Mariawita nr 10-12/2006

Refleksje na koniec roku jubileuszowego

Rozmowa z Biskupem Naczelnym Kościoła Starokatolickiego Mariawitów Marią Włodzimierzem Jaworskim

- W ostatnie dni roku kalendarzowego robimy zwykle remanenty, bilanse; oceniamy wydarzenia z minionych dni rzutujące na egzystencję i duchowy rozwój człowieka. Jakie refleksje towarzyszą Ks. Biskupowi w tym szczególnym czasie?

- Kończy się rok 2006, który dla mariawitów jest rokiem jubileuszowym z racji stulecia Kościoła Starokatolickiego Mariawitów. W ramach obchodów tego jubileuszu odbyło się ponad 20 uroczystości w poszczególnych naszych parafiach i centralna, ogólnokościelna w Płocku 15 sierpnia. Nie bez wzruszenia wspominam te podniosłe, dziękczynne nabożeństwa, w których uczestniczyłem i jako Biskup Naczelny miałem przywilej im przewodniczyć. Kapłani i wierni starannie przygotowali się do obchodów tego jubileuszu. Prawie w każdej parafii wykonano jakieś inwestycje w obiektach sakralnych - np. w niektórych pozłocono konfesję, w innych dobudowano wieżę na kościele, zakupiono dzwon, zakończono generalny remont zabytkowego drewnianego kościoła. W wielu parafiach ufundowano i zamontowano na murach kościelnych lub na obelisku tablice upamiętniające powstanie Kościoła i parafii. Historię poszczególnych parafii przedstawiano w referatach podczas akademii. Niektóre parafie, np. w Warszawie, Łodzi, Gniazdowie, Żarnówce swoje opracowania wydrukowały w okolicznościowych folderach.

W przygotowaniach wcześniejszych, inwestycyjnych, a także tych związanych z organizowaniem uroczystości pracowali społecznie parafianie. To nie tylko obniżyło koszty finansowe, ale bardziej zintegrowało członków parafii, wzmocniło ich mariawickie więzi duchowe. Świadczyła o tym harmonijna współpraca wszystkich, którzy wypełniali różne funkcje związane z nabożeństwem, przyjmowaniem gości, okolicznościową akademią oraz poczęstunkiem. Rozmodlonych twarzy, serdecznych uśmiechów i szczerej gościnności nie zapomina się, towarzyszą mi więc pozytywne odczucia.

- Czy sądzi ks. Biskup, że tegoroczne obchody jubileuszowe przyczyniły się do większego spopularyzowania mariawityzmu w polskim społeczeństwie?

- Owszem, myślę, że są przesłanki, aby mieć takie przeświadczenie. Na naszych nabożeństwach i akademiach okolicznościowych obecni byli duchowni z różnych Kościołów chrześcijańskich oraz przedstawiciele władz państwowych i samorządowych, dyrektorzy i nauczyciele Szkół Podstawowych, Gimnazjów i Liceów. Zapoznali się z naszą liturgią, wsłuchiwali się w kazania i referaty informujące o genezie Kościoła mariawickiego i miejscowej parafii. W swoich przemówieniach i adresach wyrażali zadowolenie z możliwości bliższego kontaktu z mariawitami i dobrze oceniali lokalną współpracę na płaszczyźnie kulturalno-oświatowej i charytatywnej.

O naszych uroczystościach informowały też media regionalne, a fragmenty nabożeństwa i akademii z centralnej uroczystości w Płocku retransmitowane były w 2 programie Telewizji Polskiej. Upowszechnieniu idei mariawickiej służyły też wykłady na Sympozjum Teologicznym zorganizowanym przez Kościół Starokatolicki Mariawitów w Łodzi, które odbyło się 13 maja br. O zainteresowaniu mariawityzmem świadczy też fakt, że w programie konferencji na temat "Zróżnicowanie kulturowe regionu: Płock i okolice", zorganizowanej przez Towarzystwo Naukowe Płockie, Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego i Muzeum Mazowieckie w Płocku 5 września 2006 r., umieszczono m.in. referat pt. "Mariawityzm - historia i współczesność ruchu w setną rocznicę wydarzeń płockich", który wygłosiła pani mgr Anita Broda z Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie.

Tematyka mariawicka obecna była także na Festiwalu wielokulturowym w Zgierzu, gdzie 7 września mgr Władysław Ginter wygłosił wykład zatytułowany "Z dziejów zgierskiej parafii Kościoła Starokatolickiego Mariawitów". Znaczącą rolę w przekazywaniu wiedzy o historii i działalności naszego Kościoła pełniła, w dniach od 22 września do 22 października, w Muzeum Ziemi Mińskiej wystawa"Sto lat Mariawityzmu na ziemi mińskiej" prezentująca mariawickie eksponaty - m.in. ręczne hafty artystyczne, literaturę archiwalną i współczesną. Mieszkańcy Mińska, ale nie tylko, mieli okazję ubogacić się duchowo podczas koncertu Chóru Diecezji śląsko-łódzkiej, który się odbył w niedzielę 22 października w Miejskiej Szkole Artystycznej w Mińsku Mazowieckim. Te i inne imprezy były dobrą okazją do konstatacji, że mariawici mają coś do zaoferowania innym.

- 30 grudnia 2006 r. mija setna rocznica ogłoszenia w rzymskokatolickich kościołach w Polsce imiennej klątwy papieskiej na Założycielkę mariawityzmu Marię Franciszkę Kozłowską i ks. Jana M. Michała Kowalskiego. Jak zareagowali na ten brzemienny w skutki fakt ekskomunikowani i ich współpracownicy? A jakie dzisiaj budzi uczucia i nasuwa refleksje ta niewątpliwie bolesna rocznica?

- Imienna ekskomunika na Założycielkę mariawityzmu i pierwszego przełożonego Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów obejmowała także wszystkich Mariawitów i niewątpliwie była dla nich wielkim szokiem. Wychowani byli przecież przez Kościół rzymskokatolicki i nauczeni szacunku dla papieża i jego decyzji. Mariawici zareagowali na ekskomunikę modlitwą w swoich kaplicach i odśpiewaniem dziękczynnego hymnu Ciebie Boga chwalimy. Mimo klątwy pozostali przy swoich przekonaniach dotyczących objawionego Dzieła Wielkiego Miłosierdzia. Ta ekskomunika spowodowała, trwającą dziesiątki lat, falę nienawiści i prześladowań Mariawitów.

Obecnie, pomimo toczącego się dialogu teologicznego pomiędzy Kościołami - mariawickim i rzymskokatolickim, modlitw ekumenicznych i uczestnictwa duchownych rzymskokatolickich na naszych uroczystościach jubileuszowych oraz innych kontaktów, wyznawcy Kościoła mariawickiego nie są dopuszczani w Kościele rzymskokatolickim na rodziców chrzestnych i na świadków ślubu małżeństwa.

Tak jak dawniej, również teraz mariawici kierują się zasadą, że "więcej trzeba słuchać Boga niż ludzi" i pozostają wierni Bożemu Objawieniu. Chcą żyć w zgodzie z własnym sumieniem, bez względu na to czy ze strony papieża spotyka ich błogosławieństwo czy ekskomunika. Toteż w dniu tej rocznicy śpiewają radosne kolędy.

Rozmawiała red. P. J. (Mariawita 10-12/2006)

Na drodze do prawdy

W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat ukazało się sporo publikacji autorów pochodzących z kręgów rzymskokatolickich, duchownych i świeckich, którzy zajęli się problematyką mariawicką, starając się ją ukazać w sposób bardziej zobiektywizowany, bliższy prawdzie. W ten sposób przełamana została zasada, że o mariawityzmie i mariawitach mówić oraz pisać wolno i trzeba wyłącznie w kategoriach negatywnych, źle.

Aż do połowy lat sześćdziesiątych XX wieku nie ukazało się ani jedno opracowanie autorów rzymskokatolickich, traktujących o mariawityzmie w sposób nieuprzedzony, z koniecznym dystansem do własnych emocji, bez nienawiści, ale z miłością, która cechować powinna chrześcijan. Pierwszym autorem, który dokonał wyłomu w tym niechlubnym ciągu praktyk, był prof. Andrzej Grzegorczyk, który opublikował swój głośny artykuł "Nasi bracia mariawici".1/ Później z coraz większą otwartością i z większym obiektywizmem o mariawitach pisali: ks. prof. Daniel Olszewski2/, dr Zbigniew Pasek3/, dr Andrzej Jerzy Papierowski4/, Krzysztof Mazur5/, Andrzej Karas6/ oraz ks. prof. Edward Warchoł7/. Teraz do tej grupy autorów piszących o mariawityzmie bez programowo założonych uprzedzeń, doszedł ks. dr Wojciech Różyk8/.

Książka, której wydawcą jest Świdnicka Kuria Biskupia, ukazała się w serii Biblioteki Diecezji Świdnickiej Wyższego Seminarium Duchownego i jest ona obronioną pracą doktorską ks. Wojciecha Różyka.

Poza przedmową o. prof. Celestyna Napiórkowskiego i wstępem autora, książka składa się z dwóch części.

W części pierwszej autor szczegółowo omawia dokumenty, jakie w dniu 13 sierpnia 1903 r. delegaci kapłanów mariawitów wraz z siostrą Marią Franciszką Kozłowską wręczyli papieżowi Piusowi X. Są to trzy teksty, napisane przez Marię Franciszkę i przetłumaczone na język łaciński: "Initia Congregationis Sacerdotum" czyli "Początek Zgromadzenia Kapłanów", "Ordo vitae Mariavitarum" czyli "Porządek życia Mariawitów" oraz "Libellus Supplex" czyli "Książeczka Błagalna". Tym trzem dokumentom autor nadał wspólną nazwę "rękopisu watykańskiego".

Na stronach początkowych książki ks. dr Różyk metodycznie, zdanie po zdaniu, omawia treści zawarte w tekście pierwszym "Początek Zgromadzenia Kapłanów", przytaczając w odnośnikach łaciński tekst oryginału. Tekst "Początku Zgromadzenia Kapłanów" jest tożsamy z tekstem opublikowanym przez mariawitów w 1922 roku w "Dziele Wielkiego Miłosierdzia", pod tytułem "Początek zawiązku Zgromadzenia Kapłanów (z własnoręcznego rękopisu)" na stronach 5-33. Zasadniczą zgodność obu tych tekstów dostrzega ks. Różyk:

"Poza niewielkimi różnicami jest to dokładny przekład tekstu "objawień" na język łaciński. Kilka razy została złagodzona ostra wymowa oryginalnych wyrażeń występujących w tekście polskim. Kilka zdań zostało opuszczonych, być może przez nieuwagę tłumacza. Nie wpływa to jednak na teologiczną ocenę przekazu" [s. 78]. Przy okazji warto ujawnić, że tłumaczem z języka polskiego na łacinę wszystkich trzech tekstów, składających się na "rękopis watykański" był ks. Roman Maria Jakub Próchniewski.

Tekst drugi, "Porządek życia Mariawitów" zawiera niektóre przepisy obowiązujące członków Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów i jest pierwowzorem późniejszych Ustaw Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów Nieustającej Adoracji Ubłagania9/, opartych podobnie jak tekst z "rękopisu watykańskiego" na Pierwszej Regule św. Franciszka.

W dalszej części "Porządku życia Kapłanów" znajduje się krótki opis dotychczasowej historii Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów, z wyszczególnieniem wszystkich starań, podejmowanych dla zatwierdzenia Zgromadzenia.

Tekst trzeci, "Książeczka Błagalna" poza opisem sytuacji Kościoła pod zaborem rosyjskim, zawiera prośbę mariawitów o zezwolenie papieskie na praktykowanie ich dotychczasowego życia, opartego na zasadach wspólnoty zakonnej. Jest tu także formalne zrzeczenie się siostry Marii Franciszki Kozłowskiej z obowiązku kierowania kapłanami mariawitami, jako ich dotychczasowa mistrzyni duchowa [s. 87]

Przedstawiając zawartość części drugiej rozprawy, autor napisał:

"W zaprezentowanym piśmie Marii Franciszki Kozłowskiej zostało poruszonych wiele tematów z dziedziny teologii i prawa kanonicznego. Zagadnienia zawarte w "Initia Congregationis Sacerdotum" należą do różnych gałęzi teologii: dogmatycznej, duchowości, ascetycznej, mistycznej, pastoralnej, moralnej, eschatologii. W niniejszej części rozprawy ważniejsze zagadnienia z "objawień" Feliksy Kozłowskiej zostaną wyakcentowane i poddane ocenie w świetle nauki Kościoła katolickiego (...)" [s. 89]

Zatem część druga dysertacji ks. Różyka jest zasadniczą, istotną i najważniejszą częścią całego opracowania, ponieważ w niej dokonuje autor analitycznego porównania tekstów Objawienia Mateczki pod kątem ich zgodności z oficjalną nauką, zasadami, tradycją i systemem prawd wiary Kościoła rzymskokatolickiego.

I tak na początku rozdziału drugiego autor rozpatruje zagadnienie Miłosierdzia Bożego w jego wieloaspektowym wymiarze, by w konkluzji napisać: "Miłosierdzie Boże w tekście watykańskim (czyli w Objawieniu danym Mateczce - przyp. W.S.G.) zostało ukazane w kontekście ludzkich grzechów i konieczności przebłagania za nie. Jawi się ono jako ostatni ratunek dla ginącej w grzechach ludzkości. Orędzie Kozłowskiej przestrzega przed odrzuceniem miłosierdzia, ukazując konsekwencje w postaci kary wiecznej. Maria Franciszka wzywała do zadośćuczynienia za grzechy i w tym celu założyła zgromadzenie mariawitów. Teologia miłosierdzia Bożego zawarta w tekście watykańskim nie zawiera niczego, co byłoby sprzeczne z nauką katolicką"[s.100].

Również treści Objawienia Mateczki dotyczące mariologii nie budzą zastrzeżeń, co do ich zgodności z dogmatami Kościoła rzymskokatolickiego [108], a naukę o sądzie Bożym, zawartą w Objawieniu Marii Franciszki Kozłowskiej, autor podsumował:

"(...) twierdzenie (Mateczki - przyp. W.S.G.), że sąd dokonuje się w jednej chwili jest zgodne z katolicką eschatologią. Dusza po rozłączeniu z ciałem zaraz jest sądzona przez Boga i natychmiast otrzymuje nagrodę lub karę, w zależności od wartości moralnej czynów dokonywanych w życiu ziemskim" [s.111]

Rozważając problem pychy, opisany w Objawieniu, autor sprecyzował następującą uwagę: "W przypadku Kozłowskiej można mówić o pokusie takiej pychy, która jest nieuporządkowaną chęcią zdobycia wiedzy w sposób nadnaturalny. Istniało niebezpieczeństwo, że jako osoba obdarowana niezwykłymi doznaniami mistycznymi, będzie uważała siebie za nadrzędną od innych i takiego uznania będzie oczekiwać od swego otoczenia"[s.113].

Jednak Mateczka została przez Boga uwolniona od pychy: "Kozłowska prosząc [Boga] o uchronienie jej od pychy otrzymała obietnicę daru zjednoczenia jej woli z wolą Bożą. Jednocześnie była to obietnica uchronienia [Marii Franciszki Kozłowskiej] od pychy i zmysłowości" [s. 112]. Dlatego, konkluduje autor: "Tak rozumiane słowa "objawienia" są zgodne z katolicką teologią moralną" [s. 113].

Identycznie przedstawia się sprawa wyjęcia Mateczki spod namiętności: "Termin ten sugeruje niepodleganie ludzkiej żądzy przez Kozłowską, dzięki szczególnej łasce Bożej. Wprawdzie teologia moralna nie wspomina o takiej ewentualności, to jednak znajdujemy podobny przykład w życiu św. Faustyny Kowalskiej, która otrzymała łaskę niedoznawania pokus nieczystych" [s. 116].

Taką samą łaskę, tylko 30 lat wcześniej otrzymała św. Maria Franciszka Kozłowska.

W Objawieniu Mateczki Pan Jezus wyjaśnił jej różnice znaczeniowe pomiędzy zmysłowością a żądzą. W Objawieniu tym "(...) Marię Franciszkę przeraziła myśl o jej podobieństwie z Błogosławioną Dziewicą i zapewnienie o niepodleganiu namiętnościom. Uznała, że tak zuchwałe zamysły zostały podsunięte przez szatana. Broniła się przed nimi i błagała Pana Jezusa, aby uwolnił ją od tak wielkiej pychy i obdarzył swoim światłem. Wtem usłyszała wyjaśnienie: "Istnieje rozróżnienie między zmysłowością i żądzą, zmysłowość nęci, żądza zapala, zmysłowość pragnie, żądza oślepia" [s.116].

Z opisu tego fragmentu Objawienia autor sprecyzował wniosek: "Owo rozróżnienie zmysłowości i żądzy jest zupełnie zgodne z katolicką teologią moralną [s.117].

Droga oczyszczająca, jakiej Pan Jezus poddał serce Mateczki, oczyszczając je przez 15 stopni w przeciągu półtora roku, znalazła w omawianej pracy interesujący komentarz. Oto on: "Droga doskonałości chrześcijańskiej, zaprezentowana przez Marię Franciszkę Kozłowską nie jest z pewnością propozycją dla każdego wiernego. Zakłada ona heroiczne dążenie do świętości w stylu wielkich mistyków katolickich. Celem jest osiągnięcie widzenia chwały Bożej i zjednoczenia z Bogiem.

Droga ta zakłada niezwykłe doświadczenia mistyczne, niedostępne dla większości zwyczajnych chrześcijan. Maria Franciszka raczej opisuje swoje przeżycia związane z dążeniem do doskonałości, niż zachęca innych do wstąpienia w jej ślady. Świadczą o tym zwłaszcza opisy poszczególnych łask jakich doświadczyła, przede wszystkim uwolnienia od żądz i namiętności. W kontekście drogi zjednoczenia z Bogiem, Kozłowska ukazuje prawdę o destrukcyjnej sile pychy w życiu ludzkim. Pycha może nie tylko pozbawić człowieka zbawienia, ale też zniweczyć dobre dzieło, podjęte z natchnienia Bożego. Żądze ziemskie, nawet pozornie wzniosłe, nie są w stanie zaspokoić pragnień życia ludzkiego, a jedynie zjednoczenie z Bogiem" [s.121].

Kolejny podrozdział zawiera analizę doświadczeń Mateczki, opisanych w Objawieniu. Takie pojęcia jak: "oderwanie od zmysłów", "ekstaza", kontemplacja", "porwana do Boga", wizja", "Pan przemówił w duszy" , "Pan przemówił do mnie", "Pouczył mnie Pan", "zostałam porwana" i wiele innych, które zawarte są w Jej doznaniach mistycznych "mieszczą się w zakresie przeżyć opisywanych przez katolicką teologię mistyczną"[134]. Również dar rozumienia języków, którym św. Maria Franciszka została obdarowana przez Boga, zgodny jest z teologią mistyczną. Chodzi tu o wydarzenie opisane przez Mateczkę, a dotyczące literalnego rozumienia przez Nią Ewangelii czytanej podczas Mszy św. w języku łacińskim, którego nie uczono w szkołach dla dziewcząt i którego nie poznała w żaden inny sposób.

Wszystkie nadnaturalne doświadczenia Mateczki nie są sprzeczne z katolicką teologią mistyczną i dane są osobom w sposób nadzwyczajny obdarowanym przez Boga.

Kiedy z posłuszeństwa zakonnego siostra Maria Franciszka Kozłowska przedstawiła o. Honoratowi treść doznanych Objawień, ten początkowo odrzucił je tłumacząc, że może to być złudzenie szatańskie. Wówczas Pan Jezus wyjaśnił jej warunki w jakich szatan może działać na dusze ludzkie, a kiedy szatan nie ma mocy działania; "Wszystkie dobre myśli, natchnienia, poruszenia i oświecenie umysłu, słowem to wszystko, co się dzieje w duszy, jest ukryte przed szatanem - i dotąd nie może szkodzić ani z tego korzystać, dopóki to nie jest wyjawione na zewnątrz; powiedz o tym Ojcu"10/.

A ks. dr Różyk komentując ten fragment z Objawień Mateczki, pisze: "Powyższe zdanie jest zgodne z teologią katolicką. Teolodzy podejmując zagadnienie działań szatana w stosunku do człowieka zdecydowanie twierdzą, że szatan nie działa od wewnątrz, co jest domeną Boga Stwórcy, ale jego działanie jest zewnętrzne(...). Myśli i ukryte pragnienia nie mogą być poznane przez złego ducha. Żadna istota stworzona nie ma bezpośredniego wstępu do wnętrza duszy ludzkiej (...). Szatan może tylko namawiać do złego, ale nie może zmusić. Nie może też opanować ludzkiej duszy" [s.145].

Dalej autor zwraca uwagę na inną myśl Mateczki, znacznie wcześniejszą, od tekstu przedstawionego papieżowi: "Miałam też poznanie, abym każda rzecz o którą proszę, lub pytam P. Jezusa, nie mówiła ustnie tylko myślą, bo Bóg jest duchem i przenika wszystkie myśli i duchem się porozumiewa"11/.Komentarz autorski do tej wypowiedzi jest następujący:

"Słowa te są zgodne z teologią dogmatyczną, która uczy, że Pan Bóg działa bezpośrednio w duszach ludzkich, żadne natomiast stworzenie nie ma takiej możliwości" [l46].

Podsumowując recenzowanie tej części książki, trzeba mocno podkreślić, że wszystkie treści z Objawienia św. Marii Franciszki Kozłowskiej są zgodne z nauką Kościoła rzymskokatolickiego. Są więc w pełni katolicko prawowierne, czyli ortodoksyjne. Taki jest ostateczny wniosek ks. dra W. Różyka. Jedyny jego sprzeciw dotyczy zawartego w Objawieniu wyjaśnienia dotyczącego grzechu pierworodnego.

Wydaje się jednak, że kategoryzując swój sprzeciw, ks. Różyk nie wziął pod uwagę pewnego problemu technicznego teologii łaski, o którym pisała Maria Franciszka, relacjonując otrzymane wyjaśnienie Pana Jezusa, dotyczące grzechu Adama i Ewy12/, a mianowicie utwierdzenia w łasce, które "oznacza, że człowiekowi zostaje udzielony szczególny, niezasłużony i niemożliwy do zasłużenia, dar nie tylko faktycznej niegrzeszności, lecz ponadto niemożność grzeszenia i to jako wewnętrznej niezdolności (zachowującej wolność) woli do grzechu (tak uczy Tomasz Bonawentura) czy jako niedopuszczenia - na mocy zewnętrznej decyzji Boga - do popełnienia grzechu, mimo pozostającej możności zgrzeszenia (tak Suarez).

Według wspomnianych teologów utwierdzenie w łasce było dane Maryi, Józefowi, Janowi Chrzcicielowi, apostołom i innym z racji ich służebnych funkcji w Bożym planie zbawienia"13/.

Niezdecydowanie podszedł autor do innego doświadczenia Mateczki, lewitacji, polegającej na tym, że człowiek, na mocy danej mu przez Boga, pokonuje siły fizyczne powszechnego ciążenia (grawitacji),unosi się w górę, odrywając się od podłoża. Raz autor pisze: "Możliwe zatem wydaje się nadprzyrodzone pochodzenie owego zjawiska" [s.136], ażeby trochę dalej stwierdzić, "że nie było to rzeczywiste wzniesienie się w górę" [s.137]

i jako koronny dowód na swój ostateczny wniosek, poza innymi, powołuje się na zapis w "Krótkim życiorysie Mateczki, "że wydarzenie to spowodowało torsje i rozstrój żołądka"14/ .

Czytając analizy teologiczne podobne do tych, które są przedmiotem tej recenzji, odczuwam zawsze pewien niedosyt, żeby nie powiedzieć, rozczarowanie, że wiedza teologiczna, w oparciu o którą autorzy dokonują wnioskowania, nie jest skorelowana z wiedzą psychologiczną. Gdyby takie połączenie obu tych dziedzin naukowych było wykorzystywane w procesie porównawczo-analitycznym, wówczas wnioski z tych badań byłyby znacznie bliższe prawdy obiektywnej.

Podobnie jest także w omawianym przypadku. Zachowania nadnaturalne zdrowego psychicznie człowieka, Maria Franciszka Kozłowska była w pełni zdrowa psychicznie [s. 136], są udziałem nielicznych. Doświadczają ich jednostki w sposób niespodziewany, nagły, bez uprzedniego przygotowania do mającego nastąpić zjawiska, któremu z reguły towarzyszy niezwykle silne przeżycie, szok, po którym w odpowiednim czasie następuje odreagowanie organizmu na sytuację stresową. Zazwyczaj przejawia się ono swoistymi reakcjami organizmu, np. żołądka. Tak więc świadectwo o odreagowaniu św. Marii Franciszki na lewitacje, silnie przeżytą psychicznie, jest jednym z dowodów na ich autentyczność.

Dla mariawitów nigdy nie istniał problem z autentycznością Objawienia ich świętej Matki. Dotykamy tu problemu wewnętrznego przekonania, wiary. Mariawici wierzą, że Objawienia św. Marii Franciszki są prawdziwym, autentycznym i żywym przekazem danym Jej przez Boga, zatem wszystkie treści Objawienia, całościowo, nie wybiórczo, przyjmują jako objawianą wolę Boga, przekazaną przez swoją wybraną wszystkim ludziom, jako ostatni dla nich ratunek. Bóg określił środki i metody prowadzące do efektywnego skorzystania z okazanej łaski Miłosierdzia Bożego. Dlatego kwestie dotyczące stanu pierwotnego oraz inne doświadczenia mistyczne ich Matki, wyjaśnione w Objawieniu, przyjmują bez jakichkolwiek zastrzeżeń.

Rozdział drugi części drugiej poświęcony jest w całości Zgromadzeniu Kapłanów Mariawitów. Od Bożego nakazu "chcę, aby powstała wspólnota Kapłanów o nazwie Mariawitów" [s.214] przez omówienie roli św. Marii Franciszki w Zgromadzeniu, omówieniu zadań nowej kongregacji, poprzez kolejne fazy procesu kształtowania się Zgromadzenia, aż do omówienia porządku, reguły, życia kapłanów mariawitów. Autor szczegółowo omawia i komentuje cały proces formowania i organizacyjnego kształtowania się Zgromadzenia.

Także cała problematyka związana z powołaniem Zgromadzenia, jego zasadami i organizacją, w niczym nie naruszają zasad, norm i tradycji rzymskokatolickich zgromadzeń zakonnych. Przeciwnie, są z nimi w pełni zgodne, bez jakiejkolwiek różnicy. Niektóre inicjatywy Mateczki uznaje autor za prekursorskie w Kościele [s.158].

W rozdziale trzecim części drugiej autor omawia stosunek mariawitów do hierarchii katolickiej, który w fazie początkowej ruchu mariawickiego był poprawny, właściwy [s.183], podobnie jak wysoce pozytywny był stosunek mariawitów do Watykanu i papieża [s.183]. Również relacje Twórczyni mariawityzmu do biskupów oparte były na pełnym szacunku i posłuszeństwie, o czym świadczą teksty Objawienia, zalecające posłuszeństwo biskupom. Dopiero po ekskomunice z 1906 r. stosunek mariawitów do instytucji papiestwa, uległ zmianie.

Podobna zmiana widoczna jest w odnoszeniu się mariawitów do biskupów polskich. Zmiana ta jest wynikiem intensywnej akcji biskupów przeciwko mariawitom. Jej natężenie nastąpiło z początkiem 1903 roku. Zmiany o których mowa są zrozumiałe i uzasadnione, bowiem wiara mariawitów w sprawiedliwe sądy Rzymu, utwierdzone dogmatem o nieomylności papieży w sprawach wiary i moralności, musiała prysnąć jak bańka mydlana po tym, jak papież odrzucił i potępił Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, które kapłani mariawici uznawali bez najmniejszej wątpliwości, że jest ono dane światu przez Boga. Postawieni przed dylematem, czy podporządkować się sądom ludzkim, chociaż najwyżej postawionym, czy opowiedzieć się za Bożym przesłaniem, opowiedzieli się za Bogiem.

Wybór kapłanów mariawitów był dla nich o tyle łatwiejszy, że Objawienie Boże zawiera poważną krytykę duchowieństwa. Problem ten zauważył także autor omawianej książki:

"Źródła historyczne świadczą o fakcie obniżenia autorytetu duchownych. Powodem tego stanu rzeczy były przypadki niemoralnego życia, a także pijaństwo. Zarzucano księżom także trwonienie pieniędzy parafialnych. Popularną rozrywką stała się gra w karty, którą duchowni uważali za godziwą,o ile nie jest prowadzona w czasie nabożeństw i nie jest połączona z hazardem"[s.194]. Również proces formowania kadr duchowieństwa w seminariach duchownych, znajduje w Objawieniach wiele gorzkich słów krytyki, a drogi naprawy w nich przedstawione były "autentyczną potrzebą Kościoła" [s.203], ale "postulaty płockiej zakonnicy [św. Marii Franciszki"], skądinąd słuszne, nie mogły być zrealizowane"[s.203].

W zakończeniu swojej książki, ks. dr W. Różyk dokonuje podsumowania przeprowadzonego przeglądu i analizy tekstów św. M. F. Kozłowskiej, połączonego ze sprecyzowaniem wypływających z niego wniosków, które cechuje znaczący obiektywizm i rzetelność. Niektóre z tych wniosków należałoby zapamiętać trwale. Oto wybrane z nich: "Poglądy zakonnicy (św. Marii Franciszki - przyp. W.S.G.) trafnie odzwierciedlają istotne potrzeby i trudności ówczesnego Kościoła z przełomu XIX i XX wieku, a także nurty obecne w teologii i duszpasterstwie"

[s. 205]. "Wiodącą myślą pism Kozłowskiej jest idea Bożego Miłosierdzia. Zwrócenie szczególnej uwagi na ten przymiot Boga, znany z Pisma Świętego, jest rzeczą, niezwykle cenną. (...) Idea Miłosierdzia Bożego zaprezentowana (przez Mateczkę - przyp.W.S.G.) w "rękopisie watykańskim" jest zgodna z ortodoksją katolicką. Występuje ona zarówno w Piśmie Świętym, jak i w liturgii Kościoła"[s.206].

Opinia autora o mariologii przedstawionej w Objawieniach Mateczki jest bezstronna, obiektywna: "Mariologia zaprezentowana w "objawieniach" także zgodna jest z nauką katolicką. Bliska jest ujęciom współczesnym, gdy mówi o funkcji Maryi w stosunku do ludu Bożego. Wyakcentowane zostały zarówno szczególne łaski, jakimi została obdarowana Matka Pana, jak również jej człowieczeństwo"[s.206].

Trafne i obiektywne są sądy autora o Zgromadzeniach mariawickich: "Pod względem organizacji nowe zgromadzenie mieściło się w ramach ówczesnych zwyczajów. Dość niezwykły sposób powoływania do istnienia nowego zakonu (z Objawienia Bożego - przyp. W.S.G.) oraz werbowania członków (w początkowym okresie członkami Zgromadzenia zostawali wyłącznie kapłani, wskazani Mateczce przez Boga - przyp. W.S.G.) nie miał jednak w sobie nic przeciwnego wierze katolickie j. Nowatorskim rozwiązaniem była idea wspierania kapłanów pracujących w parafiach przez siostry i braci zakonnych" [s.207].

Rozprawa zawiera postulat wzywający do kontynuowania badań nad mariawityzmem, które mogą mieć istotny wpływ na postęp prac Komisji Mieszanej do Spraw Dialogu Teologicznego między Kościołem Starokatolickim Mariawitów i Kościołem rzymskokatolickim. Ks. dr Różyk uważa, że "Warto (...) na nowo pochylić się nad podstawową księgą mariawityzmu, zwłaszcza, że "objawienia" Marii Franciszki nie zostały potępione jako heretyckie, a tylko odrzucone jako nieautentyczne. Poza interpretacją sprawiedliwości pierwotnej, całość teologii Marii Franciszki Kozłowskiej mieści się w ortodoksji. Zaprezentowane treści "rękopisu watykańskiego" należy uznać za poważną propozycję naprawy sytuacji kościelnej w Królestwie Polskim. W galerii polskich mistrzów życia duchowego z przełomu XIX i XX wieku, Maria Franciszka Kozłowska zdumiewa trafnością w odczytywaniu znaków czasu" [s. 211].

Dołączone do książki aneksy, zawierają:
1. "Objawienia" Feliksy Marii Franciszki Kozłowskie j. "Rękopis watykański w jego oryginale, w języku łacińskim i tłumaczenie tekstu na język polski, dokonane przez ks. dr, Wojciecha Różyka.
2. Fotokopie wybranych stron "rękopisu watykańskiego".
Pojawienie się rozprawy doktorskiej ks. Różyka, wydanej w formie książkowej, przyjąć trzeba z uznaniem i zadowoleniem. Po zakończeniu jej lektury, zastanawiałem się nad jej przeznaczeniem. Przede wszystkim spełnia ona warunek praktyczny. Jej obrona przyniosła autorowi tytuł naukowy doktora. Wydanie drukiem znacznie poszerzyło krąg jej odbiorców. Pośród nich znajdą się duchowni i świeccy, mariawici i rzymskokatolicy oraz ci wszyscy, których mariawityzm interesuje.

Dla mariawitów treści zawarte w książce, a także ich interpretacja, nie są nowe, ani odkrywcze. To wszystko, co składa się na zawartość książki, znane jest mariawitom nie od dzisiaj. O zgodności Objawień św. Marii Franciszki Kozłowskiej z nauczaniem i dogmatami Kościoła rzymskokatolickiego, o pełnej zgodności ustaw Zgromadzenia Kapłanów Mariawitów i Sióstr Mariawitek z Regułami św. Franciszka, zatwierdzonymi przez Kościół, mariawici wiedzieli od zawsze, od czasu swoich początków. Wystarczy prześledzić wydawnictwa mariawickie, by móc się o tym dowodnie przekonać.

To tylko nasi nieprzyjaciele odsądzali mariawitów, zwłaszcza ich przywódców i członków zgromadzeń zakonnych, od "czci i wiary", ogłaszając mariawitów heretykami, a mariawityzm herezją. Niestety, pogląd ten nie przeminął wraz z upływem czasu, nie zatarł się w pamięci naszych braci rzymskokatolickich. Nie tak dawno słyszałem wypowiedź z ust hierarchy rzymskokatolickiego, że opublikowane swego czasu przez ks. Piotra Bornińskiego15/ stanowisko Kościoła lokalnego, w niczym nie straciło na aktualności i nadal jest uważane za oficjalne stanowisko Kościoła.

Także dla tej przyczyny książkę ks. Różyka przede wszystkim powinni przeczytać rzymskokatolicy - duchowni i świeccy. Odczytane na nowo i na nowo skomentowane trzy podstawowe dla mariawityzmu teksty, być może pozwolą przeorientować ich opinie, a w ślad za nimi może ulegnie zmianie stosunek rzymskokatolików do mariawityzmu i mariawitów. Jednak w nadziejach tych nie jestem zbytnim optymistą. Ale dobrze, że na kartach tej książki mariawici znajdą wiele opisów szczególnych darów i łask, jakimi ich Matka duchowa obdarowana była przez Boga dla wypełnienia misji, zleconej w Objawieniu.

Podkreślić trzeba wyjątkową wierność św. Marii Franciszki dla daru, który otrzymała, wysoki stopień jej pobożności, bezgraniczne zaufanie Bogu, zgodność głoszonych treści z życiem osobistym. Wspomnieć należy o heroizmie Mateczki, jej wielkich pokładach sił fizycznych, psychicznych i intelektualnych, koniecznych dla stawienia czoła wszelkim przeciwnościom, których ludzie jej nie oszczędzili. Była rozumna mądrością daną przez Boga. Pracowita, owiana duchem Bożym, nieustannie pracująca dla chwały Bożej. Te cechy jej osobowości udzielały się otoczeniu: kapłanom, siostrom zakonnym i ludowi. Do końca wierna była zadaniu powierzonemu jej przez Boga, aż do całkowitego samozaparcia się siebie. Była człowiekiem, który jak nikt inny czcił Boga w duchu i w prawdzie.

Rozprawa o Objawieniu św. Marii Franciszki Kozłowskiej napisana jest prostym językiem, zrozumiała będzie dla wszystkich, duchownych i świeckich, wykształconych i tych, którzy uniwersytetów nie kończyli. Prostota języka i przystępne komentarze, to poza treściami poznawczymi, cenny walor tego opracowania. Dobrze, że taką książkę napisano. Zawiera ona dużą dozę obiektywizmu w spojrzeniu na mariawityzm i jego ludzi, i jest krokiem na drodze do ukazania całej prawdy. Na pełny obiektywizm przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Poza niewątpliwymi pozytywami, w pracy księdza doktora znajdujemy pewne jego zabiegi formalne, które mogą czytelnika razić, nie tylko mariawitę. Na przykład, ilekroć autor używa terminu objawienie, na określenie Objawienia św. Marii Franciszki, wyraz ten ujmuje w cudzysłów. Wyjaśnienie, że w ten sposób chce zaznaczyć, że "celem tej książki nie jest rozstrzyganie kwestii autentyczności "objawień "Marii Franciszki Kozłowskiej. Rozprawa nie podejmuje też pytania o to, czy Felicja Kozłowska rzeczywiście doświadczyła nadprzyrodzonych wizji.

Tym bardziej abstrahuje od problemu pochodzenia i natury tych doświadczeń [s.17]. I na tym można byłoby poprzestać. Czytelnik miałby jasność, że autora nie interesuje etiologia Objawień, ale tylko ich treść. Trudno jednak zgodzić się, że autora nie interesuje sprawa pochodzenia Objawień. Cudzysłów ma w języku polskim określone znaczenie formalne. Prof. Stanisław Skorupka podaje następującą definicję cudzysłowu: "znak graficzny w postaci dwóch par przecinków lub klinów, w które ujmuje się wyrazy cytowane lub wyodrębnione z innych względów, np. dla nadania wyrazowi odcienia ironii"16/.

W języku potocznym cudzysłowu używa się dla nadania wyrazowi znaczenia przeciwstawnego, ale zawsze z pewną dozą ironii. Cudzysłów, tak obficie stosowany w rozprawie ks. Różyka ma czytelnikowi zasugerować, że w istocie Objawienia Twórczyni mariawityzmu nie mają waloru Objawienia Bożego, choćby prywatnego. Tę moją uwagę potwierdzają zamienniki dla słowa objawienie zastosowane w tekście książki. Zwrócę uwagę na niektóre z nich: "wizje", "widzenia", "orędzie Kozłowskiej", "przesłanie Kozłowskiej" i im podobne, mają czytających przekonać do "prawdy" autora, że teksty Objawienia są w istocie autorstwa Marii Franciszki Kozłowskiej, nie zaś żywym, prawdziwym i autentycznym słowem Boga, Bożym przekazem.

Należy spodziewać się, że użycie cudzysłowu przy objawieniu, określającym Objawienie św. Marii Franciszki Kozłowskiej, stanie się wkrótce manierą. Pierwszy sygnał już mamy. O. prof. Celestyn Napiórkowski w przedmowie do omawianej książki zastosował go przy wyrazie "Mateczka" [s.10]. Jeżeli mogę w jakiś sposób zrozumieć ks. Różyka, to zupełnie nie potrafię zrozumieć wyróżnika zastosowanego przez Ojca profesora. Ale z uczonymi już tak jest, nie zawsze można ich zrozumieć.

Ma też ks. Różyk kłopoty z ustaleniem pisowni niektórych nazwisk i rozróżnieniem niektórych osób. Tak jest w przypadku ks. Leona Marii Andrzeja Gołębiowskiego, późniejszego biskupa łódzkiego. Podając na str. 48 prawidłową pisownie nazwiska w brzmieniu "Gołębiowski Andrzej", w innych miejscach stosuje jego zapis w formie "Gołembiowski", takiej jak w podpisie pod "rękopisem watykańskim".

Błąd ten bierze się stąd, że w innych językach, np. w łacinie i rosyjskim, nie występują samogłoski nosowe ą i ę. Niektórzy, których nazwiska zawierały te samogłoski, dla oddania ich brzmienia możliwie najbardziej zbliżonego do brzmienia w języku polskim, stosowali substytuty, głoski lub ich zbitki zastępcze. Dla ą było to -om lub -on, a dla ę najczęściej -en. Dlatego w łacinie podpisywano się Gołembiowski lub Pongowski, a w rosyjskim odpowiednio Gołębiowskij i Pongowskij. Bliższe brzmieniowo polskiemu Pągowski było Pongowski, niż Pagowski i odpowiednio polskiemu Gołębiowski bliższe było brzmienie Gołembiowski niż Gołebiowski. A przecież w jednym i w drugim przypadku chodzi o te same osoby. W mariawityzmie nie było ani Gołembiowskiego, ani Pongowskiego.

Gorzej, że autor w przypisie 508 wyjaśnia, że tłumaczem encykliki Leona XIII o Przenajświętszym Sakramencie z łaciny na język polski był ks. Gołembiowski. Mam przed sobą tę encyklikę. Przytoczę w całości jej stronę tytułową: "Leon XIII Papież Encyklika o Przenajświętszym Sakramencie. Tłumaczył X. Leon Gołębiowski Magister Św. Teologii. Warszawa, Wydawnictwo Księgarni Nakładowej M. Szczepkowskiego, Nowogrodzka 23. 1903, Druk Piotra Laskauera i S-ki".

Tak więc tłumaczem był ks. Gołębiowski, a nie ks. Gołembiowski, jak mylnie podaje ks. Różyk.

Podobnie jest z nazwiskiem panieńskim Anny Kozłowskiej, matki Mateczki. Autor podaje, że nazywała się Olszakowska [s.12]. Sprawę tę wyjaśniano ostatnio w 2001 roku17/. Sama zainteresowana twierdziła, że nazywała się Olszewska. Podobnie pisze Maria Werner, cytowana w książce ks. doktora18/.

Wykazane potknięcia nie wpływają jednak na całość omawianej publikacji. Mimo widocznych starań o pełniejszy obiektywizm sądów i opinii o tekstach mariawickich, przekazanych papieżowi, autor ani na krok nie wyszedł poza oficjalne stanowisko swojego Kościoła względem mariawitów, ale i to, co napisał, czego nie pomijał ani nie ukrywał, stanowi poważny postęp w ocenie mariawityzmu, a zwłaszcza w ocenie jego Twórczyni, św. Marii Franciszki Kozłowskiej, z której autor zdjął część odium, będącego wynikiem okresu nienawiści i pogardy. Może nadchodzi nowe?

Władysław Stanisław Ginter (Mariawita 10-12/2006)

Przypisy:
Liczby zawarte w nawiasach kwadratowych, np. [s.12] oznaczają numer strony w książce dr. Różyka. 1/ Grzegorczyk Andrzej - Nasi bracia mariawici, Więź , 12/1965, s. 40-44.
2/ Olszewski Daniel, ks. - Początki mariawityzmu. Studium historyczno-pastoralne, Roczniki Teologiczno- Kanoniczne, 23/176, s.81-90;
Mariawityzm - początki i rozwój, Więź 23/1 986, s. 121 -123, przedruk w Mariawicie, 1/1987 i 2/1987; Odejście - Przegląd katolicki, 12/1984.
3/ Pasek Zbigniew - Geneza mariawityzmu i przyczyny jego podziału, Zeszyty naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego. Studia religiologica, z.24/1991.
4/ Papierowski Andrzej Jerzy - Geneza mariawityzmu jako ruchu religijnego i społecznego (przyczynek historyczny), Notatki Płockie, cz. I, 2/171/1997, s.15-22; cz. II, 2/172/1997, s.3-9.
5/ Mazur Krzysztof - Mariawityzm w Polsce, Kraków 1991.
6/ Karaś Marcin - Wyznania wiary i główne zasady doktrynalne. Katolicyzm; mariawityzm, Kraków 2000.
7/ Warchoł Edward, ks.- Proces wydzielania się Związku Mariawitów Nieustającej Adoracji Ubłagania z doktrynalnych i organizacyjnych ram Kościoła rzymskokatolickiego, Sandomierz 2003.
8/ Różyk Wojciech, ks. "Objawienia" Marii Franciszki Kozłowskiej według rękopisu z archiwum watykańskiego. Studium teologiczne, Świdnica 2006, s.272.
9/ Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, Płock 1922, dalej DzWM, s. 317-338
10/ DzWM, s. 13
11/ DzWM s. 135
12/ DzWM s. 27
13/ Rehner Karl, Vorgrimler Herbert - Mały słownik Teologiczny, Warszawa 1987, s. 519
14/ DzWM, s. 137
15/ Maryawita, 50 /1907, s. 797-798
16/ Skorupka Stanisław - mały słownik języka polskiego, Warszawa 1969, s. 89
17/ Ginter Władysław Stanisław - Z rodu niepokornych, Maryawita, 4-6/2001, s.8-18
18/ Werner Maria - O. Honorat Koźmiński, kapucyn, 1829-1916, Warszawa 1972, s.505


Treścią Ich życia była modlitwa i praca

Ktoś powiedział, że młodzi ludzie myślą o przyszłości, a starzy tylko wspominają przeszłość. Ja należę do tych drugich. Wspominam ludzi, których znałam, a także miejsca, gdzie żyli. Takie grono wspominanych osób stanowią Siostry Zakonne - Mariawitki i miejsce Ich życia przy ul. Franciszkańskiej 27 w Łodzi.

Centralnym punktem na tym terenie był i jest kościół p.w. św. Franciszka z Asyżu. Stojąca przed kościołem statua Matki Boskiej wita wszystkich przybywających w to miejsce. Jak pamiętam, była tu zawsze. W okresie okupacji niemieckiej figurę tę zabezpieczono zakrywając ją deskami. Przetrwała tamten trudny czas i pozostała nienaruszona. Teraz umocniona od fundamentów płytami granitowymi przytwierdzonymi do jej podstawy pod osobistym nadzorem Brata Biskupa Ludwika Jabłońskiego, zapewne będzie tu królować następne sto lat.

W pobliżu kościoła, tak jak dawniej, jest budynek, obejścia gospodarcze i ogród. Zmieniła się droga wiodąca od ulicy do kościoła. Ma teraz trwałą nawierzchnię, a po bokach drogi rosną piękne modrzewie, posadzone w latach osiemdziesiątych ub. wieku przez Brata Biskupa Włodzimierza Jaworskiego, sprawującego wówczas w Łodzi urząd proboszcza. Na ogół jest tu cicho, dostojnie. Taki spokojny nastrój ożywia się wtedy, gdy parafianie zbierają się na nabożeństwa i również później, gdy wychodzą z kościoła.

Ja wspominam dawne lata z okresu przed drugą wojną światową, gdy na tym terenie tętniło codzienne życie, którego treścią była modlitwa i praca.

W budynku w pobliżu kościoła mieszkały siostry zakonne, kapłani i bracia. Jak pamiętam, prowadzono tu działalność gospodarczą, oświatową, opiekuńczo-wychowawczą i humanitarną (według potrzeb).

W ramach działalności gospodarczej na szeroką skalę produkowano w sodowni napoje gazowane, a również (podobno najlepszy w Łodzi) - naturalny kwas chlebowy. Pracowała tu s. Anzelmina ze swoimi pomocnicami. Skrzynie wypełnione butelkami z napojami rozwożono własnym transportem, konno do prywatnych sklepów położonych na terenie miasta. Rozwożeniem zajmowali się bracia (np. brat Konrad w okresie przedkapłańskim) i świeccy mężczyźni.

Prowadzono piekarnię, w której wypiekano pieczywo przeznaczone na własny użytek, a również dla celów handlowych. Tak wspaniałych "grysek"1/ , jakie wypiekały siostry, niegdzie poza kioskiem sióstr nie można było nabyć. Niestety nie pamiętam, które siostry pracowały w piekarni. Byłam tam tylko raz w celu zwiedzenia tego pomieszczenia i zapoznania się z procesem wyrobu pieczywa.

Była pracownia kołder prowadzona przez s. Rolandę (krawcową) przy pomocy innych sióstr. Wykonywano tu zarobkowo prace zlecone.

W pracowni dziewiarskiej produkcja nastawiona była głównie na potrzeby własne, ale przyjmowano również prace zlecone. Maszyny dziewiarskie obsługiwała s. Kaliksta, a dziewiarstwo ręczne wykonywała s. Zygmunta.

Pracownią krawiecką, podobnie jak szyciem kołder, zajmowała się s. Rolanda. Szyto gównie bieliznę i fartuchy na potrzeby sióstr.

Prowadzono sprzedaż pieczywa i napojów gazowanych oraz kwasu chlebowego w kiosku przystawionym do ściany "familijnego domu", przy ul. Franciszkańskiej 29. Tam sprzedaż prowadziła s. Józefa, która po wstąpieniu do zakonu otrzymała imię Marta.

Rok, może dwa przed drugą wojną światową obok bramy wejściowej na teren kościelny otworzono sklep spożywczy, który funkcjonował niezależnie od wspomnianego kiosku. Sklep był obsługiwany przez s. Florentynę i s. Rufinę.

W ramach działalności oświatowo-wychowawczej prowadzono koedukacyjną siedmioklasową szkołę powszechną oraz przedszkole. W pewnym okresie czasu był też internat dla dziewcząt, mających przejściowo trudne warunki rodzinne.

Działalność opiekuńczo-wychowawcza wyrażała się w prowadzeniu żłobka dla niechcianych niemowląt. Zdarzały się przypadki znajdowania niemowląt porzuconych przez matki i pozostawionych pod bramą wejściową na teren kościelny. Te "podrzutki" zawsze były zabierane przez siostry do żłobka, gdzie się nimi serdecznie opiekowano. W żłobku okresowo pracowały siostry Celina, Wiara i Raula pod przewodnictwem s. Felicjanny.

Prowadzony był też "przytułek" - tak określano opiekę nad mieszkającymi tu ludźmi starymi, chorymi i niedołężnymi. Pieczę nad przytułkiem sprawował brat diakon Nikodem. Nie pamiętam, które siostry pracowały przy obsłudze starców.

Aby to wszystko mogło należycie funkcjonować, musiało być dobrze zorganizowane gospodarstwo domowe, a więc głównie wyżywienie. Posiłki przygotowywano w kuchni dla wszystkich mieszkańców i dzieci z przedszkola, a również dla biednych przychodzących tu z miasta, aby skorzystać z pomocy humanitarnej. Z opowiadań mojej mamusi wiem, że w czasie pierwszej wojny światowej była tu tzw. "tania kuchnia", natomiast moja siostra pamięta, że w okresie międzywojennym głodni ludzie ustawiali się w kolejki, aby móc otrzymać od sióstr ciepłą strawę. Po drugiej wojnie światowej też nie brakowało takich osób, które swój głód zaspokajały pożywieniem z kuchni klasztornej. Tu, przy kościele nikomu nie odmawiano pomocy.

Hodowano krowy, trzodę chlewną i drób i tym również zajmowały się siostry. Wszystko, co było możliwe do wykonania we własnym zakresie odnośnie sztuki kulinarnej - czyniono. Tak daleko, jak sięgam pamięcią kuchmistrzynią była s. Edwarda, a kiedy zaczęły ją opuszczać siły, to funkcję tę przejęła s. Benigna. Oczywiście, zawsze do swej pracy miały pomocnice, ale nie potrafię podać ich imion.

W gospodarstwie tym niezbędna była pralnia. Pracowano w niej codziennie. Przez otwarte drzwi, nawet w zimie buchały kłęby pary z kotłów, w których gotowano białą bawełnianą bieliznę i fartuchy. Wszystkie brudne rzeczy prano ręcznie na tarach umieszczonych w baliach, a potem maglowano je we własnym maglu i prasowano. Z pralni pamiętam tylko ciężko zapracowaną s. Gwidonę - inne umknęły mi z pamięci.

Poza powyższymi pracami był też męski zawód wykonywany przez siostrę, a mianowicie szewstwo. S. Salustia całe dnie siedziała na szewskim zydelku i niestrudzenie robiła nowe buty i trepki oraz naprawiała stare.

Była też inna indywidualistka - ogrodniczka s. Eufrozyna. Wzorowo uprawiała ogród kwiatowo- warzywno - owocowy osiągając wspaniałe rezultaty swej pracy. Zakrystianką przez bardzo długi okres czasu, aż do swojej śmierci była s. Samuela, a potem funkcję tę spełniały inne siostry.

Wśród sióstr nie zabrakło też pielęgniarki. Była nią s. Otylia, której ja osobiście zawdzięczam pomoc przy doprowadzaniu do zdrowia moich płuc. Ich choroba objawiła się w 1945 roku po powrocie z przymusowej pracy w Niemczech. S. Otylia okresowo pełniła funkcję organistki. Śpiewała pięknie. Zawsze była uczynna i dobra.

W pracach kancelaryjnych pomagała s. Mieczysława wykonująca również różańce. Okresowo w Łodzi była s. Julia, rodzona siostra s. Aurelii. Ostatnie lata swego życia przepracowała tu s. Emilia, rodzona siostra s. Matyldy i s. Eugenii.

Wielokrotnie do Łodzi przyjeżdżała z Płocka s. Ewelina. Spotkane osoby zawsze obdarzała serdecznym spojrzeniem i ciepłym głosem wypowiadała mariawickie pozdrowienie. Swoje długie zakonne życie zakończyła w Łodzi i spoczywa na tutejszym cmentarzu.

Pierwszą jaką pamiętam "siostrę starszą" była s. Kamila, która w latach trzydziestych ubiegłego wieku została powołana do Płocka, aby objąć tam funkcję "Siostry Przełożonej" kierującej wszystkimi siostrami w naszym kościele. Po s. Kamili obowiązki siostry starszej w Łodzi objęła s. Matylda, pozostając równocześnie kierowniczką szkoły.

Pierwszą siostrą zakonną z jaką zetknęłam się osobiście (około 1929 roku) była s. Amelia, opiekunka dzieci w ochronce. Miała wówczas "krótki" welon nazywany przez dzieci "noskiem". Kochaliśmy ją wszyscy. Opiekowała się nami serdecznie, organizowała zabawy i nawet wtedy, kiedy otrzymała "długi" welon dodający Jej powagi i dostojności, pozostała dla nas miła i dobra, jak starsza koleżanka.

Będąc już w szkole dowiedziałam się, że s. Amelia opuściła Łódź i już nigdy w życiu Jej nie spotkałam. Do ochronki przyszły nowe siostry - s. Flawia, s. Aurelia i jeszcze jedna, której imienia nie znałam.

W szkole uczyły mnie siostry - Matylda, Bożydara, Stella i Bogowita. Nauczycielką była wtedy też s. Lubosława oraz s. Benicja udzielająca chętnym nauki gry na mandolinie. Każda z sióstr była dobrą nauczycielką, stanowczo wymagającą dobrego zachowania i odpowiedniego poziomu w zdobywaniu przez młodzież wiedzy, a równocześnie pomagającą w nauce uczniom słabszym. Siostry nauczycielki miały odpowiednie wykształcenie upoważniające Je do wykonywania tego zawodu, ale niezależnie od tego dokształcały się uczestnicząc w wykładach prowadzonych w Oddziale Łódzkim Wolnej Wszechnicy Polskiej.

Siostry nauczycielki cieszyły się wielkim autorytetem. Ceniono Ich wiedzę pedagogiczną i umiejętność przekazywania tej wiedzy młodzieży. Obok sióstr nauczycielek ogromnie cenioną i lubianą przez młodzież była s. Krysta, która posiadała wyjątkową umiejętność organizowania w parafii życia kulturalnego. Siostry samodzielnie lub we współpracy z "Templariuszami" organizowały akademie, wystawiały "Jasełka" i przedstawienia sceniczne. Wraz z działaczami parafialnymi organizowały loterie fantowe. Efekty tych działań skutkowały wzajemnym poznawaniem się parafian, spajały społeczność parafialną.

Jedną z łódzkich sióstr znałam tylko z ciepłych wspomnień mojej mamusi - s. Izabelę. W naszej parafii była siostrą "starszą", życzliwą ludziom, otwartą na bliźniego, która w latach przed pierwszą wojną światową wskazała mojej mamusi kierunek, jaki winna obrać, aby móc żyć w Łodzi. Takich mądrych i dobrych ludzi się nie zapomina.

Nie potrafię powiedzieć kiedy i ile było w Łodzi sióstr, ani też określić, nawet ogólnie, jakie miały zadania. Niektóre, jak pamiętam były zawsze, inne wymieniano między parafiami. Każdy dzień siostry rozpoczynały modlitwą. Modliły się i śpiewały pieśni religijne także pracując, a również modlitwy kończyły każdy dzień klasztornego życia.

Pamiętam, jak przed wojną siostry zbierały się na modlitwy w kościelnej kaplicy, jak nieustannie pełniły adorację Przenajświętszego Sakramentu. Każda z sióstr nuciła pieśni, a wspólnie tworzyły wielogłosowy chór, którego brzmienie wypełniało kościół głownie wtedy, kiedy śpiewały "Godzinki", litanie, pieśni po modlitwach porannych i wieczornych. Swymi głosami wspierały również chór parafialny.

W okresie przed drugą wojną światową corocznie w Święto Bożego Ciała prowadzona była procesja odcinkami ulic Franciszkańskiej i Smugowej. Przygotowując procesję siostry przydzielały funkcje pełnione przez dzieci i młodzież. W czasie procesji - sypanie kwiatów, niesienie poduszek, asysta przy poduszkach i chorągwiach. Uczyły właściwego zachowania się w tym uroczystym pochodzie. W czasie procesji były dla nas przykładem - szły nie bacząc na brzydkie wyzwiska, a również często rzucane w stronę procesji kamienie. Szły niezastraszone, a swą postawą i śpiewem manifestowały swoją niezłomną przynależność do mariawityzmu.

Nadszedł dzień 1 września 1939 roku i w krótkim czasie wszystko się zmieniło. Część sióstr okupant wyodrębnił z klasztornej społeczności i przymusowo zatrudnił w jakimś ośrodku poza Łodzią. Niemcy zamknęli przedszkole i szkołę, zlikwidowali żłobek, przesiedlili z ul. Franciszkańskiej na ul. Magistracką i ul. Południową, a następnie na ul. Podleśną do obiektu przy naszym dawnym kościele.

Nie było już sodowni, piekarni, sklepu, kiosku, ogrodu, przytułku. Zachowano maszyny dziewiarskie i maszyny do szycia, a siostra Salustia przenosiła swój warsztat i szewski zydelek. Osobiście z tego smutnego czasu mam wspomnienia zobowiązujące mnie do wdzięczności wobec s. Kaliksty i s. Matyldy.

S. Kaliksta zachęciła mnie do dziewiarstwa na drutach i pomogła swoimi fachowymi radami w stawianiu pierwszych kroków w tej pracy. S. Matylda zaś pomogła mi w uzyskaniu zatrudnienia w Pracowni Robót Ręcznych, co uchroniło mnie do początku 1943 r. od wywiezienia do pracy w Niemczech.

Moja wdzięczność dla sióstr za życzliwość i pomoc, jaką mnie obdarzyły jest niegasnąca. Po wojnie w Łodzi było znacznie mniej sióstr niż przed 1939 r. Nowe warunki ustrojowo-społeczne ograniczyły dawny wymiar działalności co w wielu przypadkach powodowało konieczność zmian w rodzaju wykonywanej przez nie dawniej pracy.

Niektóre z sióstr kierowane były do innych parafii, inne zatrudniano jako cywilne pracownice w państwowym przedszkolu, gdzie ukochaną przez dzieci była s. Wiara.

W znacznie zawężonym zakresie prowadzona była sodownia, nie było zezwolenia na zarobkową pracę przy produkcji kołder i w dziewiarstwie. Nie było już całego, pełnego gospodarstwa, nie było też całego ogrodu, gdyż jego większa część z drzewami owocowymi została przejęta przez państwo. Nie było żłobka, a siostra Felicjanna sprawowała funkcję generalnie zarządzającej sprawami gospodarczymi.

Było mniej sióstr i było również mniej parafian, szczególnie wśród młodzieży, która rozproszyła się gdzieś po świecie. Ilość parafian powoli wzrastała na skutek osiedlania się w Łodzi wielu osób z innych miejscowości, ale nawet do tej pory nie osiągnęła takiej liczebności, jaka była przed drugą wojną światową.

W kościele stale malała ilość białych welonów. Ostatni zniknął w 2000 roku wraz ze śmiercią s. Rauli. Jest smutno? Wszystkie łódzkie siostry mariawickie odeszły do krainy wiecznego trwania i tylko w moich wspomnieniach widzę Ich twarze i słyszę chóralne modlitwy i śpiewy.

Wiele z Nich spoczywa na łódzkim cmentarzu, gdzie porządkowanie i wzmacnianie ich grobów podjął Brat Bp. Włodzimierz, a teraz już umocnione płytami mogiły są pod pieczołowitą opieką obecnego proboszcza i parafian - szczególnie pana Jana Komara oraz pani Eweliny Lucht.

Odchodzą siostry, dla których treścią życia była modlitwa i praca. Odchodzą też świadkowie Ich życia w minionym wieku. Sięgnijmy do pamięci i tak, jak pamiętamy - przekażmy naszym następcom wszystko to, co jeszcze można uchronić od zapomnienia. Ważne są wszystkie te dni, których jeszcze nie znamy, ale powinniśmy pamiętać o minionych dniach i latach, o ludziach i czasach mających przecież fundamentalne znaczenie dla każdego z nas.

Byłabym wdzięczna osobom lepiej niż ja znającym życie łódzkich sióstr (rodzinie, bliskim znajomym), za uzupełnienie lub sprostowanie moich wspomnień. Ufam, że wszystkie siostry mariawickie zasłużyły na miejsce, o którym po wieczornych modlitwach śpiewały: "....a gdy już niebo osiądziem..." Wierzę, że choć niewidzialne, wspierają swą nieziemską mocą Dzieło, któremu poświęciły swoje ziemskie życie.

Janina Halina Głowacka (Mariawita 10-12/2006)

Łódź, dnia 11 listopada 2006 roku
1/ nazwa przyjęta prawdopodobnie od słowa "grys" - rodzaj mąki pszennej


Uroczystości jubileuszowe