Mariawita nr 4-6/2004

Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 5, 13-16, Biblia Tysiąclecia)

ŚWIATŁOŚĆ ŚWIATA I SÓL ZIEMI


Metafora soli i światła przytoczonego wyżej fragmentu Ewangelii św. Mateusza przypomina nam benedyktyńską maksymę "Ora et labora" ("Modlitwa i praca") i nasuwa skojarzenia modlitwy i działania w nauczaniu Chrystusa i Apostołów. Już pierwsi chrześcijanie stawiali sobie pytanie, co jest ważniejsze: kontemplacja i ustawiczna modlitwa, do jakiej zachęca św. Paweł w Liście do Tesaloniczan (1 Tes 5, 17), czy też działanie podejmowane w duchu Ewangelii (Mt 25,40) i pouczeń św. Jakuba Apostoła (Jk 2, 14-18), który głosi, że "wiara bez uczynków martwa jest sama w sobie".

W III wieku po Chrystusie istniała grupa religijna zwana "messalianie", która całkowicie porzuciła pracę i obowiązki domowe, aby w zupełności poświęcić się modlitwie. Błędnie uważali, że nie chrzest gładzi grzech pierworodny, lecz jedynie wytrwała modlitwa. Głosili też, że pokuta i Eucharystia nie służą uświęceniu w takim stopniu, jak modlitwa. Co więcej, sądzili, że kto ustawicznie się modli, tego nie dotyka żaden grzech uczynkowy, a gdyby go popełnił to nie dotyka on jego duszy, gdyż tarczą duszy jest modlitwa.

Dziś raczej zagraża nam druga skrajność, którą jest pokusa działania i chęć urządzenia się w życiu za wszelką cenę i to do tego stopnia, że wielu ludziom dziś brakuje czasu i sił na modlitwę, wskutek czego życie stopniowo traci swój blask i sens. Przed taką postawą, nastawioną na konsumpcyjny styl życia, wzorowany na Europie Zachodniej, przestrzega dziś Kościół swoich wiernych.

Działanie ma wynikać z wiary, a wiara ma owocować dobrymi uczynkami. W ten sposób spełniamy pragnienie Pana Jezusa byśmy się stawali "solą ziemi" i "światłością świata". Albowiem podczas modlitwy czerpiemy siły duchowe ze źródła Chrystusowego światła i stajemy się "światłością świata". Pełniąc zaś uczynki miłosierdzia, na wzór Chrystusa, stajemy się "solą ziemi".

W szczególnych sytuacjach modlitwa przyjmuje postać kontemplacji, lub uwielbienia. Taką formę modlitwy w naszym Kościele ma Msza św., Adoracja i Różaniec. Bowiem według powszechnego tłumaczenia, słowa cum i templum znaczą: "wspólne przebywanie w świątyni". Jest to więc najbardziej intensywny czas modlitwy dziecka Bożego, a nade wszystko jest "spojrzeniem utkwionym oczyma wiary w osobę Jezusa Chrystusa". W czasie tego modlitewnego zapatrzenia na Pana Jezusa obecnego na naszych ołtarzach i utajonego w Przenajświętszym Sakramencie, promieniuje na nas duchowa siła, która pozwala nam ujrzeć "Górę Przemienienia" i usłyszeć głos Boży: "Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie" (Mt 17, 5b).

Dzięki duchowemu zapatrzeniu, oczyma wiary rozpoznajemy w Chrystusie "światłość świata, która oświeca każdego człowieka na świat przychodzącego" (J 1,9) i sami napełniamy się światłem, zdolnym oświecać ludzkie drogi i zakamarki chorych sumień? Przez uczestniczenie we Mszy św., Adoracji i Różańcu, każdy chrześcijanin nie tylko lepiej poznaje siebie, ale nade wszystko korzysta z darów Najświętszego Sakramentu i poznaje tajemnicę krzyża, na którym Pan Jezus umierając "do końca nas umiłował" (J 13,1).

20 listopada 1983 r. otrzymał sakrę biskupią w Świątyni Miłosierdzia i Miłości w Płocku. Takie zapewne było doświadczenie św. Pawła, skoro wyznaje, że niczego więcej nie chce znać, jak tylko "Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego" (1 Kor 2,2). Dlatego skuteczność jego nauczania nie polega na dobieraniu pięknych słów i wytwornych gestów, lecz na ukazywaniu Bożej mocy przejawiającej się w konkretnych uczynkach miłosierdzia i miłości wobec świata. Trzeba zatem, aby nasze życie, opromienione blaskiem Jezusowej Ewangelii, było czytelnym znakiem godności dziecka Bożego oraz świadectwem dla zagubionego i zabieganego współczesnego świata.

Słowa rozważanego fragmentu Ewangelii według św. Mateusza stanowią początkową część Jezusowego "kazania na Górze", podczas którego wypowiedział On słynne "Błogosławieństwa". Realizując je, uczniowie Chrystusa mają być tym dla świata, czym jest sól w życiu codziennym - niepozorna, ale jakże potrzebna: ona nie tylko nadaje potrawom smak, lecz także je konserwuje. Podobnie chrześcijanie, oświeceni prawdą Jezusowej Ewangelii, przez modlitwę i zawierzenie Jego nauce, mają nadawać sens ludzkiej egzystencji i ocalić fundamentalne wartości moralne. Czynić to należy nie siłą i perswazją, czy efektownymi deklaracjami, lecz uczynkami miłości i miłosierdzia, o których mówi prorok Izajasz w 58 rozdziale swej księgi, gdzie m.in. czytamy:

"Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie, jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas światłość zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem" (Iz 58, 9-10).

W tych czynach objawia się królewska godność uczniów Chrystusa. Warto bowiem zauważyć, że w języku hebrajskim słowo oznaczające sól melach, brzmi prawie identycznie, jak słowo oznaczające króla melek i czynność wstępowania na tron królewski malak. Ta gra słów w ustach Jezusa zapewne nie była przypadkowa, lecz zawierała głębokie przesłanie. Chodzi o to, by uczniowie Chrystusa, przez uczynki miłości i miłosierdzia budowali Królestwo Boże, tj. "cywilizację miłości".

Dopełnieniem każdego modlitewnego uwielbienia Boga jest działanie w duchu Ewangelii, tak jak postępują ludzie dobrej woli, którym przyświeca hasło "modlitwa i praca".

Przez modlitwę odnajdujemy Chrystusa w Jego chwale, podejmując zaś czyny miłości i miłosierdzia odnajdujemy tego samego Mistrza w ludziach będących w potrzebie, jak to uczynił św. Marcin, który połową swego żołnierskiego płaszcza okrył zziębniętego żebraka.

Modlitwa szczera owocuje miłosiernym działaniem, zaś uczynki miłości czerpią swój sens z modlitwy, przynosząc "plon stokrotny". Modlitwa i działanie to jakby dwa skrzydła, na których dzięki łasce uświęcającej, możemy wzbijać się ku szczytom doskonałości i świętości. W ten sposób stajemy się "solą ziemi" i światłością świata".

Kapł. M. Bernard Kubicki (Mariawita 4-6/2004)

"ŚPIEWAJCIE PANU..."(Psalm 9,12)

Słowo Towarzystwa Biblijnego w Polsce na Ekumeniczne Święto Biblii 2004


Pismo Święte na różne sposoby przybliża nas do Boga. Daje nam również wzory modlitw i hymnów. Oprócz najwspanialszej Modlitwy Pańskiej, której sam Zbawiciel nauczył apostołów, mamy w Biblii modlitwy wypowiadane i hymny śpiewane przez patriarchów, proroków, samego Jezusa Chrystusa, Jego matkę oraz inne postacie biblijne.

Najczęściej używanymi we współczesnych Kościołach chrześcijańskich pieśniami i tekstami modlitewnymi zaczerpniętymi z Pisma Świętego są Psalmy. Zmieniał się świat, ale ich słowa odzwierciedlały i do dziś odzwierciedlają stan duszy czcicieli Boga Prawdziwego. Można słowami Psalmów wzywać świat do chwalenia Boga: Chwalcie Pana, wszystkie narody... (Ps 117,1); można wypowiedzieć radość i podziękowanie Bogu za łaski otrzymane zbiorowo: Gdy Pan odmienił losy Syjonu, byliśmy jak we śnie... (Ps 126,1) lub indywidualnie: Kiedy Ciebie wzywałem, Ty mnie wysłuchałeś... (Ps 138,3); można w tych słowach znaleźć pewność w niepewności: Pan jest moim pasterzem i nie brak mi niczego... (Ps 23,1); siłę do przetrwania, gdy szczególnie ciężko na duszy: Ratuj mnie, Boże, bo woda już sięga mojej szyi! (Ps 69,2); można umocnić się w wierności: Jeśli zapomnę cię, Jeruzalem, niech uschnie moja prawica! (Ps137,5); można wypowiedzieć jęk duszy, gdy na żadną już ziemską pociechę liczyć nie można: Ja zaś jestem robakiem, nie człowiekiem, pośmiewiskiem ludzi... (Ps 22,7). Każda sytuacja człowieka: czystego sercem czy przygniecionego ciężarem win, radosnego czy smutnego, znajdzie odbicie w którymś ze 150 Psalmów i każdy Psalm odpowiada określonej sytuacji, w której może się znaleźć wierzący.

Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel, wezwał nas do kroczenia Jego śladami, do naśladowania Go. W Ewangeliach często odnajdujemy cytaty z Psalmów lub ich parafrazy: poczynając od chrztu Jezusa w Jordanie, kiedy rozlega się głos: Ty jesteś Moim umiłowanym Synem... (Łk 3,22), będący echem Psalmu 2,3, aż po słowa przed śmiercią na Krzyżu: ... w Twoje ręce powierzam Mojego ducha (Łk 23,46). Księga Psalmów jest więc bardzo pomocna do głębszego zrozumienia przesłania ewangelicznego. Nie trzeba być teologiem ani znać historycznego tła poszczególnych Psalmów, aby odczuć ich nastrój, aby je zrozumieć.

Przesłanie Psalmów nie straciło nic ze swojej aktualności. Również i my dzisiaj, pomni na zachętę Apostoła Pawła z Listu do Efezjan 5,19: Mówcie do siebie psalmami, hymnami i pieśniami natchnionymi. Śpiewajcie i grajcie waszym sercem Panu..., staramy się żyć treścią i słowami Psalmów, czego wyrazem jest tegoroczne hasło Ekumenicznych Dni Biblijnych: Śpiewajcie Panu!

Przygotował Kościół Starokatolicki Mariawitów (Mariawita 4-6/2004)

...Pamiętaj o tych, co przed tobą byli...(Syr 41,3)


80. Rocznica śmierci kapł. m. Łukasza Wiechowicza

Kapł. M. Łukasz Wiechowicz Dnia 26 kwietnia 2004 r. minęła 80. rocznica śmierci kapł. Bolesława M. Łukasza Wiechowicza, założyciela i wieloletniego proboszcza Parafii Kościoła Starokatolickiego Mariawitów w Cegłowie.

Kapł. M. Łukasz Wiechowicz urodził się 18.11.1869 r. Jako ksiądz pracował i mieszkał w Warszawie przy ul. Kapucyńskiej. Był on pierwszym mariawitą w archidiecezji warszawskiej. Z mariawityzmem zaznajomił Go 19 maja 1897 r., będący przejazdem w Warszawie, o. M. Jan Przyjemski. Za praktykowanie zasad kapłanów mariawickich ks. Wiechowicz został karnie przeniesiony do parafii w Cegłowie, która była bardzo zaniedbana moralnie i duchowo. Dzięki jego pobożności i pracy duszpasterskiej sytuacja w parafii zmieniła się diametralnie. Nie tylko głoszeniem Słowa Bożego, ale i przykładem swojego pobożnego życia oraz wielką troską o potrzeby duchowe i materialne wiernych pozyskiwał czcicieli Przenajświętszego Sakramentu. Jego dobroczynny wpływ docierał także do sąsiednich parafii. Tam też, po wyodrębnieniu się mariawitów z Kościoła rzymskokatolickiego, powstawały parafie i staraniem o. M. Łukasza budowane były kościoły, kaplice i budynki na działalność społeczną. Jako założyciel wielu parafii był kustoszem Okręgu Warszawskiego. W 1908 roku za jego sprawą powstała w Cegłowie ochronka dla dzieci, szpital, zakłady rzemieślnicze, a w 1911 szkoła jednoklasowa, przekształcona następnie w dwuklasową, która w roku szkolnym 1917/18 stała się czteroklasową z programem czterech klas gimnazjalnych, zwana progimnazjum.

Z uczniami gimnazjum: (od lewej) kapł. M. Łukasz Wiechowicz, kapł. M. Tadeusz Bucholc - współpracownik i następca o. M. Łukasza

O. M. Łukasz dojeżdżał z posługą kapłańską do parafii w Warszawie przy ul. Skaryszewskiej. Był bardzo ceniony i kochany przez parafian.

Intensywna praca nadwątliła jego zdrowie i w 55 roku swego życia zaczął tracić siły. Świadomy był bliskiej śmierci i na prośby parafian, Ojciec Łukasz napisał te słowa, jako swój testament:

"Że z łaski Bożej i wielkiego Miłosierdzia Bożego wierzyłem w świętą sprawę Mariawityzmu, a nawet w całym życiu moim nie miałem nigdy wątpliwości i pokusy, czy Mariawityzm jest sprawą Bożą i od Boga daną, przeto w godzinę śmierci życia mojego oznajmiam i Mariawitom i nie mariawitom, że umieram spokojny i szczęśliwy, iż wielkiej świętej sprawie życie moje mogłem z łaski Bożej poświęcić. Czego nauczałem was za życia, tego was dziś jeszcze raz nauczam z okazji mojej śmierci. Słowa niniejsze zwracam również do całej mojej rodziny, jako najbliższej mnie sercem.

23 Kwietnia 1924 roku, O. M. Łukasz"

Zmarł 26 kwietnia 1924 roku i został pochowany w Cegłowie przy kościele.

O światowym Dniu Modlitwy z red. Pelagią Jaworską rozmawia Alina Boczkowska


Red. Pelagia Jaworska - Od jak dawna związana jest Pani z ruchem Światowy Dzień Modlitwy Kobiet?

- Ze Światowym Dniem Modlitwy Kobiet zetknęłam się w 1971 r. 5 marca tegoż roku uczestniczyłam po raz pierwszy w ekumenicznym nabożeństwie, zorganizowanym i prowadzonym przez kobiety z Kościoła Prawosławnego, w Warszawie w siedzibie Polskiej Rady Ekumenicznej, wówczas mieszczącej się przy ul. Świerczewskiego 76 (obecnie Aleja Solidarności). Liturgia pod hasłem "Nowe czasy - nowy człowiek" pochodziła z Guyany Brytyjskiej (Jamajka - Karaiby).

Idea wspólnej modlitwy według jednakowej liturgii w określonej intencji tego samego dnia na całym świecie zauroczyła mnie. Od tego czasu czynnie uczestniczę w ruchu ŚDMK i organizowaniu nabożeństwa w pierwszy piątek marca. Już w następnym roku, 7 marca 1972, miałam zaszczyt wygłosić pierwsze swoje kazanie podczas nabożeństwa według tekstu liturgii, opracowanej przez kobiety europejskie, pod hasłem "RADUJCIE SIĘ W PANU" (Flp 3,1), które odbyło się w Parafii Kościoła Starokatolickiego Mariawitów w Warszawie na Woli. Pamiętam, jak długo i starannie przygotowywałam się do tego wystąpienia i jaką miałam tremę przemawiając w wypełnionej - nie tylko niewiastami - świątyni... Był to swego rodzaju jubileusz ekumenicznego nabożeństwa ŚDMK w Polsce - 10 lat temu, w 1962 r. odbyło się pierwsze ekumeniczne nabożeństwo Światowego Dnia Modlitwy Kobiet - wcześniej odbywały się sporadycznie w niektórych parafiach.

Umiłowanie tej idei i zaangażowanie w dużej mierze zawdzięczam serdecznej przyjaźni i bezpośrednim kontaktom z pionierką tego ruchu w Polsce, Panią Haliną Kusową z Poznania (ew.metod.), przewodniczącą Krajowego Komitetu ŚDMK do 1993 roku. Ona zachęcała mnie do organizowania nabożeństwa w każdej miejscowości, gdzie zamieszkiwałam, wspierała radą i różnymi pomocniczymi materiałami. Wprowadziła mnie też w krąg kobiet polskich i zagranicznych, pełnych entuzjazmu i silnie związanych z tym ruchem. I tak to się zaczęło... Co roku w pierwszy piątek marca uczestniczę wraz z większą lub mniejszą grupą wiernych, często jako organizatorka, w tej globalnej modlitwie, wierząc że jest ona miła Bogu i niezbędna do tworzenia duchowej więzi z wszystkimi wyznawcami Jezusa Chrystusa. W ciągu ponad trzydziestu lat "nie opuściłam" chyba ani jednego nabożeństwa, chociaż modliłam się w różnych grupach i w różnych miejscowościach - w Warszawie i Łodzi w gronie ekumenicznym, w Łowiczu i Radzyminku z mariawickimi parafianami. Od 1998 r. organizuję ekumeniczne nabożeństwa Światowego Dnia Modlitwy w "Świątyni Miłosierdzia i Miłości" w Płocku,

- Na czym polegają przygotowania do Dnia Modlitwy?

- Jeśli chodzi o przygotowania na płaszczyźnie ogólnokrajowej to rozpoczynają się one zwykle podczas Ogólnopolskiej Ekumenicznej Konferencji Kobiet, organizowanej przez Komisję Kobiet Polskiej Rady Ekumenicznej. Uczestniczki z różnych regionów Polski otrzymują (wcześniej przetłumaczony z języka angielskiego) roboczy wydruk Liturgii. W programie konferencji przewidziany jest czas na zapoznanie się z treścią, zgłoszenie ewentualnych poprawek, wysłuchanie informacji o kraju autorek liturgii, propozycji ukształtowania nabożeństwa pod względem plastycznym, muzycznym, itp. Po dyskusji i pracach odpowiednich zespołów odbywa się próbne nabożeństwo. Następny etap to opracowanie komputerowe broszury i materiałów pomocniczych i rozesłanie do wszystkich Oddziałów Polskiej Rady Ekumenicznej oraz osób zainteresowanych zorganizowaniem nabożeństwa w pierwszy piątek marca. Za to odpowiedzialna jest przewodnicząca Krajowego Komitetu ŚDMK i Komisja Kobiet Polskiej Rady Ekumenicznej.

- Jak odbyło się tegoroczne nabożeństwo ŚDM w Płocku?

- Organizowanie nabożeństwa ŚDM w Płocku zaczęłam, jak zwykle, w Tygodniu Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan podczas agapy w Parafii mariawickiej. Korzystając z obecności Biskupów i Księży rzymskokatolickich, mariawickich i prawosławnego oraz przedstawicieli Klubu Inteligencji Katolickiej i naszych parafian zaprosiłam wszystkich na ekumeniczne nabożeństwo 5 marca, prowadzone przez kobiety. Później pisemne zaproszenia na nabożeństwo zostały dostarczone do płockich parafii Kościołów: rzymskokatolickiego, prawosławnego i ewangelickiego, z prośbą o zachęcenie wiernych do udziału w nim. Zaproszenia zostały także przekazane do lokalnych mediów, za pośrednictwem których duże grono ludzi dowiedziało się o tej inicjatywie. Na antenie radia Puls, obok informacji o mającym się odbyć nabożeństwie, emitowano również moją wypowiedź na temat genezy ŚDM i propagowanych przez niego idei.

W piątek, 5 marca 2004 roku w mariawickiej katedrze odprawione zostało nabożeństwo Światowego Dnia Modlitwy według liturgii przygotowanej przez chrześcijanki z Panamy, pod hasłem "W wierze kobiety kształtują przyszłość".

W Świątyni Miłosierdzia i Miłości w Płocku przygotowano stosowną dekorację. Na planszy obitej niebieskim materiałem symbolizującym akweny wodne, umieszczono uformowaną z wzorzystej chusty "mapkę" Panamy, a wokół niej wycięte z kolorowego papieru ryby. Na stojących obok planszy dużych doniczkowych roślinach zawieszono barwne papierowe motyle. Zastosowane symbole podkreślały, że Panama, to kraj obfitujący w ryby i motyle.

Tegoroczne nabożeństwo prowadziło 10 kobiet z trzech Kościołów: Kościoła Starokatolickiego Mariawitów - 5, Kościoła Rzymskokatolickiego - 4, Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego - 1. Uczestniczyła w nim duża grupa wiernych różnych wyznań (niektórzy z nich przychodzą na te nabożeństwa każdego roku, już od kilku lat) oraz mariawiccy duchowni, rzymskokatoliccy księża i siostry zakonne.

Przed nabożeństwem lektorki przedstawiły zgromadzonym informację o Panamie. Znalazły się w niej wiadomości dotyczące położenia geograficznego, historii, polityki, gospodarki, stosunków społecznych i najważniejszych problemów, z jakim boryka się ten kraj. Dla umożliwienia zebranym aktywnego uczestnictwa w nabożeństwie dostarczono wszystkim kartki ze słowami śpiewanych pieśni.

Podczas nabożeństwa zostały przeczytane dwa fragmenty Pisma Świętego - ze Starego Testamentu z 4 Księgi Mojżeszowej i z Nowego Testamentu z Ewangelii wg św. Jana (20, 1-18). Moje rozważanie oparte zostało na tych właśnie tekstach .

Tradycją jest, że wszyscy uczestnicy spotykają się po nabożeństwie w klasztornym refektarzu na agapie przygotowanej przez kobiety z Kościoła Starokatolickiego Mariawitów. Przy wspólnym posiłku toczą się przyjacielskie rozmowy, wręczane są pamiątki - w tym roku każdy z obecnych został udekorowany kolorowym motylkiem.

Krótkie relacje z nabożeństwa ŚDM zostały opublikowane w kilku lokalnych tytułach prasowych, m.in. w "Tygodniku Płockim", "Gazecie Wyborczej", "ntp-Tydzień Płocka".

Przyjaźni się Pani z którąś z kobiet z innego wyznania?

- Przyjazne kontakty utrzymuję nie z jedną Panią i nie z jednego wyznania. Ekumeniczna atmosfera, którą oddychałam studiując na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie oraz obcowanie z wieloma wspaniałymi osobami z różnych wyznań, w czasie trzydziestoletniej pracy w Komisji Kobiet PRE jako przedstawicielka Kościoła Starokatolickiego Mariawitów, ugruntowały i pogłębiły moją tolerancyjną, nacechowaną życzliwością do wszystkich ludzi, postawę ukształtowaną w domu rodzinnym. Być może dzięki temu w gronie ekumenicznych współpracowników czuję się jak wśród przyjaciół.

- Czy odmienność wyznaniowa ma jakiś wpływ na wasze wzajemne kontakty?

- Odmienność wyznaniowa nie musi dzielić, ale może wzajemnie duchowo ubogacać. Myślę, że Światowy Dzień Modlitwy daje możliwość przeżycia takiego doświadczenia, bo nabożeństwa ŚDM "umacniają wiarę w Jedynego Pana i Zbawiciela, zbliżają ludzi różnych ras, tradycji wyznaniowych i kultur, przełamują poczucie izolacji i osamotnienia, poprzez wspólną intencję modlitwy tworzą z nas jedną rodzinę".

- Czym się Pani obecnie zawodowo zajmuje?

- Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, gdyż wypełniam nie jedną funkcję, ale za najważniejszą uważam pełnienie obowiązku redaktora naczelnego kwartalnika "Mariawita" organu prasowego Kościoła Starokatolickiego Mariawitów. Poza tym mam też obowiązki w kancelarii Biskupa Naczelnego, a w Parafii pracuję społecznie jako organistka.

Należę do Krajowego Komitetu Światowego Dnia Modlitwy i biorę udział w pracach dotyczących przygotowania nabożeństwa ŚDM na 2005 r. Światowy Komitet zlecił polskim chrześcijankom opracowanie liturgii pod hasłem "Niech nasza światłość świeci", według której 4 marca w przyszłym roku będą się modlić chrześcijanie na całym świecie. W ramach tych przygotowań uczestniczyłam w zespole piszącym tekst liturgii i opracowałam folder na temat ŚDM, który został już wydany przez Krajowy Komitet.

(Mariawita 4-6/2004)

UWAGI O KSIĄŻCE KS. WARCHOŁA


Poprzednie opracowanie ks. Edwarda Warchoła dotyczące kwestii mariawickich zostało ostro i negatywnie ocenione przez mariawickiego recenzenta1/. Mając na uwadze treść tej recenzji, a także własne przemyślenia dotyczące tego opracowania, z pewnymi obawami rozpoczynałem lekturę kolejnej książki ks. Warchoła dotyczącej mariawityzmu2/. Obawy moje okazały się być na wyrost. Kolejna praca ks. Warchoła o ruchu mariawickim jest napisana w duchu pewnego obiektywizmu na jaki, poza ks. Warchołem, mógł się w swych opracowaniach zdobyć jedynie ks. prof. F. Stopniak. Dlatego uważam, że należy ją wyżej ocenić, niż poprzednią książkę ks. Warchoła, dotyczącą mariawityzmu z okresu II Rzeczpospolitej.

Śledzę rosnące, od pewnego czasu, zainteresowanie ruchem mariawickim w kręgach naukowych rzymskokatolickich. Do lektury opracowań tematyki mariawickiej przez stronę rzymskokatolicką należy podchodzić ze szczególną uwagą. Opracowania te bowiem dowodzą nie tylko zmiany w ocenie ruchu mariawickiego czynionej z pozycji rzymskokatolickiej, ale ujawniają częściowo źródła, które nie są dostępne stronie mariawickiej (np. niektóre dokumenty z rzymskich archiwów diecezjalnych). Jednak samo ujawnianie polskich źródeł dotyczących mariawityzmu nie jest wystarczające. Konieczne będzie, dla wyjaśnienia wszystkich wątpliwych kwestii związanych z mariawityzmem, opublikowanie materiałów watykańskich, a te zapewne nieprędko zostaną udostępnione badaczom przedmiotu3/.

Ks. Warchoł w recenzowanej pracy podjął się próby wyjaśnienia przyczyn, dla których powstał ruch mariawicki, a następnie został wyłączony z życia Kościoła rzymskokatolickiego. Próba ta nie zakończyła się pełnym sukcesem, ponieważ z uwagi na brak dostępu do źródeł watykańskich ks. Warchoł musiał, siłą faktu, bazować jedynie na źródłach krajowych. Mimo tego zastrzeżenia należy podkreślić, że w książce tej padły ważkie oceny postępowań obu stron sporu: mariawickiej i rzymskokatolickiej. Autor starał się omówić dość rzetelnie stanowiska prezentowane przez obie strony i nie wyprowadzać wniosków negatywnych jedynie przy ocenie działań mariawickich. Jest to swoiste novum w tego rodzaju opracowaniach, zapisane na korzyść ks. Warchoła. Przypatrzmy się bliżej niektórym, ważniejszym tezom prezentowanym w w/w książce przez Autora.

Zaskoczeniem dla czytelnika mariawickiego jest fakt, że w recenzowanej książce ks. Warchoł uznał za nie budzące wątpliwości i przez nikogo niekwestionowane fakty: uczestnictwa ojca Mateczki w powstaniu styczniowym, współpracę o. Honorata z Mateczką, wyszydzanie i ośmieszanie Mateczki, a także posądzanie Jej o złą wolę przez stronę rzymskokatolicką, przyznanie posiadania wielu pozytywnych cech przez księży rzymskokatolickich, którzy uznali Boże wybraństwo Mateczki i poddali się Jej kierownictwu duchowemu.

W zacietrzewieniu polemicznym strona rzymskokatolicka właśnie te fakty odrzucała, posądzając Mateczkę i księży-mariawitów o wszystkie możliwe złe cechy, które można przypisać człowiekowi. Ks. Warchoł nie wahał się jednak uznać Mateczki (str.145) za osobę bardzo pobożną, gorliwą, posiadającą wybitne predyspozycje kierownicze. Księża, którzy stali się mariawitami także zostali ocenieni dodatnio. Te pozytywne stwierdzenia są rzadkością w publikacjach rzymskokatolickich.

Autor recenzowanej książki nie ustrzegł się jednak wielu błędów, które obniżają ocenę opracowania. Uważam, że bezpodstawnie ks. Warchoł pominął "Historię Staro-Katolickiego Kościoła Mariawitów". Historia ta, w większości opracowana przez bpa F. Feldmana, ukazywała się w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w odcinkach w periodyku "Mariawita". Tak z uwagi na treści zawarte w tej "Historii", a także uwzględniając, że pisała ją osoba czynnie uczestnicząca w wydarzeniach związanych z historią Kościoła mariawickiego, pominięcie tego opracowania należy uznać za błąd. Ks. Warchoł nie potrafił ustosunkować się do zarzutów "pietyzmu" i "modernizmu", jakie strona rzymska stawiała kapłanom-mariawitom. Autor powtarza zarzut pietyzmu i modernizmu pod adresem mariawitów i nie pogłębia merytorycznie tych zarzutów. Uważnemu czytelnikowi, znającemu zasady pietystów i modernistów, narzuci się teza, że ks. Warchoł jakby bez przekonania wiąże mariawityzm z pietyzmem i modernizmem idąc drogą wytyczoną przez niektórych rzymskich historyków Kościoła.

Co więcej, same treści zawarte w pracy ks. Warchoła pozwalają na obalenie tezy łączącej mariawityzm z pietyzmem i modernizmem. Skąpa próba uzasadnienia mariawickich związków z modernizmem tezą (str.24), że Mateczka "jako jednostka wybitna, w której natchnienie wierzono, mogła być wyłączona spod kontroli urzędu nauczycielskiego Kościoła" jest błędna. W recenzowanej pracy kilkakrotnie sam ks. Warchoł wykazuje chęć Mateczki i kapłanów-mariawitów podporządkowania się czy to biskupom, czy papieżowi. To nie mariawici odrzucili władzę Kościoła, to Kościół rzymski wykluczył Mateczkę i mariawitów ze swej organizacji.

Uważam, że ks. Warchoł zbyt dużą wagę przypisuje tej części monografii abpa Nowowiejskiego4/, które dotyczą mariawityzmu i Mateczki. Ks. Nowowiejski, późniejszy rzymski rządca diecezji płockiej, był w szczególny sposób związany z ruchem mariawickim i odegrał w historii tego ruchu negatywną rolę5/. Dlatego korzystający z ocen A. Nowowiejskiego musi o tym pamiętać i uwzględniać fakt, że oceny te były w dużej mierze wynikiem subiektywnego, a nawet wrogiego stosunku do mariawityzmu, podsycanego zawiedzionymi nadziejami, wiązanymi z możnością kierowania ruchem mariawickim.

Należy odrzucić twierdzenie Autora o "znaczącym, choć nie zamierzonym udziale bł. o. Honorata Koźmińskiego w powołaniu do życia mariawityzmu" (str.26). O. Honorat ma określone zasługi w historii Kościoła rzymskiego, a także w rozwoju ruchu mariawickiego. Jednak uznanie o. Honorata za uczestnika "powołania do życia mariawityzmu" jest tezą mocno przesadzoną i merytorycznie błędną. Niezamierzoność udziału o. Honorata też jest nie do przyjęcia, gdy dowody wskazują na popieranie w pewnym okresie czasu ruchu księży-mariawitów przez o. Honorata i na jego współpracę z Mateczką w działaniu zgromadzeń ukrytych.

Bulwersuje czytelnika sprawa tekstu dekretu Kongregacji Św. Oficjum z dnia 4.IX.1904 r. Autor przytacza, za "Maryawitą" z 1907 r mariawicką krytykę tego dekretu, co można zapisać jedynie na plus recenzowanej pracy. Krytyka ta bowiem nie jest powszechnie znana, a tygodnik"Mariawita" z 1907 r. jest bardzo trudno dostępny. Z dekretem tym jest wiele nieporozumień. Mariawici nie mieli jego oryginału, ponieważ dekret był przez Watykan adresowany do ówczesnego bpa płockiego Wnukowskiego. Mariawici posługiwali się w swej polemice ulotką wydaną w 1904 r. przez diecezję płocką, przedrukowując ją w swej prasie6/.

Ks. Warchoł miał dostęp do archiwum diecezjalnego rzymskokatolickiego w Płocku, a jednak w w/w pracy posługuje się tekstem wydrukowanym przez mariawitów. Powstaje wiec pytanie czyżby tekstu tego dekretu w oryginale w archiwum diecezji rzymskiej w Płocku nie było?! Dekret ten w publikowanej wersji łacińskiej ma zapis o kongregacji "Marianistarum", a nie "Mariavitarum". Wobec powyższego można nawet przyjąć, że albo nie dotyczył on ruchu mariawickiego, albo świadczył o niesolidności urzędników watykańskich, lub diecezjalnych płockich sporządzających tę ulotkę. Pomijając te kwestie należy uznać, że ks .Warchoł dość dokładnie przytoczył mariawicką polemikę z tym dekretem nie dokonując krytycznego rozbioru aktu watykańskiego.

Równocześnie Autor na str. 230 swej pracy, w aneksie nr 18, zacytował tekst tego dekretu powołując się na "Maryawitę" z 1907 r i wprowadzając do tekstu określenie "Mariavitatum", co jest ewidentnym nadużyciem. W tekście opublikowanym w "Maryawicie" z 1907 r. mamy bowiem łacińskie określenia "MARIANISTARUM". Błąd ks. Warchoła jest tu oczywisty lub zamierzony. Próba nierzetelnego cytowania źródła jest poważnym nadużyciem, naukowym. Przyznam się, że chętnie poznałbym oryginał tego dekretu skierowanego do bpa Wnukowskiego choćby z powodu przecięcia sporu co do terminologii użytej w piśmie watykańskim.

Ks. Warchoł podkreśla, że mariawici (str.140) "szczególne słowa sarkazmu i nienawiści kierowali w stronę instytucji papiestwa" uznając, że w Kościele rzymskim papieża postawiono na miejsce Chrystusa. Może trudno mówić o nienawiści, ale ostrej krytyki papiestwa w wystąpieniach mariawickich nie można zaprzeczyć. Niepodważalne jednak jest, że papież w oświadczeniach kościelnych był stawiany często obok, a nawet wyżej od Boga. W dwadzieścia lat po wykluczeniu mariawitów z Kościoła rzymskiego dla nauki kościelnej nie było wątpliwości, że papież jest drugą formą obecności Chrystusa w Kościele. Twierdzono, że Chrystus w Przenajświętszym Sakramencie jest milczący; usta Chrystusa i jego słowa, to papież, a nieomylna prawda i boska nauka są w Watykanie7/. Nie sposób zaprzeczyć, że mariawicka krytyka papiestwa miała swoje mocne uzasadnienie.

Trudno w niewielkiej recenzji poruszyć wszystkie sporne, lub niedomówione kwestie z pracy ks. Warchoła. Pomyłek, lub uproszczeń jest sporo i wymienianie ich zapewne znudziłoby Czytelnika "Mariawity" szczególnie, gdy nie znałby pracy Ks. Warchoła. Podsumowując ocenę powyższego opracowania mogę powitać je jako zapowiedź dalszych, w miarę obiektywnych, prac nad ruchem mariawickim w Polsce.

A. Starczewski (Mariawita 4-6/2004)

Przypisy:
1/ I. Stobiecki - Historie mariawickie według Edwarda Warchoła, Praca nad sobą nr 11 z 1999 r. str. 21-25. Recenzja dotyczyła książki autorstwa w/w p.t. "Starokatolicki Kościół Mariawitów w okresie II Rzeczpospolitej", Sandomierz 1997 r.
2/ Edward Warchoł - Proces wydzielania się związku Mariawitów Nieustającej Adoracji Ubłagania z doktrynalnych i organizacyjnych ram Kościoła rzymskokatolickiego, Sandomierz 2003 r.
3/ A. Starczewski - Kilka uwag do komunikatu Komisji Mieszanej, Mariawita nr 1-3/2004 r. str. 14
4/ A. Nowowiejski - Monografia historyczna napisana podczas wojny wszechświatowej, poprawiona i uzupełniona w 1930 r. Płock 1930 r. str. 667-673.
5/ patrz Feliksa Maria Franciszka Kozłowska - Objawienia Dzieła Miłosierdzia Bożego 1893-1918, Kraków 1995 str. 27, w tym przypis pod gwiazdką. A nadto Maryawita nr 32 z dnia 8.08.1907 r. str. 506-512.
6/ Mariawita nr 31 z dnia 1.08.1907 r. str. 492-493. Błędnie w pracy S. Gołębiowskiego - Św. Maria Franciszka Feliksa Kozłowska 1862-1921 (Życie i dzieło), Płock 2002 na str. 131 zał. nr 2 podano, iż dekret ten opublikowany był w "Maryawicie" nr 81. Takiego numeru tego pisma nie było.
7/ Ks. Biskup Bougaud - Kościół, Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1925 r. str. 382-384.


Uzupełnienie artykułu o chórze
w parafii mariawickiej w Łodzi


Po przeczytaniu artykułu "Wspomnienia parafianki z Łodzi" zamieszczonego w "Mariawicie" nr 1-3 z 2004 r., chciałbym dorzucić kilka istotnych wiadomości na temat powstania i działalności chóru w parafii łódzkiej.

Zajmę się okresem po 1945 r., który znany mi jest najlepiej. Otóż na początku chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że odrodzenie się chóru w Łodzi nastąpiło dzięki p. Lucynie Goncerz.

Po wyzwoleniu w 1945 r. i powrocie na ul. Franciszkańską Parafii okazało się, że nie ma żadnych nut na chór 4-głosowy, potrzebnych w całym roku kościelnym, a szczególnie brak było nut do ceremonii na Niedzielę Palmową i Wielki Tydzień. Pani Lucyna Goncerz, która własnoręcznie przepisywała nuty pożyczane z Płocka, uzupełniła te braki i chór mógł pracować i działać.

Początkowo próby odbywały się w prywatnym mieszkaniu państwa Goncerzów i to tylko z takiego powodu, że około 10 osób z chóru mieszkało w kamienicy obok kościoła i tu łatwiej im się było spotykać wieczorami. Mówiono wtedy, że "idziemy na próbę do kapliczki u Goncerzów".

Kiedy w 1956 r. zacząłem prowadzić chór, to właśnie w mieszkaniu p. Goncerzów prowadziłem próby Mszy Świętej "Piotrowińskiej" S. Moniuszki, którą to Mszę wykonaliśmy podczas Rezurekcji w roku 1957 . Była to, jak na chór amatorski, Msza bardzo trudna, ale udało się pokonać trudności. Nie pamiętam w tej chwili ile razy ta Msza była wykonywana, pragnę tylko nadmienić, że część piątą tej Mszy, "Modlitwę" z tekstem "Tobie Boże na ofiarę", śpiewała solo p. Dominika (Dumka) Rutkowska. Później próby odbywały się na chórze w kościele raz w tygodniu, w poniedziałek. Pani L. Goncerz nie zaprzestała swojej pracy w przepisywaniu nut i nadal wyszukiwała ładniejsze pieśni na chór. Kiedy w 1986 roku podjąłem staranie, aby wydać nuty na chór 4-głosowy na cały rok kościelny, to opierałem się wyłącznie na nutach przepisanych przez nią.

Repertuar chóru w Łodzi był dość duży i obejmował Mszę Świętą I, III, IV, V, VI i wspomnianą wyżej "Mszę Piotrowińską". Raz też, w Wielki Piątek była wykonana "Męka Pana naszego Jezusa Chrystusa" według św. Jana.

Wspomnę jeszcze o solistce, p. Dumce Rutkowskiej. W jej repertuarze były następujące pieśni: Fr. Schubert "Zdrowaś Maryja", A. Adam "Głos duszy", A. Stradella "Pieśń kościelna" zaczynająca się przejmującym tekstem "Łaski o Boże nade mną Panie" i modlitwa z Mszy Piotrowińskiej "Tobie Boże na ofiarę".

Tyle mogę dodać, opierając się na swojej pamięci, na temat historii chóru w Łodzi. Być może jeszcze inne osoby posiadają informacje na ten temat. Mam nadzieję, że zechcą podzielić się nimi, abyśmy mieli pełniejszy obraz działalności chóru w parafii łódzkiej.

Stanisław Jałosiński (Mariawita 4-6/2004)