Mariawita nr 10-12/2007

Miłość

Pójdźmy za Nim


Ez 37, 1-5: Pan [...] rzekł do mnie: Synu człowieczy, czy te kości ożyją? A jam odpowiedział: Panie Boże, Ty sam tylko wiesz. I rzekł do mnie (Pan): Wypowiedz następujące proroctwo na te kości i rzecz im: Kości wyschłe, posłuchajcie słowa Pańskiego: Tak mówi Pan Bóg do tych kości: Oto ja wwiodę w was ducha i ożyjecie i poznacie, że Ja jestem Pan. Rzym 8, 35: A któż nas tedy odłączy od miłości Chrystusowej?

Apostoł Paweł, w przeczytanym tekście pyta nas chrześcijan: „Kto nas odłączy od miłości Chrystusa?” Odpowiedź jest prosta: tylko sami możemy się odłączyć. Bo co znaczy trwać w miłości Chrystusa? Znaczy kochać Chrystusa i kochać wraz z Chrystusem. A Chrystus kocha wszystkich, poniósł ofiarę za wszystkich. Były czasy, gdy chrześcijanie nie rozumieli tego i zamiast kochać wszystkich potrafili nie tylko czuć niechęć do inaczej wierzących, nie tylko ich zabijać, ale dręczyć ich poprzez wymyślne tortury i sądzili, że to robią dla Chrystusa. My opowiadamy, że te czasy minęły, że dziś nie idziemy z nikim walczyć zbrojnie, zabijać lub dręczyć inaczej wierzącego lub niewierzącego.

Ale jakie są nasze uczucia wobec tych innych? Czy ich kochamy? Czy przynajmniej staramy się kochać razem z Chrystusem? Co - w ogóle - znaczy kochać? Na przykład media donoszą: „Chłopak zabił dziewczynę z miłości”. Czy to była miłość? Owszem była - była miłość własna. Dziewczyna nie kochała go tak jak on chciał. On był zawiedziony, więc się zemścił. On chciał brać. Prawdziwa miłość chce dawać.

Kochać razem z Chrystusem, to kochać również tych, którzy nas bynajmniej nie kochają. Dawać nasze uczucia tym, którzy ich nam dawać nie zamierzają. Prawdziwa miłość otwiera oczy, miłość daje wiedzę. Gdy kogoś prawdziwie kochamy wtedy poprzez jego wady i błędy widzimy te jego zalety, te jego dobre cechy, których bez miłości nie bylibyśmy w stanie dostrzec. Prawdziwie kochać, to kochać innych takich jakimi są. Cieszyć się gdy się zmieniają na lepsze, ale nie żądać zmian, a nawet się ich nie spodziewać. Nie jest prawdziwą miłością, gdy mamy zamiar kochania naszych braci pod warunkiem, że ci inni się zmienią tak, jak my byśmy sobie tego życzyli.

Niektórzy usiłują doprowadzić różne wyznania chrześcijańskie do jedności przez dyskusje teologiczne - przez dialog. Owszem dialog może stanowić pierwszy krok na drodze ekumenicznej, może pomóc nam zrozumieć innych, pojąć obcy punkt widzenia. Ale przez logiczny dyskurs trudno jest kogoś zjednać, a tym bardziej przekonać, gdyż każdy w myśleniu wychodzi z innych założeń. Nie da się logiczną dyskusją doprowadzić do wspólnych poglądów kogoś, kto szuka prawdy tylko w literze Biblii z kimś dla kogo ważniejsze jest wewnętrzne, mistyczne poczucie rzeczywistości w Duchu Świętym. - A przecież obaj są chrześcijanami.

Profesor Andrzej Siemianowski pokazał, że podstawowe, znane wszystkim z historii Kościoła, rozłamy w chrześcijaństwie polegały przede wszystkim na przyjęciu języka różnych kierunków filozoficznych przez różne grupy chrześcijan przy ujmowaniu, czy formułowaniu tych samych faktów religijnych. Międzywyznaniowe dyskusje religijne - same dla siebie - mogą doprowadzić raczej do wyostrzenia widzenia istniejących różnic. Chyba, żebyśmy chcieli rezygnować z głębi naszych wierzeń, żebyśmy sobie powiedzieli, że wszystko jedno w co wierzymy. Taki indyferentyzm byłby groźniejszy dla chrześcijaństwa niż istnienie różnic.

Na szczęście rozum jest tylko jedną z sił poznawczych. Równie ważnym narządem poznania jest miłość. Miłość nie posługuje się formalną logiką. Widzi nie tylko czarne, białe i pośrednie odcienie szarości. Widzi tkań istotnych prawd ducha, jako pełną barw.

Gdy kochamy, świat jest piękniejszy. Piękniejsi są nasi bracia chrześcijanie z obcych nam wyznań. Nie tylko ci, którzy sami pojmują sens zbliżenia, ale również ci fanatycy, którzy uważają swoje wyznanie za jedyne miłe Bogu. Jeśli my kochamy Chrystusa i wraz z Chrystusem usiłujemy kochać innych i jeśli ci inni też się starają kochać Chrystusa i z Chrystusem, to znaczy, że kochamy wzajemnie również siebie i mimo, że różnie formułujemy naszą wiarę, że bierzemy udział w różnych obrzędach, tworzymy już dziś braterstwo w Chrystusie.

Przez miłość suche kości sporów teologicznych mogą się oblec w ciało i ożyć Duchem Świętym. I wtedy, jak powiada apostoł, „ani moce, ani to co wysoko, ani to co głęboko, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga.” I to jest ważniejsze od organizacyjnego zjednoczenia, bo wtedy w miłości jesteśmy już zjednoczeni.

brat Paweł

(Nauka wygłoszona w obecności kardynała Stanisława Dziwisza w Bazylice Dominikanów w Krakowie dnia 28 stycznia 2007 roku)