Mariawita nr 1-3/2006
- Warszawa - Jasełka
- Mińsk Mazowiecki - Spotkanie młodzieżowe "Walentynki 2006"
- Mińsk Mazowiecki - Wizyta Komisji Młodzieży PRE
- Tolerancja, etyka, koniunktura, lęk...?!
- Niedziela Palmowa
- Nieco o fałszowaniu, lub nieznajomości historii
- Pro publico bono
- Święta kościelne w I kwartale, które nie są dniami wolnymi od pracy
- Mariawityzm na Litwie
- Mariawityzm 100 lat temu - część dwunasta
- IX Zgromadzenie Ogólne Światowej Rady Kościołów
Spotkanie młodzieżowe w Mińsku Mazowieckim "Walentynki 2006"
Po ponad rocznej przerwie, spowodowanej remontem kościoła, młodzież z Mińska Mazowieckiego zorganizowała w sobotę 11 lutego 2006 r. kolejne spotkanie młodzieżowe. Miejscowi młodzi mariawici wraz z proboszczem kapł. M. Janem Opalą dołożyli wszelkich starań, aby goście spędzili miły i spokojny wieczór.
Na nasze zaproszenie odpowiedziała młodzież nie tylko z okolicznych parafii: w Wiśniewie, Cegłowie i Żarnówce, ale i z dalszych: w Warszawie, Lesznie. Młodzież z parafii w Lipce, Dobrej i Łodzi przybyła autobusem wraz z kapłanem M. Bernardem Kubickim. Przyjechali też kapłani: M. Grzegorz Dróżdż i M. Wiesław Kowalczewski.
Spotkanie rozpoczęło się o godz. 17.00 modlitwą w kościele - Adoracją Przenajświętszego Sakramentu, którą poprowadził kapłan M. Bernard. Po nabożeństwie gospodarze zaprosili uczestników do pięknie przygotowanych sal parafialnych, gdzie w imieniu miejscowej młodzieży w kilku ciepłych słowach powitał wszystkich kapłan M. Jan. Następnie Hymn o miłości św. Pawła Apostoła (1 Kor 13) przeczytała Paulina Kowalczyk.
Do tegoż Hymnu w swoim przemówieniu do młodzieży nawiązał kapłan M. Grzegorz. Przy zapalonych świecach i dźwiękach pozytywki stwarzających niepowtarzalny nastrój, kapłan mówił o znaczeniu miłości w dzisiejszym życiu. Zwracał uwagę na to, czym naprawdę jest miłość do Boga i bliźniego, i jaka powinna ona być. Stwierdził również, że spotkania młodzieżowe są ważnym aspektem życia Kościoła. Po skończonym przemówieniu otrzymaliśmy od kapłana M. Grzegorza płyty CD "Walentynkowe hity" z utworami śpiewanymi przez Michała Wiśniewskiego i Violettę Villas.
Następnie kapłan M. Jan mówił o potrzebie miłości w naszych rodzinach, miłości do Boga, Matki Najświętszej, Kościoła, Dzieła Wielkiego Miłosierdzia i Ojczyzny. Przytoczył również kilka wypowiedzi i myśli naszej Świętej Matki, Marii Franciszki Kozłowskiej dotyczących miłości Boga i bliźniego oraz jej testament wyrażony słowami "Kochajcie Przenajświętszy Sakrament!"
Potem wszyscy zasiedli przy suto zastawionych stołach, a po posiłku ruszyli na parkiet, na którym królowały rytmy techno i disco.Na zegarze wybiła północ i trzeba było z żalem zakończyć spotkanie. Mamy nadzieję, że wszyscy obecni na tegorocznych Walentynkach w Mińsku Mazowieckim będą miło wspominać wspólnie spędzony czas. Na koniec wszyscy zgodnie stwierdziliśmy - spotkania młodzieżowe są potrzebne, a nawet konieczne!
Grzegorz Miller
Tolerancja, etyka, koniunktura, lęk...?!
W lutym bieżącego roku prasa wychodząca w Europie zachodniej, szczycąca się realizacją wolności oświeceniowych, obraziła braci muzułmanów. Nie mogło być inaczej, aby i w Polsce nie postarano się o "nadążenie" za standardami europejskimi. Dlatego w podobno liberalnej "Rzeczpospolitej" ukazały się analogiczne, obraźliwe dla muzułmanów materiały.
Protesty środowisk muzułmańskich objęły bez mała cały świat i przyjęły różne, bardzo groźne nieraz formy. Ponieważ świat muzułmański to ropa naftowa - gwarant bogactwa światowego, ale i środowisko terroryzmu, na "wolnościowych i liberalnych" Europejczyków padł strach. Na Polaków także. Zaczęto braci muzułmanów przepraszać i przyrzekać poprawę.
W gronie przepraszających znaleźli się nie tylko dziennikarze, powszechnie naruszający zasadę wolności słowa w pogoni za pieniądzem (lub z nieuctwa), ale i oficjalni przedstawiciele elit rządzących w poszczególnych krajach. Okazało się, że jedna opublikowana karykatura może wstrząsnąć światem. Pod presją silnego przeciwnika ugięły się głowy rządzących i "mędrców" tego świata.
W Polsce, wkrótce po naruszeniu wartości istotnych dla świata islamu, wyniknęła sprawa obrazy uczuć rzymskokatolików w czasopiśmie "Machina" przez wkomponowanie fotografii piosenkarki Madonny w obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Zdarzenie to wywołało także oddźwięk w mediach, choć mniejszy i o zakresie krajowym. Przy okazji przypomniano inne rzeczywiste, lub wymyślone obrazy uczuć ludzkich dokonane w kraju lub poza jego granicami.
Równocześnie przytaczano teksty z Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, że prawo do wolności słowa jest kamieniem węgielnym każdego społeczeństwa. Podkreślano nadto, że w ramach tej wolności nie można wspierać nienawiści rasowej, narodowej i religijnej. Amnesty International wezwała wszystkich zainteresowanych, aby respektowali prawa człowieka.
Uważam także, że nie wolno obrażać nikogo, ani jego uczuć. Wiem równocześnie, że takie stanowisko zatrąca o utopię, mimo że tzw. nowoczesne prawodawstwo formalnie stoi na straży praw jednostki i wszelkich mniejszości (wyznaniowych, ideologicznych, seksualnych itp.). Prawo i ideologia sobie, a życie sobie - tak wygląda praktyka nie tylko w Polsce, podobno państwie tolerancyjnym, w którym etyka dla większości zawodów zapisana jest złotymi zgłoskami.
Co więcej, termin "etyka" jest na ustach przedstawicieli różnych środowisk. Nie trzeba jednak dokonywać głębokich analiz, aby wskazać szczególnie na polskim przykładzie rozziew między teorią a praktyką i wypunktować przypadki naruszania praw człowieka przez dyskryminację ludzkich poglądów. Polskie mniejszości wyznaniowe doskonale znają to z przeszłości, a i teraźniejszość nie jest różowa. Ograniczę się tylko do naruszania praw mariawitów.
Powołana wyżej "Rzeczpospolita" w kilku przypadkach napisała o mariawityzmie kłamliwie, m.in. w sprawie głośnego przypadku pedofilii w Markach k/Warszawy. Żądania sprostowań i przeprosin zgodne z obowiązującym prawem prasowym nie przynosiły efektu, albo powodowały sprostowania na dalekich stronach dziennika. Analogicznie "Polsat" emitujący dość niskich lotów serial o rodzinie Kiepskich naruszył dobre imię Założycielki i bronił swego stanowiska, mimo że w opinii Krajowej Rady Radia i Telewizji działanie "Polsatu" było naganne. Przykłady można mnożyć bo atakowanie różnych mniejszości w Polsce jest dość powszechne i bezkarne.
Kreśląc powyższe spostrzeżenia pragnę zwrócić uwagę na istotny fakt. Oto ludzie, lub ugrupowania mniejszościowe w Polsce nie mają wielkich szans na obronę przed kłamstwem i poniżeniem publicznym. "Sądy - jakie są - każdy widzi". Interwencje w redakcjach są zbywane milczeniem, lub półprawdami. Zapewne i ostatni wybryk "Rzeczpospolitej" odnoszący się do religii islamskiej także w Polsce przeszedłby bez echa, gdyby wobec poniżenia proroka Mahometa w prasie zachodnioeuropejskiej, państwa i organizacje światowe związane z islamem nie podjęły ostrych przeciwdziałań.
Lękając się akcji odwetowych w krajach muzułmańskich, nacisków gospodarczych i terroryzmu w Europie, zaczęto braci muzułmanów przepraszać. Tylko dlatego polscy muzułmanie mogą stawiać redakcji "Rzeczpospolitej" i rządowi warunki. Wniosek z tego wypływa jeden - to nie zasady tolerancji, lub etyka zawodowa nakazują przepraszać braci muzułmanów. To lęk przed represjami terrorystycznymi, lub gospodarczymi nakazał ułagodzić urażonych muzułmanów. Ponieważ za wyznawcami tej religii stoją określone siły znaczące na arenie światowej, nawet w Polsce uderzono się w piersi za obrazę uczuć muzułmańskich.
To nie etos, lub prawo miały tu znaczenie. Zadziałał lęk przed silniejszym i koniunkturalizm. Wobec tego wszelkie mniejszości w Polsce niech nie mają złudzeń. Przykład braci muzułmanów przepraszanych przez wszystkich nie jest do powtórzenia dla innych. Za innymi mniejszościami nie stoi siła, one zostaną bezbronne. Potwarcy i niedouczeni ulegają tylko sile i to szczególnie brutalnej. Odwołanie się bezbronnych do zasad chrześcijaństwa, czy praw człowieka jest wołaniem na puszczy. Nikt nie usłyszy. Pogwałcenie prawa zawsze się usprawiedliwi jak w bajce Krasickiego "Zawżdy się wtłumaczył, a owce pozjadał" ("Wilk i owce".)
S.G.
Niedziela Palmowa
Gdy się przybliżyli do Jerozolimy i przyszli do Betfage na Górze Oliwnej, wtedy Jezus posłał dwóch uczniów i polecił im: Idźcie do wsi, która jest przed wami. Tam od razu znajdziecie uwiązaną oślicę, a przy niej źrebię. Odwiążcie ją i przyprowadźcie do Mnie. A gdyby ktoś zwrócił wam uwagę, powiedzcie: Pan ich potrzebuje, a on zaraz je puści. Stało się tak, aby się wypełniło, co zostało zapowiedziane przez proroka: Powiedzcie córce Syjonu: Oto twój Król przychodzi do ciebie, Łagodny,siedzący na oślicy i na źrebięciu niosącej jarzmo. Uczniowie poszli i uczynili, jak im polecił Jezus. Przyprowadzili oślicę i źrebię, położyli na nie swoje płaszcze i Jezus usiadł na nich. Wielki tłum kładł też swoje płaszcze na drodze, inni ścinali gałązki z drzew i rzucali na drogę. A tłumy, które szły przed Nim i podążały za Nim, wołały głośno: Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pana. Hosanna na wysokościach! (Mt 21, 1-9)
Niedziela Palmowa jest niedzielą poprzedzającą bezpośrednio wydarzenia wielkotygodniowe i święta Wielkanocne. Niedziel poprzedzających żydowskie święta Paschy było w życiu Chrystusa wiele. Przybywał do świątyni wraz z rodzicami jako Dziecię i kilka razy był w niej w czasie swej publicznej działalności. Palmowa niedziela była jednak jedyną w życiu Pana Jezusa - poprzedzała ona Jego mękę i śmierć na drzewie krzyża. Wydarzenia tej niedzieli, zachowanie się tłumów ludzi a także samego Chrystusa, było dla apostołów czymś niezwykłym. Wydarzenie to zanotowali wszyscy czterej ewangeliści (Mt, 21, 1-11; Mk 11, 1-11; Łk. 19, 29-40; J 12, 12-19).
Na kilka, a niekiedy i kilkanaście dni przed świętem Paschy pobożny lud izraelski ściągał z różnych stron Palestyny, a nawet z całego ówczesnego świata, do Jerozolimy, aby poddać się oczyszczeniu i móc należycie odbyć te święta. Mieli więc owi pielgrzymi wiele czasu i na poddanie się rytualnemu oczyszczeniu, i na modlitwę, i na zapoznanie się z wieloma sprawami nurtującymi ówczesne życie religijne.
Wielu z nich, przedwcześnie przybyłych na święta, było świadkami wspaniałego cudu wskrzeszenia Łazarza, którego ciało znajdowało się już w rozkładzie (J 11, 39). Inni, dowiedziawszy się o tym, chodzili oglądać Łazarza i wielu z nich uwierzyło w Chrystusa. Oni też - nie wiedząc o tym, że wypełniają plan Boży - wytworzyli tę specyficzną atmosferę palmowej niedzieli. Atmosferę radosnego podniecenia politycznego i religijnego zarazem. Tłum ludzi prostych, który już nie raz zetknął się z Chrystusem i Jego cudami, olśniony tym ostatnim cudem daje wyraz swej radości pomimo zakazów i nakazów Rady Najwyższej.
Wcześniej, w innym miejscu, lud nakarmiony chlebem cudownie rozmnożonym przez Chrystusa - dając wyraz swym uczuciom - chciał Go obwołać królem. Jezus nie przyjął ani tych oznak zachwytu ani chęci wyniesienia Go na wodza. Inaczej postępuje Chrystus Pan w palmową niedzielę. Dotychczas przybywał Jezus do Jerozolimy tak jak wszyscy inni pielgrzymi - nie szukał i nie chciał wyróżnienia. Odmiennie rzecz się miała w tę niedzielę. Chrystus wiedział, że to jest Jego ostatnie wejście do tego miasta, że te zbliżające się święta są dla Niego ostatnie, i chciał, aby wszystko co przepowiedzieli prorocy o Mesjaszu jawnie się na Nim do końca wypełniło.
Wysyła więc uczniów do pobliskiej wioski, leżącej niejako na peryferiach miasta, aby przyprowadzili oślicę z osiołkiem, które uwiązane były u wrót zagrody. W tamtych czasach - uwiązany u furty zagrody osiołek - to widok powszechny. Wjeżdża zatem Chrystus do Jerozolimy - zgodnie z tym co przepowiedział prorok - na osiołku, jako król cichy, książę pokoju. Wjeżdża wśród okrzyków radosnych najbliższych przyjaciół, jak również tłumów ludzi, którzy wyszli na Jego powitanie. "Hosanna Synowi Dawidowemu! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie". Oto najczęściej powtarzane okrzyki, a wyrażające najlepiej nadzieje polityczno-religijne. Raduje się więc lud, że oto ma wśród siebie tak wspaniałego Męża. Męża tylu tak wielkich cudów, które potwierdzają, że Bóg dalej się tym narodem interesuje i opiekuje.
Żaden z królów izraelskich a pewnie i wszystkich innych narodów świata nie był tak szczerze i spontanicznie witany jak ten Król Chrystus. A dziwny to Król, nie taki jak ówcześni byli, bo i inne Jego Królestwo.
Królowie tego świata nie jeździli i w tamtych czasach na osiołkach lecz na koniach lub wielbłądach z uzbrojoną przyboczną strażą. To im dodawało powagi i w ten sposób okazywali swoją wyższość nad innymi ludźmi. Zewnętrznym splendorem wymuszali niejako u poddanych dla siebie szacunek i posłuch.
Chrystus zaś wjeżdża na zwierzęciu powszechnie używanym przez wszystkich obywateli. Nie ma pancerza zbrojnego sam, ani Jego przyboczna straż idąca piechotą - apostołowie. Jego tarczą zbrojną i mieczem jest słowo prawdy, chwałą są cuda zdziałane, a obrońcą i strażą jest sam Bóg!
Raduje się więc lud izraelski widokiem Chrystusa. Wdzięczność swą wyraża poprzez radosne okrzyki i ustrojenie drogi zielenią gałązek palmowych i oliwnych, a zamiast dywanów rozpościera szaty swoje na drodze, by okazać całkowite oddanie się Chrystusowi Panu.
Tryumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy był wielkim przeżyciem dla apostołów. Oto widzą swojego Mistrza otoczonego tak powszechną chwałą i radosnym uwielbieniem. Takiego Chrystusa oni chcieli zawsze widzieć i takiemu służyć i z takim królować. Dziś tryumfuje prawda, sprawiedliwość, cnota, światłość.
Ta ogólna radość, akceptowana i przyjmowana przez Chrystusa, nie udziela się jednak Jemu samemu. On widział i wiedział jak zmiennym jest i będzie ten lud. On widział swoją drugą drogę i pochód ostatni na górę Golgotę, w którym jeśli nie wszyscy to większość z tych ludzi weźmie udział, lecz nikt z nich nie wystąpi w Jego obronie. Zapomną o tych dzisiejszych radosnych hasłach i okrzykach, nie przeciwstawią się wrogim nastrojom i wołaniu: "Ukrzyżuj Go! (...) Krew Jego na nas i na synów naszych (Mt 27, 25; Mk. 15, 12-14).
Chrystus widzi jak w tym drugim pochodzie jego apostołowie będą wylęknieni i rozproszeni, jak bezsilni ci, których wskrzesił, dziesiątki tych których uwolnił od duchów nieczystych, których uzdrowił od trądu i tylu różnych chorób i niemocy. Nikt z nich nie przeciwstawi się okrzykowi "Ukrzyżuj"! okrzykiem "Hosanna", a "Krew Jego..." - "błogosławiony", choć mogliby to uczynić i powinniby zaprotestować dokonującej się niesprawiedliwości i zbrodni. Nikt z nich tego nie uczyni. Ale to nastąpi dopiero w Wielki Piątek. W Palmową Niedzielę jest to znane tylko Chrystusowi. W Wielki Piątek zdaje się tryumf odnosić duch ciemności, oszczerstwa i niesprawiedliwości.
Podobnie rzecz się ma i z Kościołem i chrześcijaństwem całym. Bywały wieki kiedy chrześcijanie byli udręczeni prześladowaniami, potem przychodziły wieki wyniesienia Kościoła. Religia chrześcijańska uzyskała rangę religii panującej, państwowej. Był to dla chrześcijaństwa czas, rzec by można, Palmowej Niedzieli. Czas powszechnego uwielbiania Chrystusa, czas radości i zadowolenia z przynależności do Jego Kościoła.
Bywały też lata i wieki, które można by przyrównać do Wielkiego Piątku, w których Chrystus i wszystko co z nim związane usiłowano usunąć poza nawias społecznego życia. Usiłowano udowodnić, że Jezus jako osoba historyczna nigdy nie istniał, usiłowano sprowadzić problem Chrystusa do rzędu legend i mitów, a Jego Kościół do rzeczy przestarzałych, nieużytecznych i niepotrzebnych. W ciągu wieków istnienia chrześcijaństwa ta palmowa niedziela i wielki piątek się przeplatają.
W naszym życiu bywa także podobnie. Bywają okresy kiedy z radością śpiewamy Chrystusowi hosanna, i kiedy jawnie i otwarcie przyznajemy się, że jesteśmy Jego uczniami i wyznawcami Jego Kościoła Mariawickiego. Gotowi jesteśmy poświęcić dla chwały Bożej całe swoje życie i majętność swoją. Czujemy się szczęśliwi, że nas wybrał i wezwał do Dzieła Wielkiego Miłosierdzia. Szczęśliwi, pomimo że obok nas idą ludzie, którzy nie śpiewają razem z nami hosanna Chrystusowi Eucharystycznemu, którzy są obojętni lub wrogo ustosunkowani do czci Przenajświętszego Sakramentu. To jest nasza Palmowa Niedziela, która u jednych trwa całe życie, a u innych tylko w pewnych okresach.
Przychodzi Wielki Piątek, tj. czas wzmożonej aktywności z zewnątrz i wewnątrz nas przeciw Chrystusowi, przeciw Dziełu Miłosierdzia. U różnych ludzi dzieje się to w różnych okresach ich życia. Ludzie młodzi najczęściej przeżywają to doświadczenie w okresie zawierania małżeństw. Jest to okres, który zadecyduje o dalszych losach ich życia, o tym czy będą wołać "ukrzyżuj", "uwolnij Barabasza", czy też w milczeniu wśród ogólnej wrzawy pójdą do stóp Krzyża Chrystusowego jako wierne Jego dzieci, miłując Jego Dzieło. Dla tych którzy zdecydowali się na zbrodnię ukrzyżowania niewinnego Chrystusa usprawiedliwieniem miało być twierdzenie: "przyjdą Rzymianie i wezmą nasze święte miejsce i naród (...) lepiej żeby jeden zginął za lud, a nie cały naród zginął".
Ci, którzy w wyniku kryzysu "wielkopiątkowego" opuszczają Chrystusa i Jego Dzieło Miłosierdzia, usprawiedliwiają się mówiąc: "i tu się modlą do Boga, i tam się modlą do Boga; i tu jest Bóg, i tam".
Żydzi krzyżujący Chrystusa też wierzyli w Boga, ale nie poznali znaków czasu danych przez Niego i dlatego zabili Syna Bożego chcąc wyświadczyć niejako przysługę Bogu. Rozsądźcie to podobieństwo sami.
W każdą Niedzielę Palmową przychodzimy do kościoła z bukietami rozwijających się gałązek palmowych. Gałązki palmowe oznaczają symboliczne zwycięstwo Chrystusa Pana nad śmiercią, a oliwne - że łaska Ducha świętego wylana została na świat. My przychodząc z tymi palmami chcemy zaświadczyć, że gotowi jesteśmy razem z tamtymi ludźmi śpiewać Panu Jezusowi "hosanna", uwielbiać Go i prosić o Jego błogosławieństwo.
Nie zapominajmy też towarzyszyć Chrystusowi w Jego pochodzie wielkopiątkowym, lecz nie w charakterze tych, którzy Mu złorzeczą, lub bezmyślnych świadków, ale w charakterze współczujących i współcierpiących ze swym Mistrzem uczniów. Drogę na górę Golgotę w Wielki Piątek podjął Chrystus dla nas i za nas. Przybliżmy się więc do Jezusa dźwigającego krzyż, abyśmy mogli korzystać z owoców Jego Męki i radować się Zmartwychwstaniem.
Bp M. Włodzimierz Jaworski
Nieco o fałszowaniu, lub nieznajomości historii
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 29 grudnia 2005 r. podjął uchwałę w sprawie uczczenia 350 rocznicy zakończenia oblężenia Jasnej Góry (Monitor Polski nr 1 z 2006 r. poz.2). W uchwale tej polski parlament złożył hołd wierze i heroizmowi obrońców kierowanych przez przeora Kordeckiego i wyraził nadzieję, że wydarzenia te pozostaną nadal istotnym źródłem patriotycznych postaw młodego pokolenia Polaków. Tyle i aż tyle można wyczytać z powołanej uchwały.
Przejdźmy do realiów. Sprawa obrony Jasnej Góry przed Szwedami w 1655 r. była przedmiotem wielu sporów naukowych i popularno-naukowych. Mit ważności tej obrony, narastający w historii Polski od XVII w. od ponad 100 lat jest podważany. Na temat obrony Jasnej Góry zajmowali stanowisko także mariawici w okresie przed II wojną światową i po niej. Przypomnę Czytelnikom, że w związku z obchodami 1000-lecia Państwa Polskiego, w "Mariawicie" (nr 3 z 1966 r. i nr 5 z 1966 r.) zamieszczono dwa artykuły na ten temat. Jeden był mego autorstwa.
Przedwojenne wypowiedzi mariawickie o obronie Jasnej Góry, jak i te z 1966 r. zostały odnotowane w "Bibliografii piśmiennictwa oblężenia Jasnej Góry w 1656 r. oraz jej obrońcy o. A. Kordeckiego" ,wyd. Akademii Teologii Katolickiej, Warszawa 1979 r. Oceny przyczyn i skutków tego oblężenia dokonywali w minionych latach także uczeni niezależni ideologicznie. Dzięki tym pracom udało się wyprowadzić wnioski, które mają niewiele wspólnego, pod względem meritum, z mitem zakorzenionym w świadomości społecznej i treścią wspomnianej uchwały Sejmu z 2005 r. Można obronić skutecznie tezę, że podważają one zasadność uchwały sejmowej.
Historia nie należy do dziedzin lubianych przez społeczeństwo. Wobec tego, w skrócie, pragnę przypomnieć kilka faktówz historii Polski z XVII wieku. Sądzę, że nie znudzę tym Czytelnika, a równocześnie uzasadnię tytuł tego artykułu.
Wojna polsko-szwedzka rozpoczęła się w 1655 r. od klęsk wojsk polskich i zdrady prawowitego króla przez poddanych (polską magnaterię, szlachtę, duchowieństwo). Poddały się Szwedom obie stolice Polski: rzeczywista - Warszawa i historyczna - Kraków. Magnateria litewska, na czele z hetmanem Januszem Radziwiłłem, kolaborowała z napastnikami i rozważała rozwiązanie unii polsko-litewskiej.
W wyniku rozwoju wypadków król Jan Kazimierz, wraz z wiernym otoczeniem, znalazł się na emigracji w Głogówku na Śląsku. Przed opuszczeniem kraju król wzmocnił militarnie twierdzę jasnogórską (wprowadzenie dodatkowej artylerii o dużym kalibrze zasięgu).Miało to uzasadnienie wojskowe, ponieważ twierdza ta, wraz z innymi zamkami na jurze częstochowsko-krakowskiej, zabezpieczała królowi powrót do kraju. Dla odmiany o. paulini, w obawie przez skutkami wojny, wywieźli "cudowny obraz" Matki Boskiej poza granice kraju, do Nysy.
Bezsporne od pewnego czasu jest (badania m.in. prof. A. Kerstena), że paulini po zdobyciu przez Szwedów Krakowa, złożyli królowi szwedzkiemu Karolowi Gustawowi akt poddańczy. Akt ten zawierał wyrzeczenie się przez zakonników prawowitego króla Jana Kazimierza i uznanie władzy szwedzkiego Karola Gustawa, niezależnie od wyników przyszłej, ewentualnej elekcji na tron Polski. W dokumencie poddaństwa władcy szwedzkiemu paulini zobowiązywali się także do posłuszeństwa i przyrzekali danie posiłków w ludziach i pieniądzach. Był to akt zdrady narodowej i pogwałcenie przysięgi złożonej prawowitemu królowi.
Za akt poddaństwa strona szwedzka "zapłaciła" paulinom aktem gwarancji (salwagwardia) - swoistej nietykalności terenu klasztoru (twierdzy) jasnogórskiego. Dysponując tą gwarancją, przeor Koredcki nie zaniedbywał jednak starań o umocnienie twierdzy jasnogórskiej, zabiegając nawet o dotację od przebywającego na emigracji Jana Kazimierza. Dotację te otrzymał. W konsekwencji o. Kordecki wykorzystywał materialnie każdą ze stron konfliktu (szwedzką i polską) w celu przysporzenia korzyści klasztorowi.
Rozwój wypadków wojennych nakazał królowi szwedzkiemu opanowanie twierdz na granicy Polski ze Śląskiem. W rozkazie do gen Mullera król szwedzki nakazał opanowanie m.in. Częstochowy przez wprowadzenie tam ograniczonego garnizonu szwedzkiego. Próba zajęcia przez zaskoczenie twierdzy jasnogórskiej przez oddział jazdy Wrzesowicza w listopadzie 1655 r. nie powiodła się.
Wobec tego gen Muller rozpoczął oblężenie. Była to raczej blokada z uwagi na brak w wojsku gen Mullera wystarczającej do oblężenia ilości piechoty i artylerii. O zamknięciu bram twierdzy przed Szwedami zdecydowali dowódcy wojsk przesłanych przez Jana Kazimierza i zgromadzona w twierdzy okoliczna szlachta.
W trakcie tej blokady toczyły się rozmowy między paulinami, a stroną szwedzką. Paulini, odwołując się do rozkazu Karola Gustawa nakazującego zajęcie Częstochowy podnosili, że Jasna Góra stanowi oddzielny obiekt od tego miasta i nie może być objęta tym rozkazem. Ponadto wskazywali na wspomnianą salwęgwardię wydaną paulinom za zdradę króla polskiego, a gwarantującą bezpieczeństwo klasztorowi. Gen Muller argumentował, że wojsko szwedzkie wprowadzone do twierdzy jasnogórskiej zapewni zakonnikom bezpieczeństwo.
Obroną twierdzy jasnogórskiej nie kierował przeor Kordecki. Kierownictwo obrony leżało w rękach dowódców świeckich: P. Czarnieckiego i S. Zamoyskiego. Ilość wojska i artylerii w twierdzy jasnogórskiej wystarczała do obrony tego rodzaju obiektu. Obrońcy przeważali nad wojskami szwedzkimi ilością i kalibrem artylerii, zapasami amunicji i wyżywienia. Nadto w oblegającym wojsku szwedzkim były pułki polskie, które przeszły na służbę Karola Gustawa. Żołnierze z tych pułków często nie wykonywali szwedzkich rozkazów.
Ostatecznie Szwedzi w końcu grudnia 1655 r. odstąpili od bezskutecznej blokady i próby zajęcia Jasnej Góry. Skutki tej blokady dla klasztoru nie były groźne. Szkody materialne nie były duże z uwagi na brak w obozie szwedzkim artylerii zdolnej do niszczenia murów. Straty w ludziach też były niewielkie (podobno 4 zabitych - P. Wroński-Cud jasnogórski, Gazeta Wyborcza nr 293 z dnia 17-18.XII.2005 r.). Uważa się, że obrońcy bardziej szkodzili oblegającym wojskom szwedzkim, niż one klasztorowi. Wynikało to z proporcji uzbrojenia wypadającej na korzyść obrońców.
Legendę obrony Jasnej Góry rozpoczęło dzieło przeora Kordeckiego pt. "Nowa Gigantomachia", a ugruntowały m.in. opisy sienkiewiczowskiego "Potopu". W wyniku tego rodzaju manipulacji literackiej obrona ta urosła do punktu zwrotnego w wojnie polsko-szwedzkiej z lat 1655-1658. Zapomniano, lub chciano zapomnieć o pogwałceniu przez paulinów przysięgi złożonej królowi Janowi Kazimierzowi.
Schowano głęboko pod "historyczne sukno" fakt, że tenże sam ks. Kordecki jeszcze raz wystąpił przeciw prawowitemu królowi Polski. Zamknął mianowicie w 1665 roku bramy twierdzy jasnogórskiej przed wojskami króla Jana Kazimierza w czasie rokoszu Lubomirskiego. Czynem tym ks. Kordecki wydał wojska królewskie na klęskę pod murami Jasnej Góry w starciu z buntownikami (J. Kłaczewski-Jerzy Sebastian Lubomirski, Warszawa 2002 rok). Mimo tego wydarzenia ks. Kordecki został promowany na bohatera narodowego wbrew prawdzie.
Gruntowne badania naukowe wykazały, że atak szwedzki na Jasną Górę w 1655 r. nie wzbudził oburzenia w kraju, ani nie był sygnałem do powszechnej walki ze Szwedami. Fakt oblężenia dopiero w przyszłości stał się, przez stworzenie mitu, ogniwem wiodącym w historii wojny z 1655 r. Dowody na mechanizm tworzenia tego mitu można znaleźć w wielu opracowaniach, szczególnie w pracy prof. A. Kerstena - "Szwedzi pod Jasną Góra 1655 r.", Warszawa 1975 r. lub prof. O. Górki - "Legenda a rzeczywistość obrony Częstochowy w 1655 r.", Warszawa 1957 r.
Wobec takich niepodważalnych dowodów co najmniej zdziwienie budzi przytoczona uchwała Sejmu gloryfikującą zdradę państwową (złożenie przez paulinów przysięgi na wiernośćnajeźdźcy szwedzkiemu). Dopatrzenie się w postawie ks. Kordeckiego elementów patriotyzmu wydaje się pomyleniem pojęć. Brak wiedzy historycznej u autorów tej uchwały poraża.
Trzeba jednak stwierdzić, że w historii Polski funkcjonuje kilka mitów promujących niezasadnie określone osoby. I tak bp Stanisław Szczepanowski, uznany za świętego i patrona Polski, w praktyce zdradził króla Bolesława Śmiałego i występował wraz z cesarzem niemieckim przeciw papieżowi. W konsekwencji działania bpa Szczepanowskiego spowodowały osłabienie państwa i utratę przez Polskę korony królewskiej. Przypadek ks. Kordeckiego i paulinów opisałem wyżej.
Mamy jeszcze mit ks. Skorupki, który podobno stanął na czele wojska i spowodował zwycięstwo Polski w 1920 roku w bitwie warszawskiej. Zapomniano tylko - budując ten mit - że duchowny chrześcijański zagrzewający do boju narusza zasady wiary - "nie zabijaj". Poza tym rola ks. Skorupki - jako kapelana wojskowego - w bitwie warszawskiej nie była wiodąca.
W kręgach nawet ludzi nauki funkcjonuje jeszcze jeden mit; o popieraniu mariawitów przez zaborczy rząd carski. Dowodu na to poparcie brak, ale nie przeszkadza to powtarzaniu tego twierdzenia. Powstaje w tej sytuacji paradoks. Oto są historyczne dowody obalające mity bp Szczepanowskiego, ks.Kordeckiego i ks.Skorupki. Nie ma dowodu na mit prorosyjskości mariawitów. Mimo tego mity te propaguje się z zapałem wartym lepszej sprawy. Propagatorzy mitów nie zrażają się tym, że kłamią.
Usprawiedliwia ich zapewne teza jezuickiego filozofa z XVII wieku Escobara, że dla korzyści Kościoła nawet życie ludzkie nic nie znaczy.
A. Starczewski
Pro publico bono
Coraz więcej i coraz częściej mówi się o ludziach potrzebujących pomocy i o tych, którzy im tę pomoc niosą. Ale cudze chwalicie a swego nie znacie. Także nasi kapłani przyłączają się do wielu akcji charytatywnych a niekiedy sami są ich inicjatorami.
Tak właśnie dzieje się w Pepłowie. Proboszcz tutejszej parafii, kapł. M. Gabriel Grabarczyk bierze czynny udział w życiu społecznym i kulturalnym zarówno parafii jak i gminy Bodzanów.
A zaczęło się całkiem zwyczajnie. Zlikwidowano szkołę podstawową, w której prowadził lekcje religii nasz kapłan. Czyli zlikwidowano miejsce pracy (której bardzo brakuje) i miejsce nauki dzieci, które miały dojeżdżać po kilka a nawet kilkanaście kilometrów do innych szkół. Należy też dodać, że pierwsza szkoła na naszych ziemiach była prowadzona przy parafii w Pepłowie przez siostry mariawitki. W marcu 2003 r. dla ratowania szkoły powstało stowarzyszenie "Nasza szkoła", którego członkiem, organizatorem, a w końcu i prezesem został kapł. M. Gabriel. Funkcję tę pełnił do października 2004 roku, kiedy to został dyrektorem Niepublicznej Szkoły Podstawowej w Nowym Kanigowie. Ponieważ szkoła utrzymuje się tylko z subwencji oświatowej pieniędzy jest bardzo mało, dlatego nauczyciele zgodzili się na stawkę godzinową za wykonywaną pracę, a kapłan zupełnie zrzekł się wynagrodzenia za sprawowanie obowiązków dyrektora. Jest to jedyny znany mi dyrektor - wolontariusz.
Szkoła w Nowym Kanigowie jest jedyną w gminie Bodzanów, niepubliczną szkołą podstawowa, w której jest sześć klas i oddział przedszkolny.Organem prowadzącym placówkę jest od września roku szkolnego 2004/05 stowarzyszenie lokalne "Nasza Szkoła".
Mimo wielu trudności, małej liczby uczniów szkoła tętni życiem. Odbywa się w niej wiele uroczystości typowo szkolnych, jak również imprez dla środowiska oraz dla uczniów ze wszystkich szkół naszej gminy, np. odbył się Wiejski Piknik Europejski, który stał się ważnym wydarzeniem kulturalnym i edukacyjno - rekreacyjnym.
W maju 2004 r. zrealizowane zostały dwie duże imprezy - plener rzeźbiarski dla młodzieży szkół podstawowych, gimnazjów oraz uczestników Warsztatów Terapii Zajęciowej przy Domu Pomocy Społecznej w Miszewie Murowanym. Głównym organizatorem było Stowarzyszenie "Twoja Gmina" przy współpracy Fundacji Ana Libbii i Stowarzyszenia "Nasza szkoła". Również w maju odbył się Tydzień Europejski, zorganizowany przez Płocki Uniwersytet Ludowy, Stowarzyszenie "Solaris" i Stowarzyszenie "Nasza Szkoła". Na początku czerwca Fundacja Ana Libbii i Stowarzyszenie "Nasza szkoła" zorganizowały bezpłatny tygodniowy wyjazd dla dzieci w ramach akcji Zielona Szkoła do Zakopanego oraz Wiednia.
Od października 2005 roku w szkole ruszył projekt "Sobota z kulturą w naszej wsi" organizowany w ramach programu "Kultura na prowincji". Głównym celem tego projektu są spotkania środowiska lokalnego z ludźmi szeroko rozumianej kultury. Do pomocy przy realizacji tego programu kapł. M. Gabriel zaprosił młodzież z Państwowej Szkoły Muzycznej z Płocka, Chór PWSZ w Płocku, zespół wokalno - muzyczny z Publicznego Gimnazjum w Miszewie Murowanym, Zespół Pieśni i Tańca "Dzieci Płocka", młodzież z Niższego Seminarium Duchownego z Sikorza, chór Kościoła Prawosławnego z Płocka oraz właściciela kina objazdowego.
Szkoła w Kanigowie jako jedyna w gminie Bodzanów otrzymała tytuł i certyfikat "Szkoły z klasą". Ta placówka stanowi podłoże rozwoju polityki kulturowej na terenie naszej gminy i jest jednym z niewielu ośrodków animatorów kultury w lokalnym środowisku. Z inicjatywy kapł. M. Gabriela Stowarzyszenie "Nasza Szkoła" już kolejny raz brało udział w ogólnopolskiej zbiórce żywności, która organizowana jest przed świętami Bożego Narodzenia. Dzięki jego staraniom objęto pomocą żywnościową 60 rodzin z naszego terenu. Z Banku Żywności sprowadzane są partie produktów spożywczych po około 2 tony raz na dwa miesiące. W paczkach znajduje się ryż, mleko, konserwy, mąka, makaron, śmietana oraz słodycze dla dzieci.
Uczniowie, pod opieką kapłana oraz nauczycieli i rodziców, przyłączyli się najpierw do Gminnej Orkiestry Świątecznej Pomocy a w ubiegłym roku do akcji ogólnopolskiej. Myślę, że mimo niewielkiej liczby dzieci, szkoła może pochwalić się na tym polu dużymi sukcesami. W rywalizacji międzyszkolnej uczniom z Kanigowa udało się zebrać największą kwotę pieniędzy w przeliczeniu na dziecko w szkole.
Niedawno został też zatwierdzony projekt świetlicy wiejskiej, w której będą działały różne koła zainteresowań. Ma ona być alternatywą dla alkoholu, bezczynności i nudy. Jej otwarcie przewiduje kapłan na czerwiec tego roku.
Kapł. M. Gabriel Grabarczyk. jest ciągle pełen pomysłów i nadziei, że można coś zmienić w naszej szarej rzeczywistości. A pracę należy zacząć od podstaw, od naszego własnego podwórka. Życzymy mu dużo powodzenie i wytrwałości w dalszej pracy.
Wolontariuszka - Ania G.
Święta kościelne w I kwartale, które nie są dniami wolnymi od pracy.
6 stycznia - Objawienie Pańskie (Trzech Króli)
W Ewangelii wg św. Mateusza (2, 1-12) napisane jest, że po narodzeniu Jezusa trzech mędrców ze Wschodu przybyło oddać pokłon nowo narodzonemu Mesjaszowi. Zgodnie ze starożytnymi przekazami Mędrcy ci: Kacper, Melchior i Baltazar byli królami, dlatego święto określane jest mianem Trzech Króli. Uroczystość nazywana jest także świętem Objawienia Pańskiego, gdyż w tym samym dniu, ale nie w jednym roku Jezus Chrystus objawił ludziom chwałę swego Bóstwa: 1. przez cudowną gwiazdę i natchnienia swej łaski; 2. w czasie przyjęcie chrztu od św. Jana, kiedy otworzyły się niebiosa i dał się słyszeć głos z nieba (Mt 3, 13-17); 3. przez pierwszy publiczny cud w Kanie Galilejskiej (J 2, 1-11).
Królowie ofiarowali Jezusowi swoje dary: złoto, kadzidło i mirrę. Miały one symboliczne znaczenie. Ofiarowano Chrystusowi złoto, jako Królowi, założycielowi powszechnego Kościoła, duchowego Królestwa na ziemi, kadzidło jako Bogu, mirrę używaną przy balsamowaniu ciał, jako człowiekowi mającemu ulec śmierci. Te upominki są też symbolem ofiar wewnętrznych, które codziennie należy składać Jezusowi: złoto miłości, kadzidło modlitwy i mirrę umartwienia.
Początki święta Trzech Króli sięgają IV wieku. Dopiero jednak od VIII w. święto to na stałe weszło do kalendarza Roku kościelnego. W tym dniu w kościołach czytany jest fragment z Księgi Izajasza (roz. 60) i drugi rozdział Ewangelii wg św. Mateusza. Poświęca się kadzidło, złoto i kredę, którą później na drzwiach mieszkania pisze się symbole K+M+B wraz z datą bieżącego roku. Napis ten ma świadczyć o tym, że mieszkają tu chrześcijanie pragnący żyć w nowym roku pod znakiem Bożego błogosławieństwa.
Modlitwa z Mszału Mariawickiego
Boże, któryś w dniu dzisiejszym Jednorodzonego Syna Twego za pośrednictwem gwiazdy objawił, zezwól miłościwie nam, którzyśmy już przez wiarę poznali Ciebie, żebyśmy do oglądania Oblicza Twojego Majestatu byli doprowadzeni. Przez tegoż Pana naszego Jezusa Chrystusa Syna Twojego, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego Bóg po wszystkie wieki wieków. Amen.
2 lutego - Ofiarowanie Pańskie, Matki Bożej Gromnicznej (Łk, 2, 22-38)
Według prawa Mojżeszowego wszyscy pierworodni synowie powinni być poświęceni na służbę Pańską. Gdy jednak później przeznaczono do sprawowania obrzędów kapłańskich pokolenie Lewi, pierworodnych synów ofiarowywano Panu Bogu, a następnie wykupywano ich składając stosowną ofiarę. Inny przepis tego prawa nakazywał każdej matce, która urodziła syna po upływie czterdziestu dni stawić się w świątyni i za swoje oczyszczenie przynieść ofiarę. Stosownie do obowiązujących przepisów Najświętsza Maryja Panna przyszła do kościoła jerozolimskiego, trzymając na ręku swe Boskie Dzieciątko, a św. Józef przyniósł dwa gołąbki, ofiarę ubogich i złożył pięć syklów srebra.
W owym czasie mieszkał w Jerozolimie pewien sprawiedliwy i pobożny starzec, Symeon. Był to mąż bardzo świątobliwy, który z wielkim upragnieniem oczekiwał przyjścia Mesjasza. Duch Św. objawił mu, że nie umrze, aż ujrzy Chrystusa Pana. I oto teraz, gdy Najświętsza Maryja Panna ze św. Józefem przyszła do świątyni, Symeon z natchnienia Bożego poznał w przyniesionym Dzieciątku Zbawiciela świata, wziął Go na ręce swoje i wielbił Boga, mówiąc: "Teraz Panie, dozwól mi spokojnie umrzeć według obietnicy Twojej, gdyż oczami swoimi oglądałem Zbawiciela, któregoś przyobiecał wszystkim narodom, jako światłość na oświecenie pogan i chwałę ludu izraelskiego."
Następnie św. starzec zwrócił się do Józefa i Maryi, i błogosławił ich. Przy tym wyrzekł następujące proroctwo o Zbawicielu: "Oto ten położon jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą; a duszę Twą własną - powiedział Matce Boskiej - przeniknie miecz" (Łk 2, 34). Święto przyjęte zostało w Kościele zachodnim w VII w. Nazywane jest świętem Ofiarowania Pańskiego, Oczyszczenia Najświętszej Maryi Panny lub Matki Boskiej Gromnicznej. W kościołach w tym dniu przed rozpoczęciem Mszy św. poświęcane są świece nazywane gromnicami. Są one symbolem Chrystusa Pana, światłości świata i dlatego wkłada się je do ręki konającym. Ponieważ zapala się je również w czasie burzy, więc od słowa grom otrzymały nazwę gromnic.
Środa Popielcowa
Popielec, dzień rozpoczynający okres Wielkiego Postu, przypada w środę po Pięćdziesiątnicy. Tego dnia odbywa się poświęcenie popiołu i posypywanie głów, podczas którego kapłan wypowiada formułę: "Pamiętaj człowiecze, że prochem jesteś i w proch się obrócisz".
Wielki czterdziestodniowy Post, ustanowiony jest na pamiątkę i cześć postu Jezusa Chrystusa na puszczy i dla przygotowania nas do godnego obchodu święta Wielkanocy. Podczas Mszy św. odprawianej w środę popielcową czytana jest lekcja z Księgi Joela i fragment Ewangelia wg św. Mateusza.
"Przeto i teraz jeszcze - wyrocznia Pana: Nawróćcie się do mnie całym swym sercem, przez post i płacz, i lament. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty! Nawróćcie się do Pana, Boga waszego! On bowiem jest łaskawy, miłosierny, nieskory do gniewu i wielki w łaskawości, a lituje się na widok niedoli." (Jl 2, 12-13).
"W czasie postu nie bądźcie posępni jak obłudnicy, którzy przybierają ponury wygląd, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zapewniam was, już otrzymują swoją nagrodę. Ty natomiast w czasie postu namaść głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, lecz Ojcu, który widzi to, co ukryte i wynagrodzi tobie. Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą, a złodzieje włamują się i kradną. Ale gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą, a złodzieje nie mogą się włamać ani ukraść. Gdzie bowiem jest twój skarb, tam będzie i twoje serce" (Mt 6, 16-21).
Zwyczaj posypywania głów popiołem znany był już w starożytności - u Greków, Żydów i Egipcjan. W liturgii Kościoła katolickiego obrzęd ten spotykamy w VII w., a dla całego Kościoła wprowadził go papież Urban II na synodzie w Benewencie w 1091 r.
25 marca - Zwiastowanie NMP
25 marca Kościół obchodzi zstąpienie na ziemię Archanioła Gabriela, który zwiastował Maryi, że zostanie Matką Zbawiciela. Tego też dnia, Syn Boży mocą Ducha Świętego przyjął ludzkie ciało i ludzką duszę. Jest to wiec święto podwójne: zwiastowania macierzyństwa Najświętszej Maryi Pannie i wcielenia Syna Bożego.
Datę święta Kościół ustanowił umownie. Przyjęto okres trzech miesięcy po Bożym Narodzeniu, aby od wcielenia Chrystusa do Jego narodzenia był czas 9 miesięcy. Uroczystość Zwiastowania wprowadzono najpierw w Kościele Wschodnim (V w.). Na Zachodzie święto to wprowadził papież Grzegorz Wielki pod koniec VI wieku.
W Lekcji z tego dnia (Iz 7, 14-15) czytamy: "Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel. Mleko i miód spożywać będzie, aż się nauczy odrzucać zło, a wybierać dobro". Prorok Izajasz, żyjący 700 lat przed przyjściem na świat Chrystusa Pana w sposób uroczysty przepowiedział tu, że obiecany Mesjasz narodzi się z niewiasty, która zawsze pozostanie Panną, i będzie się nazywał Emmanuel, tj. Bóg z nami. Nie przestając być Bogiem stanie się On i prawdziwym człowiekiem, i jako taki będzie w pierwszych latach swego życia, nim przyjdzie do wieku mogącego odróżnić dobre od złego, spożywać mleko i miód, podobnie jak inne dzieci.
"W szóstym miesiącu Bóg posłał anioła Gabriela do Nazaretu, miasta w Galilei, do panny imieniem Maria, zaślubionej Józefowi z rodu Dawida. Kiedy anioł przyszedł do niej, powiedział: Bądź pozdrowiona, obdarowana łaską, Pan z tobą. Zatrwożyły ją te słowa i zastanawiała się, co mogłoby znaczyć to pozdrowienie. Wtedy anioł powiedział: Nie bój się, Mario znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i urodzisz syna, i nadasz Mu imię Jezus. Będzie On wielki i zostanie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego Praojca Dawida.
Będzie królował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca. Wtedy Maria zapytała anioła: Jak to się stanie, przecież nie znam jeszcze mężczyzny? Anioł odpowiedział: Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego zakryje cię jak obłok, a Święty który się narodzi nazwany będzie Synem Boga. Również twoja krewna Elżbieta, mimo podeszłego wieku, od sześciu miesięcy spodziewa się syna, a przecież jest uważana za bezpłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Na to Maria odpowiedziała: Oto ja służebnica Pana, niech mi się stanie według twego słowa. Wtedy odszedł od niej anioł" (Łk 1, 26-38).
Tajemnica Wcielenia Syna Bożego, którą w tym dniu zwiastował Anioł Gabriel NMP jest początkiem i źródłem wszystkich innych tajemnic. Dla codziennego jej rozpamiętywania, w celu podziękowania Jezusowi Chrystusowi za nieocenione dobrodziejstwo Wcielenia, i uczczenia najczystszej Jego Matki, odmawia się trzykroć na dzień modlitwę zwaną Anioł Pański.
Opr. P.Jaworska
Mariawityzm na Litwie
Szanowna Redakcjo!
Nazywam się Piotr Pałgan i jestem studentem Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie (wydział filologii). Jestem osobą bezwyznaniową, ale od pewnego czasu intryguje mnie fenomen Mariawityzmu, a zwłaszcza aspekt społeczny wyznania mariawickiego w pierwszych dziesięcioleciach istnienia Kościoła. Sam pochodzę z Częstochowy, a w naszych stronach mariawici z Gniazdowa i Starczy słyną z uczciwości i pracowitości.Z racji studiów szczególnie interesuję się również historią Litwy i językiem litewskim. Zdążyłem dowiedzieć się już, że Kościół przed II wojną światową posiadał nawet biskupstwo wileńskie. Natomiast w artykule dr. Gołębiowskiego na temat książki "Boże Igrzysko", zamieszczonym w internetowym wydaniu "Mariawity" znalazłem arcyciekawą dla mnie informację, że Kościół wprowadzał do liturgii nie tylko język polski, ale również litewski. Jest to fakt zupełnie nieznany lituanistom.
W związku z tym chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o działalności kapłanów mariawickich na Litwie, a zwłaszcza na terenach etnicznie litewskich. Interesują mnie nazwy parafii, sylwetki duchownych i ewentualna działalność wydawnicza w językach polskim i litewskim. Bardzo proszę o przekazanie mojego listu dr. Gołębiowskiemu lub innym osobom, które mogłyby mi pomóc w uzyskaniu interesujących mnie informacji.
Z poważaniem:
Piotr Pałgan
Szanowy Panie Piotrze Pałgan
Interesujący Pana problem mariawitów litewskich nie doczekał się odrębnego opracowania. Wiadomości o życiu religijnym i społecznym tej grupy mariawitów są rozproszone w prasie mariawickiej, lub dokumentach kościelnych. Oczekują one odrębnego opracowania i nie potrafię określić, kiedy to może nastąpić.
Ruch mariawicki na tereny litewskie docierał prawie równocześnie z upowszechnianiem go w tzw. Królestwie Kongresowym (zabór rosyjski) i innych częściach Polski przedrozbiorowej wchodzących w skład cesarstwa rosyjskiego. Ruch ten rozwijał się równoległe do rozwoju w środowisku polskim. Po utworzeniu odrębnego Kościoła w 1906 r. mariawici wyodrębnili jednostkę organizacyjną - kustodię litewską. W skład tej kustodii wchodziły parafie w ówczesnych guberniach: suwalskiej, grodzieńskiej, wileńskiej, a także w Rydze. Wierni tej kustodii posługiwali się językami: polskim, litewskim i łotewskim.
Dla wiernych litewskich pierwsza Msza Św. w języku litewskim (tłumaczenie mszału tzw. Trydenckiego) odbyła się na przełomie 1909/1910 r. Wydano, analogiczny do medalika mariawickiego polskiego, medalik mariawicki z tekstem w języku litewskim. Była też wydawana mutacja prasy mariawickiej polskiej w języku litewskim.
Rozwój mariawityzmu na tych terenach zahamowała I wojna światowa. Wydarzenia związane z wypadkami wojennymi i rewolucyjnymi po 1918 r. spowodowały osłabienie parafii litewsko-łotewskich. Po 1921 r. po pokoju ryskim i zajęciu Wileńszczyzny przez Polskę, stosunki między centralą mariawicką w Płocku, a mariawitami na kowieńszczyźnie i na Łotwie zostały początkowo wykluczone.
Tuż przed wybuchem II wojny światowej, po poprawie w stosunkach litewsko - polskich, kontakt ten przywrócono. Jednak zaraz po 1 września 1939 r. wszelkie stosunki między mariawitami polskimi i litewskimi zamarły z powodów oczywistych. Włączenie Litwy i Łotwy do republik radzieckich po 1945 r. spowodowało praktyczną likwidację organizacji mariawickich na Litwie i Łotwie. Majątek kościelny został przejęty przez tamtejsze władze i odzyskanie go dziś oraz reaktywowanie parafii wydaje się niemożliwe. Mariawici litewscy w latach sześćdziesiątych XX wieku nawiązywali indywidualne i prywatne stosunki z władzami kościelnymi w Płocku, ale o oficjalnej działalności mariawickiej na tamtych terenach w tym czasie nie było mowy.
Nie dziwię się, że w sferach naukowych - jak Pan pisze - nic się nie wie o ruchu mariawickim na terenach Litwy i określonych działaniach mariawickich w zakresie wprowadzania języka litewskiego do liturgii już w początkach XX wieku. Także w polskich wydawnictwach naukowych brak informacji, że jednym z tłumaczy "Boskiej Komedii" Dantego na język polski był duchowny mariawicki - abp Jan M. M. Kowalski. Także biskupa tego nie wymienia się w gronie tłumaczy Pisma Świętego na język polski. Milczeniem pokrywa się działalność wydawniczą mariawitów, którzy przyczynili się do popularyzacji poezji polskiego romantyzmu. Dokonania mariawickie religijno-społeczno-oświatowe są pomijane, w podobno działającej bez uprzedzeń wyznaniowych, nauce polskiej.
Z poważaniem Sławomir Gołębiowski