Wyklęta - mariawicka powieść historyczna

Coś się wreszcie stało; coś dobrego dla mariawityzmu i dla mariawityzmu ciekawych. W zeszłym roku ukazała się książka autorstwa Tomasza D. Mamesa (diakona Daniela) Mysteria Mysticorum (Kraków 2010) którą T. Zych prezentował w nr. 4-7 „Mariawity”. Teraz Władysław S. Ginter własnym sumptem (!) wydał powieść historyczną „Wyklęta” (Rzgów 2010), której bohaterką jest Maria Franciszka Kozłowska. Jest to druga powieść o mariawityzmie - pierwszą zatytułowaną Maryawita (Kraków 1912) napisał Artur Gruszecki.

Dla porządku, ciesząc się z wydawniczo dobrego czasu dla mariawityzmu, odnotujmy ukazanie się obszernej książki dokumentalnej Ku Królestwu Bożemu (Felicjanów 2010), wydanej przez Kościół Katolicki Mariawitów, która m.in. zawiera pierwotny tekst Objawień Mateczki i obszerny wybór Jej listów - część pierwszy raz publikowanych.
***

    Trudno przecenić wartość Wyklętej tak dla środowisk wiernych i sympatyków mariawityzmu, jak i poszukujących wiedzy o nim.
    Dzieje mariawityzmu możemy poznać z dwu głównych źródeł: dokumentów, których nieco się zachowało oraz publicystyki,
ta, niestety, często ma znikomą wartość poznawczą ze względu na mniej lub bardziej świadome wypaczanie duchowego przesłania Dzieła Wielkiego Miłosierdzia oraz kłamliwe opinie o ludziach, którzy mu zawierzyli.
    Dokumenty archiwalne: sprawozdania, notatki, listy, informacje charakteryzuje zwięzły, urzędowy język. Czasem trzeba przeczytać wiele stron tych dokumentów (bywa, znajdujących się w odległych miejscach), by znaleźć klucz łączący sekwencje informacji, które w pierwszym odbiorze niewiele mają ze sobą wspólnego. I nagle kilka zdań, opinia, czy wzmianka naniesiona odręcznie na marginesie pisma pozwala włożyć luźne dotąd cząstki informacyjnych „puzzli” we właściwe miejsca układanki zatytułowanej „Historia mariawityzmu”.
    Obcowanie z tego typu źródłami odciska się na formie przekazywania tak pozyskanej wiedzy. Publikacje takie, dążąc do przejrzystości, precyzji wywodu, udokumentowania każdego stwierdzenia i każdej hipotezy są suche, pozbawione emocji, czasami są tak precyzyjne, że aż nudzą tokiem narracji.
    Wystarczy jednak zmienić formułę narracji, np. na gawędę historyczną - której mistrzem był Paweł Jasienica - by tchnąć w książkę nowego, ożywczego ducha.
    I tak dzieje się w przypadku Wyklętej, która opierając się na faktach podaje historię formowania się mariawityzmu w konwencji zajmującej gawędy, gdzie jest miejsce na dygresję, poetycki opis, nakreślenie stanów emocjonalnych postaci, czy odtworzenie klimatu epoki. Książka Władysława S. Gintera jest przykładem sprawnego łączenia głębokiej wiedzy historycznej z warsztatem prozaika.
    Ci, którym zabrakło silnej woli, bądź możliwości sięgnięcia po archiwalne roczniki „Maryawity”, w których drukowano cykl „Dzieło Miłosierdzia. Historya Maryawitów”, czy numery „Królestwa Boże go na Ziemi”, gdzie zamieszczono pamiętniki ojców Jana, Jakuba, czy wspomnienia s. M. Hortulany (matki Założycielki) mają teraz znakomitą okazję nadrobienia tych zaległości
(lub zaniedbań); w Wyklętej znajdą bowiem solidną porcję literacko przetrasponowanej wiedzy zawartej w tych ważnych źródłach wiedzy o początkach mariawityzmu.
    W telefonicznej rozmowie z Autorem, gratulując mu doskonałego pomysłu, chcąc esencjonalnie ująć charakter książki (podkreślam charakter, nie treść!) użyłem określenia: „mariawickie czytadło”. Chwilę później zasromałem się: czy, abym się nie zagalopował? Jednak pisząc niniejszy tekst - będąc po długim namyśle - w pełni podtrzymuję tę opinię, bo - jak sądzę - nie w niej nic uwłaczającego. Tak jak nie ma nic uwłaczającego w nazwaniu czytadłami książek Artura Conan Doyla, Alistaira Mcleana, czy J.K. Rowling - rzecz jasna zachowując proporcje. Z tym, że ci autorzy (prawda, że z maestrią), ale, mówiąc potocznie, bujają w obłokach, zaś W. S. Ginter pisze o faktach. I nawet tam, gdzie tok narracji zezwala na popuszczenie wodzy fantazji jej popuszczenie służy (choćby) oddaniu stanu ducha bohaterów, narastających emocji, bądź (co mnie szczególnie ujęło) opisaniu Płocka z przełomu XIX i XX w. Od Autora wiem, że posługiwał się przy tym planem miasta z epoki. I już choćby to dowodzi, jak poważnie i odpowiedzialnie podszedł do swego zadania.
    Jeśli zatem miłośnicy literackiej fikcji są usatysfakcjonowani czytając dzieła przywołanych wcześniej autorów, to o ileż bardziej pożyteczna i twórcza będzie lektura powieści opisującej wydarzenia prawdziwe, mające fundamentalny wpływ na powstanie mariawityzmu - do czego szczerze i serdecznie zachęcam.
    Na koniec, by czytelnicy nie odebrali tego tekstu, jako bezrefleksyjnego panegiryku na cześć Autora pozwolę sobie zasugerować modyfikacje, które - gdyby zostały uwzględnione w następnych wydaniach - przyczyniłyby się do wzmocnienia jej walorów poznawczych.
    Otóż wychodząc z założenia, iż Wyklęta dla czytelników nie-mariawitów może stać się swego rodzaju podręcznikiem historii mariawityzmu, dobrze w słowie wstępnym (wprowadzeniu) zamieścić informacje o „granicach fikcji”; np. czy zamieszczone w tekście cytaty są autentyczne (wówczas wskazać źródła), czy też są fikcją literacką.
    Ponieważ nie-mariawitom nic nie będą mówiły imiona postaci (ojcowie: Jan, Łukasz, Dominik i in.), choć (zapewniam - wiem, co mówię!) i pośród młodzieży mariawickiej znajdą się tacy, którzy nie do końca wiedzą kim byli ci kapłani, jaka była ich droga do mariawityzmu i jaką rolę odegrali u jego zarania. Dobrze zatem byłoby zamieścić notki biograficzne w formie przypisów w tekście, lub słowniczka na końcu książki.
    Zasadnym byłoby podanie kalendarium bądź wprowadzenie do tekstu (choćby przybliżonych) dat opisywanych kluczowych wydarzeń. Ten niedostatek utrudnia „połapanie” się w jakim czasie dzieje się akcja, gdyż - chyba się nie mylę - dość ograniczony krąg osób ma biegłą wiedzę w tym zakresie.
    Z całą pewnością te drobne uzupełnienia nie ujmą jakości narracji, a mocniej osadzą opowieść w realiach historycznych.

Krzysztof Mazur

(Mariawita 8-12/2010)

powrót