Pójdźmy za Nim
  

„Ja jestem Zmartwychwstaniem i Życiem.
Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie.
Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 11,25 – 26)


    Mówiąc o zmartwychwstaniu, zazwyczaj mamy na myśli zmartwychwstanie ciała. Do tego skłania nas i samo zmartwychwstanie Chrystusa Pana oraz wskrzeszenie Łazarza, a także słowa św. Pawła o powszechnym zmartwychwstaniu ciał. Nigdy zaś, a przynajmniej bardzo rzadko, w mowie potocznej z pojęciem zmartwychwstania wiążemy powstanie z grzechów, a zatem odrodzenie ducha, czyli powrót do stanu jego stworzenia.
    Czy takie rozumowanie jest słuszne? Czy nie powinniśmy na pierwszym miejscu stawiać życia duszy, jako nieśmiertelnego, a co za tym idzie, górującego nad ciałem, które w chwili stworzenia pierwszego człowieka zostało ukształtowane z mułu ziemi, jak mówi Księga Rodzaju. Bezsprzecznie, zmartwychwstanie ciał nastąpi. Będą to ciała uwielbione, podobne Ciału, jakie miał Zbawiciel po zmartwychwstaniu. Aby owo zmartwychwstanie nastąpiło, wpierw musi nastąpić duchowe odrodzenie człowieka, które jest niczym innym, jak zmartwychwstaniem ducha ku życiu w Bogu, przez Niego, w Nim i dla Niego. Przecież, co pomoże ciało uwielbione, jakie ma być przyodziane w dzień ostateczny, jeżeli dusza pozostanie skażona? Wówczas ciało uwielbione nic, ale to nic nie pomoże nam, więc i nie przyspieszy trwania w Jezusie Bogu. O tym decydować może tylko duch. Z tej racji rozważania o zmartwychwstaniu z wyodrębnieniem li tylko zmartwychwstania ciał, nic nie dadzą. Czyż nie jest racją, że całą uwagę winny zająć rozważania o życiu duszy? To znaczy: w jaki sposób trzeba postępować, aby duch nasz ożył. Tak bowiem należy rozumieć słowa Zbawiciela wypowiedziane do Marty, gdy Pan przyszedł wskrzesić Łazarza. Przecież skoro podstawą i życiodajną częścią człowieka jest duch, na co wskazał Boski Mistrz mówiąc: „Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda” (J 6,63).
    Boski Prawodawca zstąpił na ziemię, by uświęcić człowieka i przewrócić mu utraconą szatę niewinności, dlatego nie myślał o ciele, jako podległemu duszy, ale o duszy człowieka, którą postanowił ponownie uczynić doskonałą. Doskonałą zaś będzie wtedy, gdy będzie panowała nad skażoną naturą, więc dążyła do zjednoczenia z Przedwiecznym. Prawdziwe bowiem życie, to służenie Trójjedynemu Panu Zastępów, to dążenie, aby Pan łaską Swoją przemienił człowieka, dopuszczając go do zjednoczenia ze Sobą. Na to Zbawiciel wskazał, mówiąc do św. Augustyna, gdy ten był na drodze przejścia z pogaństwa do chrześcijaństwa. Pan powiedział:  „Jam Pokarm dorosłych, dorośnij, a bodziesz Mnie pożywał i nie wchłoniesz Mnie w siebie, jak się wchłania cielesny pokarm, lecz ty się we Mnie przemienisz”.

    Natomiast człowiek żyjący w grzechu, który zamiast wnosić się nieustannie ku Swojemu Stwórcy, jak ów orzeł ewangeliczny, pełza po ziemi niczym wąż, i nie może powiedzieć, iż służy Najwyższemu, gdyż jest sługą grzechu, o czym mówi Zbawiciel: „zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu. A niewolnik nie przebywa w domu na zawsze. Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolnymi” (J 8,34-36). To wyraźnie wskazuje, że Chrystus Bóg istotnie jest zmartwychwstaniem. Wszak przyszedł „szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19,10). Zbawienie zaś to nic innego, jak danie człowiekowi łaski uświęcającej, ożywiającej duszę do pracy nad sobą, a co za tym idzie: wskrzeszenia jej i doprowadzenia do stanu, w jakim została stworzona. A skoro Jezus jest Zmartwychwstaniem to istotnie jest i Życiem. Bowiem wskrzeszając Ludzkość do życia doskonałego, życia twórczego dla Najwyższego, ożywia ją dobrocią Swojej  Łaski oraz pokojem, który niesie światu powszechną sprawiedliwość i miłosierdzie.
    O tym zaś, że jest Życiem, wiemy z Jego ust: „Jam jest Droga i Prawda i Życie” (J 14,6). Te słowa mają ścisły związek z poprzednimi, że Zbawiciel jest Zmartwychwstaniem. Bo żeby duchowo zmartwychwstać, koniecznie trzeba iść drogą nakreśloną przez Pana. A droga Jego to droga umiłowania Boga i ludzi; Boga - pełnieniem Jego Woli, a tym samym oddawaniem chwały Bogu; ludzi - otworzeniem bram niebios przyjęciem na siebie grzechów całej Ludzkości i zbawczą śmierć, co wykładając na język współżycia z ludźmi, należy rozumieć jako wzajemne czynienie sobie dobra, a więc czynną miłość bliźniego. Wierzyć w Pana Jezusa, to bezgranicznie zaufać Jemu, to poddać się pod Jego Boski kierunek. Czyli  stwierdzić, że sam nic nie mogę uczynić,
a jedyną moją mocą i natchnieniem do dalszego powstawania z grzechów, jest Wcielony Bóg. Wtedy bowiem człowiek obumarły duchowo zostanie wskrzeszonym. Bowiem Chrystus będzie oświecać go Swoją światłością, będzie dawał poznać drogę, którą trzeba wybrać, by nie zbłądzić ani nie upaść, nie umrzeć dla Stwórcy.
    Lekarstwem potrzebnym do życia w Bogu jest Ciało i Krew Pańska: „Ja jestem Chlebem Żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten Chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest Moje Ciało na życie świata. (...) Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: jeżeli nie będzie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa Moje Ciało i pije Moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu o statecznym” (J 6,51. 53-54). Aby Lekarstwo to było  skuteczne konieczne jest, żeby Pan Jezus był godnie przyjmowany do serca.
    Zastanówmy się nad sobą: czy staramy się, aby Chrystus istotnie był naszym Zmartwychwstaniem i Życiem? Czy staramy się o to, by iść drogą Jego przykazań i rad ewangelicznych? Starać się o to wszystko to dążyć, by w pełni stać się człowiekiem wolnym od grzechów, to całkowicie zatopić się w Panu Jezusie, poddając się pod Jego Boskie rządy. Pragnąc także, aby Żywy Bóg mieszkając w nas nigdy nie odszedł z naszych serc, lecz abyśmy uczynili Jemu z serca żywą świątynię. Wtedy rzeczywiście będziemy mogli powiedzieć za św. Pawłem: „teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Gal 2,20).

Kapł. M. Wawrzyniec

(Mariawita 1-3/2008)


marzec 2008

powrót