Znana jest teza, podnoszona nawet w ocenach europejskich, że wiara Polaków jest płytka, ludowa, zaprawiona tradycjonalizmem i ma charakter wiary "na pokaz". Muszę przyznać, że tezy o płytkości wiary Polaków nie są bezzasadne. Godzę się z tymi tezami, ponieważ rzadko w którym z cywilizowanych krajów mówi się tak wiele o wierze obywateli i ich przynależności do jednego, prawdziwego wyznania i równocześnie tak bardzo w działaniu społeczność wierzących mija się z kanonami wiary. Można nawet twierdzić, że stosunek Polaków do wiary jest wybiórczy, nierefleksyjny, to oznacza, że za deklaracją o wierze i przynależności do określonego wyznania nie kryje się wiara mocna, utwierdzona przeżyciem i praktykowana. Najłatwiej jest wierzącemu Polakowi obruszyć się na innych, mających nieco odmienne poglądy, albo w tłumie deklarować, że jest się po tzw. właściwej stronie. Dość powszechnie mówi się na przykład, że Polacy kochają papieża, ale go nie słuchają. Tu nasuwa się wątpliwość, czy ta miłość do papieża nie jest aby związana z jego narodowością i czy obejmie ona następcę Jana Pawła II. Łatwo bowiem składać deklaracje, trudno je realizować. Uwielbiamy także wszelkie działania na pokaz, jednorazowe akcje, manifestacje quasi religijne, często niewiele mające wspólnego z wiarą, ale w założeniu zaświadczające o naszym przywiązaniu do danej instytucji, lub osoby. Łatwo też oburzamy się na innych, gdy naruszają zasady, które my uznajemy. To oburzanie się dotyczy określonych sytuacji i ma charakter postępowania wybiórczego. Oburzamy się na "gwałcicieli wiary" nie zawsze i nie tam, gdzie trzeba, nie widząc własnych postępków, lub czynów naszych braci w wierze. Przytoczę kilka przykładów. Protestowano w Polsce przeciwko plakatowi do filmu "Skandalista Larry Flint", a także przeciwko rzeźbie Maurizia Cattelana przedstawiającej Jana Pawła II przygniecionego meteorytem (rzeźba była wystawiona w warszawskiej Zachęcie). W minionym okresie prowadzono kampanię przeciw nie najlepszemu angielskiemu filmowi "Ksiądz", który poruszał jednak istotne problemy nurtujące współczesny kler. Przez tę kampanię film ten zyskał tylko większą widownię. Można przykłady mnożyć. Kiedy jednak dokonamy zestawienia tych oburzeń i protestów dochodzimy do wniosku, że mają one wspólną cechę. Są jakby inicjowane z zewnątrz, przez określone czynniki, lub środowiska. Równocześnie pewne inne wydarzenia, nawet istotne dla sacrum (świętości), uchodzą uwadze tych środowisk (przypadkowo lub w sposób zamierzony) i w takim przypadku brak jest reakcji i oburzenia "tłumów", lub elit wierzących. Podam tu tylko trzy przykłady dotyczące zdarzeń związanych z wiarą, a nie budzące publicznego sprzeciwu. W maju br. TVP wyemitowała reportaż z akcji policyjnej wymierzonej przeciwko złodziejom samochodów. Policja ustawiła w określonym punkcie miasta samochód "na wabia". Posiadał on ukrytą kamerę i był pod policyjną obserwacją. Ukryta kamera pokazała, jak złodziej włamał się do samochodu, uruchomił silnik i przed włączeniem się do ruchu... przeżegnał się! Przykład bulwersujący, pokazujący, jak przeciętny wierzący zrozumiał zasady wiary i zarazem stanowiący ilustrację do tzw. moralności Kalego z sienkiewiczowskiej powieści "W pustyni i w puszczy". Złodziej w swoiście i absurdalnie pojętej wierze chciał zapewnić sobie powodzenie przy realizacji swego czynu. Bardzo trudno zrozumieć rozumowanie tego złodzieja łączącego Boga i sacrum z czynem grzesznym i karalnym przez prawo świeckie. Czyn ten stanowił też swoisty dowód na miałkość przyswojonych przez wiernych nauk kościelnych. W tym przypadku zabrakło mi surowego i zarazem rzetelnego komentarza do tego reportażu. Niedawno na rynek polski wprowadzono wino chilijskie o nazwie "Sancta Faustina". Marka wina wprost nawiązuje do niedawno kanonizowanej przez papieża polskiej zakonnicy s. Faustyny Kowalskiej. Możliwe, że wytwórca chilijski pragnął fakt ten wykorzystać i wprowadzając nowe wino na rynek polski, zdobyć klientów właśnie używając imienia "nowej" polskiej świętej. Jednak zabrakło mi przy tym fakcie głosów oburzenia, tak łatwo wybuchających w innych sytuacjach. Szczególnie, że imienia s. Faustyny użyto do oznaczenia alkoholu, a co za tym idzie, do propagowania używek. Nie może być większego paradoksu, jak używanie bez sprzeciwu w środowisku rzymskokatolickim imienia osoby świętej (uznanej przez papieża) do oznaczenia marki wina (alkoholu). Należy zastanowić się, czy właśnie ten przypadek i brak reakcji oficjalnej na to zdarzenie nie wykazują nienormalności naszego, polskiego życia religijnego. Inny przykład to wyprodukowanie w miesiącach wiosennych tego roku przez spółdzielnię "Solidarność" z Lublina bombonierek czekoladowych. Bodźcem do tej produkcji był okres Pierwszych Komunii Świętych, ponieważ okładka bombonierek zawiera elementy Eucharystyczne: kielich i hostię oraz napis, że jest to pamiątka I Komunii Świętej. Minął okres Pierwszych Komunii Świętych i także nie doszedł do mnie głos oburzenia, protestujący przeciw włączaniu symboli Eucharystycznych do reklamy handlowej. Równocześnie Krajowa Rada Radia i Telewizji zakazała reklamy związanej z pierwszym telefonem komórkowym wręczanym dzieciom z okazji I Komunii Świętej. Jestem przeciwnikiem urządzania imprez rodzinnych z okazji tak ważnego wydarzenia, jak I Komunia Święta i obdarowywania dzieci drogimi prezentami. W ogóle uważam, że cel tego wielkiego wydarzenia, polegającego na wprowadzeniu dzieci w tajemnice Eucharystii, został w praktyce w naszym kraju zamazany i sprowadził się do kolejnego, tradycyjnego obrzędu. Widowiskowość i okoliczności świeckie spychają na drugi plan Eucharystię i doniosłość dnia, tak dla dzieci, jak i ich rodzin. Jednak wobec tak istotnych nadużyć elementów rzeczywistej świętości (bombonierka komunijna z motywami eucharystycznymi), przy ataku na reklamę telefonu komórkowego powstaje pytanie, czy nie zagubiono wagi przedmiotu. Jestem przeciwny wszelkim nadużyciom w stosunku do ludzkich poglądów lub wierzeń. Mam jednak wątpliwość, czy reklama telefonu komórkowego nawiązująca do podarków z okazji I Komunii Świętej (a jest to zwyczaj polskiej tradycji) jest bardziej obrazoburcza, niż elementy eucharystyczne na okładce bombonierki. Moim zdaniem każde wykorzystanie uroczystości Pierwszej Komunii Świętej do celów merkantylnych jest nadużyciem. Nie tylko ludzkich przekonań lub wierzeń, ale także dobrego smaku. Głównie jednak obraża się Boga. I o tym należy koniecznie pamiętać. Z niesmakiem przyjmuję do wiadomości tę wybiórczość opinii polskiej w zakresie ocen naruszania sacrum. Uznaję równocześnie te fakty za symptomatyczne dla naszej, polskiej praktyki religijnej. Opisane przypadki, to także dowód na płytkość naszej religijności. Są one także dowodami na niespójność działań tych, którzy jakby z "urzędu" badają przypadki burzenia sacrum. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że trudno zachować w praktyce zasadę złotego środka, czyli działać w miarę rozsądnie i rzeczowo. Jednak w przypadku spraw wiary ten rozsądek i zachowanie miary są bezwzględnie konieczne.
Reagowanie na szarganie świętości tylko w określonych sytuacjach, lub jedynie w odniesieniu do określonych osób prowadzi do swego rodzaju dwoistości moralnej i do stanu społecznej znieczulicy. A. Starczewski ŚWIĘTOŚCI NIE NALEŻY NARAŻAĆ NA ZBEZCZESZCZENIE Uzupełniając niejako powyższy artykuł chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze inne przejawy szargania świętości. Mnie osobiście zaszokował, w sklepie z dewocjonaliami, widok papieru do pakowania prezentów zadrukowany obrazkami przedstawiającymi Pana Jezusa i symbole Eucharystyczne wraz z napisami "Pamiątka I Komunii Świętej". Co obdarowany zrobi z tymi "świętymi", niekiedy licznymi opakowaniami? Niewątpliwie wyrzuci je do kosza na śmieci. Dzieci pierwszokomunijne uczyły się na katechezie, że należy otaczać szacunkiem obrazy świętych i symbole religijne. A "na starcie" otrzymują od darczyńców praktyczną "lekcję" na ten temat. Pan Jezus przestrzega przed brakiem szacunku dla rzeczy wielkich i świętych. W Ewangelii według św. Mateusza 7, 6 czytamy: "Tego, co święte nie dawajcie psom, a pereł nie rzucajcie przed wieprze, aby ich nie podeptały..." Świętości nie należy narażać na zbezczeszczenie. Dla chrześcijan świętością jest Pismo Święte, gdyż jest to Słowo Boże. Sądzę, że wszyscy otaczają szacunkiem te Święte Księgi, ale czy literatura religijna - gdzie jest mowa o Bogu, cytowane są fragmenty z Ewangelii i innych ksiąg Starego i Nowego Testamentu, znajdują się zdjęcia obrazów świętych i ołtarzy Pańskich - jest w należytym poszanowaniu? Powinniśmy sobie uświadomić, że II przykazanie Dekalogu zobowiązuje nas do czci Imienia Bożego, zarówno w mowie, jak i na piśmie. Literaturę religijną, która jest zbędna, zniszczona, nie przedstawiająca wartości archiwalnej można spalić, ale nie wolno wyrzucać jej do śmietnika.
"Mariawita" jest czasopismem religijnym i zapewne prenumeratorzy kolekcjonują je w swoich domach. Gdyby jednak z jakiś względów chcieli się pozbyć swoich zbiorów, to najwłaściwszym rozwiązaniem jest przekazanie ich do miejscowej parafii, lub do Redakcji w Płocku. Tak zrobili już niektórzy mariawici w podeszłym wieku, nie mający osób, którym mogliby oddać swoje cenne zbiory. red. P. Jaworska |