Niedziela Palmowa

Gdy się przybliżyli do Jerozolimy i przyszli do Betfage na Górze Oliwnej, wtedy Jezus posłał dwóch uczniów i polecił im: Idźcie do wsi, która jest przed wami. Tam od razu znajdziecie uwiązaną oślicę, a przy niej źrebię. Odwiążcie ją i przyprowadźcie do Mnie. A gdyby ktoś zwrócił wam uwagę, powiedzcie: Pan ich potrzebuje, a on zaraz je puści. Stało się tak, aby się wypełniło, co zostało zapowiedziane przez proroka: Powiedzcie córce Syjonu: Oto twój Król przychodzi do ciebie, Łagodny,siedzący na oślicy i na źrebięciu niosącej jarzmo. Uczniowie poszli i uczynili, jak im polecił Jezus. Przyprowadzili oślicę i źrebię, położyli na nie swoje płaszcze i Jezus usiadł na nich. Wielki tłum kładł też swoje płaszcze na drodze, inni ścinali gałązki z drzew i rzucali na drogę. A tłumy, które szły przed Nim i podążały za Nim, wołały głośno: Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pana. Hosanna na wysokościach! (Mt 21, 1-9)

Niedziela Palmowa jest niedzielą poprzedzającą bezpośrednio wydarzenia wielkotygodniowe i święta Wielkanocne. Niedziel poprzedzających żydowskie święta Paschy było w życiu Chrystusa wiele. Przybywał do świątyni wraz z rodzicami jako Dziecię i kilka razy był w niej w czasie swej publicznej działalności. Palmowa niedziela była jednak jedyną w życiu Pana Jezusa - poprzedzała ona Jego mękę i śmierć na drzewie krzyża. Wydarzenia tej niedzieli, zachowanie się tłumów ludzi a także samego Chrystusa, było dla apostołów czymś niezwykłym. Wydarzenie to zanotowali wszyscy czterej ewangeliści (Mt, 21, 1-11; Mk 11, 1-11; Łk. 19, 29-40; J 12, 12-19).

Na kilka, a niekiedy i kilkanaście dni przed świętem Paschy pobożny lud izraelski ściągał z różnych stron Palestyny, a nawet z całego ówczesnego świata, do Jerozolimy, aby poddać się oczyszczeniu i móc należycie odbyć te święta. Mieli więc owi pielgrzymi wiele czasu i na poddanie się rytualnemu oczyszczeniu, i na modlitwę, i na zapoznanie się z wieloma sprawami nurtującymi ówczesne życie religijne.

Wielu z nich, przedwcześnie przybyłych na święta, było świadkami wspaniałego cudu wskrzeszenia Łazarza, którego ciało znajdowało się już w rozkładzie (J 11, 39). Inni, dowiedziawszy się o tym, chodzili oglądać Łazarza i wielu z nich uwierzyło w Chrystusa. Oni też - nie wiedząc o tym, że wypełniają plan Boży - wytworzyli tę specyficzną atmosferę palmowej niedzieli. Atmosferę radosnego podniecenia politycznego i religijnego zarazem. Tłum ludzi prostych, który już nie raz zetknął się z Chrystusem i Jego cudami, olśniony tym ostatnim cudem daje wyraz swej radości pomimo zakazów i nakazów Rady Najwyższej.

Wcześniej, w innym miejscu, lud nakarmiony chlebem cudownie rozmnożonym przez Chrystusa - dając wyraz swym uczuciom - chciał Go obwołać królem. Jezus nie przyjął ani tych oznak zachwytu ani chęci wyniesienia Go na wodza. Inaczej postępuje Chrystus Pan w palmową niedzielę. Dotychczas przybywał Jezus do Jerozolimy tak jak wszyscy inni pielgrzymi - nie szukał i nie chciał wyróżnienia. Odmiennie rzecz się miała w tę niedzielę. Chrystus wiedział, że to jest Jego ostatnie wejście do tego miasta, że te zbliżające się święta są dla Niego ostatnie, i chciał, aby wszystko co przepowiedzieli prorocy o Mesjaszu jawnie się na Nim do końca wypełniło.

Wysyła więc uczniów do pobliskiej wioski, leżącej niejako na peryferiach miasta, aby przyprowadzili oślicę z osiołkiem, które uwiązane były u wrót zagrody. W tamtych czasach - uwiązany u furty zagrody osiołek - to widok powszechny. Wjeżdża zatem Chrystus do Jerozolimy - zgodnie z tym co przepowiedział prorok - na osiołku, jako król cichy, książę pokoju. Wjeżdża wśród okrzyków radosnych najbliższych przyjaciół, jak również tłumów ludzi, którzy wyszli na Jego powitanie. "Hosanna Synowi Dawidowemu! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie". Oto najczęściej powtarzane okrzyki, a wyrażające najlepiej nadzieje polityczno-religijne. Raduje się więc lud, że oto ma wśród siebie tak wspaniałego Męża. Męża tylu tak wielkich cudów, które potwierdzają, że Bóg dalej się tym narodem interesuje i opiekuje.

Żaden z królów izraelskich a pewnie i wszystkich innych narodów świata nie był tak szczerze i spontanicznie witany jak ten Król Chrystus. A dziwny to Król, nie taki jak ówcześni byli, bo i inne Jego Królestwo.

Królowie tego świata nie jeździli i w tamtych czasach na osiołkach lecz na koniach lub wielbłądach z uzbrojoną przyboczną strażą. To im dodawało powagi i w ten sposób okazywali swoją wyższość nad innymi ludźmi. Zewnętrznym splendorem wymuszali niejako u poddanych dla siebie szacunek i posłuch.

Chrystus zaś wjeżdża na zwierzęciu powszechnie używanym przez wszystkich obywateli. Nie ma pancerza zbrojnego sam, ani Jego przyboczna straż idąca piechotą - apostołowie. Jego tarczą zbrojną i mieczem jest słowo prawdy, chwałą są cuda zdziałane, a obrońcą i strażą jest sam Bóg!

Raduje się więc lud izraelski widokiem Chrystusa. Wdzięczność swą wyraża poprzez radosne okrzyki i ustrojenie drogi zielenią gałązek palmowych i oliwnych, a zamiast dywanów rozpościera szaty swoje na drodze, by okazać całkowite oddanie się Chrystusowi Panu.

Tryumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy był wielkim przeżyciem dla apostołów. Oto widzą swojego Mistrza otoczonego tak powszechną chwałą i radosnym uwielbieniem. Takiego Chrystusa oni chcieli zawsze widzieć i takiemu służyć i z takim królować. Dziś tryumfuje prawda, sprawiedliwość, cnota, światłość.

Ta ogólna radość, akceptowana i przyjmowana przez Chrystusa, nie udziela się jednak Jemu samemu. On widział i wiedział jak zmiennym jest i będzie ten lud. On widział swoją drugą drogę i pochód ostatni na górę Golgotę, w którym jeśli nie wszyscy to większość z tych ludzi weźmie udział, lecz nikt z nich nie wystąpi w Jego obronie. Zapomną o tych dzisiejszych radosnych hasłach i okrzykach, nie przeciwstawią się wrogim nastrojom i wołaniu: "Ukrzyżuj Go! (...) Krew Jego na nas i na synów naszych (Mt 27, 25; Mk. 15, 12-14).

Chrystus widzi jak w tym drugim pochodzie jego apostołowie będą wylęknieni i rozproszeni, jak bezsilni ci, których wskrzesił, dziesiątki tych których uwolnił od duchów nieczystych, których uzdrowił od trądu i tylu różnych chorób i niemocy. Nikt z nich nie przeciwstawi się okrzykowi "Ukrzyżuj"! okrzykiem "Hosanna", a "Krew Jego..." - "błogosławiony", choć mogliby to uczynić i powinniby zaprotestować dokonującej się niesprawiedliwości i zbrodni. Nikt z nich tego nie uczyni. Ale to nastąpi dopiero w Wielki Piątek. W Palmową Niedzielę jest to znane tylko Chrystusowi. W Wielki Piątek zdaje się tryumf odnosić duch ciemności, oszczerstwa i niesprawiedliwości.

Podobnie rzecz się ma i z Kościołem i chrześcijaństwem całym. Bywały wieki kiedy chrześcijanie byli udręczeni prześladowaniami, potem przychodziły wieki wyniesienia Kościoła. Religia chrześcijańska uzyskała rangę religii panującej, państwowej. Był to dla chrześcijaństwa czas, rzec by można, Palmowej Niedzieli. Czas powszechnego uwielbiania Chrystusa, czas radości i zadowolenia z przynależności do Jego Kościoła.

Bywały też lata i wieki, które można by przyrównać do Wielkiego Piątku, w których Chrystus i wszystko co z nim związane usiłowano usunąć poza nawias społecznego życia. Usiłowano udowodnić, że Jezus jako osoba historyczna nigdy nie istniał, usiłowano sprowadzić problem Chrystusa do rzędu legend i mitów, a Jego Kościół do rzeczy przestarzałych, nieużytecznych i niepotrzebnych. W ciągu wieków istnienia chrześcijaństwa ta palmowa niedziela i wielki piątek się przeplatają.

W naszym życiu bywa także podobnie. Bywają okresy kiedy z radością śpiewamy Chrystusowi hosanna, i kiedy jawnie i otwarcie przyznajemy się, że jesteśmy Jego uczniami i wyznawcami Jego Kościoła Mariawickiego. Gotowi jesteśmy poświęcić dla chwały Bożej całe swoje życie i majętność swoją. Czujemy się szczęśliwi, że nas wybrał i wezwał do Dzieła Wielkiego Miłosierdzia. Szczęśliwi, pomimo że obok nas idą ludzie, którzy nie śpiewają razem z nami hosanna Chrystusowi Eucharystycznemu, którzy są obojętni lub wrogo ustosunkowani do czci Przenajświętszego Sakramentu. To jest nasza Palmowa Niedziela, która u jednych trwa całe życie, a u innych tylko w pewnych okresach.

Przychodzi Wielki Piątek, tj. czas wzmożonej aktywności z zewnątrz i wewnątrz nas przeciw Chrystusowi, przeciw Dziełu Miłosierdzia. U różnych ludzi dzieje się to w różnych okresach ich życia. Ludzie młodzi najczęściej przeżywają to doświadczenie w okresie zawierania małżeństw. Jest to okres, który zadecyduje o dalszych losach ich życia, o tym czy będą wołać "ukrzyżuj", "uwolnij Barabasza", czy też w milczeniu wśród ogólnej wrzawy pójdą do stóp Krzyża Chrystusowego jako wierne Jego dzieci, miłując Jego Dzieło. Dla tych którzy zdecydowali się na zbrodnię ukrzyżowania niewinnego Chrystusa usprawiedliwieniem miało być twierdzenie: "przyjdą Rzymianie i wezmą nasze święte miejsce i naród (...) lepiej żeby jeden zginął za lud, a nie cały naród zginął".

Ci, którzy w wyniku kryzysu "wielkopiątkowego" opuszczają Chrystusa i Jego Dzieło Miłosierdzia, usprawiedliwiają się mówiąc: "i tu się modlą do Boga, i tam się modlą do Boga; i tu jest Bóg, i tam".

Żydzi krzyżujący Chrystusa też wierzyli w Boga, ale nie poznali znaków czasu danych przez Niego i dlatego zabili Syna Bożego chcąc wyświadczyć niejako przysługę Bogu. Rozsądźcie to podobieństwo sami.

W każdą Niedzielę Palmową przychodzimy do kościoła z bukietami rozwijających się gałązek palmowych. Gałązki palmowe oznaczają symboliczne zwycięstwo Chrystusa Pana nad śmiercią, a oliwne - że łaska Ducha świętego wylana została na świat. My przychodząc z tymi palmami chcemy zaświadczyć, że gotowi jesteśmy razem z tamtymi ludźmi śpiewać Panu Jezusowi "hosanna", uwielbiać Go i prosić o Jego błogosławieństwo.

Nie zapominajmy też towarzyszyć Chrystusowi w Jego pochodzie wielkopiątkowym, lecz nie w charakterze tych, którzy Mu złorzeczą, lub bezmyślnych świadków, ale w charakterze współczujących i współcierpiących ze swym Mistrzem uczniów. Drogę na górę Golgotę w Wielki Piątek podjął Chrystus dla nas i za nas. Przybliżmy się więc do Jezusa dźwigającego krzyż, abyśmy mogli korzystać z owoców Jego Męki i radować się Zmartwychwstaniem.

Bp M. Włodzimierz Jaworski (Mariawita 1-3/2006)