Miłość
Pójdźmy za Nim
Ez 37, 1-5:
Pan [...] rzekł do mnie: Synu człowieczy, czy te kości
ożyją? A jam odpowiedział: Panie Boże, Ty sam tylko wiesz. I
rzekł do mnie (Pan): Wypowiedz następujące
proroctwo na te kości i rzecz im: Kości
wyschłe, posłuchajcie słowa Pańskiego: Tak
mówi Pan Bóg do tych kości: Oto ja wwiodę w was
ducha i ożyjecie i poznacie, że Ja jestem Pan.
Rzym 8, 35: A któż nas tedy odłączy od miłości Chrystusowej?
Apostoł Paweł, w przeczytanym tekście pyta
nas chrześcijan: „Kto nas odłączy od miłości Chrystusa?”
Odpowiedź jest prosta: tylko sami możemy się odłączyć.
Bo co znaczy trwać w miłości Chrystusa? Znaczy
kochać Chrystusa i kochać wraz z Chrystusem. A Chrystus kocha
wszystkich, poniósł ofiarę za wszystkich.
Były czasy, gdy chrześcijanie nie rozumieli tego i
zamiast kochać wszystkich potrafili nie tylko czuć niechęć do inaczej
wierzących, nie tylko ich zabijać, ale dręczyć ich poprzez wymyślne
tortury i sądzili, że to robią dla Chrystusa. My opowiadamy, że te
czasy minęły, że dziś nie idziemy z nikim walczyć zbrojnie, zabijać lub
dręczyć inaczej wierzącego lub niewierzącego.
Ale jakie są nasze uczucia wobec tych innych? Czy
ich kochamy? Czy przynajmniej staramy się kochać razem z Chrystusem? Co
- w ogóle - znaczy kochać?
Na przykład media donoszą: „Chłopak zabił dziewczynę z
miłości”. Czy to była miłość? Owszem była - była miłość własna.
Dziewczyna nie kochała go tak jak on chciał. On był zawiedziony, więc
się zemścił. On chciał brać. Prawdziwa miłość chce dawać.
Kochać razem z Chrystusem, to kochać również
tych, którzy nas bynajmniej nie kochają. Dawać nasze uczucia
tym, którzy ich nam dawać nie zamierzają. Prawdziwa miłość
otwiera oczy, miłość daje wiedzę. Gdy kogoś prawdziwie kochamy wtedy
poprzez jego wady i błędy widzimy te jego zalety, te jego dobre cechy,
których bez miłości nie bylibyśmy w stanie dostrzec. Prawdziwie
kochać, to kochać innych takich jakimi są. Cieszyć się gdy się
zmieniają na lepsze, ale nie żądać zmian, a nawet się ich nie
spodziewać. Nie jest prawdziwą miłością, gdy mamy zamiar kochania
naszych braci pod warunkiem, że ci inni się zmienią tak, jak my byśmy
sobie tego życzyli.
Niektórzy usiłują doprowadzić różne
wyznania chrześcijańskie do jedności przez dyskusje teologiczne - przez
dialog. Owszem dialog może stanowić pierwszy krok na drodze
ekumenicznej, może pomóc nam zrozumieć innych, pojąć obcy punkt
widzenia. Ale przez logiczny dyskurs trudno jest kogoś zjednać, a tym
bardziej przekonać, gdyż każdy w myśleniu wychodzi z innych założeń.
Nie da się logiczną dyskusją doprowadzić do wspólnych
poglądów kogoś, kto szuka prawdy tylko w literze Biblii z kimś
dla kogo ważniejsze jest wewnętrzne, mistyczne poczucie rzeczywistości
w Duchu Świętym. - A przecież obaj są chrześcijanami.
Profesor Andrzej Siemianowski pokazał, że
podstawowe, znane wszystkim z historii Kościoła, rozłamy w
chrześcijaństwie polegały przede wszystkim na przyjęciu języka
różnych kierunków filozoficznych przez różne grupy
chrześcijan przy ujmowaniu, czy formułowaniu tych samych faktów
religijnych. Międzywyznaniowe dyskusje religijne - same dla siebie -
mogą doprowadzić raczej do wyostrzenia widzenia istniejących
różnic. Chyba, żebyśmy chcieli rezygnować z głębi naszych
wierzeń, żebyśmy sobie powiedzieli, że wszystko jedno w co wierzymy.
Taki indyferentyzm byłby groźniejszy dla chrześcijaństwa niż istnienie
różnic.
Na szczęście rozum jest tylko jedną z sił
poznawczych. Równie ważnym narządem poznania jest miłość. Miłość
nie posługuje się formalną logiką. Widzi nie tylko czarne, białe i
pośrednie odcienie szarości. Widzi tkań istotnych prawd ducha, jako
pełną barw.
Gdy kochamy, świat jest piękniejszy. Piękniejsi są
nasi bracia chrześcijanie z obcych nam wyznań. Nie tylko ci,
którzy sami pojmują sens zbliżenia, ale również ci
fanatycy, którzy uważają swoje wyznanie za jedyne miłe Bogu.
Jeśli my kochamy Chrystusa i wraz z Chrystusem usiłujemy kochać innych
i jeśli ci inni też się starają kochać Chrystusa i z Chrystusem, to
znaczy, że kochamy wzajemnie również siebie i mimo, że
różnie formułujemy naszą wiarę, że bierzemy udział w
różnych obrzędach, tworzymy już dziś braterstwo w Chrystusie.
Przez miłość suche kości sporów teologicznych mogą się oblec w ciało i ożyć Duchem Świętym.
I wtedy, jak powiada apostoł, „ani moce, ani to co wysoko, ani to co głęboko, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga.”
I to jest ważniejsze od organizacyjnego
zjednoczenia, bo wtedy w miłości jesteśmy już
zjednoczeni.
brat Paweł
(Nauka wygłoszona w obecności kardynała Stanisława Dziwisza w Bazylice Dominikanów w Krakowie dnia 28 stycznia 2007 roku)
(Mariawita 10-12/2007)
|