania". Ten podział dla wielu (nawet udających ludzi nauki) w rzeczywistości polskiej nie jest jasny. Dość powszechnie bowiem za religię uważa się wyłącznie Kościół rzymskokatolicki, a wszyscy inni to może wyznania, organizacje, a na pewno sekciarze i heretycy. Wymienione dwie okoliczności powodują, że wspomniane opracowanie należy traktować z szacunkiem i oczekiwać, że da ono wiele rzetelnej wiedzy. Czytelnik zgierskich materiałów nie zawiedzie się. Znajdzie w nich sporą dawkę wiedzy o stosunkach wyznaniowych w Zgierzu w latach minionych i obecnie podaną beznamiętnie i rzeczowo.

W ocenianych materiałach sporo miejsca zajmuje historia ruchu mariawickiego i parafii mariawickiej w Zgierzu 3/. Autorowi należą się słowa uznania za ogrom pracy poświęconej problematyce mariawickiej w tym mieście; problematyce charakteryzującej się okresem rozkwitu, tragicznego zastoju i powolnej odnowy. Z uwagi na wymienione cechy dziejów mariawityzmu w Zgierzu wyważenie poszczególnych okresów w dziejach parafii mariawickiej, ocena tych okresów i ludzi jest niezmiernie trudna. G. Leśniewski doskonale poradził sobie z tymi zagadnieniami i dał prawie doskonały rys historii mariawitów zgierskich. Była to bowiem historia szczególna.

W początkach ruchu mariawickiego parafia zgierska była liczna i prężna organizacyjnie. Proboszcz tej parafii kapł. Józef Pągowski należał do doskonałych organizatorów, urodzonych społeczników i osób nie godzących się z ówczesną rzeczywistością panującą w Kościele rzymskim. Idea mariawicka za przyczyną tego kapłana promieniowała na tereny wokół Zgierza. Tragedią Kościoła mariawickiego i kapł. Pągowskiego był jego spór z abp. Kowalskim po 1923 r. Drogi Kościoła i ks. Pągowskiego rozeszły się z ogromnymi stratami dla parafii mariawickiej. Nieruchomości zgierskie były zapisane prawnie na imię ks. Pągowskiego, mimo że nabyte były ze składek wiernych.

Występując z Kościoła mariawickiego ks. Pągowski zatrzymał te nieruchomości (budynek kościelny i budynki parafialne), a po jego śmierci koleją losu i prawem kaduka całość obiektu przejął Kościół rzymski. G. Leśniewski dokładnie opisał tragedię mariawickiej parafii zgierskiej wywodząc swe wnioski z badań źródłowych. Autor beznamiętnie opisuje spór o obiekty zgierskie i ostateczną przegraną mariawitów. Narracja ta wykazuje nie tylko zasługi ks. Pągowskiego dla Zgierza i dla parafii mariawickiej, ale wynik buntu ks. Pągowskiego tak dla niego, jak i dla parafii. Wniosek z tych wywodów jest jeden - na odejściu ks. Pągowskiego z ruchu mariawickiego najwięcej stracili parafianie mariawiccy, przez lata zmuszani do usytuowania obiektu sakralnego w prywatnych pomieszczeniach nieprzystosowanych do pełnienia kultu. Ostatnie lata, to odrodzenie parafii mariawickiej .Wierni skupili się w nowo wybudowanym kościele i wreszcie mogą prowadzić normalne życie parafialne.

Można by Autorowi opracowania o zgierskich mariawitach zarzucić kilka nieprawidłowości terminologicznych (np. biskup naczelny, a nie generalny Kościoła; apelacja mariawicka do sądu, a nie kasacja - str.26 itp.). Także dokładny czytelnik znajdzie kilka nieścisłości historycznych. Dla przykładu podam, że niejasne są okoliczności i wysokość dotacji przydzielonej parafii mariawickiej przez władze miasta Zgierza w 1918 r. (str.23). Pewny niedosyt budzi także ocena decyzji urzędowych lub sądowych dotyczących sporu o mienie parafialne w Zgierzu. Inna sprawa, że oceny te mogłyby być bardziej ścisłe, gdyby Autor dokonał analizy akt urzędowych zgierskich, łódzkich, ministerialnych i sądowych. Jednak z uwagi na charakter opracowania analiza taka była niemożliwa. Ewentualne zbadanie tych akt będzie wyzwaniem dla Autora, gdyby zechciał w przyszłości kontynuować tematykę mniejszości wyznaniowych zgierskich, a w szczególności tematykę mariawicką.

Osobiście dla mnie pewnym brakiem było nieuwzględnienie w dziejach parafii zgierskiej wypadków związanych z Rewolucją 1905 r. Rewolucja ta miała pewne znaczenie dla ruchu mariawickiego, a wypadki rozgrywające się w pobliskiej Łodzi, dotyczące mariawitów w pewnych sytuacjach z tą Rewolucją miały wiele wspólnego. Mam tu na myśli tragiczne wypadki związane z napadem w Łodzi w grudniu 1906 r. na kapłana mariawickiego ks. Skolimowskiego i w konsekwencji tego zamieszki i strajki łódzkie. Zdarzenia te spowodowały ofiary - byli zabici i ranni. Wypadki łódzkie musiały odbić się w jakimś stopniu w Zgierzu związanym sąsiedztwem i więzami gospodarczymi z Łodzią. Nie wykluczone, że mariawici zgierscy, czując się zagrożeni podobnie jak mariawici łódzcy, podjęli kroki zapobiegawcze. Uważam, że warto tę okoliczność zbadać. Moje uwagi i zastrzeżenia nie podważają pozytywnej oceny opracowania i nie rzutują na rzetelność opracowania.

Na zakończenie pragnę wyrazić nadzieję, że Towarzystwo Przyjaciół Zgierza nie ustanie w swych zamiarach i pogłębi obiektywną historię mniejszości wyznaniowych z tym mieście. Równocześnie Autor opracowania o mariawitach G. Leśniewicz zechce swe zainteresowania zgierskimi mariawitami kontynuować.

dr Sławomir Gołębiowski (Mariawita 7-9/2005)

Przypisy:
1/ Mniejszości religijne i wyznaniowe w Zgierzu - zarys dziejów, poklosie sesji popularno-naukowej zorganizowanej w Zgierzu w dniu 10 listopada 2004 r., Zgierz 2004 r.
2/ tamże str.1
3/ Grzegorz R. Leśniewicz - Historia zgierskich Mariawitów, tamże str.19-31


Mariawickie korzenie zgierskiej podstawówki


Na stronie internetowej Szkoły Podstawowej nr 3 w Zgierzu pięcioro uczniów klasy VI d przygotowało interesującą graficznie i merytorycznie prezentację na temat historii i czasów współczesnych swojej szkoły.

O początkach funkcjonowania tej placówki oświatowej napisali m.in. "Pierwsze wzmianki o szkole znajdujemy w starej kronice z lutego 1906 r. Wtedy właśnie przedstawiciele gminy mariawickiej wystąpili do władz rosyjskich o powołanie szkoły wyznaniowej. Uzyskano zgodę na utworzenie jednej szkoły z etatem miejskim i dwóch prywatnych pod kierunkiem Józefa Gromulskiego. Po 4 latach, na skutek starań kierownictwa, szkołę z etatem miejskim wcielono do ogólnych szkół miasta.

Wiosną 1907 roku rozpoczęto budowę murowanego domu przy obecnej ul. Słowackiego, w którym miała znaleźć się ochronka i dwie szkoły, sala ćwiczeń i mieszkania. Budowę zakończono jesienią. W czasie I wojny światowej w salach szkolnych urządzono szpital dla rannych żołnierzy. Po ich ewakuacji ks. Pągowski rozpoczął starania o ponowne otwarcie szkoły mariawickiej. W roku szkolnym 1915/16 szkoła zaczęła działać. Początkowo miała tylko cztery oddziały (312 uczniów); mieściła się przy ul. Słowackiego, a pierwszym kierownikiem był Karol Ziebart".

Autorzy strony zamieścili także biogramy wszystkich dyrektorów szkoły. Na temat kapł. M. Barnaby Gromulskiego czytamy: "Józef Gromulski (1885 - 1980). Seminarium nauczycielskie ukończył w roku 1903 w Siennicy koło Mińska Mazowieckiego. W latach 1903 -1913 pracował jako nauczyciel w różnych szkołach: w Pecynie, w Michałowie, w Lipińskich, w Zgierzu, gdzie został kierownikiem pierwszej szkoły mariawickiej założonej w 1906 roku (...). W 1913 r. wstąpił do Seminarium Duchownego, które ukończył w 1915 r. Od 1923 r. ks. Józef Maria Barnaba Gromulski pełnił funkcję proboszcza w parafii mariawickiej w Zgierzu".

Prezentację wzbogacają zdjęcia archiwalne i współczesne. Cieszy fakt, że szkoła, która powstała dzięki inicjatywie i wysiłkowi zgierskich mariawitów działa do dziś, a dzieci pobierające naukę w tej placówce znają jej genezę.

Więcej informacji na temat podstawówki w Zgierzu można znaleźć na stronie: www.sp3.miasto.zgierz.pl