Mariawita nr 7-9/2009

Kazanie wygłoszone 15 sierpnia


„Oto miejsce przebywania Boga z ludźmi i będzie mieszkał z nimi. Oni będą Jego ludem, a On ich Bóg będzie Bogiem z nimi” (Obj. Jana 21.3)

Przewielebni bracia Biskupi, drodzy bracia Kapłani i Diakoni, Siostry Zakonne, umiłowani Bracia i Siostry, obecni w tej Świątyni, tak bliskiej sercu każdego mariawity.

Dziś obchodzimy święto Wniebowzięcia NMP oraz 95. rocznicę konsekracji tego Domu Bożego, którą sam Pan Jezus poświęcił i nazwał Świątynią Miłosierdzia i Miłości. Chrystus bowiem pragnie, aby to święte miejsce było szczególnym domem modlitwy i aby nieustannie oddawano tu chwałę Barankowi Bożemu, obecnemu w Eucharystii. To Jego wolą jest „ aby na ziemi oddawali mi taką chwałę w Przenajświętszym Sakramencie, łącząc się ze świętymi, aby ziemia stała się odbyciem nieba”. W tym tak uroczystym dniu, tysiące wiernych Kościoła Starokatolickiego Mariawitów oraz wielu sympatyków mariawityzmu, przybyło z pielgrzymką do katedry mariawickiej w Płocku, aby zgodnie z obietnicą Chrystusa, dostąpić „ zupełnego odpustu i na zawsze odpuszczenia i zapomnienia wszystkich grzechów, win i kary doczesnej”. Tak więc z naszą Świątynią związana jest wielka łaska Bożego miłosierdzia, która - mam nadzieję - będzie udziałem wszystkich tu proszących.

Bracia i Siostry!

Wielu spośród was przybyło tu po raz kolejny urzeczywistniając w ten sposób swoje i Kościoła pragnienie nawiedzenia tego przybytku Pańskiego, każdego roku. Są również być może wierni, którzy modlą się tu po raz pierwszy. Wszyscy jednak mamy wspólną intencję, uproszenia Pana Jezusa o łaskę przebaczenia naszych grzechów i dar duchowego odrodzenia. Wszystkich serdecznie pozdrawiam i życzę bogactwa duchowych przeżyć, albowiem „lepszy jest jeden dzień w przybytkach Twoich, niż tysiące innych”. Niech zatem obecność w tym świętym miejscu będzie radosnym uwielbieniem Boga i wyrazem wdzięczności, za tak wiele łask już otrzymanych. Kościół mariawitów czci dzisiaj w sposób szczególnie uroczysty Matkę Bożą, w Jej tajemnicy Wniebowzięcia. W ten sposób pragnie jeszcze bardziej oddać cześć Maryi, jako królowej anielskiej, która zaraz po zaśnięciu z duszą i ciałem została wzięta do nieba. Ta, którą Bóg przeznaczył do godności Bożego macierzyństwa, wybrała najlepszą cząstkę uczestniczenia w dziele odkupienia. Jej życie, pełne świętości, zostało uwieńczone wywyższeniem ponad chóry anielskie. Niepokalana, wspomożenie wiernych, uprosiła swego Syna, aby Ten, ofiarował światu miłosierdzie; „jako ostatni ratunek dla świata, cześć Przenajświętszego Sakramentu i pomoc Maryi”.

Od 116 lat ta święta idea – Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, zrodziła wielką przemianę serc tych, którzy ją przyjęli. Oddali swoje życie w służbie dla Kościoła i do końca wytrwali w mariawityzmie. Miejmy nadzieję, że kolejne pokolenia również będą trwały w łączności z kościołem mariawitów i dadzą dobre świadectwo wiary dla dzieła Bożego. Potrzeba przecież gorliwych kapłanów i wiernych – czcicieli utajonego Pana, którzy z pomocą Matki Najświętszej, będą błagać o miłosierdzie dla całego świata.

Bracia i Siostry.

Historia minionych 100 lat dowiodła, że choć ludzkość uczyniła wielki skok cywilizacyjny, zwłaszcza w dziedzinie nauki i techniki, to ze smutkiem należy stwierdzić, że w tym czasie nastąpił wyraźny regres duchowy. Jest to rezultat spowodowany głębokim kryzysem ludzkich sumień, który sprawił tak wiele cierpień i tragedii. Obecnie także obserwujemy upadek wartości religijnych w życiu człowieka, w postaci relatywizmu moralnego i przerażającej formie laicyzacji, która wyklucza obecność Boga w rodzinie, małżeństwie, czy życiu społecznym. Mariawityzm został ofiarowany światu, aby przez cześć dla Eucharystii odrodzić ludzkie serca oraz wskazać, że jedynym źródłem ocalenia jest Pan Jezus. On jest pasterzem naszym i jedynie On przebłagany naszymi modlitwami, jest w stanie zatrzymać szaleńczy pęd niszczenia przez człowieka dzieła stworzenia i kroczenia drogą, która prowadzi do zatracenia. Bez oparcia życia na fundamencie Ewangelii, nie jesteśmy w stanie żyć w pokoju i przynosić dobre owoce. Bez Boga nic dobrego uczynić nie możemy, a jedynie zło, które rodzi sprawiedliwość Bożą. „zgubię świat cały, ostrzega Zbawiciel, bo nie daje mi chwały, tylko same zniewagi”.

W objawieniach św. Marii Franciszki, jest też powiedziane, że Dzieło Miłosierdzia jest ostatnim ratunkiem dla świata, jest ostatnią szansą powstania z grzechów, opamiętania ludzi i powrotu do domu Ojca. Tym więc lekarstwem uzdrawiającym nasze dusze jest Chrystus, który przygotował życie wieczne dla tych, którzy Go umiłują. Wielokrotnie zapewniał, że On jest „chlebem życia” i tylko On ma moc odpuszczania grzechów i dzięki miłosierdziu swemu - uwalniania grzeszników od mocy złego.

Bracia i Siostry, Objawienia, które otrzymała nasza Matka, wyraźnie wskazują, że to Bóg Ojciec „chce aby Syn Jego był uwielbiony na ziemi, utajony w Przenajświętszym Sakramencie”. Posłannictwo więc mariawityzmu, realizowane przez Kościół mariawitów, przez duchownych i wiernych, w głównej mierze polega na odrodzeniu żywej wiary i miłości dla Chrystusa, który pozostał z nami w Eucharystii, przez wszystkie dni aż do skończenia świata. Jako mariawici, powinniśmy dawać dobre świadectwo troski o chwałę Bożą dla obecnego w Przenajświętszym Sakramencie Chrystusa. Jest to wielka radość i szczęście, że Bóg nas wybrał i powołał do grona czcicieli Eucharystycznego Pana, do liczby błagających o miłosierdzie Boże. Jest to również wielka odpowiedzialność, przed Bogiem, abyśmy mogli godnie wypełnić swoje powołanie w Dziele Wielkiego Miłosierdzia.

Miejmy nadzieję, że wypełnią się prorocze słowa, św. Marii Franciszki, rozszerzenia czci dla Eucharystycznego Baranka - „widziałam cały świat ogarnięty czcią dla Przenajświętszego Sakramentu”. Błagajmy Pana Jezusa, aby za pośrednictwem Królowej Anielskiej, Królowej Mariawitów – Najświętszej Maryi oraz za przyczyną naszej Założycielki – św. Marii Franciszki, liczba błagających o miłosierdzie tak potrzebne światu, nieustannie wzrastała.

Módlmy się w tej Świątyni, aby zawsze obecny na ołtarzach Chrystus, odbierał należną chwałę i był uwielbiany nie tylko przez słowa modlitwy, ale także przez życie zgodne z przykazaniami Bożymi.

Niech miłosierny Bóg, w Trójcy Świętej Jedyny, pobłogosławi wszystkich pielgrzymów, by mogli z radością wysławiać miłosierdzie Boże, które umocniło się nad nami, a prawda Pańska trwa na wielki.

Bp M. Ludwik

Kazanie wygłoszone 15 sierpnia 2009 r. w Świątyni Miłosierdzia i Miłości w Płocku w uroczystość Wniebowzięcia NMP i rocznicę poświęcenia Świątyni.


Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny

Wyróżniona spośród wszystkich stworzeń

Wniebowzięcie NMP to święto szczególne, bo oto Ta, której powołaniem było dać światu Zbawiciela wszystkich, po raz kolejny zostaje wyróżniona spośród stworzeń ludzkich. Maryja staje w obliczu tej rzeczywistości, która dotyczy każdego z nas; tej rzeczywistości, która zabiera nas światu, a przywraca rzeczywistości ponadzmysłowej – Bogu samemu.

Maryja jednak nie jest traktowana jak każda istota ludzka, nie dotyczy Jej zmaza grzechowa czy to przed porodzeniem jak i po narodzinach swego boskiego Syna. Bóg jest konsekwentny w swym działaniu, bo przecież wniebowzięcie jest konsekwencją zwiastowania. Jest zamknięciem pewnego etapu w historii zbawienia ludzkości i nie pozwala tym samym, by skażenie, które nie było udziałem Maryi, nie dosięgnęło Jej także i po zakończeniu ziemskiego życia. Maryja stanąwszy w obliczu śmierci nie umarła lecz zasnęła.

Z katechizmu dowiadujemy się, że nie tylko Pan Bóg jest nieśmiertelny, ale także dusza każdego człowieka. Jak zatem rozumieć, że Maryja nie umarła? Pismo Święte, które dostarcza odpowiedzi na wiele pytań i tym razem przychodzi nam z pomocą. Znane są dwa przynajmniej przypadki ze Starego Testamentu, kiedy to Bóg nie pozwala człowiekowi umrzeć tu na ziemi i zabiera go jeszcze za życia do niebios. Pierwszym jest Henoch, a drugim prorok Eliasz.

O życiu pierwszego mało wiemy. Zaledwie jedno zdanie pada na jego temat w Piśmie świętym. Wiemy, że był to mąż sprawiedliwy i pobożny – ale Bogu tak się to spodobało, że postanowił go zabrać do Siebie jeszcze za jego życia. Podobnie Eliasz, który miał do wypełnienia misję tu na ziemi – walczył przecież jak lew z tymi, którzy Boga nie znali albo znać nie chcieli. Jest zatem życie godziwe i pobożne skarbem w oczach Boga. To ważna wskazówka dla nas, którzy podążamy nieustannie ścieżką ku naszej osobistej świętości.

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Jest wojna. Bogaty człowiek musi opuścić swoje mieszkanie. Zabiera ze sobą to co ma najcenniejszego i wyrusza w drogę. Jednak podróż okazuje się być uciążliwa, długa i jest zmuszony do zatrzymania się w domu ubogiej kobiety. Zostaje tam jakiś czas. W obawie że utraci swój skarb w czasie podróży postanawia zostawić go w miejscu pozornie niebezpiecznym. Nie w jakimś sejfie lecz w domu tej ubogiej kobiety. Przemawia więc do niej i prosi o pomoc: „czasy są niebezpieczne i boję się utracić w drodze, która mnie czeka bardzo cenną rzecz, moją własność i moich poddanych. Proszę Cię zatem, abyś przechowała ją dla mnie. Kiedy wojna się skończy wrócę tutaj odbiorę to co zostawiłem”. Zwróćmy uwagę na ważną rzecz w tej historii. Nie ma tu mowy o nagrodzie, która miałaby ewentualnie spotkać naszą bohaterkę. Co ty byś zrobił, drogi bracie i siostro, gdyby ciebie to spotkało? Zajrzałbyś do skrzyni, by zobaczyć skarb?

I co byś zrobił jak już byś zobaczył kosztowności jakich w życiu nie widziałeś? Przecież masz rodzinę na utrzymaniu. Nie warto by odmienić swojego życia dzięki takiemu skarbowi?

Pokusy dotyczą nas wszystkich, ale przecież nie musimy im ulegać, a w konsekwencji gzreszyć. Można więc żyć szczęśliwie i zarazem pobożnie. Przestrzeganie przykazań Bożych daje mi drogę do szczęścia. Nie po to dał Bóg siódme przykazanie, by mi powodziło się gorzej. Przestrzeganie przykazań jest ku chwale Boga i pożytkowi człowieka, by w świecie panowały ład i harmonia. A nieład w świecie nie wynika z tego, że Bóg pozwala na zło, że nic nie robi, lecz często z tego, że zachowujemy się niekiedy w sposób uwłaczający naszej godności jako dzieci Bożych.

Wracając do bohaterów naszej historii. Po wielu latach skarb zostaje zwrócony właścicielowi nienaruszony. Jak myślicie? Co spotkało tę kobietę?

Mówiąc, że Bóg jest konsekwentny w swym działaniu miałem także na myśli to, że nie pozwoliłby On, aby ominęła nagroda kogoś, kto wywiązał się z powierzonej mu misji w sposób tak doskonały jak to uczyniła Maryja. Ta, której powołaniem tu na ziemi było czynić Wolę Bożą i ją wypełniać. Nagrodą w tym wypadku było to, że nie ujrzała śmierci. Ale na tym nie dosyć. Za życie doskonale pobożne i doskonale godziwe została wzięta z ciałem i duszą do nieba. I tam odbiera chwałę od aniołów i świętych. Pamiętajmy, że nam, mariawitom, Maryja Matka Nieustającej Pomocy jest postawiona za wzór do naśladowania. Nie zapominajmy o tym. Jesteśmy też powołani do upraszania Miłosierdzia dla całego świata u Jezusa Chrystusa. Kierowani słowami naszej świętej Marii Franciszki, byśmy „kochali Przenajświętszy Sakrament”. Nie zaniedbujmy więc Adoracji Przenajświętszego Sakramentu. Przecież jest odprawiana raz w miesiącu w każdej naszej parafii. To nie jest duży wysiłek poświęcić Jezusowi zaledwie godzinę. Dla nas Bóg przygotował całą wieczność.

Kościół nasz 15 sierpnia obchodzi jeszcze jedno święto. Jest to rocznica Poświęcenia Świątyni. Bóg postanowił i tak już jest w świecie, że obiera sobie miejsca wyjątkowe, w których pragnie odbierać szczególną cześć. Udziela w nich szczególnych łask.

Takim miejscem była Świątynia Jerozolimska, ale i inne znane w świecie chrześcijańskim. Wiemy z danego nam objawienia, że sam Bóg poświęcił swoim Słowem naszą Świątynię w Płocku, a ludziom przybywającym i modlącym się w niej udziela łask i otacza ich opieką. W dniu 15 sierpnia, jak co roku od niespełna 100 lat, podążają pielgrzymki do tego najświętszego miejsca. Miejsca, które Bóg nazwał Świątynią Miłosierdzia i Miłości.

Wszystkim udającym się tego świątecznego dnia do Świątyni, ale także tym, którzy pojechać nie mogą, życzę, aby Bóg wszechmogący udzielił im potrzebnych łask na drodze do zbawienia.

kapł. M. Franciszek

Ofiara Mateczki 23 sierpnia - Krwi przenajdroższej Zbawiciela i Śmierci św. Marii Franciszki


Dzień 23 sierpnia jest szczególnym dla naszego Kościoła. Dokładnie od 87 lat wszyscy mariawici przystępują do Komunii Świętej udzielanej pod Obiema Postaciami – Ciała Pańskiego i Krwi Przenajdroższej. Święto poświecone Krwi Chrystusa Pana ma przypominać nam tę łaskę, którą Bóg obdarzył mariawitów. Tego dnia wspominamy także rocznicę śmierci naszej Założycielki św. Marii Franciszki Kozłowskiej. Poniżej zamieszczamy fragmenty z „Dzieła Wielkiego Miłosierdzia”, które zawierają opis ostatnich chwil życia Mateczki. Spisał je brat arcybiskup M. Michał Kowalski.

Około godziny 3-ej w nocy słysząc jak się Mateczka męczy i usiłuje sama nalać wody, wszedłem do pokoiku Mateczki i uklęknąłem przy łóżku i podtrzymałem Jej szklaneczkę wody, którą trzęsącemi się rączkami usiłowała podnieść sobie do ust, aby je sobie wypłukać. (...) A gdy Mateczka zaczęła coraz rzadziej oddychać, wtedy rzekłem do O. Jakóba: „Już kona Mateczka”. (...)

Mateczka trzy razy coraz powolniej tchnąwszy, oddała Bogu ducha. Po ostatniem tchnieniu otwarły się szeroko usteczka i jakby duszącej się, i wkrótce wypłynęła z ust żółć, zmieszana ze krwią, którą Mateczka najwidoczniej zalaną została, jak to sama sobie przepowiedziała. (...)

Gdy spojrzałem na zegarek, było 3 minuty po wpół do piątej rano. W tej chwili zaświtało i zrobił się dzień. Chcieliśmy położyć umarłą Mateczkę na łóżku (Mateczka bowiem już od paru miesięcy nie mogąc się położyć, siedząc zasnęła w Panu), ale pomimo wysiłku nie mogliśmy zaraz tego uczynić z powodu ogromnego ciężaru brzucha, przepełnionego wodą, żółcią i krwią oraz nóg napełnionych wodną puchliną. Dopiero Siostry, omywszy Mateczce twarz i nogi (gdyż Mateczka zabroniła Siostrom obmywać siebie całą po śmierci) zdołały położyć Jej ciało na wznak. Wygórowany brzuch, napełniony żółcią, dopiero teraz okazał się w całej swej potwornej wielkości. (...)

Po Mszy św. poleciłem O. Bartłomiejowi, aby obfotografował Mateczkę w sofce Jej, a O. Filipowi, żeby posłał po wojskowego doktora p. Beczkowicza, przyjaciela naszego, aby wypuścił z brzucha Mateczki ten płyn, gdyż inaczej niepodobną było rzeczą umieścić ciało choćby w największej trumnie.

Gdy wszedłem do pokoiku, gdzie leżało ciało Mateczki, był już z O. Filipem doktór Beczkowicz, który przekłówszy bok Mateczki za pomocą sondy toczył z niego płyn – wodę, żółć i krew. „Jest to, powiedział do mnie, bardzo ciężka gatunkowo substancya, mieszanina żółci, krwi i wody. Gromadziła się ona wewnątrz jamy brzusznej wskutek słabego działania serca”. „A słabe działanie serca, rzekłem, bywa wskutek cierpień i przejść wewnętrznych duszy?” – „Tak jest, odpowiedział, choć bywa i z innych przyczyn. Chora musiała bardzo cierpieć. W tego rodzaju chorobach chorzy bardzo cierpią i nie mogą wytrzymać, żeby im od czasu do czasu nie wypuszczono tej cieczy; ale ciecz ta raz wypuszczona, znowu się gromadzi”. „Mateczka, odpowiedziałem, nie pozwoliła sobie tego uczynić i żadnej ulgi w cierpieniach nie szukała”. „Ciecz ta płynie teraz na zasadzie ciśnienia rozciągliwej skóry i błony brzusznej jak woda z syfonu pod ciśnieniem gazu”. Pod ciśnieniem tem wypłynęło prawie dwa duże kubły tego płynu z boku Mateczki, poczem przestała płynąć woda i krew zmieszane z żółcią. „Możnaby, rzekł doktór, wszystko wytoczyć, ale trzebaby rozciąć jamę brzuszną”. Na to nie pozwoliłem. Zapytałem go tylko: „Wiele jeszcze pozostało, czy z drugie tyle?” Odpowiedział: „prawie drugie tyle”. Zważyliśmy on wytoczony płyn i ważył około 60 funtów, czyli półtora puda. „W nogach, rzekł doktór, jest woda, ale w tkankach ciała, dlatego nie da się usunąć”. A ponieważ nogi były bardzo opuchłe, więc było w nich także ze dwa kubły wody”. (...)

Płyn ten wytoczony z boku Mateczki zanieśliśmy z Ojcem Jakóbem do ogrodu i wleliśmy do dołka, który kazałem S. Aleksandrze wykopać pod oknem Mateczki; i na tem miejscu kazałem posadzić kwiatki, które Mateczka lubiła, a potem ocementować.

Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, s. 304-307
pisownia oryginalna


Kościół parafialny w Łanach

Kościół parafialny pw. Przenajświętszego Sakramentu w Łanach k. Markuszowa (pow. puławski) wzniesiono w latach 1907-1909 roku za pieniądze pochodzące ze składek wiernych. Budowie świątyni przewodniczył o. Piotr M. Ładysław Goliński.

Drewniany – aktualnie remontowany – kościół ma konstrukcję sumikowo-łątkową i wieńcową. Oszalowany budynek sakralny został wzniesiony na murowanej podmurówce. Pierwotnie był kryty gontem i obecnie – po wymianie pokrycia dachu – stracił trochę ze swego dawnego uroku. Kościół jest trójnawową budowlą halową z chórem muzycznym. Prezbiterium jest oddzielone od reszty świątyni ażurową balustradą wykonaną z drewna. Konstrukcja kościoła budzi uznanie zarówno turystów, jak i architektów. W otoczeniu świątyni znajduje się cmentarz mariawicki.

Nabożeństwa w kościele, na których zgromadza się kilkoro parafian i sympatyków, odprawiane są w pierwszą niedzielę każdego miesiąca o godzinie 13.00. Mariawicką parafię w Łanach obsługuje proboszcz kapł. M. Sławomir Rosiak z Lublina. Uroczystość parafialna obchodzona jest 8 maja. Parafia należy do diecezji lubelsko-podlaskiej.

Mariusz ORŁOWSKI

Pamiętaj o tych, co przed tobą byli...

Ireneusz Bujała - 1953 - 2008

Ireneusz Bujała - skromny chłopak ze zgierskiej parafii, nasz wspaniały kolega i wierny przyjaciel.

Irek przyciągał do siebie ludzi ciepłem i zrozumieniem, a ludzie odwzajemniali mu się tym samym. Kto go poznał, od razu darzył sympatią. Na Irka można było liczyć w każdej sytuacji. Bez chwili wahania podawał pomocną dłoń. Nigdy nie zawiódł.

Wśród młodzieży czuł się wspaniale. Uczestniczył aktywnie w spotkaniach, wyprawach i zjazdach, a bez mariawickich obozów nie wyobrażał sobie wakacji. Na jednym z nich się poznaliśmy. Było to przed wielu laty w Jazach. Od tego czasu na obozach spotykaliśmy się co roku - najpierw w Olsztynku, później w Lublinie, Filipowie i w Międzywodziu. Atmosfera, która tam panowała, wywarła na nas niesamowite wrażenie i pozostawiła wspomnienia na całe życie. Ze wzruszeniem wspominamy wspólne poranne i wieczorne modlitwy, cenne rady i wskazówki kapłana M. Grzegorza, spotkania przy ognisku, śpiewy przy akompaniamencie gitary Irka i kapłana M. Zbigniewa. Byliśmy razem, blisko natury i Boga, w pogodne i deszczowe dni. Mieliśmy wspólne pomysły i potrafiliśmy razem znaleźć pozytywne rozwiązanie każdej sytuacji. Szczególnie Irek wykazywał się inicjatywą. Nie zapomnimy szarego, ulewnego dnia, przemoczonego namiotu Irka i jego - siedzącego pośrodku z gitarą w ręku i śpiewającego: „Nawet za chmurne deszczowe dni, za wszystko Panie dziękuję Ci...”. Ten widok wywołał uśmiech na naszych twarzach i jednocześnie przekonał, że trzeba cieszyć się wszystkim, co daje nam Bóg. Na obozie w Międzywodziu w 2007 roku spotkaliśmy się z Irkiem po raz ostatni. Z perspektywy czasu, stwierdzamy, że były to wakacje szczególne, jakby pożegnalne. W czasie wieczornych spotkań wspominaliśmy najpiękniejsze obozowe chwile i wzruszające historie, opowiadaliśmy o wspólnych przygodach pozostałym uczestnikom obozu. Przeżywaliśmy to wszystko jeszcze raz — we wspomnieniach.

Wakacji w 2008 roku nie było nam dane spędzić razem. One były początkiem nowej historii - bez Irka. Podczas nabożeństw ze wzruszeniem każdy z nas słuchał pieśni „Pójdę do nieba piechotą” oraz „A gdy kiedyś ktoś opuści nasze progi”. Dla nas, jego przyjaciół, te słowa, jak również każdy odgłos strun gitary kojarzą się z Irkiem.

Modlitwa, gitara, śpiew i wędka to atrybuty Irka Bujały. Tak było i tak zostanie w naszej pamięci.

Ch.A.

Wieczny odpoczynek racz im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci wśród Świętych twoich na wieki, bo litościwy jesteś (IV Ezdr. 2, 35 i 34).

Obóz wakacyjny w Międzywodziu

Kościół Starokatolicki Mariawitów, tak jak w latach ubiegłych, zorganizował dla dzieci i młodzieży letni wypoczynek nad morzem.

Obóz w Międzywodziu, którego od wielu lat kierownikiem jest kapł. M. Grzegorz Drożdż, odbył się w dniach 12 lipca - 2 sierpnia br. Oprócz codziennej Mszy Św. i modlitwy w programie wakacyjnym opiekunowie zorganizowali m.in. spływy kajakowe po rzekach i jeziorach wyspy Wolin, wycieczkę do niemieckiego lunaparku, udział w Festiwalu Wikingów i zlocie motorowym „Picnic - country”, a także dla dzieci szkół podstawowych kurs „język angielski na wesoło”. Kolonistów odwiedził Biskup naczelny M. Ludwik wraz z kapł. M. Janem. (red.)