Święci


  „…nie ten, kto uchodzi u ludzi za świętego, ale ten kto u Boga świętym jest”  - Maria Franciszka Kozłowska

    Kult świętych w historii chrześcijaństwa był i jest zjawiskiem ogromnej wagi. Stanowił przez wieki i pozostaje jednym z ważniejszych elementów pobożności. Wyrażenie „święty” oznacza w języku biblijnym wszystko, co należy do Boga. Życie duchowe chrześcijan czerpało wzory z Pisma Świętego, a szczególnie z życia Jezusa Chrystusa na ziemi.
    Przez świętość rozumie się dobroć moralną polegającą na właściwym stosunku do celu ostatecznego - zbawienia człowieka. Co więcej, świętością zwie się nadzwyczajne i heroiczne życie religijne człowieka prowadzone według wskazań wiary. Tak świętość definiują słowniki teologiczne; analogicznie określa ją ekumeniczna publikacja „Święci, a pojednanie Kościołów (Kraków 1998).
    Upływ czasu od śmierci Pana Jezusa i zmieniające się warunki życia ludzkiego powodowały konieczność nowego, zgodnego z duchem czasów sposobu dawania świadectwa wiary. Nowo powstające formy naśladowania Jezusa Chrystusa były akceptowane lub potępiane przez władze kościelne przywłaszczające sobie prawo decydowania o prawowierności lub nieprawowierności życia wiernych. Zaczęto w związku z tym uważać świętego za osobę bliską Bogu; Bożego przyjaciela, który przez swój status (nadany mu przez ludzi) może u Boga uprosić łaski dla proszących. Święci, w nauczaniu z późniejszego okresu chrześcijaństwa, z uwagi na status „Przyjaciela Boga”, mieli możliwość (przez „interwencję” u Stworzyciela) odwracania naturalnego biegu rzeczy. Podobne cechy przypisywać zaczęto także „błogosławionym”, którzy zajmowali niższy hierarchicznie stopień w wynoszeniu na ołtarze.
    Żywiołowe pozyskiwanie dla chrześcijaństwa nowych ludów nie szło w parze z pogłębianiem wiary. W pewnych okresach historycznych chrztów poszczególnych nacji dokonywano na zasadzie przymusu (nakazu) pochodzącego od władcy terytorium. Działania misjonarzy bywały powierzchowne, obliczone na efekt zewnętrzny. Jednym ze skutków tych zdarzeń było przewartościowanie pojęcia świętości. Zaczęto ją rozumieć odmiennie niż do tej pory. Na „wzorcu” świętości swoje piętno odcisnęła prymitywna religijność ludowa podatna na zabobon i nawiązująca do wierzeń pogańskich. Był to skutek braku zrozumienia rzeczywistej duchowości chrześcijańskiej. Z biegiem lat tendencje te zyskały aprobatę i poparcie hierarchii kościelnej. Uznano bowiem, że Bóg dla przeciętnego, nowo nawróconego na chrześcijaństwo człowieka, był bytem zbyt odległym.
    Należy zgodzić się z tezą prof. Ewy Wipszyckiej, że w nauce kościelnej uznano zasadność metody, aby rzeszom nieoświeconych wiernych dać istoty dla nich bliższe, bardziej zrozumiałe. (por. „Kościół w świecie późnego antyku”, Warszawa
1994). W konsekwencji przez wprowadzenie do panteonu chrześcijańskiego świętych, ukształtowanych według nowych zasad, dawano nowo nawróconym możność czczenia zrozumiałych dla nich wartości.
    Nowy chrześcijanin do sedna abstrakcyjnego dlań pojęcia Boga w Trójcy Świętej Jedynego miał dochodzić przez inne wartości kultowe, nawiązujące do znanej mu wielości bóstw i herosów pogańskich, których niedawno przez chrzest odrzucił. Chrzcząc ludzi nie odbierano im wszystkich ważnych dla nich do tej pory wartości i pozwalano oswajać się z zasadami nowej wiary wskazując, że chrześcijaństwo ma też swych „herosów”, bohaterów gotowych na czyny niezwykłe, nawet na męczeństwo.
    Ta praktyka spowodowała, że resztki dawnych wierzeń trwały w światopoglądzie chrześcijan niezmiernie długo – niektóre do dziś, co potwierdzają badania profesorów Aleksandra Brücknera („Starożytna Litwa”) i Marcelego Kosmana („Drogi zaniku pogaństwa u Bałtów”). W panteonie chrześcijańskim zaczęli pojawiać się „święci” koniunkturalni, kreowani dla potrzeb konkretnego środowiska lub sytuacji społecznej. Ten stan rzeczy doskonale oddał francuski pisarz Romain Roland (por. „Colas Breugnon”) twierdząc, że Boga zaczęto określać jako Wielkiego Koordynatora zostawiającego „świętym” sprawy drobne tego świata. Królestwo Boga miało być odbiciem zrozumiałego dla ludzi dworu średniowiecznego z jego drabiną hierarchiczną: suweren – wasal – poddani.
    Protesty ludzi, widzących w przerysowanym kulcie świętych przysłanianie Boga, nie przynosiły trwałych rezultatów. Ważniejszą rolę w chrześcijaństwie zaczęły odgrywać posągi, obrazy, wystawne obrzędy niż rzeczywiste życie duchowe. Kult świętych doprowadził do nadużyć związanych ze sprzedażą relikwii i odpustów, co nie mieściło się w kanonie wiary chrześcijańskiej. Tego rodzaju praktyki usuwały na plan dalszy Trójcę Świętą, a szczególnie Jej Drugą Osobę, Jezusa Chrystusa Utajonego w Eucharystii.
    Ostatnie lata charakteryzowały się nasileniem „wynoszenia ludzi na ołtarze”. Bardzo często praktyki te miały na celu wykazanie siły określonego wyznania podkreślającego bohaterstwo „świętych” ponad ludzką miarę oraz siłę oddziaływania tego wyznania na społeczeństwo. Praktyka taka przynosi skutki inne niż zamierzone przez inicjatorów procesów wynoszenia ludzi na ołtarze. Liczba tych wyniesień i analiza życia „świętych” budzą kontrowersje. Zasługi osób wynoszonych na ołtarze, uzasadniające ich „świętość”, nie zawsze są czytelne dla społeczeństwa.
    Osobista świętość życia, tak ważna dawniej i niepotrzebująca oficjalnych ludzkich certyfikatów, ogromnie spowszedniała i zamazał się jej sens. Zapomniano o istotnej zasadzie, że jedynie Bóg w Swym Miłosierdziu ma prawo osądzić człowieka i jego czyny. Człowiek, jako istota ułomna („Każdy człowiek kłamcą” - Rz 3,4 i „Marnością jest każdy człowiek” - Ps 38/39/12) nie ma prawa „narzucić ” Bogu swych decyzji o świętości ludzkiej.
    Doskonale rozumiała to Maria Franciszka Kozłowska stawiając w centrum życia duchowego Eucharystię. Bowiem działanie zmierzające do wyniesienia człowieka na ołtarze można określić wyłącznie mianem ludzkiej pychy. Droga do Boga nie prowadzi przez ludzkie, kanoniczne przyznanie świętości, a przez rzetelne życie w duchu Ewangelii. Prawda ta winna być obecna w religijności mariawickiej. Bowiem grzechem jest - jak stwierdziła M. F. Kozłowska - rozbudzanie czci boskiej dla człowieka.
    Z Objawień Mateczki wynika, że doskonałości nie ma i nie może być ani w człowieku, ani od człowieka, ani przez człowieka. Każda dusza ma zaś prawo bezpośredniego dostępu do Jezusa Chrystusa w takim stopniu, w jakim sama zechce korzystać z tego prawa. W „Trzydniowych rekolekcjach” Mateczka ponadto przestrzegała ludzi, aby nie przedkładali stworzeń ziemskich ponad Boga. Te słowa powinny być wskazówką dla mariawickiej społeczności.
   
  
Marian Wicki
 

(Mariawita 1-3/2011)

powrót